"Jestem Hiltonką, a to nie byle co". Paris jest dumna ze swoich osiągnięć
- Mając dwadzieścia kilka lat, osiągnęłam taką biegłość w biznesie i imprezowaniu, że ludzie zaczęli mi płacić za udział w przyjęciach. Nie wymyśliłam tego zjawiska, lecz zapoczątkowałam jego renesans. Cieszy mnie tytuł pierwszej influencerki - mówi o sobie Paris Hilton w autobiografii.
Dzięki uprzejmości wyd. Prószyński i S-ka publikujemy fragment książki "Paris. Autobiografia" (przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska), która ukaże się 7 listopada.
Rozdział 1.
Mówili mi, że to głupota skakać ze spadochronem rankiem po imprezie z okazji moich dwudziestych pierwszych urodzin w Las Vegas, ale wówczas mnie to nie obchodziło, a dziś wiem, że nie mieli racji. Jeśli skok ze spadochronem ma zwieńczyć balety stulecia, to nie widzę przeszkód. Kiedy szaleć, jak nie w dwudzieste pierwsze urodziny, a mnóstwo głupot, które robi się po dwudziestce, tworzy fundament późniejszej mądrości. Potem człowiek nabiera rozumu, uświadamia sobie, ile błędów popełnił – i żałuje.
Ja po dwudziestce poszłam na całość. Dziewczyno, a co ci szkodzi? Nie daruj sobie żadnej głupoty. Kochaj niewłaściwych facetów. Nienawidź niewłaściwych kobiet. Noś Von Dutch. Niczego nie żałuję. No, może kilku rzeczy. Skok ze spadochronem do nich nie należy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dr Nassif z "Plastycznej fuszerki", o tym, co pacjenci sobie operują teraz najczęściej
Gdy postanowiłam to zrobić, uznałam, że będzie to wisienka na torcie, znakomite zwieńczenie megaimprezy urodzinowej z udziałem gwiazd, odbywającej się w kilku lokalizacjach – kto wie, czy nie największej od czasów Marii Antoniny – a wiem, co mówię, bo imprezowanie to moja specjalność, kunszt wyćwiczony przez lata zaciętej praktyki.
KRÓTKA HISTORIA MOJEGO IMPREZOWEGO DZIEDZICTWA (Szczegóły pojawią się w toku niniejszej książki).
W dzieciństwie chodziłam głównie na spotkania rodzinne w Brooklawn, domu rodziców mojego ojca, Barrona i Marilyn Hiltonów, których nazywałam Papą i Nanu. Może widzieliście go w moim serialu dokumentalnym "Paris in Love", to posiadłość w stylu georgiańskim (w 2021 roku wzięłam w niej ślub), zaprojektowana przez legendarnego architekta Paula R. Williamsa, twórcę domów Franka Sinatry, Lucille Ball, Barbary Stanwyck oraz innych hollywoodzkich nieśmiertelnych. Dom dziadków powstał w 1935 roku dla Jaya Paleya, jednego z założycieli CBS.
W owym czasie Papa miał osiem lat i mieszkał w hotelu ze starszym bratem Nickym, młodszym Erikiem i moim pradziadkiem, Conradem Hiltonem. Według rodzinnej mitologii, prababcia odeszła, gdyż nie odpowiadało jej trudne hotelowe życie, i porzuciła nadzieję, że Conrad się wzbogaci (krzyż na drogę).
Conrad był później krótko żonaty z węgierską celebrytką Zsa Zsą Gabor, spłukaną, ale piękną miłośniczką codziennych baletów. Zsa Zsa miała błyskotliwą osobowość i stała się prekursorką dzisiejszych influencerek, którym płaci się za noszenie konkretnych ciuchów, bywanie na przyjęciach i zachwalanie kosmetyków, tak aby firmy mogły zaistnieć w hollywoodzkiej prasie.
Małżeństwo zakończyło się burzliwie i Conrad doszedł do wniosku, że najlepiej zrobi, jeśli będzie wychowywał chłopców w pojedynkę. Wpoił im tradycyjne, chrześcijańskie wartości, kazał pracować jako gońcy hotelowi i wbił im do głowy, że praca i rodzina to wiecznie skłócone, zazdrosne bóstwa, które toczą nieustanną wojnę o czas człowieka i jego całkowite oddanie.
