Trwa ładowanie...
fragment
05-03-2012 16:28

Jedna para, jeden rok, 52 uwiedzenia

Jedna para, jeden rok, 52 uwiedzeniaŹródło: "__wlasne
d2v4wmc
d2v4wmc
Sposób nr 10

Robótki ręczne

Pewnie myślicie, że po weekendzie pełnym płaczu i pochlipywania
nasz sposób na uwiedzenie był do bani. A może spodziewacie
się, że w ogóle daliśmy sobie spokój i zafundowaliśmy sobie
spokojniejsze rozrywki, takie jak gra w karty, albo poddaliśmy się ogłupiającemu
działaniu telewizji. O nie. Nie tak łatwo dajemy za wygraną.
Idziemy dalej.
Po dramacie, jaki rozegrał się podczas lunchu, wracamy do samochodu.
W drodze powrotnej planowaliśmy odwiedzić inny sex-shop,
który – jak słyszałam – jest bardziej przyjazny dla kobiet. Podejrzewam
jednak, że Herbert nie ma na to ochoty, więc proponuję, abyśmy zrezygnowali
z naszego pomysłu. Patrzy na mnie zbulwersowany.
– O, nie. Będę zawiedziony, jeśli tam nie pójdziemy. Myślałem o kupieniu
takiego wibratora na pilota, jak w filmie Shortbus. Podoba mi się
też erotyczna gra planszowa.
I to wyszło z ust mężczyzny, który obawia się o swoje pożądanie.
Podejrzewam, że wibrator na pilota tak naprawdę nie istnieje,
ale cieszę się bardzo, że ma ochotę harować dalej, jeśli mogę użyć takiego
zwrotu.
– Mnie podobają się eleganckie wibratory – przyznaję. – Wiesz, takie
małe i ładniutkie. Można ich używać na różne sposoby.
Herbert prawie zatrzymuje samochód.
– Bardzo chciałbym patrzeć, jak się masturbujesz – przyznaje. – Nigdy
nie robisz tego przy mnie.
To nie do końca prawda. Na początku naszego związku podczas
jednego ze stosunków zaczęłam masturbować się przy Herbercie, ale on
poczuł się urażony. Myślał, że nie potrafi mnie zaspokoić. Nigdy więcej
już tego nie spróbowałam. Jestem jednak zbyt uprzejma, aby teraz mu
to wypomnieć. Mięsień, który odpowiada za nadstawienie drugiego policzka,
jest zdecydowanie zbyt rzadko przeze mnie używany, ale udaje
mi się teraz go odnaleźć.
– Dobrze, nie ma sprawy.
Pracuję w domu, więc nieobce są mi „robótki ręczne”. Pozwalają
zabić czas, powstrzymują mnie od zbyt częstego zerkania na Twittera,
a poza tym są najlepszym lekarstwem na ból głowy, jakie znam. Dzięki
nim migreny stają się bardzo seksowne. Nauczyłam się masturbacji, gdy
miałam pięć lat, i od tamtej pory z wielkim entuzjazmem oddaję się tym
praktykom. Kiedy rozpoczęłam życie seksualne, przez długi czas wydawało
mi się, że nie będę w stanie osiągać orgazmów, aż zorientowałam
się, że to jest to samo, co od wielu lat sama robię. Aha, pomyślałam, to
na tym polega orgazm.
Samodzielnie wypracowałam dość specyficzną technikę, którą stosuję
niemal zawsze. Czasami poświęcam czas na bardziej wymagające
pieszczoty, ale przeważnie do masturbacji kładę się na brzuchu. Ucieszyłam
się, gdy zobaczyłam, że Maggie Gyllenhaal w Sekretarce postępowała
podobnie. W ten sposób szybciej osiągam orgazm i doznania są
intensywniejsze – może chodzi o nacisk bioder na ręce? Tak czy inaczej
masturbacja oznacza dla mnie w głównej mierze dotykanie sromu i górnej
części łechtaczki. Nigdy nie wkładam palców do pochwy, chyba że
potrzebuję nieco nawilżenia. Potrafię w ten sposób osiągnąć całkowicie
zadowalający orgazm, a na dodatek mogę pozostać w ubraniu.
