Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:35

Jednym zaklęciem

Jednym zaklęciemŹródło: "__wlasne
d3cu32t
d3cu32t

RozdziaŁ 1

Mały domek na skraju bagien, w którym stary Roggit przeżył swoje życie, nie należał, ściśle mówiąc, do wioski Telven. Jednakże, znajdując się na przeciwległym zboczu wzgórza, które stanowiło granicę miasteczka, był na tyle blisko, aby Roggita uważano za Telveńczyka; nikt tedy nie protestował, kiedy jego uczeń, Tobas, zaprosił mieszkańców na pogrzeb swojego mistrza. Oczywiście, pomijając wszelkie subtelne rozróżnienia graniczne, nie należało do rzeczy mądrych narażać się na gniew czarnoksiężnika ani jego ucznia – nawet jeśli był on tak niedouczony jak Tobas, który kształcił się dopiero rok czy dwa u niemal już zupełnie zdziecinniałego i od dawna zniedołężniałego starca. Z tych to względów, a także zwykłej ciekawości wywołanej całopaleniem jednej ze starszych i bardziej ekscentrycznych osób w okolicy, ceremonie pogrzebowe przyciągnęły cały tłum – więcej niż połowę mieszkańców miasteczka. Patrząc, jak rozchodzili się w milczeniu po zagaśnięciu ognia, Tobas zdał sobie sprawę z niemiłej prawdy, że nikt spośród
nich – ani młody, ani stary, ani w średnim wieku – nie przyszedł wiedziony przyjaź-nią czy też współczuciem dla zmarłego czarnoksiężnika albo dla niego, żyjącego ucznia.
Gdy był młodszy, miał przyjaciół, ale wszyscy odsunęli się, kiedy opuściło go szczęście. Od śmierci ojca uważano go za istotę przynoszącą pecha, nie nadającą się na przyjaciela dla nikogo.
Patrzył, jak wieśniacy oddalali się parami, trójkami lub całymi rodzinami, a potem ruszył samotnie na drugą stronę wzgórza do swego domku. Słońce stało jeszcze wysoko na niebie. Stos wypalił się szybko, ostatnio bowiem było dosyć sucho.
Wspinając się na szczyt, Tobas zastanawiał się, czy on sam naprawdę smuci się z powodu śmierci Roggita, i stwierdził zaniepokojony, że nie jest pewien, czy żałuje Roggita, czy tylko martwi się własną przyszłością.
A przyszłość ta była do pewnego stopnia niepewna – jako uczeń Roggita w momencie jego śmierci dziedziczył wszystko, co nie zostało wcześniej zapisane innym; o ile wiedział, Roggit nie miał dzieci ani krewnych, ani nawet byłych uczniów, którym mógłby coś zostawić. Skromny spadek w całości należał się Tobasowi.
Co prawda nie stanowiło to wielkiej pociechy. Roggit nie był bogaty. Miał niewielki kawałek ziemi, zbyt bagnistej, by nadawała się do uprawy, domek wraz z całym wyposażeniem, i to wszystko.
Przynajmniej nie zostałem bez dachu nad głową tak jak wtedy, gdy umarł ojciec, pomyślał Tobas. A w domku znajdowały się zapasy ziół i magiczne sprzęty Roggita, w tym rzecz najważniejsza – jego Księga Zaklęć.
Tobas będzie jej bardzo potrzebował. Na niej jedynie może polegać. Kiedy udało mu się wreszcie przekonać starego czarodzieja, żeby go przyjął na ucznia, chociaż każdy kto nie był na wpół ślepy i zdziecinniały widział, że ma co najmniej piętnaście lat, a nie maksymalnie dopuszczalne trzynaście, Tobas myślał, że zapewnił sobie byt. Oczekiwał, że spokojnie przeżyje swoje dni, zarabiając na chleb jako małomiasteczkowy czarnoksiężnik sprzedawaniem napojów miłosnych i odczynianiem uroków, tak jak Roggit. Wydawało się, że będzie to całkiem proste. Został wprowadzony we wstępne tajniki Cechu Czarnoksiężników – myśląc o tym, nieświadomie dotknął rękojeści sztyletu, który miał u pasa – i przyswoił sobie pierwsze zaklęcie bez trudu, gdy po całych miesiącach najwyraźniej niepotrzebnych przygotowań Roggit uznał wreszcie, że może go czegoś nauczyć.
Tobas opanował pierwsze zaklęcie dokładnie i ponad wszelką wątpliwość. Ćwiczył dotąd, aż był w stanie wykonać je w sposób doskonały bez chwili zastanowienia; dopiero wtedy Roggit przyznał, że je umie, i obiecał nauczyć go następnego w ciągu najbliższego miesiąca. Uczeń z niecierpliwością oczekiwał kolejnego stadium swojej nauki, a tymczasem dwa dni temu staruszek umarł we śnie, zostawiając Tobasowi dom i swoją Księgę Zaklęć, a także słoiki, pudełeczka i najrozmaitsze tajemnicze przedmioty oraz znajomość tylko jednego zaklęcia – umiejętność rozpalania ognia.
