Trwa ładowanie...
fragment
25-04-2013 12:26

Hurra, nie jestem Bogiem!

Hurra, nie jestem Bogiem!Źródło: "__wlasne
d3q6hde
d3q6hde
Tomáš Halík**“Hurra, nie jestem Bogiem!”
- fragmenty książki
W JAKIEGO BOGA NIE WIERZĘ

(fragment)

Dialog między wiarą a niewiarą nie jest dialogiem między dwoma ściśle oddzielonymi obozami, walką między drużynami w czerwonych i niebieskich dresach. On odbywa

d3q6hde

się wewnątrz każdego ludzkiego serca i myśli. Kardynał Jean Daniélou twierdził, że każdy chrześcijanin jest do pewnego stopnia ochrzczonym poganinem. Jeśli więc człowiek

wierzący chce prowadzić dialog z niewierzącymi, musi najpierw spotkać się z niewierzącym we własnym sercu.

Kiedy rozpoczynam rekolekcje, mówię do uczestników, aby każdy z nich zaprosił na nie owego wątpiącego niewierzącego i grzesznika, który w nim mieszka, i przestrzegam, aby nie zapraszali swoich pobożnych, wystrojonych niedzielnych ja. Znam takie sytuacje z czasów, gdy byłem księdzem tajnie wyświęconym i funkcjonującym tylko w podziemiu, a pracowałem jako psychoterapeuta w klinice antyalkoholowej.

Wielu alkoholików zapraszało na leczenie tylko przyzwoitego pana, który w nich mieszkał – ten zaś cierpliwie zaliczał całą terapię, chętnie współpracował, gorliwie potakiwał głową na słowa terapeuty, ze wszystkim natychmiast się zgadzał. Ale gdy tylko dokończyli terapię i wyszli za bramy kliniki, czekał tam na nich ich alkoholik, wskakiwał im uradowany na plecy i odprowadzał do najbliższej karczmy. Często i my tego swojego grzesznika, poganina i ateistę, pozostawiamy oczekującego przed drzwiami kościoła czy domu rekolekcyjnego, aby nie przeszkadzał naszemu niedzielnemu ja, które tam korzysta z dużej dawki pobożności. Ale gdy tylko organy przestaną grać, niecierpliwie czekający w nas ateista znowu łapie za ster i pozostałe dni w tygodniu toczą się pod jego batutą.

d3q6hde

•• •• ••

Dlaczego z niektórymi niewierzącymi rozumiem się dużo lepiej niż z niektórymi wierzącymi?

Z jednej strony spotykamy się z ludźmi, których wiara zamieszkała w rozumem oświeconej części umysłu. Słyszymy wiele wypowiadanych przez nich pobożnych i często szczerych słów, ale gdy ich poznajemy trochę bliżej, nie możemy obronić się przed podejrzeniem, że wiara nigdy nie zeszła do głębszej warstwy ich osobowości. Że mają „twarde, a niewierzące serce”, że ich wnętrze opanowuje głęboka bezbożność, do której sami nigdy nie są wstanie ani nie mają ochoty się przyznać.

d3q6hde

I z drugiej strony znam wielu takich ludzi, z których bezpośrednio promieniuje pełna miłości otwartość na świat, i ludzi, którzy są wyjątkowo wrażliwi na tajemnice istnienia, ale na poziomie świadomego przekonania mają często alergię na wszystko, co pachnie religijnością. Dałbym sobie za nich uciąć rękę. Za to, że Bóg mieszka w ich sercu, ale z niewiadomego powodu – który może mieć swoje korzenie w ich własnej historii życia – nie chcą o religii w ogóle słyszeć.

Na podstawie tych doświadczeń stworzyłem dla siebie roboczą definicję: wierzącym jest dla mnie ten, kto przeżywa swoje życie jako dialog, kto stara się zrozumieć wyzwania,

inspiracje, dary, rady czy ostrzeżenia, które mu samo życie przynosi, i odpowiada na nie.

d3q6hde

A niewierzący to ten, kto przeżywa swoje życie jako monolog, kto słucha sam siebie, nie przyjmuje innych, a tym samym nie traktuje poważnie Tego, który przez innych i przez życiowe historie do niego przemawia.

•• •• ••

Gdy ktoś twierdzi, że jest absolutnie niewierzący, często wtedy go pytam: jak wygląda ten Bóg, w którego nie wierzysz? Bo gdy coś odrzucam, muszę mieć przecież jakieś

wyobrażenie o tym, co odrzucam.

d3q6hde

A gdy ten niewierzący opisze Boga, w którego nie wierzy, często mu muszę z ulgą pogratulować: Bóg zapłać, że w takiego Boga nie wierzysz! W takiego Boga nie wierzę i ja.

W odniesieniu do takiego teizmu i ja jestem ateistą.

Teolog z Cambridge Nicholas Lash twierdzi, że kiedy XVII-wieczni przyrodnicy poszukiwali mechanicznej przyczyny świata jako maszyny, wypożyczyli sobie z teologii pojęcie Boga. Gdy sto lat później ich uczniowie doszli do przekonania, że nie istnieje jedna mechaniczna

d3q6hde

przyczyna świata, wyciągnęli z tego – skądinąd pochopny – wniosek, że nie istnieje Bóg.

Gdy dzisiejsi wojujący ateiści jak Richard Dawkins walczą przeciw religii, wydaje mi się, że wyważają otwarte drzwi. Ów bóg prymitywnego kreacjonizmu, z którego Dawkins się naśmiewa, nie jest i nie był nigdy Bogiem mojej wiary. Za nieuczciwe uważam to, że

Dawkins zawsze musi sobie tak adaptować religię, aby była łatwą tarczą, do której można strzelać, a kiedy spotka się z taką wiarą, do której jego strzały nie trafiają, ogłasza ją

wiarą nieautentyczną. Bóg jest dla niego tylko tym, co potrafi obalić.

Dla mnie to, co Dawkins potrafi obalić, nie jest żadnym Bogiem. I tutaj dialog jest rzeczywiście trudny.

W większości przypadków uważam ateistycznych krytyków religii za anioły użytecznie oczyszczające naszą wiarę z karykatur i zbyt ludzkich naleciałości. Kto z nas, którzy poczciwie zajmujemy się historią chrześcijaństwa, zaprzeczyłby, że wiele religijnych wyobrażeń było rzeczywiście projekcją życzeń i strachu, kompleksów i aspiracji czy też produktem świeckich relacji, jak to odkryli Feuerbach, Nietzsche, Marks, Freud i wielu innych?

Problem jednak powstaje wtedy, gdy owi krytycy przewrotnych form religii uznają te formy za własną istotę religii. Gdy dla nich Bóg (a nie tylko ludzkie wyobrażenie o Bogu)

jest niczym innym niż owe bożki, które mieli przed oczyma. Mogę zgodzić się z diagnozą Feuerbacha, że wiele religijnych wyobrażeń jest ukradzioną projekcją ludzkich fantazji o niebie. Ale wyraźnie nie zgadzam się z proponowaną terapią.

Jeśli człowiek chce ściągnąć wyobrażenie Boga na ziemię i do siebie samego, nie powstanie z tego integralny i zdrowy mieszkaniec ziemi, ale dojdzie do inflacji ludzkiego ego. Tutaj znajduje się jeden z duchowych korzeni dzisiejszej kultury narcyzmu. Jeśli ateizm pozostaje krytycznym głosem w dyskusji z wiarą, może być dla wiary i całego pokolenia ludzi użyteczny (jako kontynuator walki biblijnych proroków z bałwochwalstwem). Ale gdy odwraca się do wiary plecami i sam zasiada na tronie, bardzo często szybko zmienia się w nietolerancyjną dogmatyczną pseudoreligię.

Religijny fundamentalizm i radykalny sekularyzm są dwiema skrajnościami, które są do siebie w podejrzany sposób podobne, wzajemnie się prowokują i wzmacniają. Papieże

naszych czasów – Jan Paweł II i Benedykt XVI – powtarzali wielokrotnie, że wiara bez rozumu, ale i racjonalizm bez duchowości i moralności są niebezpieczne w swej jednostronności.

(...)

Tłum. Tomasz Dostatni OP

d3q6hde
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3q6hde