Małgorzata Marcjanik
Wstęp
Celem tomu jest zestawienie polskich zwyczajów i zachowań grzecznościowych ze zwyczajami i zachowaniami tego typu pochodzącymi z innych kręgów kulturowych, zwłaszcza europejskich, ale także niektórych pozaeuropejskich. Problematyka ta wydaje się interesująca zarówno ze względów czysto poznawczych, jak i praktycznych. W dobie globalizacji oraz wchodzenia Polski do Unii Europejskiej wzrasta aktywność turystyczna, zawodowa i edukacyjna Polaków. Każdy, kto poznawał język obcy wie, jak trudno jest - mimo znajomości słownictwa i gramatyki danego języka - zachować się stosownie w konkretnej sytuacji komunikacyjnej, w kontakcie z rodzimym użytkownikiem danego języka. Ile rodzi się wówczas wątpliwości. Czy na przykład zdawkowa odpowiedź na pytanie grzecznościowe typu Co słychać? jest w danej relacji wystarczająca, czy może pytający oczekuje od nas czegoś więcej, a może cel wypowiedzi jest inny, niż wskazuje jej forma i treść? A jeśli zostanie do nas skierowana wypowiedź Proszę nas koniecznie odwiedzić, to czy
powinniśmy zaproszenie potraktować dosłownie, czy tylko jako przejaw kurtuazji? Czy tak samo jest w Niemczech, we Włoszech i w krajach arabskich?
Tego rodzaju dylematy - związane nie tyle z poprawnym, co ze stosownym użyciem języka - są dlatego dla nierodzimych użytkowników języka (i jednocześnie użytkowników kultury) tak uciążliwe, że grożą narażeniem się na miano osoby niewychowanej, nieobytej towarzysko. A na taką ocenę nikt - jak można sądzić - w żadnym kręgu kulturowym nie chciałby zasłużyć. W skład zachowań grzecznościowych wchodzą też towarzyszące słowom gesty (podanie ręki, skinienie głową, pocałunek, uśmiech itp.), kontakt wzrokowy, dystans przestrzenny. Czasem gest zastępuje słowa, ale ten sam gest - jak wiadomo - w różnych kulturach może znaczyć zupełnie co innego (np. gest podniesionego kciuka czy znak palca wskazującego i środkowego w kształcie litery V, z dłonią do wewnątrz lub na zewnątrz). Wszystkie te zachowania, zarówno werbalne, jak i niewerbalne, są w dużym stopniu skonwencjonalizowane i mają motywację historycznoobyczajową. Każdy rodzimy użytkownik kultury (i języka) zna je bardzo dobrze i posługuje się nimi w sposób mechaniczny.
Są one dla niego oczywiste, gdyż przyswoił je w procesie uczenia się języka i socjalizacji - tak zachowywała się jego babcia, tego uczyła go mama, tak postępują jego koleżanki i koledzy. Tylko przybysz z obszaru innego języka i innej kultury czemuś się dziwi, czegoś nie rozumie albo - co gorsza - zachowuje się jak prostak. Jeszcze gorzej ów przybysz może wypaść wówczas, gdy przychodzi mu reprezentować kraj czy firmę - nie zawsze wystarcza znajomość protokołu dyplomatycznego. Grzeczność to często szczegół, drobiazg, niuans - a tyle od niego zależy...
Aby przybliżyć czytelnikowi tę ważką, zwłaszcza z komunikacyjnego punktu widzenia, problematykę, zwróciłam się do osób, które mają własne doświadczenia i obserwacje z przebywania w innym niż polskie środowisku językowo-kulturowym, oraz do specjalistów zajmujących się innymi językami i kulturami, prosząc ich o napisanie tekstów na ten temat. Tak powstał niniejszy zbiór prac, za które wszystkim Autorom serdecznie dziękuję.
Artykuły te - z oczywistych względów - dotyczą grzeczności przede wszystkim europejskiej. Badaniu zostały poddane zarówno zachowania grzecznościowe w kulturach o długiej tradycji (np. francuskiej, włoskiej, niemieckiej, brytyjskiej), jak i w kulturach młodszych, ukształtowanych później czy też z powodów na przykład politycznych poszukujących cały czas własnej tożsamości.
Przedstawiono grzeczność naszych najbliższych sąsiadów - Słowian (Rosjan oraz Czechów) oraz Germanów (Niemców i Szwedów). Grzeczność europejska została zestawiona z grzecznością bardziej od nas kulturowo odległą, mianowicie z grzecznością krajów arabskich. W celach porównawczych zamieszczamy ponadto omówienie funkcji grzecznościowych w jednym z języków Etiopii.
