Trwa ładowanie...
14-11-2016 11:56

„Jestem przekonany, że może dojść do wojny Rosja-NATO” – wywiad z generałem Richardem Shirreffem

- Jestem przekonany o tym, że Rosja może zaatakować NATO. Podważanie artykułu 5 przez Donalda Trumpa to bardzo niebezpieczny sygnał. Wszyscy w Europie powinniśmy mieć nadzieję, że w Białym Domu siedzi człowiek, który jest w 100 proc. zaangażowany w artykuł 5 – mówi generał Richard Shirreff, były zastępca naczelnego dowódcy Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie, autor książki „2017. Wojna z Rosją”, w której opisuje prawdopodobny scenariusz wojny pomiędzy Rosją, a NATO, która wybuchłaby po zajęciu przez rosyjską armię państw bałtyckich.

„Jestem przekonany, że może dojść do wojny Rosja-NATO” – wywiad z generałem Richardem ShirreffemŹródło: Wydawnictwo Rebis
dx9rz5o
dx9rz5o

- Jestem przekonany o tym, że Rosja może zaatakować NATO. Podważanie *przez Donalda Trumpaartykułu 5, mówiącego o solidarności członków Sojuszu w wypadku ataku zbrojnego to bardzo niebezpieczny sygnał. Wszyscy w Europie powinniśmy mieć nadzieję, że w Białym Domu siedzi człowiek, który jest w 100 proc. zaangażowany w artykuł 5 – mówi generał Richard Shirreff . Były zastępca naczelnego dowódcy Sojuszniczych Sił Zbrojnych NATO w Europie jest autorem książki „2017. Wojna z Rosją” , w której opisuje prawdopodobny scenariusz wojny pomiędzy Rosją, a NATO, która wybuchłaby po zajęciu przez rosyjską armię państw bałtyckich.*

Tomasz Pstrągowski: Jaka była pana reakcja na słowa Donalda Trumpa, który w kampanii prezydenckiej mówił, że Stany Zjednoczone powinny pójść z pomocą zaatakowanym sojusznikom z NATO tylko, „jeśli ci wypełnią swoje zobowiązania wobec nas”. To podważanie automatyzm artykułu 5, mówiącego iż jeżeli zostanie zaatakowany jeden członek NATO, całe NATO zostaje zaatakowane.

Generał Sir Richard Schirreff: To bardzo niepokojące, gdy człowiek, który być może będzie prezydentem Stanów Zjednoczonych (rozmowa odbyła się tuż przed wyborem Donalda Trumpa na prezydenta – przyp. T.P.), mówi iż Ameryka może nie przyjść z pomocą europejskim członkom NATO. To naprawdę niebezpieczne, bo podkopuje wiarygodność Sojuszu i stawia pod znakiem zapytania artykuł 5. Od 1949 roku, gdy powstało NATO, europejska obronność jest całkowicie zależna od pewności, że ktokolwiek zasiądzie w Białym Domu, Ameryka pospieszy Europie z pomocą. Podważanie tego przez Donalda Trumpa to bardzo niebezpieczny sygnał.

Ale jest jeden szczegół, w którym się z Trumpem zgadzam – europejscy członkowie NATO nie wydają na obronność wystarczająco dużo. To nie jest odkrywcza myśl, amerykańscy sekretarze stanu i obrony powtarzają ją regularnie od dłuższego czasu.

dx9rz5o

Wszyscy w Europie powinni obawiać się prezydentury Trumpa?

Wszyscy w Europie powinniśmy mieć nadzieję, że w Białym Domu siedzi człowiek, który jest w 100 proc. zaangażowany w artykuł 5.

NATO istnieje bez Ameryki?

Nie. NATO jest całkowicie zależne od przewodnictwa Stanów Zjednoczonych. Amerykanie interweniowali w Europie w trakcie I wojny światowej. Interweniowali w Europie w trakcie II wojny światowej. Przewodzili europejskimi narodami w trakcie zimnej wojny. I dziś też Ameryka pozostaje niezbędna dla europejskiej obronności.