Brzmi to mało interesująco i nieco mechanicznie, i w pewnym sensie
takie jest. Sam fizyczny akt mnie nie pociąga, chodzi o towarzyszące
mu fantazje, o zanurzenie się na chwilę w prywatnym świecie mojej
erotycznej wyobraźni.
Wróćmy do teraźniejszości. Trudno mi będzie zorganizować pokaz
dla Herberta, używając mojej dość wyjątkowej techniki. Zastanawiam
się, czy masturbować się przy nim w tradycyjny sposób, czy może wy93
brać coś bardziej oryginalnego. Nie ma o czym myśleć. Mój sposób jest
dość osobisty i doprowadziłby do szybkiego końca. Muszę wymyślić coś
bardziej pokazowego.
Nadal oglądamy filmy z listy sporządzonej przy okazji sposobu nr
9, więc po powrocie do domu włączamy Piękność dnia. Gra aktorska jest
okropna, choć zapewne Herbertowi to nie przeszkadza, ponieważ często
pojawiają się sceny seksu. Po przedłużającym się początku Belle, główna
bohaterka, zaczyna pracować w burdelu, aby pozbyć się „oziębłości”
względem męża. Już dawno nie słyszałam tego słowa użytego z powagą.
Fabuła nie jest zbyt odkrywcza – okazuje się, że Belle po prostu musi
zostać potraktowana nieco ostrzej, aby zdać sobie sprawę ze swojej potrzeby
uległości. Od razu widać, że scenariusz napisał mężczyzna.
Jednak moim zdaniem problem Belle polegający na pragnieniu seksu
i jednoczesnym strachu przed nim jest bardzo seksowny, a niepewność
związana z każdym kolejnym klientem mogłaby mi się spodobać. Niestety,
szybko dostrzegam, że Herbert się nudzi. Według niego w filmie
jest za mało seksu. Muszę jakoś pobudzić jego zainteresowanie.
– W zeszłym tygodniu kupiłam podobną bieliznę – mówię do niego,
wskazując na jedną z prostytutek na ekranie, która elegancko paraduje
po pokoju. – Chcesz, abym ją założyła?
– Pewnie – wzrusza ramionami jak zwykle niezainteresowany.
Mimo to podejrzewam, że nowa bielizna zrobi na nim wrażenie.
Po pierwsze, jest w stylu retro, który Herbert bardzo lubi. Po drugie,
w skład kompletu wchodzą figi bez kroku. Całość przypomina sukienkę
mini z podwyższonym pasem w stylu lat pięćdziesiątych z miseczkami
na fiszbinach oraz podwiązkami. Wybrałam kolor różowej gumy do
żucia z czarnymi falbankami. Komplet jest na tyle śmieszny, aby rozbawić,
a przy tym dość seksowny, z gatunku burleski. Biegnę na górę, aby
się w niego wbić. Dobieram do niego ładne pończochy z czerwonym
szwem firmy Topshop. Po chwili schodzę powoli na dół.
– Co ty na to?
Herbert spogląda w górę i się uśmiecha.
– Ładnie.
Kładę się na drugim końcu sofy i rozsuwam nogi. Herbert odwraca
się w moim kierunku, aby na mnie patrzeć. Prawdę mówiąc, ciężko
jest zacząć. Odnoszę wrażenie, że zapomniałam, jak to się robi. Ogarnia
mnie nieśmiałość, ponieważ nagle zrozumiałam, że mam udzielić lekcji.
Mam dać przykład. Jednak coś jest nie w porządku. Herbert dzieli
uwagę pomiędzy mnie a to, co się dzieje na ekranie.
Podejmuję decyzję. Muszę się masturbować naprawdę, nie mogę
jedynie udawać, aby zadowolić Herberta. Chodzi tylko o mnie. Ściągam
okulary i zamykam oczy. Następnie prostuję nogi i napinam mięśnie
brzucha. Oblizuję usta i zaczynam oddychać nieco głębiej. Kiedy po
chwili otwieram oczy, okazuje się, że Herbert zupełnie zapomniał o telewizji.
