Trwa ładowanie...
24-03-2016 14:07

Jak funkcjonują seryjni zabójcy - przeczytaj rozdział książki ''Zbrodnia prawie doskonała'' Iwony Schymalli i Moniki Całkiewicz

Przestępstwo towarzyszy ludzkości od niepamiętnych czasów. Ludzi fascynuje zbrodnia zabójstwa, oglądają filmy kryminalne, czytają książki o mordercach. To temat, który niezmiennie budzi zainteresowanie. W kolejnym tytule z serii „Bez tajemnic” Iwona Schymalla rozmawia z prof. Moniką Całkiewicz, która przez lata jako prokurator zajmowała się badaniem miejsc zbrodni. O zabójstwie i różnych aspektach z nim związanych. O tym, że każdy sprawca przestępstwa może być wykryty, czasem po wielu latach, i ukarany. O tym, jakie prawa w procesie karnym ma pokrzywdzony i oskarżony, o metodach wykrywania i dowodzenia przestępstw, o tym, kiedy warto skorzystać z pomocy prawnika. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Naukowego PWN publikujemy rozdział z książki „Zbrodnia prawie doskonała”.  

Jak funkcjonują seryjni zabójcy - przeczytaj rozdział książki ''Zbrodnia prawie doskonała'' Iwony Schymalli i Moniki CałkiewiczŹródło: fot. Adam Tuchliński
d1hd6dk
d1hd6dk
Przestępstwo towarzyszy ludzkości od niepamiętnych czasów. Ludzi fascynuje zbrodnia **zabójstwa, oglądają filmy kryminalne, czytają książki o mordercach. To temat, który niezmiennie budzi zainteresowanie. W kolejnym tytule z serii „Bez tajemnic” Iwona Schymalla rozmawia z prof. Moniką Całkiewicz, która przez lata jako prokurator zajmowała się badaniem miejsc zbrodni. O zabójstwie i różnych aspektach z nim związanych. O tym, że każdy sprawca przestępstwa może być wykryty, czasem po wielu latach, i ukarany. O tym, jakie prawa w procesie karnym ma pokrzywdzony i oskarżony, o metodach wykrywania i dowodzenia przestępstw, o tym, kiedy warto skorzystać z pomocy prawnika. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Naukowego PWN publikujemy rozdział z książki „Zbrodnia prawie doskonała” .
Rozdział 7. Zabijać i nie móc przestać

Iwona Schymalla: Wśród zabójców są tacy, którzy popełniają przestępstwo częściej niż raz. Czy już wtedy mówimy o seryjnym zabójcy, jeśli ktoś popełnia zbrodnię w podobny sposób drugi raz?

Monika Całkiewicz: Nie istnieje jedna definicja zabójcy seryjnego. Przyjmuje się dosyć powszechnie, że o zabójstwie seryjnym mówimy wtedy, gdy jeden sprawca dokonał przynajmniej trzech zabójstw. Przy czym zwykle zabójstwa te rozdziela okres oczekiwania, który nazywa się wyciszeniem.

Przestępca czeka na to, jaki będzie oddźwięk jego czynu, tak?

Nie. Zabójstwo seryjne składa się z kilku etapów. Najczęściej zaczyna się od fantazji sprawcy. Fantazja prowadzi zaś do tego, że sprawca zaczyna się zastanawiać, jak mógłby popełnić zabójstwo, kogo by chciał zabić. Te fantazje często są dla niego na tyle ekscytujące, że…

d1hd6dk

... nie dokonuje czynu.

Jeszcze nie, ale już go zaczyna planować. Czuje chęć urzeczywistnienia tego, co sobie wymyślił. W niektórych przypadkach potem następuje tropienie, czyli sprawca szuka konkretnej ofiary. Jeżeli ją znajdzie, poświęca czas, żeby poznać jej zwyczaje, wybrać odpowiedni moment i upewnić się, że to jest na pewno osoba, której szuka. Mówimy oczywiście o pewnym schemacie. On się może różnić w zależności od sprawcy. Potem przychodzi etap uprowadzenia, czyli bezpośredniego kontaktu z ofiarą. To może być uprowadzenie siłowe, czyli chociażby wciągnięcie kogoś do samochodu i odjechanie z nim. Sprawca może okazać też spryt i zaangażować ofiarę w jakąś sytuację, w której ona dobrowolnie z nim pójdzie.

Zaprasza nieznajomą na kawę do domu.

Można ją zaprosić na kawę do domu, albo – jak robił to Ted Bundy – prosić o pomoc, udając, że ma się złamaną rękę. Kobiety często chciały pomóc, to był taki zwykły odruch serca. Potem sprawca zabija ofiarę, a następnie pozbywa się ciała. Ale może też zwłoki przetrzymywać, odbywać stosunki nekrofilne…

Na zdjęciu: Ted Bundy

(img|638049|center)

d1hd6dk

Często czytamy o takim etapie, kiedy seryjny zabójca uprowadza ofiarę i dłuższy lub krótszy czas się nad nią znęca. Nie dochodzi od razu do zabójstwa.