Dziadek nazywał to Zapłonem Thrindle’a, a Tobas musiał przyznać, że umiejętność zapalania ognia wszędzie, o każdej porze, w każdych warunkach, bez względu na to, jak mokre jest paliwo czy jak silny wieje wiatr, jest rzeczą bardzo użyteczną, pod warunkiem, że ma się swój athame – jak Roggit nazywał zaczarowany sztylet będący kluczem do czarodziejskiej potęgi – oraz kilka ziaren siarki; tak więc od czasu do czasu popisywał się zapaleniem tego czy owego. Użył zaklęcia do zapalenia stosu pogrzebowego Roggita, tworząc odpowiednią atmosferę ceremonii pogrzebowej, i wieśniacy wydali pomruk aprobaty. Oczywiście nie zawsze udawało mi się z powodzeniem posłużyć swoim zaklęciem, pomyślał kwaśno; raz wpędził się w zakłopotanie, usiłując zapalić czarną skałę, którą omyłkowo wziął za węgiel. Jedynym rezultatem był deszcz iskier. Na szczęście dziewczyna, przed którą się chciał popisać, nie wiedziała, że należy oczekiwać czegoś więcej, i była odpowiednio zachwycona.
Mimo swojej niewątpliwej użyteczności Zapłon Thrindle’a nie był zaklęciem, z którego można by się utrzymać. Nie zarobi nim na chleb ani nie przekona żadnej dziewczyny, żeby za niego wyszła – większość panien z miasteczka okazywała mu ostatnio wyraźny chłód, chociaż nie bardzo wiedział dlaczego. Nigdy nie twierdził, że ożeni się z miłości – było to udziałem niewielu osób – ale wątpił, żeby w obecnej sytuacji którakolwiek niezamężna kobieta chociaż rozważała możliwość zawarcia z nim małżeństwa z rozsądku. Musi szybko nauczyć się więcej zaklęć i zdobyć sobie markę jako nowy czarnoksiężnik wioskowy. Jeśli nie uda mu się wkrótce zapewnić sobie tej pozycji, to ktoś może zaprosić jakiegoś obcego maga, który pozbawi go zajęcia. Gdyby tak się stało, to nie utrzyma się z tych paru ziół, które rosną w jego ogrodzie.
Na szczęście miał Księgę Zaklęć Roggita. Ale, przyspieszając kroku na opadającym zboczu wzgórza, stwierdził, że mimo woli przychodzą mu na myśl powody, dla których mógłby nie potrafić jej użyć. Czy Roggit napisał ją w jakimś tajnym języku czarnoksiężników? Czy potrzebne mu zaklęcia będą wymagały składników, których nie uda mu się zdobyć? Księga była stara; może jej karty będą dla niego nieczytelne i tylko Roggit mógł sobie z niej odtwarzać to, co już znał? Czy jest w niej jakaś nieznana mu ważna tajemnica?
Nie chciał marnować czasu. Jeśli straci chociaż jeden dzień na żałobę po biednym starym Roggicie, to coś może pójść nie tak. Otworzy Księgę Zaklęć, gdy tylko znajdzie się w domu.
Z niecierpliwością przebiegł przez podwórko, otworzył zasuwę i wszedł do domu, który nie należał już do Roggita. Należał do Tobasa.
Rozejrzał się, jakby tu był po raz pierwszy. Jego własne wąskie łóżko, w zasadzie raczej kozetka, którego już nie będzie używał, stało w jednym kącie; po drugiej stronie znajdowało się skromne łóżko Roggita, i te miał zamiar zająć. W obu końcach pokoju ziały paleniska, puste i zimne; było jeszcze ciepło, a od śmierci Roggita Tobas nie zatroszczył się o ugotowanie czegokolwiek. Długi stół, na którym przyrządzano posiłki, jedzono i który stanowił warsztat pracy czarnoksiężnika, stał pośrodku. Dłuższe ściany z obu jego stron były zastawione półkami, szalkami i szafeczkami zapełnionymi przedmiotami niezbędnymi w skromnym życiu codziennym czarnoksiężnika i w jego tajemnym zawodzie. Sufit był po prostu spodem krytego słomą dachu, a podłoga zwykłym klepiskiem. Księga Zaklęć leżała w samotnej glorii na swoim pulpicie. Niezbyt to wiele, pomyślał krytycznie. Domek jednak był suchy, a gdy rozpaliło się palenisko, również ciepły. Nie wyglądał teraz najlepiej – materac na łóżku był goły, bo jedyne koce posłużyły do
owinięcia szczątków Roggita na stosie pogrzebowym, a wiaderka na drewno i wodę stały puste, gdyż Tobas nie poświęcał wielkiej uwagi sprawom życia codziennego od chwili śmierci Roggita. Kilka zaklęć, które rzucił stary czarnoksiężnik, być może działało tu i tam, trochę napojów leczniczych i miłos-nych mogło gdzieś walać się w tym bałaganie, ale na wierzchu nie widziało się nic magicznego. Zwykły, skromny dom.
Ale był jego domem.