Zbliżył swoją twarz do mojej i patrzy na mnie uważnie. Ponownie
go ignoruję i zagłębiam się w swój własny świat. Leżenie na plecach
nie ułatwia sprawy, ale powoli zbliżam się do celu. Wymaga to jednak
większego skupienia z mojej strony. Herbert zaczyna głaskać i całować
mnie po udach, wzbudzając moje pożądanie – widzę, jak powstrzymuje
się przed dotknięciem mojej pochwy, choć bardzo tego pragnie. W końcu
sama już nie mogę wytrzymać i kieruję jego twarz w dół. Gest ten
przyjmuje z wdzięcznością.
Osiągam jeden z największych orgazmów od kilku lat; krzyczę
naprawdę głośno. Następnie szybko wstaję i rewanżuję się, pozwalając
Herbertowi na wytrysk w moich ustach. A wierzcie mi, nawet w nowym
porządku, jaki zapanował po zawarciu naszej umowy, to dość rzadki przywilej.
Już dawno nie widziałam, aby penis Herberta był tak duży i twardy.
Nawet po tym wszystkim drzemie we mnie niespełnione pożądanie.
Wciągam Herberta na siebie i pocierając udami, doprowadzam go
do erekcji. Potem dochodzi do penetracji, o której jeszcze wczoraj nie
chciałam nawet myśleć, a teraz nie mogę się jej doczekać. Herbert szepcze
mi do ucha:
– Dotykaj się.
Siadam więc na niego, tak aby miał lepszy widok. Osiągam kolejny
potężny orgazm, zanim Herbert zdążył zebrać myśli.
– Dobrze – mówi. – Teraz moja kolej. Zacznę się masturbować, a ty
będziesz lizała moje sutki.
Jak nigdy, z chęcią spełniam jego prośbę.
Mam niemiłe doświadczenia z robieniem loda. Kiedyś nienawidziłam
seksu oralnego i unikałam go jak ognia. Wydaje mi
się, że przez pierwsze dziesięć lat naszego związku uprawialiśmy
seks oralny nie więcej niż raz w roku.
Co mam na swoją obronę? Nie jestem pewna. Może po prostu nigdy
się do tego nie przyzwyczaiłam. Wówczas nie przyznałabym się
do tego, ale gdy poznałam Herberta, nigdy wcześniej nie robiłam nikomu
loda. Wiedziałam, że powinnam, ale czułam się niekompetentna.
Chciałam, aby Herbert widział we mnie dojrzałą kobietę (w wieku
osiemnastu lat wydaje nam się, że to możliwe), więc nie wypadało
powiedzieć, że nie wiem, jak to się robi. Natomiast on na początku był
zbyt uprzejmy, aby o to poprosić. Po pewnym czasie jednak się przełamał
i z jakiegoś powodu wydawało mi się, iż powinnam zrobić z tego
aferę, więc stwierdziłam, że moim zdaniem seks oralny jest politycznie
niepoprawny.
Może wówczas nawet w to wierzyłam – kto wie? W tym wieku byłam
małą podżegaczką i na uniwersytecie uczęszczałam na zajęcia traktujące
o teoriach feministycznych. Znalazłam się wówczas pod wpływem
Andrei Dworkin zamiast Germaine Greer. Obawiałam się, że nieświadomie
mogę stać się ofiarą męskiej seksualności, więc doszłam do wniosku,
iż lepiej nie klękać przed żadnym mężczyzną.
Lata mijały i moje przekonania stały się obiektem żartów. Pewnego
wieczora Herbert wspomniał swojemu koledze, że ma nadzieję na
bożonarodzeniowego loda i od tamtej pory zwrot ten stał się utartym
powiedzonkiem w kręgu naszych znajomych. Niektórzy ludzie nadal pytają
mnie każdego roku, czy Herbert otrzymał swój prezent, a ja znoszę
to z uśmiechem na twarzy.