Tak, bo mamy dwa rodzaje sprawców. Takich, którzy są zorientowani na zabójstwo, to jest na czyn, i takich, którzy są nastawieni na proces zabijania. Ci, którym chodzi o samo dokonanie zabójstwa, mogą działać bardzo szybko. Ci jednak, których interesuje proces zabijania, świadomie przedłużają cierpienia ofiary. Bywa więc tak, że ofiary są przetrzymywane przez dni, tygodnie, miesiące, zanim sprawca zdecyduje się pozbawić je życia. Co istotne – po dokonaniu zabójstwa następuje etap wyciszenia. Sprawca osiągnął to, czego potrzebował, i przez jakiś czas – to może być kilka dni, a równie dobrze kilka lat – nie odczuwa potrzeby dokonania następnego zabójstwa. W pewnym momencie fantazje jednak wracają i wszystko się powtarza.

Czy musi istnieć podobieństwo w sposobie działania, uprowadzenia czy traktowania ofiary jako cecha wyróżniająca seryjnych zabójców?

Najczęściej przy zabójstwach seryjnych sposób działania wygląda podobnie, ale to nigdy nie jest kalka. Sposób działania zależy bowiem od wielu czynników, także na przykład od zachowania ofiary. Występuje jednak pewna powtarzalność przynajmniej niektórych elementów. Jeżeli sprawca jest nastawiony na proces zabijania i przyjemność sprawia mu torturowanie ofiary, zadawanie jej cierpień, okaleczanie, z następną ofiarą postąpi zapewne podobnie albo identycznie. Może się jednak zdarzyć, że sprawca modyfikuje – przynajmniej częściowo – sposób działania, bo okazuje się, iż obrażenia, które zadaje, już mu nie wystarczają.

Zaczyna się nudzić swoim sposobem działania.

Tak, to się niestety zdarza szczególnie w przypadku sprawców zabójstw seryjnych o charakterze seksualnym, kiedy po pewnym czasie określone zachowania przestają wystarczać. Potrzebny jest bardziej wyrazisty bodziec.

d1hd6dk

Mówi się o pewnych typach seryjnych morderców. Jakie kryteria bierze się pod uwagę, żeby ich wyróżnić?

Podstawowym kryterium jest motyw działania, czyli co skłoniło sprawcę do zabijania. W literaturze amerykańskiej – ona jest zdecydowanie najbogatsza, jeżeli chodzi o tę problematykę – podziałów można znaleźć kilka. Najczęściej właśnie powtarza się ten oparty na motywie.

Omówmy go.

Zabójca wizjoner. Najczęściej zabija pod wpływem urojeń i omamów. To sprawcy chorzy psychicznie.

Jakiś konkretny przykład?

Cleo Green. Był przekonany, że zabije go demon, jeśli nie będzie mu składał ofiar z ludzi. Richard Chase uwielbiał pić zwierzęcą, a potem ludzką krew, ponieważ był przekonany, że jest ciężko chory: jego serce się zatrzymuje, a kości wychodzą mu z tyłu głowy. Picie krwi miało powstrzymać postęp tej urojonej choroby.

d1hd6dk

Na pewno nie wszyscy seryjni zabójcy są chorzy psychicznie.

Zgadza się. Mamy zabójców hedonistów, którzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, co robią. Jak sama nazwa wskazuje, hedonista to taki zabójca, który odczuwa przyjemność z zabijania. Może być zabójca hedonista na tle seksualnym. Taka osoba zabija po to, żeby odczuwać przyjemność seksualną.

Na zdjęciu: Richard Chase

(img|638050|center)

Czy to jest zawsze osoba, która tylko w tak ekstremalnej sytuacji odczuwa satysfakcję z seksu?

Tak się zdarza. Czasami zabójca traktuje akt zabijania jako substytut aktu seksualnego. Bywają tacy sprawcy, którzy dręcząc ofiary, na przykład dusząc je w trakcie stosunku seksualnego, potęgują swoje przeżycia erotyczne. Dla niektórych sam moment zabicia nie jest aż tak istotny. Chodzi im o odbycie stosunku nekrofilnego, czyli z martwą ofiarą. Druga grupa zabójców hedonistów to mordercy, którzy szukają ekstremalnych przeżyć, adrenaliny. Cieszy ich przerażenie ofiary, dlatego świadomie i celowo przedłużają jej cierpienia. No i mamy trzeci typ hedonistów, czyli tak zwanych zabójców dla wygody. Jeszcze niedawno mówiło się, że do tej grupy należą głównie zabójczynie, czyli kobiety, które chcą żyć wygodnie i na przykład zawierają związki małżeńskie po to, żeby dziedziczyć majątek.

d1hd6dk

Zabijają kolejnych mężów.

Tak. Ale w tej chwili, choć nie powszechnie, zabójców na zlecenie też włącza się do tej grupy, dlatego że osiągają korzyść materialną z takiej działalności.

