Trwa ładowanie...
02-01-2015 14:29

Honor na stepie nie zginął

Australijczyk Tim Cope w 2004 roku wyruszył na konną wyprawę przez cały step azjatycki. Od Karakorum, prastarej stolicy Mongołów, przez Kazachstan, Rosję, Krym i Ukrainę, aż po Dunaj na Węgrzech. W ciągu ponad trzech lat pokonał około 10 tysięcy kilometrów. Inspiracją byli dla niego mongolscy nomadzi, którzy w XIII wieku pod wodzą Czyngis-chana przemierzyli te tereny i stworzyli największe imperium lądowe w dziejach świata.

Honor na stepie nie zginąłŹródło:
d2sbeiq
d2sbeiq

Australijczyk Tim Cope w 2004 roku wyruszył na konną wyprawę przez cały step azjatycki. Od Karakorum, prastarej stolicy Mongołów, przez Kazachstan, Rosję, Krym i Ukrainę, aż po Dunaj na Węgrzech. W ciągu ponad trzech lat pokonał około 10 tysięcy kilometrów. Inspiracją byli dla niego mongolscy nomadzi, którzy w XIII wieku pod wodzą Czyngis-chana przemierzyli te tereny i stworzyli największe imperium lądowe w dziejach świata.

Wizja takiej wyprawy kiełkowała w nim, odkąd skończył 19 lat. To wtedy zrezygnował ze studiów prawniczych, by w Finlandii podjąć studia dla przewodników po dzikich terenach. Śladami Czyngis-chana ruszył, gdy miał 25 lat. „Chciałem tu przyjechać z ciekawości, odnajdować lepszą stronę ludzi, niezależnie od tego, kim są, i spełnić tego rodzaju marzenia, o jakich większość zapomina, gdy dorośnie” - pisze Cope w książce „Na szlaku Czyngis-chana” opublikowanej przez Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Na początku nie lada wyzwanie stanowiło oporządzanie koni i pakowanie. Trzeba było bardzo uważać, by bagaże nie spowodowały powstania owrzodzeń i ran u zwierząt, które uchodzą za „arystokratów stepu” (dlatego nie można ich za bardzo obciążać). „Koni używa się tylko do jazdy, a transport to zadanie wyłącznie wielbłądów, wołów i jaków”.

Wyzwanie, którego podjął się Australijczyk wydaje się ponad siły, gdy dowiemy się, że gdy wyruszał w nieznane, nie potrafił jeździć konno. Jednak w końcu opanował tą umiejętność, udało mu się przeżyć kilka lat na stepie, poczuł też, jak mocny związek może łączyć człowieka ze zwierzęciem. Dwa z jego koni - Taskonyr i Ogoniok - niosły go przez większą część drogi. W Kazachstanie dołączył do podróżnika jeszcze pies Tigon. „Z perspektywy czasu najcenniejsza w mej podróży wydaje mi się radość cwałowania na moich rumakach: Tigon pędzi tuż przy ich kopytach i żeglujemy tak przez step, gdzie nic - myśli, uczucia, czas, ziemia ani zwierzęta - nie napotyka żadnych granic”.

Niektórzy z dopiero co poznanych ludzi przyłączali się do Cope’a na jakiś czas; ponad sto rodzin przyjęło go pod swój dach. Zanotował, że mieszkańcy wschodnich terenów „wierzą, że gdy gość wchodzi do domu przez drzwi, przez okno wlatuje szczęście”.

d2sbeiq

(img|535783|center)

Targ pod Ułan Bator, stolicą Mongolii

Gdy zachorował na grypę, miał się nim kto zaopiekować. „Niektórzy moi gospodarze byli rozpaczliwie biedni, inni znów bogaci, wielu cierpiało z powodu alkoholizmu, niejeden funkcjonował w świecie korupcji i przestępczości, a mimo to większość troszczyła się o mnie jak o przyjaciela, szczodrze udzielając mi swej żywności, paszy dla zwierząt i dachu nad głową, nieraz przez całe tygodnie i miesiące”.

Cope przekonał się, jak trudne jest załatwianie wiz i przekraczanie granicy razem ze zwierzętami. I jak honorowi są koczownicy. Nauczył się bronić przed wilkami i potencjalnymi koniokradami. Jadł suszony ser i kozie głowy. Przestał się dziwić, że pod łóżkiem, w krowim żołądku, gospodarze przechowują śmietanę.

Zaobserwował, że w Kazachstanie występuje najbardziej ekstremalne ukształtowanie terenu i klimat w całej krainie nomadów. Czasem przemykał po wąskich półkach skalnych, innym razem po pustyni. Poczuł, jak to jest żyć w temperaturze - 40 ° C i + 40 ° C. Był w miejscach, w których głód kazał ludziom łapać i gotować gołębie. Dowiedział się, dlaczego warto wcierać wódkę w dłonie, gdy jest duży mróz. Pił ajrak - fermentowane kobyle mleko, które - jak zauważył Marco Polo - jest jak „białe wino”.

d2sbeiq

Miał okazję spędzić wieczór przy akompaniamencie dombyry - tradycyjnej, dwustrunowej mandoliny kazachskiej. Dostał worek jęczmienia w prezencie na dwudzieste szóste urodziny. Poznał Ukrainkę, która nauczyła się czytać w wieku 83 lat i która wciąż ma łzy w oczach na wspomnienie Holodomoru, czyli głodu z lat 1931-1933 (z jego powodu zmarło 7 milionów Ukraińców). Dowiedział się, że w kulturze kazachskiej są rzeczy, które wypada ukraść - psy, noże, siekiery i żony. Uczestniczył też w sylwestrowej potańcówce w śniegu przy dźwiękach rosyjskiej i uzbeckiej muzyki. Całkiem sporo jak na trzy lata życia.

Wyprawa śladami Czyngis-chana, choć napełniła Cope’a nową energią, była piekielnie trudną próbą. Australijczyk mierzył się z kapryśną aurą, słabościami swojego ciała i zmęczeniem zwierząt. Czasem również ze zbytnią życzliwością mieszkańców terenów, które przemierzał -wciąż chcieli szukać mu albo żony, albo prostytutki.

Mężczyźnie udało się uciec od życia, jakie prowadził w Melbourne, ale nie odciąć od problemów emocjonalnych, które wiózł ze sobą. Przez pierwsze dwa miesiące w podróży towarzyszyła mu jego australijska dziewczyna - Kathrin. Gdy po powrocie do domu kobieta dowiedziała się, że ma chorobę wywołaną przez guza mózgu i że konieczna będzie operacja, Cope nie wrócił dla niej do Australii, choć zdawał sobie sprawę, że w takiej sytuacji powienien rzucić wszystko i jechać do ukochanej.

d2sbeiq

(img|535784|center)

Pomnik Czyngis-chana, Ułan Bator

Jakiś czas później dostał od ojca poruszającą wiadomość. Nie odpowiedział na nią. Nie przewidział, że ojciec zginie wkrótce w wypadku samochodowym... Na wieść o tym nieszczęściu bez wahania przerwał wyprawę i poleciał do domu. Po czterech miesiącach wrócił na step. Znów przekonał się, że ludzie Wschodu pewnych rzeczy nie przeliczają na pieniądze - dyrektor kołchozu, pod którego opieką Australijczyk zostawił swoje zwierzęta, nie chciał od niego ani grosza za tę przysługę.

Najtrwalsze ślady, gdy doświadczamy czegoś mocnego, zapisują się w nas; inni nie mają do nich dostępu. Dlatego o najważniejszych duchowych odkryciach Cope’a pewnie nigdy nie przeczytamy.Miejsca, które Australijczyk odwiedzał, zachwycały go, ale i przerażały: „Ciężko przeżywałem wciskającą się wszędzie korupcję i wieńczące ją mechanizmy alkoholizmu i prostytucji”.Natura uczyła pokory: „Step pochłaniał cię i łagodnie zmuszał do ruchu i rytmu, aż w końcu intuicyjnie rozumiałeś swoje miejsce na tej ziemi”.

d2sbeiq

Po powrocie z Eurazji podróżnik otrzymał od niemieckiej telewizji fundusze na serię dokumentalną o swojej wyprawie. Podobne wsparcie zaproponowała mu nieco później telewizja australijska. Cope wciąż żyje pomiędzy Wschodem i Zachodem. Marzy o przebyciu nowych dróg, ale i o... napisaniu książki dla dzieci o psie Tigonie. Realizuje program, w ramach którego zabiera do Mongolii australijskich studentów. Zbiera pieniądze na szkołę w miasteczku Chowd. I ze wzruszeniem wspomina moment, gdy pod koniec swojej przygody na stepie usłyszał: „W umyśle, w głowie rozumujesz i zachowujesz się jak nomada, choć jesteś z Australii”.

Czy ktoś dla kogo szlak Czyngis-chana tyle znaczy, mógł się nie zakochać na zabój w kobiecie pochodzącej z Mongolii?

Joanna Podsadecka/Książki.wp.pl

d2sbeiq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2sbeiq