Herbert, dzięki Bogu, nigdy nie miał podobnych problemów. Może
godzinami lizać i ssać. Czasami sama proszę go, aby przestał, ponieważ
zaczynam odczuwać nudę. A czasami doprowadza mnie do niezwykłych,
przyprawiających o dreszcze orgazmów.
Jednak Bóg mi świadkiem, robił, co mógł, aby zmienić moje podejście.
Nigdy nie jęczał ani nie próbował mnie nakłaniać (nie wziął też
przykładu z naszego wspólnego znajomego, który proponował swojej
żonie w zamian nową parę butów), ale czasami układał się tak, aby
jego penis znalazł się w pobliżu mojej twarzy, mając chyba nadzieję, że
w końcu przyssę się do niego niczym niechętny noworodek do piersi
matki. Nic z tego! Wiele lat temu, po tym jak moją niechęć zrzuciłam
na czułe powonienie (mam węch niczym pies gończy), zaczął myć penisa
po każdym sikaniu. Nadal tak robi – wiele lat milczącego optymizmu
w końcu się opłaciło.
W pewnym momencie zorientowałam się, że tak naprawdę nie mam
nic przeciwko robieniu loda. Moje koleżanki uprawiały seks oralny dość
chętnie i nie chciałam od nich odstawać. Wówczas jednak uważałam,
że nie mogę ot tak sobie zmienić zdania. Nie mogłam po prostu powiedzieć:
„Dobrze, odmieniło mi się”. Poza tym nadal czułam się zupełnie
niekompetentna. Bałam się, że zrobię coś nie tak, że Herbert się rozczaruje.
Znowu do głosu doszło poczucie dumy. Po prostu nie potrafiłam
odpuścić.
Co się zmieniło? Nie wiem. Myślę, że w końcu zaczęłam reagować
na machanie penisem przed moją twarzą. Przez jakiś czas wybieraliśmy
pozycję 69, ale ja nadal nie chciałam „występować solo”. Wstyd się
przyznać, ale dopiero w dniu, gdy zawarliśmy umowę o uwodzeniu się
nawzajem, spodobało mi się to.
Siedzieliśmy w jacuzzi w apartamencie dla nowożeńców, który zaproponowano
nam jedynie za dodatkowe trzydzieści funtów, ponieważ
w hotelu nie było zbyt wielu gości. Herbert leżał w wodzie, a ja przykucnęłam
przy jego głowie na niewielkim siedzisku w rogu wanny. W pokoju
panowała ciemność rozjaśniona jedynie smugą światła padającą
spod drzwi. Nasze ciała błyszczały. Nie kochaliśmy się od dnia Wielkiej
Kłótni o Pochwę, jak zwykłam pieszczotliwe ją nazywać.
Herbert zawsze był odważniejszy ode mnie. Zaczął mnie głaskać.
Początkowo delikatnie, a następnie coraz intensywniej. Tak długo się
powstrzymywałam, że nie wiedziałam, jak zacząć. Pozwoliłam, aby
ciemność i gorąca woda mnie poniosły. Herbert uniósł się, aby usiąść
na boku, a ja uklękłam w wodzie i wzięłam jego penis do ust. Podejrzewam,
że był tym bardzo zaskoczony, a mnie spodobał się smak czystej
wody na nim. Dzięki bąbelkom jacuzzi doszłam jeszcze przed nim.
Wydaje mi się, iż w ten sposób dałam mu do zrozumienia, że zależy mi
na jego przyjemności.
W następnych tygodniach szukałam informacji na ten temat, ale
też ćwiczyłam (oczywiście na nim). Cudownie było słyszeć jego pełen
zachwytu głos – zapewne celowo podpowiadał mi, co mam robić, a ja
byłam wdzięczna za wsparcie.
Nauczyłam się kilku sztuczek; na przykład niezbyt częstej zmiany
tempa. Podobnie jak ja, Herbert woli, gdy intensywność narasta. Uwielbia
również, gdy przesuwam język po całej długości członka i czubkiem
łaskoczę sam jego szczyt. Jednak do ekstazy doprowadzam go, ssąc w taki
sposób, aby główka penisa spoczywała na podniebieniu z językiem wysuniętym
nieco za dolną wargę. Musi odczuwać wówczas dużą rozkosz.