Papa ożenił się z Nanu po II wojnie i doczekali się ośmiorga dzieci. Tata jest numerem sześć. Kiedy był mały, przenieśli się do domu Jaya Paleya i przemianowali go na Brooklawn.
To wszystko brzmi jak prehistoria, lecz aby zrozumieć moją opowieść, musicie znać najważniejszego Hiltona. Ludzie znający Conrada osobiście twierdzą, że jestem taka sama jak on, co przeważnie biorę za komplement. Przeważnie. Zmarł dwa lata przed moim urodzeniem i wbrew powszechnej opinii przepisał większość majątku na cele dobroczynne.
Papa pracował. Moi rodzice pracowali. Ja jestem tytanem pracy. W 2022 r. podpisałam wielki kontrakt na bycie twarzą Hilton Hotels w kampaniach reklamowych oraz promocjach krzyżowych w mediach społecznościowych i uwielbiam z nimi współpracować, ale to chyba największa kasa, jaką uda mi się zdobyć za bycie Hiltonką.
Ale jestem Hiltonką, a to nie byle co. Wiem, że urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą, jasne? Moja rodzina jest nazywana "amerykańską rodziną królewską". Nie umniejszam skali przywilejów, jakimi dzięki temu się cieszę. Doświadczenia. Podróże. Możliwości. Jestem wdzięczna za to wszystko.
(...)
Kiedy Nicky i ja byłyśmy małe, zanim jeszcze pojawili się chłopcy, mama uczyła nas, jak zachowywać się w towarzystwie. Którego widelca używać. Jak ustawiać stopy, gdy pozujemy do zdjęć na czerwonym dywanie. Rozumiałyśmy, że nasze nazwisko ma ciężar gatunkowy i przyciąga uwagę. Miałyśmy określoną pozycję w towarzystwie, z czym wiązały się pewne oczekiwania.
W dzieciństwie brałyśmy udział w eleganckich rautach, wydarzeniach charytatywnych, świątecznych galach i wypasionych przyjęciach w Waldorfie lub Met, gdzie rodzice zadawali się z prawnikami, agentami, politykami oraz całą rzeszą niezwykłych ludzi pochłoniętych ważnymi sprawami.
W jednym z najwcześniejszych wspomnień siedzę na kolanach Andy’ego Warhola i rysuję na afterparty w Waldorf Astorii. Ubóstwiał mnie i zawsze powtarzał mamie, że zostanę wielką gwiazdą.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Po raz pierwszy posmakowałam clubbingu w wieku dwunastu lat. Nicky i ja przyjaźniłyśmy się z Kady, córką Pii Zadory, a Pia przyjaźniła się z naszą mamą, więc poszłyśmy z nią na koncert New Kids on the Block w LA. Ponieważ była znana, weszłyśmy za kulisy – i mało nie umarłyśmy.
– Idziemy do Bar One na afterparty – powiedzieli chłopcy Pii. – Chodźcie z nami.
– Musimy iść! Prosimy! Prosiiiiimy! – przekrzykiwałyśmy się z dziewczynami. Miałyśmy bzika na punkcie New Kids. Pia była spoko, więc poszłyśmy do Bar One i bramkarze wpuścili nas bez mrugnięcia okiem.
Atmosfera w Bar One dosłownie mnie rozwaliła. Czułam się jak naelektryzowana, no bo – ŚWIATŁA MUZYKA MODA ŚMIECH MUZYKA RADOŚĆ ŚWIATŁA BIAŁE ZĘBY BRYLANTY MUZYKA – były tam wszystkie bodźce, których mój mózg z ADHD nieustannie łaknął. Nie miałam pojęcia, że to fizjologiczna reakcja, wiedziałam tylko, że odczuwam coś prawdziwego, i bardzo mi się to spodobało. Jakby każda cząstka mnie ożyła – ciało, umysł, duch, skóra – i było to fantastyczne doznanie.
