Krótkie wprowadzenie w problematykę ###Dzieci w Internecie
Internet jest niezwykłym miejscem. Pozwala jednocześnie porozumiewać się, uczyć i bawić. Ponad 500;0 dzieci w USA korzysta z Internetu w szkole, w domu lub w miejscach publicznych. Od 1996 roku liczba dzieci mających dostęp do Internetu wzrosła z 4 do 19 milionów (mniej więcej tyle samo chłopców co dziewcząt). Odsetek szkół mających dostęp do Internetu wzrósł z 34 w 1994 roku do ponad 89 w 1998 roku Jeśli to tempo się utrzyma, za kilka lat każdy mężczyzna, kobieta, dziecko i pies będą mieli dostęp do Internetu.
Wielu rodziców jednak nadal pełnych jest nieufności. Czytali o niebezpieczeństwach Internetu, oglądali reportaże telewizyjne i specjalne programy o ciemniejszej jego stronie. Są przekonani, że istnieje tylko jedno wyjście: należy trzymać dzieci z dala od Internetu.
Jaka szkoda! Jest tyle sposobów, żeby uchronić dziecko przed ciemnymi stronami Internetu, nie pozbawiając go dostępu do sieci. Nie wylewajmy dziecka z kąpielą! Nasze dzieci nie mogą być internetowymi analfabetami, jeśli mają otrzymać pracę, kończyć szkoły czy wstępować na uniwersytet. Odmawiając im dostępu do sieci, ograniczamy ich szanse na sukces.
Internet przestał być sprawą wyboru, stał się koniecznością, jeśli myślimy serio o przyszłości naszych dzieci. To także jeden z powodów, dla których musimy dbać, by wszystkie dzieci, niezależnie od ich zamożności, rasy, pochodzenia etnicznego czy języka, którym mówią rodzice, mogły korzystać z nowej technologii.
Zamiast się niepotrzebnie zamartwiać, musimy coś z tym zrobić. Musimy stać się cyberbywalcami, żeby poprowadzić nasze dzieci w sieci z taką samą pewnością, z jaką prowadzimy je przez życie w realnym świecie. To nie znaczy, że mamy stać się technologicznymi ekspertami. Oznacza to tylko, że musimy rozumieć, jakie niebezpieczeństwa grożą dziecku i jak sobie z nimi radzić - w naszym własnym stylu. ###Nie masz pojęcia? Zaraz poczujesz się jak w domu! Nie pozwólcie, by strach przed techniką czy komputerami paraliżował was - to wszystko jest naprawdę prostsze, niż myślicie. Przede wszystkim pamiętajcie, że nie jesteście sami. Większość z nas śmiertelnie się boi - tylko po prostu tego nie okazujemy. Komputery mogą onieśmielić każdego. A ludzie, którzy się na nich znają, mówią żargonem, którego nikt z nas nie rozumie (ani nie chce rozumieć).
Nasze pecety rzadko robią to, co byśmy chcieli, a metoda skuteczna wobec większości wyrafinowanych urządzeń domowych (porządny, zamaszysty kopniak) na ogół się nie sprawdza. (Choć, wierzcie mi, próbowałam).
Wielu rodziców sądzi, że potrzeba specjalistycznej wiedzy, by korzystać z sieci. To nieprawda. Większość z nas jest w stanie użytkować wideo, choć tylko nieliczni rozumieją, jak to działa. Jeśli potrafimy włożyć kasetę wideo, nacisnąć przyciski "zasilanie" i "start", możemy oglądać film. (A tym, których złości migające na wyświetlaczu 12:00, proponuję rozwiązanie technicznie mało wyrafinowane: czarna taśma izolacyjna nalepiona na okienko wyświetlacza).