Niektórzy zabójcy seryjni uważają natomiast, że pełnią swoistą misję.

Istnieją zabójcy, których nazywa się misjonarzami. Można powiedzieć, że w swoim subiektywnym przekonaniu takie osoby działają z pobudek altruistycznych. Uważają, że dla społeczeństwa szkodliwa jest obecność jakiejś grupy ludzi, przy czym ta grupa bywa bardzo różnie wybierana. To mogą być osoby homoseksualne, ale także jakaś mniejszość narodowa, prostytutki albo księża. Misjonarz wychodzi z założenia, że pozbycie się ze społeczeństwa tej grupy spowoduje same korzyści.

Czyli naprawia świat po swojemu.

Tak. Są również tacy zabójcy, nazywani często siłaczami, którzy lubią czy potrzebują kontrolować innych, a kontrola czyjegoś życia przynosi im największą satysfakcję. To siłacz decyduje o tym, czy ofiara przeżyje (najczęściej ją jednak zabija), postanawia, kiedy i w jaki sposób ona umrze.

d1hd6dk

Kiedy się analizuje przypadki seryjnych morderców, zawsze u podłoża leży dysfunkcja psychiczna?

Myślę, że tak.

Czy są zatem zwolnieni z odpowiedzialności?

Nie. W prawie polskim istnieje termin związany z możliwością przypisania komuś winy. To poczytalność. Nie każda osoba z zaburzeniami psychicznymi będzie niepoczytalna. By zostać uznanym za niepoczytalnego, należy spełnić dwa kryteria. Po pierwsze, taka osoba musi cierpieć na chorobę psychiczną, upośledzenie umysłowe lub inne zakłócenie czynności psychicznych. Oczywiście termin ” inne zakłócenie czynno- ści psychicznych” ma bardzo szeroki zakres. To może być depresja, to mogą być zmiany organiczne w ośrodkowym układzie nerwowym na skutek długotrwałego nadużywania alkoholu, to mogą być zaburzenia osobowości. Po drugie, choroba psychiczna, upośledzenie umysłowe czy inne zakłócenie czynności psychicznych musi wpływać na sprawcę w ten sposób, że nie potrafi on zrozumieć znaczenia swojego czynu lub pokierować swoim postępowaniem. Ktoś, kto co prawda ma zaburzenia osobowości, ale jest w stanie kontrolować swoje zachowanie, nie będzie więc z punktu widzenia prawa osobą niepoczytalną. Jemu można winę przypisać.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że z punktu widzenia laika każdy, kto zabija – zwłaszcza wielokrotnie – nie jest normalny, ponieważ odstaje mocno od elementarnych norm społecznych.

Ale odpowiada przed prawem.

Może tak się zdarzyć.

Seryjne zabójstwa to szczególne wyzwanie dla kryminalistyków, śledczych, prokuratorów. Czym różnią się od innych zbrodni, jeśli chodzi o pracę śledczą?

Różnica polega chociażby tym, że oczekiwanie społeczne, żeby wykryć seryjnego zabójcę i doprowadzić do jego skazania, jest zdecydowanie większe niż w przypadku większości zabójstw pojedynczych. Jeżeli zaś chodzi o pracę śledczych, pracę wykrywczą, wbrew pozorom nie zawsze jest trudniej. Dlatego że – co się podkreśla także w literaturze amerykańskiej – kiedy mamy kilka zabójstw popełnionych prawdopodobnie przez tę samą osobę, analizując każde z nich, pozyskujemy coraz więcej informacji. To, czego nie zobaczyliśmy w pierwszej sprawie, bo morderca na przykład czegoś nam nie chciał pokazać, być może dojrzymy w sprawie drugiej, trzeciej. Myślę, że w polskich realiach najtrudniejsza jest umiejętność połączenia tych spraw. A łączy się je na podstawie sposobu działania sprawcy, czyli modi operandi. Jeżeli więc na przykład sprawca przemieszcza się po Polsce, to policja w Kielcach, która prowadzi dosyć charakterystyczną sprawę, niekoniecznie wie o tym, że bardzo podobną sprawę prowadzi policja w Warszawie. Oczywiście
istnieją odpowiednie bazy danych, do których się pewne informacje wprowadza, i można je przeszukiwać, a nawet powinno się to robić.

Na zdjęciu: Policjanci z Chicago we współpracy z wynajętymi specjalistami przeszukują za pomocą radaru miejsce rzekomego pochówku ofiar seryjnego zabójcy Johna Wayne'a Gacy'ego

(img|638052|center)

Jeżeli mamy do czynienia ze szczególnie brutalnym zabójstwem na przykład w Krakowie, wtedy rutynowo sprawdza się czy inne grupy śledcze prowadzą podobną sprawę?

Musi wystąpić coś charakterystycznego w zabójstwie, żeby sprawdzić te bazy. Na przykład w sprawie o kryptonimie ”Skóra”, o której mówiłyśmy, szukano wszystkich przypadków zabójstw, w których doszło do zdjęcia choćby części skóry z ofiary.