Niestety, kiedy chłonęłam to wszystko, wpadłyśmy na siostrę mamy. Ciocia Kyle zrobiła wielkie oczy, odciągnęła Pię na bok i coś jej nagadała, po czym zabrała nas do domu, ale wiedziałam, że muszę tam wrócić.
Jako nastolatka nie przepuściłam żadnej okazji, żeby się wyrwać z domu. Stałam się jedną z młodocianych imprezowiczek, trzęsących nocnym światkiem na początku lat dziewięćdziesiątych. Znalazłam się pod opieką tancerzy i performerów, drag queen i Harajuku Girls, dzięki czemu poznałam tajniki imprezowania jak gwiazda rocka:
- Nawadniaj się.
- Trzymaj fason (wstawiona – okej, schlana mniej).
- Noś solidne buty, na przykład na platformie, i wygodne ciuchy, w których przetańczysz całą noc i z łatwością prześliźniesz się przez okno i płot.
W tamtym okresie nie piłam i nie brałam narkotyków. Odurzałam się wyłącznie zabawą. Nie szłam na imprezę, żeby się nawalić, lecz po to, by potańczyć. Alkohol i prochy to ucieczka od rzeczywistości, a ja pragnęłam rzeczywistości. Ucieczka w picie przyszła w późniejszym czasie.
(...)
Między szesnastym a osiemnastym rokiem życia nie miałam zbyt wielu okazji do imprezowania z uwagi na udział w sekciarskich obozach na łonie natury i wyjazdach do "szkół rozwoju emocjonalnego".
Mając kilka tygodni wolności, zachowawczo brałam udział w kameralnych balangach na plaży i domówkach, gdzie młodzież siedziała i gadała, póki nie zmuszałam wszystkich do tańca, zwłaszcza nieśmiałych i zakompleksionych. Oni najbardziej musieli się wyszaleć. Do dzisiaj to zasada numer jeden, kiedy jestem didżejem w prawdziwym lub wirtualnym świecie: balujesz z Paris, masz tańczyć.
W wieku osiemnastu lat podpisałam kontrakt z agencją modelek i myślicie, że co ludzie chcą robić po pokazie mody? Imprezować z modelkami. "Co ty nie powiesz", burkniecie, ale pomińmy założenie, że faceci to świnie, a modelki to idiotki. Nie jest to prawdą i takie etykietowanie niczemu nie służy.
Uważam, że większość mężczyzn jest z gruntu przyzwoita, a rozchwytywane modelki podróżują po całym świecie. Takie podróże to najlepsza forma zdobywania wiedzy. Większość z nich to młode dziewczęta tuż przed dwudziestką lub po niej, i czasem widać ten brak dojrzałości, ale się wyrobią. Dajcie im chwilę.
Networking – budowanie sieci kontaktów – to podstawa biznesu. Mając dwadzieścia kilka lat, osiągnęłam taką biegłość w biznesie i imprezowaniu, że ludzie zaczęli mi płacić za udział w przyjęciach. Nie wymyśliłam tego zjawiska, lecz zapoczątkowałam jego renesans.
Cieszy mnie tytuł pierwszej influencerki. Dziewczęta muszą zrozumieć, jaką wartość wnoszą na imprezę. Nie sztuka stać i ładnie wyglądać, od tego są manekiny. Doświadczona imprezowiczka jest koordynatorką, negocjatorką i dyplomatką – zarazem lontem i zapałką.
Dziewczyny, znajcie swoją wartość. To nie wy macie szczęście, że jesteście na imprezie, to impreza ma szczęście, że się zjawiłyście. To samo ma zastosowanie w związkach, pracy i rodzinie.
(...)
Powyższy fragment pochodzi z książki "Paris. Autobiografia" (przełożyła Magdalena Moltzan-Małkowska), która ukaże się nakładem wyd. Prószyński i S-ka 7 listopada.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o horrorach, które bawią, strasząc, wspominamy ekranizacje lektur, które chcielibyśmy zapomnieć, a także spoglądamy na Netfliksowego "Beckhama", bo jak tu na niego nie patrzeć? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.