Ale dodam, że również amerykańskie bezpieczeństwo jest całkowicie zależne od bezpieczeństwa Europy. W dobrym interesie Ameryki leży gwarantowanie pokoju w Europie.

Jest pan rozczarowany rządami Baracka Obamy? Okazał słabość?

W książce krytykuję ograniczenie liczby amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Europie. Nie powiedziałbym jednak, że był nie dość silnym prezydentem. Warto pamiętać, że w trakcie jego kadencji zmieniły się okoliczności. Być może, gdy Obama podejmował decyzję o wycofaniu części sił z Europy, miał rację. W tamtej chwili nie spodziewaliśmy się wzrostu zagrożenia ze strony Rosji. Ale nie ma wątpliwości, że próba zresetowania stosunków dyplomatycznych z Rosją i skupienie się na Azji, wysłały w świat sygnał, że Ameryka nie jest już tak skupiona na Europie i jej bezpieczeństwie.

dx9rz5o

Trzeba to Obamie oddać, że gdy tylko okoliczności uległy zmianie, on zmienił swoje poglądy i zdecydował o powrocie do Europy. Chciałbym, by każdy polityk tak postępował.

Na zdjęciu: Czy Obama był wobec Putina zbyt miękki?

(img|698701|center)

Dlaczego napisał pan książkę, w której straszy pan ewentualną wojną Rosji z NATO? To ostrzeżenie.

Zdecydowanie. Chcę, by to było wezwanie do przebudzenia. Wierzę, że po inwazji na Krym, prezydent Putin wszedł na kurs, który może zakończyć się starciem z NATO o Litwę, Łotwę i Estonię. To byłaby katastrofa i wydaje mi się, że członkowie NATO muszą zdać sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Oczywiście wielu wysoko postawionych decydentów Sojuszu uświadamia sobie zagrożenie płynące ze strony Rosji, ale mi zależało, by dotrzeć do opinii publicznej i wskazać na największe słabości naszej postawy. Chciałbym, by podjęto odpowiednie działania, dzięki którym wydarzenia, które opisuje, pozostaną fikcją.

dx9rz5o

Twierdzi pan, że Rosja w pierwszej kolejności zaatakuje państwa bałtyckie. Czy Polska też mogłaby się stać celem uderzenia.

Założyłem, że Rosja najechałaby państwa bałtyckie (tzw. Pribałtykę), by zneutralizować NATO. Są to kraje, które siły rosyjskie mogłyby bardzo szybko podbić i odciąć od reszty NATO. Aby takie odcięcie było efektywne, Rosjanie najprawdopodobniej zadbaliby też o przebicie się do Obwodu Kaliningradzkiego – by to osiągnąć, musieliby zająć tzw. „przesmyk suwalski”, czyli zaatakować Polskę.

Nie wydaje mi się, by Rosji zależało na powiększeniu swojego terytorium i okupowaniu Polski. Ale nawet zajęcie „przesmyku suwalskiego” powinno uruchomić w NATO artykuł 5 i próbę wyparcia Rosji z waszego terytorium. A to byłaby olbrzymia operacja, mogąca zakończyć się dla Europy wielką katastrofą i narazić całe NATO. Wydaje mi się, że decydenci mogliby kalkulować, czy to się NATO opłaca. I gdyby takie kalkulacje zwyciężyły, gdyby NATO nie ochroniło jednego ze swoich członków, de facto zakończyłoby to istnienie Sojuszu.

Jako były generał Paktu Północnoatlantyckiego, naprawdę uważa pan, że Rosja może nas zaatakować?

Tak, jestem o tym przekonany.

dx9rz5o

Owszem, NATO militarnie przerasta Rosję. Ma też pod bronią o wiele więcej żołnierzy – 3,5 miliona kobiet i mężczyzn. Przewyższamy Rosję pod względem wydatków na zbrojenia. Gdybyśmy zsumowali budżety obronne państw NATO i porównali je z wydatkami Rosji, zobaczylibyśmy olbrzymią dysproporcję na korzyść NATO.

Ale pozostaje faktem, że Rosjanie potrafią błyskawicznie skoncentrować swoje siły tam, gdzie chcą. Ćwiczyli to wiele razy. Potrafią w bardzo krótkim czasie przerzucić na granice z państwami bałtyckimi nawet 60 tysięcy żołnierzy.

To nie są tylko moje słowa. Przeprowadzono ostatnio symulację, według której zgromadzenie sił na granicach z Litwą, Łotwa i Estonią zajęłoby Rosji ledwie 60 godzin. Słysząc takie rzeczy, warto zadać sobie pytania: „a co ma NATO?” Odpowiedź brzmi: „Nic”. Poza kilkoma oficerami i znikomą liczbą personelu w państwach bałtyckich. W razie inwazji, Litwa, Łotwa i Estonia będą pozostawione same sobie.

dx9rz5o

NATO może mieć przewagę w liczbach, ale liczy się też zdolność jej wykorzystywania. Rozlokowanie oddziałów w odpowiednich miejscach. W tym momencie NATO tego nie robi.

Na zdjęciu: Władimir Putin

(img|698703|center)

Ale dlaczego w ogóle Putin miałby zaatakować Europę?

Putin dąży do odbudowania pozycji Rosji jako mocarstwa. A co ważniejsze, chce zapewnić Rosji bezpieczeństwo. I paranoicznie obawia się zagrożenia ze strony NATO. Chce doprowadzić do nowej Jałty i ustanowić na niej nowy podział stref wpływów – zgodnie z którym Rosja mogłaby sobie podporządkować wszystkich sąsiadów.

dx9rz5o

Atakując państwa bałtyckie osiągnąłby dwa cele.

Po pierwsze, wyprzedziłby uderzenie, którego spodziewa się ze strony NATO. To oczywiście szalone oczekiwania, bo NATO nie planuje atakować Rosji, jednak Putin jest przekonany, że jest inaczej.

Po drugie, zachwiałby stabilnością Paktu. Putin wierzy, że NATO nie podołałoby tak wielkiemu wyzwaniu, a to doprowadziłoby do rozpadu Sojuszu. I wtedy Putin zostałby sam na europejskim placu boju, jako pan i władca.

Putin twierdzi, że to nie on jest agresorem, ale NATO. Wskazuje na fakt, iż siły NATO są coraz bliżej rosyjskich granic, a rozszerzający się sojusz „okrąża” Rosję.

Na pewno musimy zrozumieć sposób myślenia Putina i rosyjskich wojskowych. Musimy zdawać sobie sprawę z ich lęków i brać je pod uwagę. Obietnica członkostwa w NATO złożona Ukrainie w 2008 roku była z militarnego punktu widzenia mało realna, a z politycznego – niemądra. Jestem pewien, że perspektywa Ukrainy w NATO wypełniła serca rosyjskich wojskowych strachem.

Ale z drugiej strony nigdy nie powinniśmy żałować przyjęcia do NATO Polski, Litwy, Łotwy czy Estonii. To była absolutnie słuszna decyzja!

Powiedziałby pan, że NATO i Unia Europejska źle zareagowały na aneksję Krymu?

Nie. Bardzo dobrze zareagowała Unia Europejska. Wprowadzenie sankcji udowodniło, że UE jest zjednoczona i potrafi mówić jednym głosem.

Sprawa z NATO jest bardziej skomplikowana. Co mógł zrobić Sojusz? Niewiele. Ukraina nie była częścią NATO, nie podlegała gwarancjom wynikającym z artykułu 5. Najważniejszym celem NATO jest utrzymanie solidarności wśród członków i ochrona każdego z nich. Rozciąganie tych gwarancji poza członków NATO zawsze będzie trudne – zwłaszcza z punktu widzenia politycznego.

Oczywiście są rzeczy, które NATO może zrobić dla Ukrainy i część z nich robi – na przykład szkoli ukraińskich żołnierzy. Ale jestem zdania, że najbardziej efektowna forma pomocy Ukrainie to indywidualne wsparcie udzielane przez poszczególnych członków Sojuszu. Dostarczanie lub sprzedawanie broni, pomoc przy zwalczaniu korupcji – tego rodzaju działania, nieprowadzone pod sztandarem NATO.

Na zdjęciu: Manewry wojsk NATO i ukraińskich na Ukrainie

(img|698704|center)

Czy to nie jest prowokowanie Rosji? Pańska książka rozpoczyna się od sceny porwania amerykańskich żołnierzy szkolących Ukraińców. Dzięki ich pojmaniu rosyjska propaganda zyskuje niezbędną amunicję.

Dzisiaj szukałbym takiej wymówki raczej w sporze o strefy zakazu lotów nad Syrią.

Rosja na pewno będzie uważała, że takie działania to prowokacja. Ale należy pamiętać, że Rosja gardzi słabością i szanuje siłę. Dlatego sonduje strefy, w których dostrzega słabość. Jeżeli napotkają tam na silny opór, to oczywiście zrobią wokół tego dużo propagandowego hałasu, ale koniec końców uznają przewagę i się wycofają.

Jesteśmy w Europie zbyt miękcy wobec Rosji? Szczególnie Niemcy i ich minister spraw zagranicznych?

Kanclerz Merkel i minister Steinmeier reprezentują dwa podejścia do Rosji. Twarde i polubowne. Próba tłumaczenia poczynań Rosji i łagodzenia jej wizerunku ma w Niemczech długa tradycję i podłoże historyczne. Oczywiście moim zdaniem jest to bardzo niewłaściwe podejście. Tak jak mówiłem, do Rosji trzeba podchodzić z pozycji siły i dzięki takiemu otwierać nowe kanały dyplomatyczne. Rosja szanuje takie podejście.

W pana scenariuszu niemal dochodzi do zdrady w NATO – uruchomieniu artykułu 5 bardzo niechętne są Grecja i Węgry. Czy rzeczywiście może dość do takiej „zdrady” w wypadku konfliktu z Rosją?

Wydaje mi się to możliwe, ale tylko na początkowym etapie konfliktu. Jestem przekonany, że jeżeli ta katastrofa naprawdę się wydarzy, NATO się zjednoczy i uruchomi artykuł 5. A mówię to, bo widziałem od środka, jak NATO działa. I choć jestem krytyczny wobec wielu zjawisk w Sojuszu, to chciałbym podkreślić, że to organizacja opierająca się na porozumieniu. Zbudowanie porozumienia zawsze nieco trwa – nie osiąga się go w jedną noc. Oczywiście, możliwe że nie będziemy mieli tego czasu, ale artykuł 5 mogą też uruchomić poszczególne państwa – udzielając pomocy zaatakowanym sojusznikom na własną rękę.

Gdyby dzisiaj pisał pan tę książkę, wiedząc już o nieudanej próbie puczu w Turcji i późniejszych działaniach prezydenta Erdogana, napisałby pan więcej o Turcji? To sojusznik, którego wierności możemy być pewni?

Gdybym dzisiaj pisał tę książkę jeszcze raz napisałbym więcej nie tylko o Turcji, ale także o Polsce, Finlandii i Szwecji. Ale niestety nie mogę jej przepisać…

Turcja to druga największa armia w NATO, która od zawsze była bardzo wiernym sojusznikiem. To, co teraz obserwujemy w Turcji to klasyczna strategia Putina: „dziel i rządź”. Trudno wyobrazić sobie kraje, które powinno dzielić więcej niż Rosję i Turcję. Jeszcze rok temu Turcja zestrzeliła rosyjski samolot. Turcja jest zaprzysięgłym wrogiem prezydenta Syrii, Al-Asada, którego Rosja wspiera. A mimo to, obaj przywódcy siedzą przy jednym stole i przyjaźnie gawędzą. Dlaczego? Bo Putin dostrzegł szczelinę, w którą może się wcisnąć i poróżnić Turcję z Unią Europejską. Wykorzystał urazę Erdogana do UE, gdy ta nie dość szybko potępiła pucz przeciwko niemu.