Takich spraw było w Polsce więcej?

Tak. Była też sprawa dotycząca zdjęcia skóry z twarzy. Nawiasem mówiąc, sprawcą okazał się syn ofiary, i między innymi tą sprawą się wtedy interesowano. Przy zabójstwach seryjnych charakterystyczne jest to, że sprawca czasami zostawia jakąś swoją tak zwaną wizytówkę, podejmuje jakieś charakterystyczne działanie.

Robi to świadomie?

Czasami świadomie, a czasami występuje u niego przymus, żeby dokonać pewnego aktu symbolicznego. Sprawca nie jest w stanie powstrzymać się przed tym albo – jego zdaniem – zachowanie takie ma coś symbolizować. To dla niego niemal działanie rytualne. Na przykład zabójca prostytutek może zszywać im wargi sromowe, a morderca homoseksualistów – odcinać ofiarom genitalia. To jest ten charakterystyczny ślad, którego policja może szukać w bazach.

Wspominała pani, że nie zawsze jest trudniej dla śledczych, jeśli mają do czynienia z przestępcą seryjnym.

Tak. Wykrycie zabójstwa incydentalnego jest z jednej strony łatwiejsze, a z drugiej – trudniejsze. Przy zabójstwie incydentalnym bardzo często sprawca jest znany od początku, ponieważ to ktoś, kto był skonfliktowany z ofiarą, może nawet sam się przyznał, bo odczuwał wyrzuty sumienia. Seryjny zabójca sam się nie przyznaje. Zrobi wszystko, żeby go nie ujęto, ponieważ chce dokonać następnego przestępstwa. To stanowi na pewno trudność. Wykrycie sprawcy seryjnego to wyzwanie, incydentalnego – zazwyczaj nie. Natomiast, tak jak powiedziałam, zbieranie dowodów z różnych spraw i ich analiza powodują, że po którymś zabójstwie, kiedy sprawca okazał się mniej czujny, zgromadziliśmy już tak dużo informacji, iż możemy na przykład stworzyć profil bardziej wartościowy niż do tej pory. W związku z tym łatwiej znaleźć mordercę.

Czy w pani pracy zawodowej zdarzyła się sprawa seryjnego zabójcy lub seryjnej zabójczyni?

Z taką sprawą nie miałam do czynienia bezpośrednio. Natomiast kiedy analizowałam akta, żeby prowadzić badania naukowe, spotkałam się ze sprawą, w której można było zakładać, iż jeden sprawca dokonał wielu zabójstw. Taką tezę dało się postawić ze względu na wybór ofiar, którymi zawsze były kobiety bardzo łatwo nawiązujące kontakty z mężczyznami, i niekoniecznie dałoby się je określić mianem prostytutek. Tenże sprawca pozostawiał dosyć charakterystyczną wizytówkę, o której dla dobra śledztwa powiedzieć niestety nie mogę. Takich informacji policja nie podaje. Tę sprawę omawiano w jednym z programów kryminalnych, ale bez informacji o tym najbardziej charakterystycznym elemencie działania. Policja na tym etapie, kiedy sprawca nie jest znany, nie podaje takich informacji z wielu powodów. Po pierwsze, dlatego…

żeby nie wzbudzać paniki.

Pewnie też. Na pewno ludzi by to ekscytowało, ale niepotrzebnie. Po drugie, takich informacji nie podaje się z szacunku dla ofiar. Czasem zachowanie sprawcy ma charakter hańbiący, na przykład w zupełnie innej sprawie zwłoki były układane w bardzo erotycznych pozycjach. Po trzecie, taka informacja o charakterystycznym elemencie działania mogłaby spowodować, że linia obrony będzie oparta na tym, iż pojawił się sprawca naśladowca, co utrudniłoby pracę śledczym. Czyli w przypadku jakichś niedostatków dowodowych obrona mogłaby się opierać na tym, że nie ma śladów i nie da się wykluczyć, że na przykład po emisji programu pojawił się ktoś, kto działała bardzo podobnie. Po czwarte, w przypadku badań wariograficznych właśnie takie informacje, o których może wiedzieć tylko sprawca, stanowią podstawę wykonania wiarygodnego badania.

A czy pamięta pani najbardziej spektakularny przykład seryjnej zbrodni w Polsce?

* * Oczywiście, trochę ich było.

To nie jest chyba częste, na szczęście, zjawisko?