Użytkowanie komputerów nie jest niczym innym. Jeśli potraficie to włączyć, kliknijcie dwa razy myszką, wprowadźcie swoje imię i hasło, i już jesteście w sieci! ###I tak trudno być rodzicem! Ciągle słyszę lament (no, może raczej kwilenie niż lament): "Czy wychowywanie dzieci nie jest wystarczająco trudne, nawet gdy nie musimy kierować nimi w cyberprzestrzeni i zamartwiać się o ich bezpieczeństwo w Internecie? Jak możemy ostrzec je przed niebezpieczeństwami, jeśli sami nie wiemy, skąd zagrażają? Jak możemy pomóc dzieciom, odpowiedzieć na ich pytania, jeśli nie umiemy nawet włączyć komputera? Jak można się spodziewać, że zostaniemy komputerowymi geniuszami, jeśli nie umiemy zaprogramować naszego magnetowidu?". (Prawda, że to przerabialiście?).
Zgadzam się, że kiedy wasz ośmiolatek wie więcej niż wy o komputerach - trudno jest utrzymać kontrolę. (I nie sądźcie, że oni o tym nie wiedzą). Ale z niewielką pomocą nauczycie się wszystkiego, co wam potrzebne, by ochronić dzieci przed problemami i zyskać pewność, że odnoszą wiele korzyści z buszowania w sieci. (A dodatkowo serfowanie może się wam tak spodobać, że sami zechcecie nauczyć się korzystania z Internetu).
W tej książce znajdziecie wszystko, co, jak sądzę, musicie wiedzieć. A jeśli macie pytania, na które nie odpowiedziałam, wyślijcie mi e-mail na adres parry@aftab.com albo odwiedźcie stronę: www.familyguidebook.com. Jest tam sekcja, którą stworzyłam specjalnie dla czytelników tej książki. Nazywa się ona: Dla czytelników "Internet a dzieci. Uzależnienia i inne niebezpieczeństwa" (świetne, nie?), a hasło brzmi: "empowered".
Wszyscy mamy ten sam problem! Napisałam tę książkę, by dodać pewności siebie każdemu rodzicowi! Więc czemu wyglądacie na zmartwionych? ###Powtarzaj za mną: "Nadal jestem rodzicem!" Kiedy mówię do rodziców o problemach bezpieczeństwa w Internecie, przynajmniej jedna osoba z grupy zawsze wygłasza takie zdanie: "Ja się nie boję. Ufam moim dzieciom". (Wtedy zazwyczaj można też usłyszeć, jak zaczynam głośno ziewać).
Zaufanie do dziecka to wspaniała rzecz. Ale to jest bez znaczenia, gdy mówimy o bezpieczeństwie w sieci, bo tymi, którym tak naprawdę powinieneś móc ufać, są wszyscy inni użytkownicy Internetu. Jednakże nie możemy liczyć na to, że oni będą się troszczyli o bezpieczeństwo naszych dzieci. To nasze zadanie.
Choć wielu z nas może ufać dzieciom, że nie będą wchodziły na nieodpowiednie strony (jakkolwiek twoja rodzina definiuje nieodpowiednie), problem jest bardziej złożony. Wiele godnych zaufania dzieci wpada w kłopoty, spotykając się z obcymi ludźmi twarzą w twarz poza siecią, bo nie powiedzieliśmy im, że to może być niebezpieczne. Ponadto niewinne serfowanie może narazić nasze pociechy na niepożądane niespodzianki. Nazwy stron dla dorosłych bywają łudząco podobne do nazw popularnych witryn dla dzieci, pisanych z często spotykanymi błędami.
Wystarczy zwykła literówka - taka, jaka nam samym często się przytrafia i jaka każdego dnia może przydarzyć się naszemu dziecku. Rodzice muszą pamiętać, że niezależnie od tego, czy rozumiemy, jak funkcjonuje Internet, czy nie, a także wtedy, gdy nie umiemy nawet włączyć komputera - nadal jesteśmy rodzicami. Nadal jesteśmy odpowiedzialni. Nadal mamy lepszy osąd. Nie możemy zamknąć sprawy, mówiąc, że "mamy zaufanie" do naszych dzieci. Musimy mieć pewność, że nauczyliśmy je, jak zasługiwać na zaufanie i jak unikać zagrożeń stwarzanych przez innych.