Putin natychmiast dostrzega takie rysy i od razu je wykorzystuje. I tak, powinniśmy się tego obawiać.

Na zdjęciu: Książę Karol wizytujący brytyjskie oddziały

(img|698705|center)

Myśli pan, że prezydent Erdogan jest sojusznikiem godnym zaufania?

Myślę, że Turcja jest sojusznikiem godnym zaufania. Musimy patrzeć dalej niż tylko na propagandowe krzyki i wojowniczą retorykę, musimy pracować w oparciu o założenie, że Turcja to lojalny i wierny sojusznik.

Rosja dysponuje doskonale naoliwioną machiną propagandową, której już teraz używa w walce przeciwko NATO i Unii Europejskiej. Dlaczego nie potrafimy się jej przeciwstawić?

To rzeczywiście olbrzymi problem. Musimy przemyśleć rosyjską strategię i wypracować własną.

Zgadzam się z Dymitrim Treninem z Carnegie Moscow Center, który stwierdził, że mamy do czynienia z toczącą się już wojną, w której wykorzystywane są „inne metody” zamiast broni konwencjonalnej. Zdaniem Trenina, który jest Rosjaninem i ma doskonałe źródła informacji na Kremlu, Rosja jest na wojnie z Zachodem od 2014 roku i wykorzystuje do niej potężną machinę medialną. Co ważne ta propaganda jest robiona mądrze i często jest to świetna rozrywka, bardzo atrakcyjna dla odbiorców. Za jej pomocą Putin dzieli i rządzi. Rosjanie podważali wyniki szkockiego referendum niepodległościowego (Szkocja zdecydowała wtedy o pozostaniu w Wielkiej Brytanii – przyp. T.P.), wspierają francuski Front Narodowy i UKiP w Wielkiej Brytanii, atakują lub chwalą Erdogana w zależności od aktualnego zapotrzebowania.

W tym temacie NATO i Unia Europejska powinny nie tyle współpracować, co działać jak jeden organizm. Skupić się na strategii informacyjnej i wysłać Moskwie jasny sygnał, że wkroczyła na niebezpieczną ścieżkę.

Innym tematem, który pan podejmuje jest wojna cybernetyczna. Niedawno byliśmy świadkami ataku hackerskiego na Amerykę i próbę manipulowania przy tamtejszych wyborach. Większość ekspertów się zgadza, iż akcja była dyrygowana z Moskwy. Ameryka powinna uderzyć odwetowo?

Zdecydowanie. I jestem pewien, że to robi.

Jeżeli za atakami rzeczywiście stała Rosja – a siedemnaście amerykańskich agencji wywiadowczym tak twierdzi – to był to akt wojny, tyle że z wykorzystaniem owych „innych metod”. I Rosja powinna spodziewać się kontruderzenia.

Jak ważna jest wojna cybernetyczna na współczesnym polu bitwy?

Jest kluczowa! Strefa cybernetyczna to już część współczesnej wojny – ważna w dokładnie takim samym stopniu, jak artyleria czy lotnictwo. Ktokolwiek przeważa dzisiaj w tym aspekcie, ma gigantyczną przewagę.

Na zdjęciu: Gen. Richard Shirreff, zdjęcie z 2006 roku

(img|698706|center)

Jednej rzeczy nie znalazłem w kreślonym przez pana scenariuszu. Co by zrobiły Chiny, gdyby doszło do starcia pomiędzy Rosją a NATO?

Wydaje mi się, że Chiny skupiłyby się na własnych interesach i nie zaangażowałyby się w wojnę w Europie. Nie wierzę, że Chińczycy weszłyby w jakiś złowieszczy pakt z Rosjanami, by wspólnie zdominować świat. Nie ma wątpliwości, że Państwo Środka to jedno ze światowych mocarstw, porównywalnych z Rosją czy Stanami Zjednoczonymi. Pamiętajmy jednak, że Chińczycy wkładają bardzo dużo energii w utrzymywanie spójności terytorialnej swojego kraju – pełnego napięć. Przeznaczają olbrzymie zasoby na wydźwignięcie setek milionów obywateli z biedy i skupiają się na zabezpieczeniu stałego wzrostu gospodarczego, a dzięki temu zapewnieniu sobie dominacji ekonomicznej.