W ogóle na świecie nie występuje ono często. W niektórych krajach pojawia się zupełnie wyjątkowo, w innych – częściej, ale zawsze budzi wielkie emocje. W historii polskiej kryminalistyki bardzo ciekawym przypadkiem były zabójstwa popełniane przez działającego w Katowicach Bogdana Arnolda. To był człowiek, który cieszył się niezłą opinią w pracy, był dosyć solidnym pracownikiem, lubianym przez współpracowników i w pewnym momencie w jego mieszkaniu odnaleziono zwłoki – jak ustalono później – czterech kobiet. Co ciekawe, przez długi czas – zwłoki znajdowały się w jego mieszkaniu przez wiele miesięcy – sąsiedzi nie reagowali na obrzydliwy zapach, który się stamtąd wydobywał. Tak samo zresztą w niektórych przypadkach dzieje się dzisiaj, przy czym nie mówię o sprawach seryjnych zabójców, ale na przykład o zgonach o charakterze naturalnym. Umiera starsza pani, która codziennie pojawiała się na klatce schodowej, a od jakiegoś czasu jej nie widać, z jej mieszkania dobywa się przykry zapach, a sąsiedzi reagują bardzo
późno albo w ogóle nie reagują. W sprawie Arnolda jeden z sąsiadów mieszkających naprzeciwko zwrócił uwagę na to, że na szybach znajduje się dużo much. Zaczęło go to niepokoić i zawiadomił milicję. Okazało się, że Bogdan Arnold przez wiele miesięcy mieszkał z rozkładającymi się zwłokami. Niektóre były w takim stanie, że pojawiły się problemy z ich identyfikacją. Jeżeli dobrze pamiętam, to działo się w latach sześćdziesiątych, czyli o badaniach genetycznych nikt nawet nie marzył. Do dzisiaj nie zidentyfikowano jednej ofiary. Wówczas zastosowano tak zwaną metodę Gierasimowa. Biorąc za punkt wyjścia badania antropologiczne, biegli nakładali masę plastyczną na czaszkę po to, żeby odtworzyć rysy twarzy. To się udało. Trzy ofiary rozpoznano.

Jaki był motyw działania tego mordercy i czy tego człowieka osądzono?

Skazano go na karę śmierci i ją wykonano. Najprawdopodobniej był to motyw seksualny. Nie możemy stwierdzić tego z całą pewnością, ponieważ sam sprawca nie wypowiadał się na ten temat. Mówił o tym, że pierwsza zbrodnia miała charakter przypadkowy, bo kobieta zażądała pieniędzy za spędzenie z nim nocy. Odmówił, więc powiedziała, iż wyjdzie na korytarz, zacznie krzyczeć, że niemal została zgwałcona. Wówczas się zdenerwował: chwycił to, co miał pod ręką, i zabił. Uderzył ją w głowę, ona upadła, zabił ją przypadkowo. Po analizie dowodów, które w tej sprawie zebrano, należało jednak obstawić motyw seksualny. Ewidentnie było widać, że jest to mężczyzna ze skłonnościami sadystycznymi. Mówiły o tym jego była partnerka, była żona, a także prostytutka, której udało się uciec z mieszkania Arnolda. To była ofiara, która przeżyła.

W procesach seryjnych zbrodniarzy kluczową rolę odgrywają biegli psychiatrzy, psychologowie, terapeuci, którzy oceniają stopień świadomości, analizują osobowość sprawcy.

Zawsze jest to co najmniej dwóch biegłych lekarzy psychiatrów, którzy często proszą sąd o powołanie także biegłego psychologa, chociażby po to, żeby ustalić poziom inteligencji sprawcy, niekiedy także biegłego seksuologa, jeżeli mają wątpliwości, jaki był motyw, i podejrzewają, iż mógł mieć charakter seksualny. Zadanie takiego zespołu polega przede wszystkim na ustaleniu, czy sprawca w chwili czynu był poczytalny, a jeżeli tak, to czy jego poczytalność nie była ograniczona. W przypadku znacznie ograniczonej poczytalności sąd również może skorzystać z pewnych dobrodziejstw, takich jak chociażby nadzwyczajne złagodzenie kary.

Czy zdarzają się kobiety, które popełniają seryjne zabójstwa?

Zdarzają się, ale bardzo rzadko. Nie znam przypadku zabójczyni masowej. Myślę, że w ogóle kobiety rzadziej zabijają. W historii pojawiały się jednak seryjne zabójczynie, bardzo często hedonistki, które zabijały na przykład po to, żeby dziedziczyć po swoich mężach. Ale bywały również opiekunki, które zajmowały się starszymi osobami. Nakłaniały je do tego, żeby przepisywały na nie majątek, czasami fałszowały testamenty. Po uzyskaniu takiego testamentu czy darowizny mordowały, a za chwilę szukały następnej ofiary. Ciekawe są też przypadki kobiet cierpiących na Münchhausen syndrom by proxy (zastępczy zespół Münchhausena). Jest to poważne zaburzenie psychiczne. Polega na tym, że kobieta potrzebuje uwagi otoczenia, współczucia i w związku z tym zabija własne dzieci, aby ludzie jej współczuli. Takie sytuacje też występują.

Żyjemy w świecie, w którym zdarza się coraz więcej aktów terroru i zabójstw masowych. Czy te pojęcia są tożsame?

