Jej mieszkanie ucierpiało w pożarze na trasie Marszu Niepodległości. Właścicielka przerywa milczenie
- Mogło dojść do wielkiej tragedii, w tej kamienicy jest instalacja gazowa. Rzucanie rac z intencją zrobienia komuś krzywdy jest takie ewidentnie niechrześcijańskie - mówi Katarzyna Kobro-Okołowicz, której mieszkanie zostało podpalone przez uczestników warszawskiego Marszu Niepodległości.
Maciej Kowalski: Odetchnęliście już trochę po wczorajszym gorącym dniu?
Katarzyna Kobro-Okołowicz: Udało mi się przespać kilka godzin, ale Stefan [Okołowicz, witkacolog, którego pracownia ucierpiała w pożarze - przy. red.] nawet nie zmrużył oka. Teraz jeszcze czytamy wiadomości, które szerokim strumieniem napływają do nas ze wszystkich stron. Ludzie oferują pomoc organizacyjną i prawną, pieniądze, współpracę w różnych sprawach. Odebraliśmy już telefony z całej Polski, ale też ze Stanów, z Niemiec, Cypru, Londynu... Ta fala wsparcia jest dla niebywała i zaskakująca. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni i serdecznie wszystkim dziękujemy.
Znana jest wersja uczestników Marszu Niepodległości, znana jest wersja policji, a jak wczorajsze wypadki wyglądały z waszej strony?
Siedzieliśmy w domu, nie tym, gdzie był pożar...
Bo nie mieszkacie tam?
Nie, nikt tam nie mieszka. To pracownia, gdzie przechowywane są materiały do wystaw, obrazy, reprodukcje. Przede wszystkim te poświęcone Witkacemu, którego twórczością głównie zajmuje się Stefan, ale nie tylko.
W tej chwili były tam rzeczy przygotowane na witkacowską wystawę, która miała się już odbywać w Brukseli i Białymstoku, ale z powodu pandemii została przełożona na przyszły rok. Są tam też obrazy wielu artystek i artystów, niekoniecznie znanych, sporo materiałów związanych z Małgorzatą Starowieyską-Zick, malarką, o której napisałam książkę.
Wróćmy do środowego popołudnia. Co robiliście podczas Marszu Niepodległości?
Śledziliśmy relacje z Marszu, widzieliśmy akcje przed Muzeum Narodowym. Chwilę potem zadzwonił administrator i powiedział, że mieszkanie płonie. Stefan wsiadł do samochodu i ruszył w tamtą stronę, ja postanowiłam pójść na piechotę. I to był właściwie marszobieg, byłam pierwsza.
Strażacy bardzo szybko pojawili się na miejscu, musieli być gdzieś w pobliżu. I bardzo sprawnie zaczęli akcję ratunkową. Kiedy tam dotarłam było już właściwie po wszystkim. Na klatce i podłodze w mieszkaniu była woda, leżały na niej arkusze papieru, byłam przerażona, że to rysunki, na szczęście to były tylko rulony papieru.
Co spłonęło, co zostało zniszczone?
Przede wszystkim spłonęła zabytkowa rama drzwi balkonowych i same drzwi. Raca na szczęście nie wpadła do mieszkania, ale zatrzymała się między jednymi, a drugimi drzwiami. Zniszczona jest też część podłogi. I trochę materiałów, które były w środku.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Trudno jeszcze dokładnie ocenić straty, będziemy to robić dopiero dziś i w najbliższych dniach. Myślę jednak, że największa jest strata, powiedziałabym, symboliczna. Czyli sam fakt, że ludzie kierują się wobec innych nienawiścią. To znamienne i przerażające.
Jak można wam teraz pomóc?
Powiem szczerze, że bezpośredniej pomocy w zasadzie nie potrzebujemy. Dostaliśmy jej już sporo, praktycznie od razu. Zaraz po pożarze na miejscu pojawiła się grupa młodych ludzi, którzy przedstawili się jako ekipa ze skłotu Syrena. Mieli ze sobą narzędzia i zaczęli naprawiać drzwi.
Chciałabym raczej, żeby stało się coś innego - żeby ta sprawa, choć trochę, zmieniła podejście ludzi, żeby stała się ważną lekcją. Nie będę potępiać samego Marszu, ani jego uczestników. Każdy ma prawo do swoich poglądów i do ich manifestowania. Sama w grupie swoich znajomych i krewnych mam ludzi, którym zdarza się uczestniczyć w takich manifestacjach. Mój kuzyn jest narodowcem i ciotka Stefana też. Dojrzała demokracja polega na poszanowaniu innych ludzi i ich poglądów, nawet jeśli są bardzo odmienne od naszych. Nie można zachowywać się w taki sposób. Nie można nawoływać do nienawiści.
Rzucanie racami w okna cudzych mieszkań z zamiarem zrobienia komuś krzywdy, jest nie tylko niechrześcijańskie, ale wręcz zupełnie sprzeczne z chrześcijańską ideą miłości bliźniego. Mówię o tym, bo uczestnicy Marszu deklarują się jako chrześcijanie. Powiedzmy, że tym razem nie stało się nic bardzo złego, ale przecież mogło. A gdyby to było mieszkanie, w którym były dzieci, albo seniorzy, nie dający rady uciec? Sąsiedzi byli przerażeni, bo w tej kamienicy jest instalacja gazowa, strach pomyśleć, co mogłoby się stać, gdyby została naruszona.
Co chciałabyś powiedzieć Robertowi Bąkiewiczowi, organizatorowi Marszu?
Po południu przyszło do nas dwóch młodych ludzi ze Straży Marszu. Przepraszali nas za to, co się stało, tłumaczyli, że jest ich za mało, żeby panować nad wszystkim, co się dzieje w ramach tej imprezy, odcięli się od tego postępowania. Podałam im telefon, żeby Robert Bąkiewicz zadzwonił.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ale już kilka godzin potem oświadczył oficjalnie, że nie popełnił przestępstwa i nie bierze odpowiedzialności za to, co się stało, opublikowali post nawiązujący do współpracy Stefana z Teatrem Rozmaitości Grzegorza Jarzyny, pisząc, że są ultralewakami... To jest słabe. Chciałabym więc tylko zaapelować do niego, żeby i on, i uczestnicy zachowywali się po chrześcijańsku. Może to naiwne podejście. Ale powołam się tutaj na śp. ks. Jana Kaczkowskiego, który podczas jednej z mszy, na której byłam, modlił się za ludzi "z prawicy i lewicy, by słuchali przekazu ewangelii, że należy bezwzględnie miłować i szanować drugiego człowieka". Tylko i aż tyle.