Obserwujemy teraz, jak Pekin pręży muskuły na Morzu Wschodniochińskim i Południowochińskim i próbuje zdominować tamtejsze wyspy. To zagrożenie powinniśmy traktować o wiele poważniej niż ewentualny sojusz rosyjsko-chiński. Rosja potrzebuje Chin dużo bardziej niż Chiny Rosji.

Kilka razy w książce Władimir Putin zapewnia, że jeżeli NATO wkroczy na terytorium Rosji, nie zawaha się użyć broni atomowej. Naprawdę uważa pan, że ewentualne starcie NATO z Rosją może się skończyć atomową wymianą ciosów?

Spójrzmy na fakty – Rosja włączyła broń atomową w każdy aspekt swojej doktryny wojennej. W 2013 roku Rosjanie przeprowadzili olbrzymie ćwiczenia nazwane Exercise Snap Check 2013. Ostatnim etapem tych ćwiczeń była „deeskalacja atomowa” – strategia, która w skrócie wygląda tak: atakujemy, bardzo szybko zajmujemy dane terytorium, a w przypadku jakiejkolwiek odpowiedzi NATO, grozimy użyciem pocisków atomowych. W zasięgu znajdujących się w Kaliningradzie Iskanderów znajdują się Sztokholm, Kopenhaga, Berlin i Warszawa.

Musimy bardzo poważnie traktować to zagrożenie – jakakolwiek atomowa wymiany ciosów może eskalować i doprowadzić do całkowitego unicestwienia ludzkości.

Ale twierdzi pan też, że wojna Rosja-NATO nie musi się wcale skończyć III wojną światową i całkowitą zagładą.

Aby skutecznie przeciwstawić się potencjalnemu agresorowi, musisz dorównywać mu siłą. Nie wystarczy straszak w postaci broni atomowej. Niezwykle niebezpieczne jest przeświadczenie, że światowy pokój zabezpieczy sama groźba użycia broni masowego rażenia. Uważa pan, że Putin uwierzy, jeżeli zagrozimy atakiem atomowym (i możliwą zagładą świata), by bronić państw Pribałtiki? Nie uwierzy i sprawdzi nasz blef. Dlatego tak ważne jest utrzymywanie sił konwencjonalnych i gotowość do ich użycia. I dlatego wojna NATO-Rosja może nie być wcale wojną światową, która skończy się całkowitą apokalipsą.

Rada Północnoatlantycka – złożone z polityków ciało, które nim podejmie jakąkolwiek decyzje, musi ją przedyskutować i przegłosować - to słabość NATO, utrudniająca szybką reakcję na zagrożenie?

W Radzie Północnoatlantyckiej tkwi źródło słabości i siły NATO. Słabość wynika z konieczności każdorazowego uzyskania konsensusu. To czasochłonne, a czas to ostatnie, co będziemy mogli marnować, jeżeli dojdzie do wojny. Siły, bo jeżeli konsensus już zostanie osiągnięty, mamy do czynienia z niewzruszonym blokiem 28 państw. To potężne przesłanie.

Na zdjęciu: "Zielone ludziki" w Doniecku

(img|698707|center)

Możliwe jest, by Rada Północnoatlantycka uruchomiła artykuł 5, nie z powodu konwencjonalnego ataku, ale z powodu ataku cybernetycznego lub aktywowania się rosyjskich „zielonych ludzików”?

Rada musi rozważyć, co artykuł 5 oznacza w XXI wieku. W tym momencie, zapisy traktatu mówią o „zbrojnej napaści”, ale rozumienie tego terminu jako zmasowanej inwazji rosyjskich czołgów jest bardzo zimnowojenne. Osobiście jestem zdania, że cyberatak lub wojna asymetryczna to także „zbrojna napaść” – przy pomocy „innych metod”, ale wciąż. Widzieliśmy na Ukrainie, co Rosjanie potrafią osiągnąć przy wykorzystaniu tych metod.