Pojęciowo nie można stawiać znaku równości między aktem terroru i zabójstwem masowym. Pierwsze pojęcie nawiązuje głównie do celów i motywacji sprawcy, drugie zaś – do sposobu działania. Akty terroru, czy terroryzm w ogóle, kojarzy się z działaniami o charakterze politycznym, mającymi na celu wymuszenie jakiegoś zachowania ze strony organów państwowych. Natomiast zabójstwo masowe to, w pewnym uproszczeniu, takie zdarzenie, w którym w jednym miejscu i jednym czasie zostają zabite więcej niż trzy osoby. Ta liczba podawana jest przez większość kryminologów badających zjawisko zabójstwa masowego, ale czasami mówi się, że to zabójstwo wielu ofiar, nie precyzując dokładnie ilu. Zabójcy masowi kierują się różnymi motywami, niekoniecznie są to osoby, które chcą wymuszać na innych jakieś zachowania. Akt terroru nie musi zaś przybrać formy zabójstwa masowego.

Zabójca seryjny i zabójca masowy to dwa różne pojęcia, prawda?

Tak. Mówiłyśmy o tym, że przy zabójstwie seryjnym występują okresy wyciszenia, kiedy zabójca nie działa, a potem jego emocje znowu się tak spiętrzają, że dochodzi do kolejnego zabójstwa. Zabójca masowy tak naprawdę działa raz. I, co charakterystyczne, zabójca seryjny często gra z policją, robi wszystko, żeby nie zostać wykryty, natomiast zabójca masowy najczęściej po dokonaniu przestępstwa popełnia samobójstwo albo zmusza policję do pozbawienia go życia. Nazywamy to suicide by cop.

Prowokuje policjantów do tego, żeby go zabili.

Tak. Jego zachowanie jest tak agresywne, że jedyne wyjście dla policji to zabicie go.

Czy możliwe jest wyróżnienie jakichś typów zabójców masowych? Rozumiem, że to też grupa niejednolita.

Oczywiście. Typologii jest kilka.

Porozmawiajmy o nich.

Znowu mówimy o dorobku kryminologii amerykańskiej, chociaż nie wszyscy autorzy typologii są kryminologami. Chociażby Park E. Dietz to psychiatra. Wyróżnia trzy typy zabójców masowych. Po pierwsze, zabójców rodzinnych, którymi najczęściej są mężczyźni, głowy rodzin, cierpiący na depresję, choroby psychiczne albo uzależnieni od alkoholu lub narkotyków, dopuszczający się zamachów na własne rodziny. Po drugie, pseudokomandosów, czyli ludzi obsesyjnie zafascynowanych bronią palną. Po trzecie, zabójców uciekających (set- -and-run killers), zabijających w taki sposób, żeby bezpiecznie oddalić się z miejsca masakry przed jej rozpoczęciem. Jak się łatwo domyślić, ich ulubiony modus operandi to podkładanie ładunków wybuchowych. Jest też typologia Jacka Levina i Jamesa A. Foxa, którzy wyróżniają zabójców rodzinnych, zabójców chcących poprzez swój czyn uzyskać korzyść majątkową lub osobistą i zabójców z motywów seksualnych. Jednak chyba najbardziej znana typologia to dzieło Ronalda Holmesa i Stevena Holmesa.

Jakie oni wyróżniają typy zabójców masowych?

Jeden typ to zabójca ideologiczny. To ktoś, kto kieruje się przekonaniami politycznymi, religijnymi, przy czym nierzadko, wbrew pozorom, zabija członków własnej grupy. Zabójca psychotyczny to typ zabójcy chorego psychicznie, oderwanego od rzeczywistości. Taka osoba zabija na skutek głosów, które słyszy, obrazów, które widzi. W takich przypadkach mamy do czynienia z osobami niepoczytalnymi, także z punktu widzenia naszego prawa. Istnieje też grupa, którą często określa się mianem uczniów; są to osoby, które dokonują aktów przemocy na polecenie autorytetu rządzącego jakąś grupą.

Wokół takiego autorytetu często tworzą się sekty.

Tak było na przykład w grupie Charlesa Mansona, który stał się właśnie takim autorytetem. Członkowie grupy, chcąc się przypodobać mistrzowi, dokonywali aktów przemocy. Wyróżnia się niekiedy dwie kategorie masowych zabójców, które – moim zdaniem – będziemy coraz częściej obserwowali także w Polsce. A mianowicie: niezadowolonego pracownika i niezadowolonego obywatela. Niezadowolony pracownik jest osobą, która czuje się skrzywdzona przez pracodawcę, przez przedsiębiorstwo, które go zatrudnia, czasem przez współpracowników. Akt przemocy stanowi akt zemsty, który ma zwrócić uwagę na wyrządzoną krzywdę. Przy czym – niestety zazwyczaj tak się dzieje – jeżeli uzbrojony, niezadowolony pracownik wchodzi do siedziby przedsiębiorstwa, które w jego przekonaniu go skrzywdziło, to zanim dotrze do gabinetu szefa, po drodze zabija kolegów, z którymi wcześniej współpracował, chociaż to nie do nich miał pretensje.

Na zdjęciu: Charles Manson

(img|638053|center)

Na szczęście nie każdy niezadowolony pracownik tak się zachowa.