Jako rodzice uczymy dzieci odpowiedzialnie podejmować decyzje. Musimy pamiętać, że ich umiejętności w zakresie posługiwania się nową technologią znacznie wyprzedzają ich zdolność oceny, osądu. To nasz rodzicielski obowiązek wypełnić tę lukę naszym lepszym osądem i większym doświadczeniem. (Nikt nigdy nie obiecywał nam, że bycie rodzicem będzie łatwe ).
Jednym słowem: to nie wobec własnych dzieci mamy być nieufni, ale wobec milionów innych użytkowników sieci. Musimy wyposażyć nasze dzieci w umiejętności potrzebne do tego, by były bezpieczne w wirtualnym otoczeniu, a przy tym ciągle czerpały przyjemność z obcowania z nim.
Pamiętaj: Ty jesteś rodzicem. Internet tego nie zmienił. ###Nie tracąc z oczu zagrożeń Mimo że bardzo bym chciała, nie mogę napisać tej książki, nie koncentrując się na niebezpieczeństwach w cyberprzestrzeni. Nie sposób ich unikać, gdy się nie wie, na czym polegają. Nie chcę nikogo odstraszyć od Internetu, ale chcę nauczyć rodziców, jak mogą pomóc dzieciom bezpiecznie poruszać się po cyberprzestrzeni. Choć nie można zaprzeczyć, że istnieją w Internecie zagrażające rzeczy, to ich liczba jest mocno przeceniana. Po prostu one bardziej przyciągają uwagę.
Zawsze gdy rozmawiam z dziennikarzami lub uczestniczę w przesłuchaniach przed rządowymi komisjami, jestem proszona o "obiektywne przedstawienie sprawy". Każdy chce wiedzieć, jak istotny jest problem. Zawsze posługuję się relacją 90:10 (ale trzeba wiedzieć, że sama to wymyśliłam). Zawsze mówię, że 90% zawartości Internetu to rzeczy wspaniałe, edukacyjne, twórcze i bezpieczne. O pozostałych 10% nie można tego powiedzieć. Ale to te 10% przyciąga więcej uwagi i jest częściej odwiedzane niż cała reszta. ###Jak poważny jest problem? Każdy chciałby wiedzieć, ilu napastników jest w Internecie i jakie jest prawdopodobieństwo, że nasze dzieci staną się ofiarami. Ludzie, którzy nie korzystają z Internetu, przeceniają problem, a wielu doświadczonych użytkowników sieci nie docenia go. Choć mamy trochę danych o aktualnych dochodzeniach i aresztowaniach, nie są one dokładną miarą rzeczywistej skali problemu. Choć próbujemy zdobyć dane do liczbowego ujęcia sprawy, nie udaje się nam tego dokonać, bo zaledwie część incydentów
z cyberprześladowcami jest zgłaszana.
Opierając się na rozmowach ze stróżami internetowego prawa, tak przedstawiłabym to, co wiemy: do CyberLinii Krajowego Centrum Dzieci Zaginionych i Wykorzystywanych (National Center for Missin g and Exploited Children CyberTipline), działającej od 1998 roku, w pierwszym roku jej istnienia zgłoszono ponad 7500 skarg dotyczących seksualnego wykorzystywania dzieci i Internetu. Większość zgłoszeń ( około 5700) dotyczyła pornografii dziecięcej, a około 1000 - namawiania dzieci przez dorosłych za pomocą Internetu do seksualnych działań w realnym życiu.
Ale Krajowe Centrum, największa z linii zgłoszeniowych, nie jest jedyną. FBI ma własną linię, podobnie Wydział Cyberprzemytu Amerykańskiego Urzędu Celnego. Tylko ten ostatni otrzymuje dziennie około 50 informacji o dziecięcej pornografii w Internecie. Urząd Celny w 1998 roku donosił o aresztowaniu 230 osób szerzących pornografię dziecięcą, a w ciągu kwartału otrzymuje z Krajowego Centrum około 2000 informacji o pornografii dziecięcej. (Szczegółowo omawiam to w rozdziale 5).
Wiele lokalnych grup samopomocy także ma własne linie. W Cyberangels otrzymujemy wiele doniesień dotyczących Internetu i seksualnego wykorzystywania dzieci. Na ogół chodzi o strony z pornografią dziecięcą. Prawdopodobnie jeden przypadek na tydzień dotyczy oskarżeń o uwodzenie w Internecie, a jeszcze mniej dotyczy dzieci, które spotkały się z pedofilem i wróciły do domu lub zaginęły oraz takich, które wysłały własne zdjęcia o jawnie seksualnym charakterze pedofilowi jako wstęp do spotkania twarzą w twarz. Cyberangels przekazują takie sprawy policji. Kilkanaście doniesień o uwodzeniu dzieci zakończyło się aresztowaniem cyberprzestępców.
Tysiące zatrudnionych w terenowych komendach policjantów podejmuje w akademiach policyjnych lub w prywatnych grupach szkolenie w zakresie prowadzenia śledztw internetowych. Z danych pochodzących od policji i prokuratury wynika, że w 1998 roku w USA spraw, w których ktoś został aresztowany za uwodzenie dzieci poprzez Internet, było mniej niż 500. (Chociaż FBI otworzyło 700 nowych spraw w okresie od stycznia do lipca 1999, prawie dwa razy więcej niż w tym samym okresie roku poprzedniego ).
Ucieszycie się, słysząc, że prawie wszystkie aresztowania zakończyły się osadzeniem w więzieniu. Prokuratorzy FBI i Urzędu Celnego mają w tym zakresie prawie 990;0 sukcesów! Jeśli jednak coś złego stanie się twojemu dziecku, statystyki nie mają znaczenia. Nawet jeśli zdarzyłoby się to tylko jednemu dziecku na świecie, gdyby było to twoje dziecko, to zdarzyłoby się jednemu dziecku za dużo. ###Nie obwiniajcie Internetu Nawet jeśli coś złego się zdarzy, nie jest to wina Internetu. Zawinił określony człowiek, który go nadużywa. Ale to właśnie Internet jest obwiniany o całe zło w sieci. Kiedy tylko pojawi się bulwersująca wiadomość, która w jakiś sposób wiąże się z Internetem, programy telewizyjne zapełniają się ludźmi, którzy wyklinają sieć. (Wiem, bo zazwyczaj jestem jedną z osób zapraszanych do studia, by zaproponowały jakieś rozwiązania). Zrozumiałe więc, że rodzice są przestraszeni i wielu z nich wykrzykuje, że dzieci nie powinny być w ogóle dopuszczane do Internetu.
Ale to dopiero byłaby prawdziwa tragedia! To tak jakby nigdy nie zabrać dziecka na przedstawienie na Broadway, do Empire State Building, Statui Wolności czy Muzeum Historii Naturalnej, dlatego że niektóre rejony Nowego Jorku są bardziej niebezpieczne niż inne. Fakt, że istnieją "gorsze" dzielnice, nie może trzymać nas z dala od miasta w ogóle. ###Internet jest chętnie oskarżanym „przestępcą" Kobieta (i cyberosobistość), którą podziwiam, Robin Raskin, wydawca magazynu "Family PC", znana jako "Internetowa Mama", wkrótce po masowym samobójstwie członków sekty Heaven's Gate napisała artykuł zatytułowany: "Oskarżanie Internetu. Rodzice rozpaczają: Dlaczego musiał pojawić się Internet?". Po latach mam ciągle w pamięci jej artykuł i chciałabym przedstawić jego część.
"Kiedy usłyszałam, że sekta Heaven's Gate używała Internetu, by propagować swoje dogmaty i rekrutować członków, było to dla mnie tak przykre, jakby używali domu w moim sąsiedztwie. W końcu zachęcałam rodziny do korzystania z Internetu i wiem, że teraz w znacznym stopniu będzie obwiniany o tragedię. Zastanawiam się: dlaczego oskarżamy Internet? Gdyby sekta używała późnych reklam w telewizji do rekrutacji nowych członków, nikt z tego powodu nie kwestionowałby wartości telewizji".
Zgadzam się. Przypisywanie winy Internetowi stało się reakcją automatyczną.