Co prawda trochę się przy tym ślinię, ale to nie ma znaczenia.
Chodzi o to – choć jeszcze się do tego nie przyznałam przed Herbertem
– że naprawdę polubiłam robienie loda. Czuję się wtedy niesamowicie.
Uwielbiam poczucie, iż sprawiam mu przyjemność – choć
cierpimy teraz z powodu czegoś, co nazywam „inflacją oralną”. Lekkie
osłabienie erekcji, a już słyszę: „Chyba będę potrzebował loda”.
Wczoraj, gdy szłam ulicą, nagle dopadło mnie wspomnienie zapachu
i smaku Herberta – ten słony, mydlany smak, który utrzymuje się
w jego włosach łonowych. To mnie kompletnie zaskoczyło. W końcu pokochałam
jego ciało, pomyślałam. Po tylu latach.

Sposób nr 11

Ciche dni

Jestem w drodze do sypialni, gdy Herbert zatrzymuje mnie na schodach.
Właśnie wróciłam z pubu, gdzie przez cały wieczór moja cudowna
przyjaciółka L. prowadziła mnie na manowce (pod względem
konsumpcji alkoholowej).
– Miałaś mi powiedzieć, na czym będzie polegało jutrzejsze uwodzenie
– przypomina Herbert. – Prosiłaś, abym ci o tym przypomniał.
– Ach, tak – odpowiadam i staję w miejscu, aby podnieść głowę. –
Nie możemy ze sobą jutro rozmawiać. Dobranoc.
– A mogę wysłać SMS?
– Nie.
– A e-mail?
– NIE!
– A w nagłym przypadku?
– Na miłość boską! Jeśli zajdzie taka nagła potrzeba, możesz się do
mnie odezwać. Ale jakie są szanse, że coś takiego się wydarzy? Muszę
się przespać.
Gdybym była nieco bardziej trzeźwa, pewnie wytłumaczyłabym mu,
o co mi chodzi. Zdecydowałam się na dzień milczenia, ponieważ chcę,
abyśmy zastanowili się głębiej nad sztuką porozumiewania się. Herbertowi
nie przeszkadza milczenie; łatwo pogrąża się w swoich myślach.
Wiele razy nie otrzymałam odpowiedzi na zadane pytanie, po czym
okazywało się, że udzielił mi jej w myślach i był bardzo zaskoczony, iż
nie wypowiedział jej na głos. Często też odczuwam zażenowanie, gdy
jesteśmy w restauracji, ponieważ Herbert nie widzi potrzeby podtrzymywania
konwersacji.
Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że moja chęć wypełnienia przestrzeni
pomiędzy nami za pomocą słów często doprowadza go do szału.
Roztrząsam każdą jego myśl lub czyn, często na próżno. Lubię się komunikować.
Pragnę rozmawiać z ludźmi. Tamtej nocy obudziło mnie
nawet własne gadanie przez sen. W pijackim zwidzie usiadłam na łóżku
i zaczęłam głaskać Herberta po twarzy, ale to już zupełnie inna bajka.
Na szczęście nie obudziłam go.
Wymyśliłam więc dzień milczenia, abyśmy oboje mogli w ciszy pomyśleć
o komunikacji. Następnego ranka Herbert wstaje przede mną;
ja natomiast pozostaję przez chwilę w łóżku, próbując się zorientować,
czy mam kaca. Okazuje się, że nic mi nie jest, ale kilka aspiryn działa
na mnie kojąco. Herbert przynosi mi filiżankę herbaty i całuje w czoło,
zamiast wypowiedzieć codzienne: „czas wstawać”. To bardzo korzystna
zmiana w porannym planie dnia.