Z pewnością. Niezadowolony obywatel również czuje się skrzywdzony, tyle że przez działania władz państwowych lub samorządowych. Aby zwrócić uwagę na swój problem, potrafi wejść do centrum handlowego i dokonać masakry.

Przypominają mi się wydarzenia z historii, przypadki osób, które kontestując ustrój czy zaobserwowane nieprawidłowości, przy braku odporności psychicznej dokonywały samospalenia.

To jest bardzo specyficzny rodzaj samobójstwa. Ma też ono czemuś służyć. Samobójca nie tylko podejmuje decyzję, że pozbawi się życia, lecz także chce przez swoją śmierć coś pokazać, zwrócić uwagę na jakiś problem społeczny. Takie samobójstwo to środek do osiągnięcia określonego celu. Czasami tak bywa. Zresztą to nie zawsze są akty publiczne. Pamiętam sprawę kobiety, której syn ożenił się i, co naturalne, spędzał z matką zdecydowanie mniej czasu niż do tej pory. Ona bardzo to przeżywała. Wszyscy troje mieszkali w jednym mieszkaniu. Chcąc zwrócić uwagę na swoje cierpienia, zdecydowała się na tak zwane samobójstwo pozorowane. Zostawiła list samobójczy i przecięła sobie naczynia krwionośne pod kolanami. Uznała, że krwawienie nie będzie następowało tak szybko, jak w przypadku przecięcia żył na nadgarstkach, przy czym zrobiła to oczywiście na krótko przed przyjściem synowej z pracy, żeby mogła jej zostać błyskawicznie udzielona pomoc. Problem polegał na tym, że ze względu na żylaki i przyjmowane przez kobietę leki
krwawienie nastąpiło znacznie szybciej, niż zakładała. Znaleziono ją żywą, ale nie udało się jej uratować, bo straciła za dużo krwi. Wiadomo było, że jest to samobójstwo pozorowane, które ma zwrócić uwagę, wzbudzić wyrzuty sumienia w jej synu i synowej, ponieważ samobójczyni zwierzała się ze swoich planów sąsiadce. W liście, który zostawiła, opisywała, jak czuje się teraz porzucona, samotna i że tyle lat, które oddała swojemu dziecku, poszło na marne, skoro teraz ona właściwie żyje sama. Ale skoro już mówimy o takich rodzinnych problemach, to ta grupa zabójców masowych, którą mamy także w Polsce i o której bardzo często media nas informują, to tak zwani zabójcy rodzinni. To są osoby, które zazwyczaj zabijają z motywów wręcz ”szlachetnych”. Zwykle cierpią na depresję, nie radzą sobie z problemami, uważają, że życie jest bardzo złe, więc lepiej je zakończyć.

Zabijają, żeby oszczędzić bliskim cierpień związanych z życiem.

Tak. Poza tym po podjęciu decyzji o samobójstwie boją się, że zostawiając rodzinę bez opieki, spowodują dodatkowe cierpienia swoich bliskich. Martwią się, jak oni sobie poradzą. Decydują zatem, że lepiej będzie zabrać ich ze sobą.

Czy były takie przypadki w Polsce?

Liczne. Bardzo często jesteśmy informowani, że na przykład mężczyzna zabił swoje dzieci i żonę. Jeżeli w domu są zwierzęta, to one też zostają pozbawione życia. Cała rodzina ginie. Zdarzały się takie przypadki, kiedy życie straciła także matka zabójcy mieszkająca w pewnym oddaleniu. Bardzo często podczas oględzin miejsca takiej domowej tragedii zwraca uwagę szacunek, jaki zabójca okazuje zwłokom, swoim ofiarom. Pamiętam sprawę, o której opowiedzieli mi koledzy dokonujący oględzin. Twierdzili, że były to chyba najgorsze oględziny, jakie w życiu przeprowadzali. Zobaczyli dzieci przebrane w eleganckie ubranka, ułożone na łóżkach z dłońmi złożonymi jak do modlitwy, widać więc było, że zabójca traktował członków swojej rodziny – według jego mniemania – z miłością.

Za takimi tragediami często stoją czynniki ekonomiczne – kredyty, nieradzenie sobie z trudnościami finansowymi. Czy motyw ekonomiczny w takich zabójstwach dominuje?

Tak, choć nie jest jedyny. Osoby, które decydują się na taki akt, po prostu nie potrafią sobie poradzić z jakimiś niekorzystnymi czynnikami. To może być utrata pracy albo trudny do spłacenia kredyt. Ale także poczucie osamotnienia, beznadziei, wynikające z niskiej samooceny, porzucenia przez bliskie osoby…

Zabójca rodzinny to już ostatni typ zabójcy wymieniony w tej typologii?

Jeszcze jest zabójca uciekający, definiowany tak samo jak w typologii Parka Dietza. Zresztą Holmesowie nie ukrywają, że wzorowali się na tym, co stworzył Dietz.

Na zdjęciu: Andres Breivik

(img|638054|center)

Anders Breivik to typowy przykład zabójcy masowego?