Janusz Danecki
W kulturze arabskiej dużą wagę przywiązuje się do zachowań grzecznościowych. W codziennej komunikacji dialektalnej obowiązuje daleko posunięta formalizacja stałych zwrotów, gestów i odniesień. Witamy się przez podanie ręki, czemu w większości wypadków towarzyszy następujące po powitaniu dotknięcie własnej piersi otwartą dłonią, co znaczy, że witamy się z całego serca, otwieramy się gościnnie dla rozmówcy, zgodnie z treścią powitania ahlan wa-sahlan (Bądź/czuj się jak w swojej rodzinie, niech ci będzie łatwo i prosto) albo marhaban (Witam z otwartym sercem). Oba te zwroty pochodzą z klasycznego języka literackiego jeszcze z okresu przedmuzułmańskiego (VI w.). Mile widziane są formalne pocałunki w oba policzki, i to zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet. Trzymanie się za ręce - zarówno mężczyzn, jak i kobiet - uchodzi za oznakę szczególnej przyjaźni. Stąd mężczyzn czule trzymających się za ręce nie należy brać za przedstawicieli odmiennej orientacji seksualnej, a po prostu za serdecznych przyjaciół.
Zwroty powitalne są również zróżnicowane w zależności od obszaru, na przykład w Syrii powszechne jest chatirkon (Szacunek!), używane przy powitaniu i pożegnaniu. W Iraku częsty jest zwrot: ya hele, będący skrótem od: ahlan wa-sahlan. Ze względu na dość ściśle przestrzeganą segregację płci mężczyzna w zasadzie nie wita się z kobietą nienależącą do jego rodziny. Nie jest mile widziane podawanie ręki kobietom i odwrotnie - przez kobiety mężczyznom. Nawet w zwesternizowanych społecznościach nadmierna zażyłość kontaktów mężczyzn z kobietami nie jest akceptowana. Wynika to z tradycji islamu i z narastających w wielu państwach i środowiskach postaw fundamentalistycznych.
Na pytanie o to, jak się miewamy, nie należy odpowiadać natychmiast. Czasami wręcz mogłoby to być uznane za niegrzeczność. Raczej trzeba zapytać o to, jak się miewa rozmówca. Taka wymiana grzeczności może trwać długo. "Wypytywanie się" może dotyczyć członków rodziny, wspólnych znajomych, zwłaszcza jeśli łączy nas z rozmówcą zażyłość. Taka wymiana pytań może trwać dość długo, nim padnie konkretna odpowiedź. Ale odpowiedź na zadane pytanie o to, jak się czujemy, jest oczekiwana, i byłoby niegrzecznością poprzestać na pytaniu i nie wysłuchać odpowiedzi. Przypomina to przepuszczanie się przez drzwi. W końcu ktoś zdecyduje się wejść pierwszy. Zwykle w obu wypadkach pierwsza decyduje się osoba o wyższym statusie społecznym, np. starsza, na wyższym stanowisku, gość, choć nie jest to regułą.
Pożegnania zazwyczaj mają wylewny charakter, chętnie okazuje się przykrość, jaką sprawia rozstanie. Dla osłody podkreśla się, nawet dla formalności tylko, konieczność szybkiego ponownego spotkania. Składanie obietnic, układanie planów najbliższego spotkania ma charakter formalny i wcale nie musi być zrealizowane. Wypada mówić o utrzymaniu znajomości i podtrzymaniu kontaktów, o niezliczonych spotkaniach w przyszłości, nawet gdyby nie było na nie szansy. Ułatwia to powszechnie stosowany zwrot: in sza'a llah (Jeśli Bóg zechce). W pożegnaniu muzułmańskim odwołanie się do Boga jest powszechne.