Biorę prysznic, ubieram się i schodzę na dół. Herbert właśnie sprząta
po śniadaniu. Wkurzam się, gdy słyszę, że rozmawia z kotem, lecz zdaję
sobie sprawę, że mając do dyspozycji jedynie język migowy, nie mogę na
niego warknąć za połowiczne dostosowanie się do reguł gry. W drodze
do drzwi głaszcze moje ramię i całuje mnie. Po chwili jednak, jakby sobie
przypomniał, wraca i robi mi na brzuchu malinkę. Dochodzę wówczas
do wniosku, że pakt ciszy każdego ranka mógłby powstrzymać nas
przed nieprzyjemną wymianą zdań.
Gdy zostaję w domu sama, czuję się dziwnie po takim początku
dnia. Za godzinę mam wziąć udział w spotkaniu i z trudem udaje mi się
pozbyć wrażenia, że na nim też będę musiała milczeć. Poranek wyglądał
tak, jakbyśmy się pokłócili. Mam mętlik w głowie i nieustannie muszę
sobie przypominać, o co w tym wszystkim chodzi. Podczas przygotowywania
śniadania ćwiczę struny głosowe, rozmawiając z Bob.
Po chwili jednak zaczynam odczuwać ulgę na myśl o dniu bez wymiany
e-maili z Herbertem w celu uzgodnienia obowiązków domowych.
Moja nawigacja samochodowa popsuła się, a ja nie mogę go o tym poinformować.
W jakiś dziwny sposób podnosi mnie to na duchu – może
w ten sposób problem wydaje się mniej poważny. Zamawiam również
zakupy bez pytania go o zdanie. Nie ma takiej potrzeby. Odnoszę wrażenie,
jakbym właśnie pozbyła się wielu obowiązków z mojego planu dnia.
Herbert najwyraźniej ma większe problemy z dostosowaniem się
do nowej sytuacji. W południe dostaję od niego wiadomość z prośbą
o podanie numeru seryjnego okapu kuchennego. Nie bardzo wiem,
dlaczego zalicza się to do nagłych wypadków, skoro żarówka spaliła się
miesiąc temu. Ignoruję cię – odpisuję, a po chwili ganię się za przesłanie
odpowiedzi.
Kolejną zaletą naszej umowy jest fakt, że wieczorem nie mogę
ochrzanić go za wysłanie tego e-maila. Milczenie utrudnia wszczęcie
kłótni. Jesteśmy ograniczeni do uprzejmych pytań i przyjaznych gestów
(pytanie „Gotujemy czy zamawiamy na wynos?” wygląda teraz
tak: machanie rondlem i menu restauracji serwującej curry oraz przybranie
zagadkowego wyrazu twarzy). W ciszy ciężko jest też działać
sobie na nerwy. Do tego Herbert znacznie częściej utrzymuje kontakt
wzrokowy i gdy idzie odebrać jedzenie od dostawcy, pozostawia mnie
oszołomioną z pożądania po tym, jak przez dziesięć minut pieściliśmy
się na kanapie.
Mimo wszystko ciężko jest wytrzymać. Herbert włącza jakieś płyty,
przytulamy się do siebie na sofie i słuchamy, nucąc. Zaczyna być nudno,
więc przeglądam szafki w poszukiwaniu gry Jenga. Herbert uśmiecha
się, ale zanim gra się rozpoczyna, znika na chwilę w pokoju, po czym
wraca, robiąc skręta.
Wkurza mnie to. Przez cały tydzień cierpiałam z powodu kaszlu,
więc ostatnią rzeczą, jakiej pragnę, jest przebywanie w pokoju wypełnionym
dymem. Poza tym zauważyłam, że trawka zaczęła pełnić rolę
Viagry. Oboje spostrzegliśmy, że dzięki niej Herbert staje się bardziej
namiętny, a kilka razy sama przyznałam, że lubię go w takim nastroju,
ponieważ wówczas nie może się ode mnie odkleić. Jednak nie podoba
mi się fakt, iż używa skręta, aby obudzić w sobie pożądanie do mnie.
Czuję się urażona, zwłaszcza że robi to podczas uwodzenia.
Muszę się jednak z tym pogodzić. Gdy Herbert przegrywa pierwszą
rundę, pokazuję mu, że to rozbierana Jenga. Ściąga więc skarpetę. Nie
był to zbyt dobry pomysł z mojej strony, ponieważ jestem beznadziejna
w tę grę. Kończy się na tym, że siedzę naga na sofie, a on w pełni ubrany.