Anders Breivik z pewnością nie jest typowym zabójcą masowym. Przypomnę, że 22 lipca 2011 roku Breivik dokonał dwóch zamachów: na siedzibę premiera Norwegii i na uczestników obozu młodzieżówki Partii Pracy, który odbywał się na wyspie Utøya. Szczególnie ten drugi zamach miał dramatyczny przebieg: zamachowiec strzelał z broni automatycznej do młodych ludzi, którzy nie mieli gdzie uciec. Zginęło tam ponad sześćdziesiąt osób, rannych zostało ponad trzydzieści.

Czyli pasuje do definicji zabójcy masowego.

Pod pewnymi względami tak. Ale Anders Breivik działał w dwóch miejscach, nie w jednym. Nie zamierzał też popełnić samobójstwa. On wręcz dążył do tego, żeby potem powiedzieć, dlaczego to zrobił, żeby rozpropagować swój Manifest. Spokojnie oddał się w ręce funkcjonariuszy. Podobno w trakcie masakry zadzwonił na policję, przedstawił się, poinformował, co właśnie robi, a następnie odłożył słuchawkę i wrócił do zabijania. Zresztą w miejscu, w którym działał, w bardzo spokojnym kraju, zabójstwo w ogóle jest czymś szczególnym, a zabójstwo masowe na taką skalę zdarzyło się po raz pierwszy. Już zatem fakt, że to Norwegia była miejscem tragedii, wskazuje, że to absolutnie wyjątkowe zjawisko, wymykające się amerykańskim klasyfikacjom.

Dużo wiadomo o zabójstwie masowym?

O zabójstwie masowym wiemy dużo mniej niż o seryjnym. Źródłem wiedzy o fenomenologii zabójstwa seryjnego są na przykład wywiady przeprowadzane ze sprawcami chociażby przez wspomnianego już Parka Dietza. Pozwoliły one na ustalenie motywacji seryjnych zabójców, ich modi operandi, mechanizmów psychicznych doprowadzających do powtarzających się zbrodni. Z zabójcą masowym nie sposób porozmawiać, skoro najczęściej po dokonaniu przestępstwa decyduje się na odebranie sobie życia. Zabójstwo masowe jest więc problemem nie do końca poznanym.

Jakie wyzwanie dla całej ekipy, policji, dla prokuratora, dla kryminalistyka stanowi zabójstwo masowe? I oględziny takiego miejsca? Jakich trudności to nastręcza? Czy pojawiają się jakieś inne, niż przy standardowych oględzinach, zadania?

Jest wiele problemów. Przede wszystkim wielość ofiar, czasem rozległość terenu, który trzeba poddać oględzinom, wścibska prasa. Są dziennikarze, którzy próbują zrobić zdjęcia za wszelką cenę, bo to news, czyli można zarobić, zdobyć sławę. Jeżeli sprawca zabójstwa masowego nie żyje, to nie może złożyć wyjaśnień i powiedzieć, co i dlaczego się wydarzyło. Ale – jak w każdym postępowaniu – trzeba brać pod uwagę różne wersje, wśród nich taką, że to ktoś inny dokonał zabójstwa, ktoś, kto uciekł z miejsca, żyje i wcale nie zamierza oddać się w ręce policji.

(img|638055|center)

Czyli trzeba założyć, że to nie ojciec zabił całą rodzinę, a potem popełnił samobójstwo?

Tak. Taką wersję trzeba przyjąć jako jedną z możliwych.

Jak zatem ustalić, co naprawdę się wydarzyło? Czy to w ogóle możliwe?

W wielu przypadkach możliwe. Do wyjaśnienia sprawy dochodzi się na różne sposoby. Jeżeli wiemy na przykład, że mieszkanie było zamknięte od wewnątrz, nie brakuje kluczy, nie ma śladów włamania, to wersja dotycząca tragedii rodzinnej staje się najbardziej prawdopodobna. Ale jeżeli drzwi są otwarte, to trzeba brać pod uwagę, że mógł to zrobić ktoś trzeci.

Pani profesor, podsumujmy. Czy zabójstwa seryjne i masowe to problem, który będzie się nasilał?

Nie wydaje mi się. Zabójstwo wielokrotne to zawsze było i wciąż jest zjawisko sporadyczne. Nawet w USA tych zabójców nie ma tak wielu, jak się wydaje, a co dopiero w Polsce. Musi wystąpić jakaś rysa w psychice sprawcy, która powoduje, że zabija on wiele osób naraz albo jedną po drugiej, a większość ludzi – na szczęście – takiej rysy nie ma. Ta skłonność do popełniania zabójstw, w szczególności seryjnych, jest widoczna w sposobie działania sprawcy. Dlatego w ramach tak zwanego profilu psychologicznego psycholog może ocenić, z pewnym prawdopodobieństwem oczywiście, czy czyn ma charakter incydentalny, czy też rozpoczął polowanie seryjny zabójca.

d1hd6dk
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1hd6dk