W pana książce wojskowi są bardzo świadomi zagrożenia, ale politycy – w szczególności europejscy – bagatelizują je.

Wydaje mi się, że jest coraz lepiej i europejscy politycy coraz częściej dopuszczają do siebie myśl, że Rosja może zagrażać NATO. Wystarczy spojrzeć na szczyt NATO, który odbył się latem w Warszawie. Jego przesłanie było jasne – NATO rozpoznaje zagrożenie. Czy robi w związku z tym wystarczająco dużo? Nie. Czy zmiany zachodzą wystarczająco szybko? Zdecydowanie nie. Ale przynajmniej wiedzą, w którą stronę patrzeć.

Problemem jest postawa społeczeństw poszczególnych państw europejskich. Europejscy wyborcy powinni być przygotowani na to, co może nadejść. I na zmiany, które należy wprowadzić, by do tego nie doszło.

Szczególnie krytyczny jest pan wobec Wielkiej Brytanii i kondycji jej sił zbrojnych. Dlaczego?

Nie krytykuję samej armii. Służyłem w niej przez 37 lat i wiem, że jest to pierwszorzędna instytucja, z której Brytyjczycy mogą być dumni.

Ale nie ma wątpliwości, że Przegląd Strategii Obronnej z 2010 roku zalecał bardzo głębokie cięcia i w rezultacie osłabił naszą armię. A to bardzo źle nie tylko dla obronności Wielkiej Brytanii, ale i Europy i NATO.

Napisał pan wręcz, że brytyjska armia rozczarowała swoich sojuszników w Iraku.

Minie jeszcze wiele lat, nim uda nam się przegryźć przez historię konfliktu irackiego i wyciągnąć odpowiednie wnioski. W 2006 i 2007 roku dowodziłem dywizją w zachodnim Iraku, byłem więc bardzo blisko tych wydarzeń. Będę bardzo szczery – w Iraku byliśmy świadkami klęski strategii. Ponieśliśmy porażkę w trakcie planowania, wyznaczania celów i, przede wszystkim, określenia, co powinno zostać zrobione.

(img|698708|center)

Wojna w Iraku była w Wielkiej Brytanii bardzo niepopularna, głównym celem rządu było więc jak najszybsze zakończenie misji i wycofanie się z Bliskiego Wschodu. Takie podejście przełożyło się na braki w zaopatrzeniu i niechęć do zaangażowania większej ilości żołnierzy – niezbędnej, by naprawdę rozwiązać problemy nękające Irak.

Nasza misja polegała na zaprowadzeniu pokoju w powierzonych nam prowincjach, sprawowaniu kontroli nad terytorium i stopniowym przekazywaniu władzy i obowiązków obronnych irackiemu rządowi. By to osiągnąć musieliśmy przede wszystkim zaprowadzić tam pokój. To było dla mnie jasne, gdy latem 2006 roku zaczynałem służbę w Iraku. Ale straciliśmy inicjatywę. Basra – miasto liczące sobie 1,3 miliona mieszkańców - była w rękach lokalnych milicji. Każdy ruch poza bazami był zagrożeniem dla życia żołnierzy ze względu na ciągłą aktywność wrogich sił. By przełamać tę sytuację potrzebowaliśmy większej ilości zasobów. Których nam nie zapewniono.

A jak radzili sobie Polacy?

Nigdy nie służyłem bezpośrednio z Polakami, miałem jednak z nimi kilka razy do czynienia. I mam dla polskich żołnierzy tylko najwyższe uznanie. Wizytowałem 10. Brygadę Kawalerii Pancernej, która była częścią formacji, którą dowodziłem. Bardzo efektywni. Wizytowałem też w Afganistanie oddziały Sił Zadaniowych „Biały Orzeł” i z pierwszej ręki podziwiałem ich pracę. Powtarzam – mam do polskich żołnierzy tylko szacunek.

dx9rz5o
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dx9rz5o