Tymczasem za sprawą skręta cudowna niewerbalna komunikacja między
nami została zepchnięta na bok. Herbert skupił się na grze, a ja siedzę
zmarznięta i naga na próżno.
Zastanawiam się, czy uda mi się jeszcze uratować ten wieczór. Idę
więc do sypialni i gwiżdżę na szczycie schodów, dając mu znać, aby do
mnie dołączył. Myślałam, że wieczór w milczeniu zakończy się długim,
spokojnym seksem, podczas którego nasze ciała będą mogły się ze sobą
komunikować. Jednak Herbert zachowuje się, jakby był na autopilocie.
Wpada w kształtowaną przez lata rutynę – najpierw stara się ułożyć
mnie w niewygodnej pozycji 69, po czym trąca boleśnie językiem moją
łechtaczkę, aż zmuszona jestem zasłonić ją obiema dłońmi, ponieważ
bardziej subtelne sygnały do niego nie docierają. Przyciągam go ponownie
do siebie i zaczynam głaskać jego ciało, starając się za pomocą
masażu zwolnić nieco tempo i wprowadzić bardziej intymną atmosferę.
„Chodzi o komunikację!”. Mam ochotę krzyknąć, ale nie mogę tego
zrobić. Zastanawiam się, czy on w ogóle rozumie sens tego uwodzenia.
Jednocześnie odczuwam wyrzuty sumienia, że złoszczę się na niego bez
odpowiedniego wyjaśnienia mu, o co chodzi.
Nagle Herbert łapie się za kark, a na jego twarzy pojawia się grymas
bólu. Patrzę na niego przez chwilę, próbując się zorientować, co się
dzieje. Po chwili pytam:
– Wszystko w porządku?
– Kark mnie boli.
– Kontuzja po wypadku?
– Chyba tak.
– Połóż się i chodźmy spać – proponuję z uczuciem ulgi.
Następnego ranka, gdy Herbert bierze kąpiel, kucam obok wanny
i wyjaśniam, dlaczego wczorajszy wieczór mnie rozczarował.
– Nie chcę, abyś palił trawkę za każdym razem, gdy mamy się kochać
– mówię. – Ona nie rozwiąże naszych problemów.
Jestem zaskoczona sposobem, w jaki Herbert przyjmuje moje słowa.
Kilka miesięcy temu oboje zrobilibyśmy niezłe przedstawienie z powodu
takiej wymiany zdań. Teraz potrafimy o tym rozmawiać spokojnie
i rzeczowo.
– Dobrze – zgadza się ze mną. – Nie wiedziałem. Spróbujemy milczenia
jeszcze raz jutro wieczorem? Tym razem na trzeźwo?
I po wszystkim. To takie proste. Nie kłócimy się ani nie złościmy.
Po prostu rozmawiamy. Oczywiście seks nadal nie jest idealny, a nasze
zagubione pożądanie jeszcze się nie odnalazło. Ale atmosfera między
nami uległa poprawie i wydaje mi się, że zmiana ta wynika z faktu, iż
Herbert nie wątpi już w moją ochotę na seks. Biorąc pod uwagę wysiłek,
który włożyłam w nasze pożycie, nie ma ku temu podstaw. Już mnie nie
podejrzewa o wykręcanie się od seksu i wyszukiwanie nowych wymówek.
Mnie także ulżyło, ponieważ sama nie wiedziałam, dlaczego ich
potrzebuję.
– Teraz twoja kolej, aby wymyślić sposób na uwiedzenie. Oczywiście nie
naciskam, po prostu przypominam. Musimy utrzymać tempo. Utrzymać
GO w górze! Ha, ha.
Cholera. Próba wypowiedzenia tego beztroskim tonem się nie powiodła.
Nie znoszę wywierać presji na Herberta, ale czasami mam wrażenie,
że muszę. Zauważyłam, że kiedy nadchodzi jego kolej na wymyślenie
sposobu na uwiedzenie, zawsze trwa to bardzo długo.
Herbert wzdycha.
– To takie trudne. Nie potrafię wymyślić nic nowego.
– Mnie też nie jest łatwo. Ale szukam informacji na ten temat.
W przeciwnym wypadku też bym nic nie wymyśliła.
– Tobie jest łatwiej, ponieważ pracujesz w domu. Nie mogę czytać
takich rzeczy w biurze.
Nie jest ze mną do końca szczery. Nawet gdyby pracował w domu,
nie podjąłby się szukania dodatkowych informacji. To po prostu nie
w jego stylu. Poza tym kładzie się dwie godziny później, więc po moim
zaśnięciu może w ciszy i spokoju czegoś poszukać. Powstrzymuję się
jednak przed zwróceniem mu na to uwagi. Czasami jestem uosobieniem
powściągliwości.
– Więc co robimy? Chcesz zrezygnować?
– Nie – odpowiada. – Ale czy nie możemy umówić się po prostu
na uwodzenie i zrezygnować z przygotowywania sposobów na zmianę?
Czuję zbyt wielką presję.
Nie podoba mi się ten pomysł. Jedną z zalet umowy jest poczucie,
że Herbert angażuje się w nasze życie erotyczne, zamiast czekać biernie,
aż nadarzy się jakaś okazja. Lubiłam świadomość, że nawet jeśli nie
było mnie w pobliżu, myślał o mnie.
– No nie wiem. Mam wrażenie, jakbyś mówił: „Chcę, abyś ty wymyśliła
wszystkie sposoby”.
– To nie w porządku! Do tej pory bardzo się starałem!
– Zgadza się, a teraz skończyły ci się pomysły. Mamy za sobą kilka
sposobów na uwiedzenie, a ty już się znudziłeś.
– Nie jestem znudzony. Chcę mieć tylko pewność, że wszystko robię
dobrze.
– A ja chcę choć raz zostać uwiedziona, a nie jak zwykle odwalać
całą brudną robotę!
– Zostaniesz uwiedziona, ale – do cholery – nie za każdym razem!
Czasami możemy zorganizować coś wspólnie! A czasami możemy mieć
dwa pomysły pod rząd i wtedy nie będziemy czekać, aż druga osoba coś
wymyśli!
– No, dobrze! – Wypowiedziałam to, jeśli mam być szczera, nieco
zrzędliwym tonem. – Jeśli nadal będziesz się starał, nie mam nic przeciwko.
– Świetnie!
– Świetnie!
Mam wrażenie, że przegrałam tę bitwę.

Sposób nr 12
Czary

Jest niedzielny poranek, a ja chodzę po sypialni w staniku i majtkach,
zastanawiając się, co na siebie założyć. W weekend to może trwać
ponad pół godziny. Wpadłam w swego rodzaju trans.
Wpatruję się głupkowato w szufladę z koszulkami, gdy Herbert
wpada do sypialni, popycha mnie na łóżko, zdejmuje mi majtki i wchodzi
we mnie, tak po prostu.
Matko, myślę, tego jeszcze nie było.
– Nagle poczułem ogromne podniecenie – szepcze mi do ucha.
Cholera, teraz i ja jestem podniecona.
Pół godziny później, gdy oboje się ubieramy, Herbert mówi:
– Tak przy okazji, myślę, że można to uznać za sposób na uwiedzenie
i wpisać na moje konto. Przygotowałem na dzisiaj coś jeszcze, ale to
bzykanko z całą pewnością się liczy.
I jak mogę się z nim spierać? Nie potrafię stanąć na drodze takiemu
entuzjazmowi. Mam jednak jedno zastrzeżenie.
– Tak naprawdę to ja ciebie uwiodłam.
– Tak? A w jaki sposób?
– Dolałam ci olejek do kąpieli. Zawsze cię to podkręca.
Herbert zastanawia się przez chwilę.
– Naprawdę? Robiłaś to już wcześniej?
– Tak.
– Często?
– Kilka razy.
– To prawie jak czary – stwierdza. – W takim razie zaliczymy ten
bzyk na wspólne konto.

d2v4wmc
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2v4wmc