Arab nie wyobraża sobie i nie akceptuje sytuacji, kiedy dwoje ludzi się spotyka i nie zaczyna jakiejkolwiek rozmowy, zwykle grzecznościowej, ale nigdy zdawkowej. Każde spotkanie wymaga kontaktu. Nawet podczas większych zgromadzeń publicznych, jeśli przypadkiem natrafimy na czyjś wzrok, konieczna jest reakcja - uśmiech, skinienie głową, cokolwiek. Niezrozumiały jest brak reakcji i brak kontaktu, nawet z osobą całkowicie obcą. Wymiana zdań dotyczy spraw osobistych, a więc nazwiska i informacji, skąd się pochodzi - pytania mogą dotyczyć rodziny, bliskich i znajomych. Ciekawość każe spytać obcą osobę o nazwisko. Zawsze pytamy o szacowne nazwisko (ismak al-karim?), a nie po prostu o nazwisko. I oczywiście oczekujemy odpowiedzi. Przedstawiając się, podajemy nazwisko, a w odpowiedzi słyszymy nazwisko partnera. Na to należy powiedzieć, że jesteśmy zaszczyceni poznaniem nowej osoby i dziękujemy.
Nasi partnerzy sami chętnie będą mówić o sobie i swoich rodzinach. W ten sposób rodzą się natychmiastowe związki, co jednak nie oznacza, że muszą się one automatycznie przerodzić w większą zażyłość, choć często tak będzie, a spotkanie z nami, obcokrajowcami, będzie przedmiotem dyskusji i będzie pamiętane latami.
Partner w rozmowie winien widzieć zaangażowanie drugiej osoby. Jest to kontakt oparty na wzajemnym poszanowaniu i wielkiej grzeczności. W zasadzie nie wolno rozmówcy przerywać, a jeśli już się to zdarzy, należy przeprosić za wejście w słowo i poprosić partnera o kontynuowanie. Ostrzejsza wymiana zdań w zasadzie jest nie do przyjęcia, przeklinanie jest rzadkością. Same przekleństwa rzadko kiedy mają charakter dosadny, ordynarny i nie mogą uderzać bezpośrednio w rozmówcę. Nie jest powszechnie przyjęte mówienie źle o kimś trzecim. A i wtedy, gdy tak mówimy, to używa się eufemizmów, np. Oby ślepota spadła na jego oczy!
Ostatnio zdarzyło mi się zapytać moich polskich przyjaciół pochodzenia arabskiego o negatywne określenia Europejczyków. Lista, którą utworzyli, nie wykroczyła poza takie słowa, jak: ifrindżi (Frank) czy salibi (krzyżowiec). To ostatnie określenie staje się szczególnie popularne obecnie, w dobie narastania nastrojów fundamentalistycznych wśród muzułmanów. Niegdyś w Egipcie zdarzyło mi się usłyszeć w stosunku do mnie nie tyle niegrzeczny, co żartobliwy zwrot: chunfus (czyli bitels), oczywiście w identycznym znaczeniu, jakiego w Polsce używano na określenie długowłosych młodzieńców.
W żartach politycznych może pojawić się złośliwość w stosunku do nie zawsze lubianych obcokrajowców, ale i wówczas element przekory i zabawy jest powszechny. Chruszczowa nazywano po arabsku charszuf (karczoch), ze względu na fonetyczną zbieżność jego nazwiska z arabskim wyrazem.
Dorota Warakomska
Kilka uwag na początek
Amerykanie często są postrzegani jako hałaśliwi i nieokrzesani, gdyż głośno i bezpośrednio mówią to, co myślą, i często nie wiedzą, jak się zachować.
Sami cenią ponad wszystko niezależność, chronią swoją prywatność, za najważniejsze wartości uznają indywidualizm i rywalizację. Ideałem jest dla nich człowiek, który do wszystkiego doszedł sam. Są przekonani, że żyją w kraju wielkich szans i niekończących się możliwości.
Przestrzegają wielu niepisanych zasad. Podstawowe to: nie patrz na innych, trzymaj ręce przy sobie, uważaj na to, co i do kogo mówisz. Obowiązuje uśmiech, swoboda w sposobie mówienia, w zachowaniu i wyglądzie. Absolutnie konieczne jest pokazywanie, że jest się w dobrej formie, dobrym humorze i pozytywnie nastawionym do całego świata, a także nienarzucanie innym swoich problemów i humorów.
Zasady zachowania, w tym grzecznościowe normy językowe, są kształtowane przez polityczną poprawność, a ostatnio też przez strach przed niezwykle groźnym zarzutem molestowania. Seks, zarobki, wydatki są tematami tabu, których purytańscy potomkowie osadników boją się jak ognia.
Ostatnio wraz z zachłyśnięciem się europejskością - modą na dobrą kuchnię, mocną kawę oraz na szukanie swoich korzeni - pojawiła się moda na klasyczną etykietę, savoir-vivre, którego Amerykanie uczą się coraz chętniej na specjalnych kursach.
Na ulicy
Gdy Amerykanin idzie ulicą w Polsce, jest zadziwiony, jak wiele osób na niego patrzy. Polacy bowiem bezceremonialnie przyglądają się wszystkim i wszystkiemu - zaglądają w okna mijanych domów, podglądają innych kierowców i pasażerów, pokazują sobie innych palcami, komentują, krytykują.
Gdy Polak znajdzie się na ulicy w zatłoczonym amerykańskim mieście, nie może oderwać wzroku od mijających go ludzi. Przypatruje się im, śledzi ich wzrokiem. Wreszcie zauważa, że jest jedyną osobą, która tak robi i - co więcej - przechodzącym ludziom wcale się to nie podoba. Amerykanie bowiem, idąc ulicą, patrzą w jakiś oddalony punkt. Nie przyglądają się przechodniom. Choć początkowo wydaje się to trudne, można się tego nauczyć, a nawet polubić. W Stanach nie ma znaczenia, w co jesteś ubrany, co niesiesz, jaką masz fryzurę. Można wyjść z domu w pidżamie i nikt tego nie zauważy. Twój strój, twój wygląd są twoją sprawą. Nikt nie wytyka cię palcem, nikt nie komentuje. Jeśli będziesz przyglądał się komuś, możesz się spodziewać, że ów powie Hi albo How are' ya, mając na myśli "dlaczego na mnie patrzysz, czy my się znamy?".
W autobusie czy metrze obowiązuje ta sama zasada - nie patrz! Wszyscy pasażerowie zazwyczaj coś czytają. W wielkich miastach, np. w Nowym Jorku czy Waszyngtonie, absolutnie nikt na nikogo nie patrzy, także ze względów bezpieczeństwa. Wzrok może przyciągnąć uwagę chuliganów i ich sprowokować.
Nawet jeśli jest tłok, wszyscy starają się utrzymać dystans, nie dotykać się nawzajem, nie ocierać. Co chwilę słychać Ex-cuse me i I'm sorry, z dużym zażenowaniem w głosie, że jednak nie udało się zachować odstępu.
Asertywność
Amerykanie są bezpośredni. Nie znaczy "nie". Tak znaczy "tak". Gdy mówią Być może albo To może być trudne czy Nie wiem, co da się zrobić, to właśnie to mają na myśli. Wcale nie dają do zrozumienia, że powiedzieliby nie, tylko nie wiedzą, jak to zrobić. Amerykańska bezpośredniość może być odebrana nawet jako obcesowość. Przybysze czasem uważają, że Amerykanie są niedelikatni. Rzeczywiście, subtelne gry słowne i aluzje nie są ich mocną stroną. Oni mówią prosto z mostu.
Przy stole
Jeśli na oficjalnym przyjęciu twój sąsiad z lewej strony położył swoją bułkę na twoim talerzyku na pieczywo, a sąsiad z prawej sięga po twój kieliszek wina, to najlepszy dowód, że jesteś w Stanach, a twoimi kompanami są Amerykanie. W takiej sytuacji nie powinieneś się przejmować. Poproś kelnera o nowy kieliszek i nowy talerzyk.
Byłam w takiej sytuacji w Waszyngtonie w 2000 r., podczas wytwornej kolacji zorganizowanej przez German Marshall Fund. Dżentelmen z Alabamy, siedzący po mojej prawej, wypił moje wino i skorzystał z talerzyka kolejnego sąsiada, a pani z Idaho, siedząca po mojej lewej, używała mojego talerzyka i zjadła moją sałatę. Ale ponieważ wszystko odbywało się w sposób bardzo nieformalny i chodziło o nawiązanie europejsko-amerykańskich kontaktów, nikt nie widział w tym problemu.
Większość przeciętnych Amerykanów - także wielu z tych, którzy są zamożni i zajmują wysokie stanowiska - nie bardzo wie, jak się zachować przy stole i nie ma pojęcia o savoir-vivrze, wielości sztućców, serwetek i różnorodności kieliszków. Nawet w najlepszej restauracji, gdy ktoś zamówi coca-colę, dostanie po prostu puszkę. Nie podaje się specjalnych sztućców do ryby, a serwetki wtykane są za koszulę.
Od dziecka, jedząc hamburgery, hot dogi i pizze w barach szybkiej obsługi albo w szkolnych bufetach, Amerykanie nie mają gdzie nauczyć się manier. Teraz niektórzy rodzice, chcąc nadrobić zaległości, kupują podręczniki bądź wysyłają pociechy na specjalne kursy.