Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 10:00

Jerzy i poszukiwanie kosmicznego skarbu

Jerzy i poszukiwanie kosmicznego skarbuŹródło: Inne
d10v00v
d10v00v

PROLOG

– T minus siedem minut i trzydzieści sekund – usłyszał metaliczny głos. – Ramię orbitera odsunięte.
Jerzy przełknął nerwowo ślinę i poruszył się niespokojnie w fotelu dowódcy wahadłowca. A zatem wreszcie to było to. Już nie miał odwrotu. Za kilka minut – minut, które upływały o wiele szybciej niż te dłużące się niemiłosiernie na ostatniej lekcji w szkole – pozostawi za sobą Ziemię i poleci w kosmos.
Teraz, kiedy ramię orbitera stanowiące pomost pomiędzy statkiem kosmicznym a światem zewnętrznym zostało odsunięte, wiedział, że nie ma już szans się wycofać. To jeden z ostatnich etapów przed startem, pokrywy zaraz się zamkną. I to nie tak po prostu, lecz hermetycznie. Choćby bębnił ze wszystkich sił w pokrywę włazu i błagał, by go wypuszczono, nikt po drugiej stronie go nie usłyszy. Astronauci pozostali sami w swym potężnym statku kosmicznym i jedynie minuty dzieliły ich od startu. Nie mogli już nic zrobić, a jedynie czekać, aż odliczanie dojdzie do zera.
– T minus sześć minut i piętnaście sekund. Przedstart silników manewrowych.
Silniki manewrowe, służące do sterowania wahadłowcem podczas startu i lądowania, czerpały energię z ogniw paliwowych, które działały już od wielu godzin. Jednakże ta komenda sprawiła, że statek zaczął tętnić życiem, jak gdyby przeczuwał, że moment jego chwały jest blisko.
– T minus pięć minut – rozległ się ponownie głos – przejście do startu silników manewrowych.
Żołądek podszedł chłopcu do gardła. Ze wszystkich rzeczy we Wszechświecie najbardziej pragnął raz jeszcze odbyć podróż kosmiczną. I oto właśnie znajdował się z astronautami na pokładzie najprawdziwszego statku kosmicznego czekającego na platformie wyrzutni na start. Ekscytujące, ale i przerażające przeżycie. Co będzie, jeśli popełni jakiś błąd? Zajmował fotel dowódcy, a to znaczyło, że jest odpowiedzialny za wszystko, co dzieje się z wahadłowcem. Obok siedział pilot, które był jednocześnie jego zastępcą.
– A więc jesteście astronautami z jakiejś gwiezdnej wyprawy?– wymamrotał do siebie nieco głupkowatym głosem.
– Co to miało być, kapitanie? – usłyszał w hełmofonie.
– Ee… hm… – zmieszał się Jerzy, który całkiem zapomniał, że w centrum dowodzenia słyszą każde wypowiedziane przez niego słowo. – Tak sobie tylko głośno myślę, co mogliby powiedzieć kosmici, gdybyśmy akurat jakichś spotkali.
W słuchawkach dał się słyszeć donośny śmiech.
– W każdym razie przekaż im, że ich wszyscy pozdrawiamy.
– T minus trzy minuty i trzy sekundy. Silniki do położenia startowego.
„Brruumm, brruumm”, tym razem już tylko pomyślał dowódca.
Trzy silniki główne i dwa wspomagające na paliwo stałe rozpędzą statek w ciągu pierwszych kilku sekund, jeszcze zanim opuści wieżę startową, do 160 kilometrów na godzinę, a osiągnięcie prędkości 28 000 kilometrów na godzinę zajmie im ledwie osiem i pół minuty!
– T minus dwie minuty. Osłony zamknięte.
Jerzego swędziały palce, by poprzestawiać parę z tysięcy znajdujących się w kabinie przełączników, ot, tak sobie, żeby zobaczyć, co się wtedy stanie, ale nie miał śmiałości. Przed sobą widział drążek, za pomocą którego jako dowódca będzie sterował wahadłowcem, gdy znajdą się w kosmosie, a następnie podczas cumowania do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. To zupełnie jak zasiadanie za kierownicą samochodu, z tą różnicą, że drążkiem dało się poruszać we wszystkich kierunkach; nie tylko w lewo i w prawo, lecz także do przodu i do tyłu. Jerzy położył palec na szczycie drążka, by się przekonać, jaki jest w dotyku. Jeden z wykresów na znajdujących się przed nim monitorach zadrżał z lekka. Chłopiec szybko cofnął rękę, udając, że w życiu niczego nie dotykał.