Tobas utkwił wzrok w Księdze Zaklęć. Ona też należała do niego. Była to jedyna rzecz Roggita, której nie wolno mu było dotykać. Mizerna garstka półszlachetnych kamieni starego czarnoksiężnika leżała schowana gdzieś w domku, ukryta nawet przed jego własnym uczniem, ale Tobas mógł oglądać je do woli, gdy z jakiegoś powodu Roggit wyjmował je z ukrycia. Tylko księga była zakazana. Podszedł do pulpitu i zaczął ją badać.
Była wielka, gruba, oprawiona w matowe, niebieskoszare aluminiowe płyty; duży, czarny znak runiczny, którego Tobas nie potrafił odczytać, zdobił jej okładkę. Wiedział, że większość kart jest pusta, ale Roggit chwalił się, że zawiera trzydzieści różnych zaklęć. Tobas był pewien, że księga ta stanowi klucz do jego przyszłości.
Zawahał się, wciąż jakby związany zakazem starca, ale w końcu dotknął wyszczerbionej metalowej okładki. Ma do tego prawo, myślał, i postępuje najzupełniej rozsądnie, sięgając po Księgę Zaklęć, którą odziedziczył, gdyż chce nauczyć się więcej magii i zarobić na życie. Teraz należy do niego. Delikatnie pogłaskał księgę, jak gdyby spodziewając się, że odczuje jej magię, ale w dotyku była taka sama jak ścianka wiadra na wodę. Uśmiechnął się, rozbawiony swoją naiwną myślą, że można odczuć magię księgi – jak gdyby ona ją miała. Wresz-cie, bardziej przejęty, niż gotów był się do tego przyznać przed samym sobą, chwycił wytartą krawędź i podważył ciężką, oprawioną w aluminium okładkę.
Bez żadnego ostrzeżenia czarny znak na okładce głośno i gwałtownie eksplodował Tobasowi w twarz, wyrzucając na wszystkie strony pomarańczowe iskry; żadna z nich nie trafiła go, chociaż jedna osmaliła mu włosy.
Tobas, zaskoczony, zrobił w pierwszej chwili krok do tyłu, gapiąc się na dymiącą, poczerniałą okładkę Księgi Zaklęć. Wyglądało na to, że Roggit umieścił jakieś zaklęcie ochronne, aby odstraszać złodziei. A potem Tobas poczuł zapach dymu i zdał sobie sprawę, że iskry nie były iluzją. Zdziwiony i pełen niesmaku rozejrzał się dokoła; rozrzucone iskry gasły na twardym klepisku, jedna przypaliła blat stołu, ale poza tym nie uczyniły żadnej szkody. Tylko dlaczego czuł zapach dymu?
Pociągnął ponownie nosem, a potem spojrzał w górę, skąd dobiegł go cichy trzask, i zobaczył, że jeden z ognistych pocisków zapalił dach tuż nad kalenicą. Sucha słoma zajęła się błyskawicznie.
Bliski paniki, rozejrzał się gwałtownie, szukając jakiegoś sposobu ugaszenia ognia, zanim się rozprzestrzeni. Nie pofatygował się, żeby przynieść wody, i teraz nie miał jej pod ręką, by zalać płomienie, a droga do studni czy choćby do bagna zajmie mu tyle czasu, że spali się połowa dachu. Porwał z pobliskiej półki starą szatę Roggita, ale nie sięgał nią tak wysoko, by móc zdławić ogień. Duży koc, którym dosięgnąłby, spłonął na stosie pogrzebowym.
Wspiął się na stół, owijając sobie przedramię szatą; gdy wyciągnął rękę, noga stołu trzasnęła pod jego ciężarem i poleciał z powrotem na podłogę. Potoczył się na bok, nie doznając szwanku, poderwał się i rozejrzał za czymś innym, na co mógłby się wspiąć.
Nie znalazł nic. Krzesła, jak to stwierdził natychmiast, były za niskie. Musiał jednak coś zrobić, bo domek stanowił cały jego majątek. Przecież Tobas był w zasadzie czarnoksiężnikiem. Jednak patrząc na płomienie liżące poczerniałą ze starości kalenicę kilka stóp poza jego zasięgiem czuł się całkowicie bezradny.
Widok rozprzestrzeniającego się ognia wpędził go w ostateczną desperację i przyszła mu do głowy pewna myśl. Był czarnoksiężnikiem i znał zaklęcie, jedno co prawda, ale za to związane z ogniem. Czyż przysłowie nie mówi, że ogień należy zwalczać ogniem?
Szybko wyrwał zza pasa sztylet, wydobył z woreczka siarkę i cisnął swoje zaklęcie w płonącą strzechę.
Eksplozja, jaką wywołał, przerosła poprzednią. Pół dachu poszło w drzazgi, a siła wybuchu powaliła Tobasa i go ogłuszyła.
Kiedy wrócił do przytomności, cały dom stał w ogniu, a płonące odłamki padały na wszystkie strony. W panice, zapominając o wszelkich próbach ratowania swojego dziedzictwa i myśląc tylko o własnej skórze, wybiegł na dwór, wzywając dziko pomocy.

d3cu32t
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3cu32t

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj