historia. Prawdziwy „Dramat udanego dziecka”. Tragedia Alice Miller – jak ukryty uraz wojenny oddziałuje na rodzinę
Tytuł oryginalny | Wahre "Drama des begabten Kindes" |
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2014 |
Autorzy | |
Wydawnictwo |
Być synem Alice Miller wcale nie było pięknie. Wręcz przeciwnie. I mimo tego moja matka stała się znakomitą badaczką okresu dziecięcego. W niniejszej książce próbuję zbliżyć te dwa światy do siebie. […] Oddzielenie się było dla mojej matki prawdopodobnie jedyną możliwością uzyskania po wojnie jakiejkolwiek jakości we własnym życiu. Z jednej strony jej walka jest przede wszystkim napełniającym odwagą przykładem na to, że nigdy nie należy rezygnować z siebie, niezależnie od tego, co się komuś przydarzyło. Natomiast z drugiej strony historia ta ukazuje w przerażający sposób, co może się zdarzyć, gdy głęboki uraz, spowodowany bądź przeżyciem wojny, bądź prześladowaniem, bądź innymi doświadczeniami, wynikającymi z oddziaływania przemocy, kumulując się, nie zostaje przezwyciężony. Martin Miller z języka niemieckiego przełożyła Katarzyna Kumpf
Numer ISBN | 978-83-7850-655-3 |
Wymiary | 160x235 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 164 |
Język | polski |
Fragment | Kiedy kilka tygodni po śmierci mojej matki uzyskałem możliwość, aby udzielić wywiadu magazynowi „Der Spiegel”, wtedy rozwinęła się między innymi następująca krótka dyskusja z partnerami tej rozmowy, Elką Schmitter i Philippem Oehmke. Aż do momentu napisania tej książki ta konwersacja nie wychodziła mi z głowy: Spiegel: Twierdzi pan, że pańska matka zbudowała gmach swej pracy, szukając możliwości rozpoznania urazów u innych ludzi, natomiast nie odnalazła sposobu, aby o własnej traumie umieć rozmawiać z własnym synem? Miller: Podjąłem rozliczne próby nawiązania rozmowy z nią na ten temat. Tak jak państwo czynicie to aktualnie ze mną. Ale natrafiałem jedynie na milczenie. Nie mogę tu państwu służyć żadną informacją. Jestem nie tylko jej synem, lecz także terapeutą, zatem kimś, kto przenika biografie, studiując je oraz rozpatrując, ale do mojej matki nie udało mi się dotrzeć. Wreszcie kiedyś akceptuje się taki stan rzeczy. Właśnie ta blokada spowodowała, że w ciągu ostatnich trzydziestu lat nie mogłem się zbliżyć do mojej matki. Musiałem ten stan zaakceptować. Spiegel: Pana matka stworzyła jedyną w swoim rodzaju wiedzę, która głosi, że osobom z traumą psychoanaliza nie pomaga. Ale istnieje inna, niezależna droga do tego, aby wyeliminować przemilczenia okresu dziecięcego oraz uczynić ten czas znowu żywym – i ja [Alice Miller – przyp. tłum.] usiłuję wam wskazać tę drogę. Teraz natomiast, po tym jak rozmawialiśmy ze sobą przez ponad dziesięć minut, dowiedzieliśmy się, że pana matka nawet nie dotknęła w swej pracy pewnego ważnego punktu we własnej biografii. Mianowicie nigdy nie zastosowała swojego instrumentarium w opracowywaniu największego urazu swojego życia. Miller: I to pomimo faktu, że tak wiele rzeczy widziała w swoich książkach słusznie. Moja osobista tragedia polega na tym, że jako dziecko rodziców wywodzących się z generacji wojennej nie dałem rady zbudować z nimi emocjonalnego kontaktu. Spiegel: Proszę nas tu wspomóc – czy właśnie brak kontaktu nie jest dokładnie tym, co pana matka określiła jako rodzicielskie okrucieństwo, i ten brak kontaktu napiętnowała jako przyczynę deformacji? („Der Spiegel” 2010, 18) Wówczas, nawet we śnie, nie wpadłbym na pomysł napisania książki o mojej matce. Była mi bowiem zbyt obca jako osoba do opisania. Dopiero gdy jesienią 2010 roku, na Targach Książki we Frankfurcie nad Menem, poznałem jej amerykańskiego wydawcę, zacząłem myśleć o tym poważnie. Wydawca wytłumaczył mi mianowicie, że zarówno dla mnie, jak i dla czytelników publikacji autorstwa mojej matki byłaby to wielka korzyść, gdybym napisał książkę o niej. Ta rozmowa utkwiła mi w pamięci i wyzwoliła we mnie sprzeczne uczucia. Najpierw odnosiłem się do tego pomysłu z silną dezaprobatą. Idea napisania takiej książki wydawała mi się całkowicie absurdalna. Pomimo ogromnego, wewnętrznego sprzeciwu emocjonalnego pomysł tkwił jednak w mojej głowie. Wreszcie, acz niechętnie, zdecydowałem się zabrać do tego trudnego przedsięwzięcia. [...] |
Podziel się opinią
Komentarze