– T minus pięćdziesiąt pięć sekund. Blokada silników wspomagających w położeniu roboczym.
Dwie rakiety na paliwo stałe, które za chwilę uniosą wahadłowiec z wyrzutni na wysokość około 400 kilometrów, nie miały żadnego wyłącznika. Po ich zapłonie startu już nie sposób było zatrzymać.
„Żegnaj, Ziemio!”, pomyślał Jerzy. „Niezadługo wrócę”.
Poczuł przypływ smutku, że oto opuszcza tę piękną planetę, zostawiając na niej przyjaciół i rodziców. Już wkrótce będzie wysoko na orbicie ponad ich głowami, gdy statek przycumuje do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, która pędząc z zawrotną szybkością, dokonuje pełnego obiegu Ziemi w ciągu dziewięćdziesięciu minut. Z góry dostrzeże zarysy kontynentów, oceanów, pustyń i jezior, oraz światła wielkich miast po nocnej stronie, natomiast on sam dla mamy, taty i przyjaciół, Anny, Eryka i Zuzanny, na Ziemi będzie jedynie świetlistym punktem przesuwającym się szybko po niebie w pogodną noc.
– T minus trzydzieści jeden sekund. Przejście na automatyczną sekwencję końcową odliczania przedstartowego.
Astronauci poruszyli się lekko w swych fotelach, usiłując usadowić się jak najwygodniej przed długą podróżą. Wnętrze kabiny było niewiarygodnie małe i ciasne. Aby zająć miejsca do startu, należało się wręcz przeciskać, a Jerzy musiał skorzystać z pomocy członka personelu technicznego, by wgramolić się na siedzenie Wahadłowiec stał pionowo w pozycji startowej, więc wszystko w kabinie wydawało się jak gdyby przestawione. Również fotele znajdowały się w takiej pozycji, że chłopiec miał stopy skierowane ku dziobowi statku, a jego plecy ułożone były w poziomie.
Po starcie, gdy wahadłowiec znajdzie się już na orbicie okołoziemskiej i ustawi się równolegle do Ziemi, będzie można odnieść wrażenie, że to po prostu kabina samolotu. Ale na razie statek stał pionowo na wyrzutni, czekając, by wznieść się poprzez chmury i atmosferę, aż do przestrzeni kosmicznej.
– T minus szesnaście sekund – powiedział całkowicie beznamiętnie metaliczny głos. – Włączenie wodnego systemu tłumienia fal dźwiękowych. T minus piętnaście sekund.
– T minus piętnaście sekund, kapitanie – rzekł pilot w sąsiednim fotelu. – Wahadłowiec wystartuje już za mniej niż piętnaście sekund.
– Juuhuu! – wykrzyknął Jerzy. „Jejku!”, dodał w duchu.
– Juuhuu, kapitanie – odpowiedziano mu z centrum dowodzenia. – Życzymy udanego lotu.
Chłopiec poczuł dreszcz podniecenia. Z każdym oddechem wytęskniony start był coraz bliżej.
– T minus dziesięć sekund. Odpalenie iskrowników wypalania wodoru. Rozpoczęcie procedury zapłonu silników głównych.
Nareszcie! To wszystko się działo naprawdę!
Przez wizjer dostrzegał skrawek zielonej trawy, szary beton drogi startowej, a powyżej błękitne niebo, po którym kołowały ptaki. Leżąc na plecach w fotelu astronauty, starał się zachować zimną krew.
– T minus sześć sekund – oznajmił głośnik. – Zapłon silników głównych.
Jerzy poczuł niewiarygodne drgania towarzyszące włączeniu silników, pomimo iż sam statek jeszcze nie ruszył z miejsca. W słuchawkach usłyszał znów głos z centrum dowodzenia:
– Gotowość do startu w czasie T minus pięć sekund. Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden. Gotowi do startu?
– Tak – odpowiedział opanowanym głosem, chociaż w głębi ducha wprost krzyczał z radości. – Jesteśmy gotowi do startu.
– T minus zero. Zapłon silników na paliwo stałe.
Drgania się nasiliły. Pod załogą odpalono dwie rakiety na paliwo stałe. Było to zupełnie jak silne kopnięcie od tyłu. Potężny ryk rozerwał ciszę i wahadłowiecwzbił się ku niebu. Jerzy miał wrażenie, jak gdyby ktoś go wystrzelił z Ziemi przywiązanego do ogromnego fajerwerku. Teraz prawdopodobny był każdy scenariusz: statek mógł eksplodować, zboczyć z kursu i roztrzaskać się o Ziemię, albo też wzlecieć i wymknąć się spod kontroli, a Jerzy nie zdołałby temu zapobiec.
Poprzez wizjer zobaczył błękit ziemskiej atmosfery, ale nie dostrzegł już samej Ziemi – a więc opuszczał rodzimą planetę! W kilka sekund po starcie wahadłowiec przekręcił się i astronauci znaleźli się pod olbrzymim pomarańczowym zbiornikiem paliwa!
– Motyla noga! – wrzasnął Jerzy. – Jesteśmy do góry nogami! Lecimy w kosmos źle obróceni! Ratunku! Ratunku!
– Wszystko w porządku, kapitanie! – zapewnił go pilot. – Zawsze tak się leci.
Dwie minuty po starcie Jerzy poczuł silne szarpnięcie i cały statek się zakołysał.
– Co to było?! – krzyknął.
Przez wizjer zobaczył, jak najpierw pierwszy, a potem drugi silnik wspomagający oddzielają się i odlatują od wahadłowca szerokim łukiem.
– Coś zgubiliśmy! – zauważył z przerażeniem.
– Spoko – odparł pilot. – Tak właśnie miało być.
Po odrzuceniu silników wspomagających wewnątrz kabiny zapanowała niemal zupełna cisza. Chłopiec nie odczuwał już, że niewidzialna siła wgniata go w fotel. Był w stanie nieważkości! Zerknął przez wizjer i w tej wielkiej ciszy miał ochotę krzyczeć z zachwytu. Wahadłowiec przekręcił się raz jeszcze i człon orbitalny ponownie znalazł się u góry wielkiego pomarańczowego zbiornika paliwa, a nie u dołu.
Po ośmiu minutach i trzydziestu sekundach od startu – Jerzy czuł, jak gdyby upłynęły wieki całe, a on tego nawet nie zauważył – trzy silniki główne wyłączyły się, a zewnętrzny zbiornik paliwa się oddzielił.
– Poooszedł! – gwizdnął pilot i kapitan zobaczył przez wizjer, jak olbrzymi zbiornik znika w oddali, by spłonąć w atmosferze.
Przekroczyli właśnie granicę, gdzie błękit ziemskiego nieba przechodzi w czerń przestrzeni kosmicznej. Ze wszystkich stron błyszczały dalekie gwiazdy. Wciąż jeszcze wznosili się, ale już niewiele im brakowało do osiągnięcia maksymalnej wysokości. Nie odnosili teraz wrażenia, że zostali gwałtownie wystrzeleni z Ziemi, lecz że majestatycznie szybują w przestrzeni kosmicznej.
– Wszystkie systemy działają poprawnie – zameldował pilot, sprawdzając migające światełka na panelach. – Zmierzamy na orbitę. Kapitanie, czy wprowadzisz nas na orbitę?
– Tak – odparł śmiało Jerzy i zwrócił się do centrum kierowania w Teksasie. – Houston – wypowiedział najsłynniejsze słowo w historii lotów kosmicznych – jesteśmy gotowi do wejścia na orbitę. Czy mnie słyszysz, Houston? Tu Atlantis. Jesteśmy gotowi do wejścia na orbitę.
Pośród panującej na zewnątrz statku ciemności gwiazdy nagle stały się bardzo jasne i bardzo bliskie. Jedna z nich zdawała się zbliżać ku Jerzemu, świecąc mu jaskrawo prosto w twarz. Była tak blisko i tak jasna, że…
Poderwał się ze snu i wreszcie dotarło do niego, że jest w jakimś nieznanym łóżku, a ktoś świeci mu latarką w twarz.
– Jerzy! – wysyczała tajemnicza postać. – Jerzy! Wstawaj! Mamy podbramkową sytuację!

d10v00v
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d10v00v