Trwa ładowanie...
fragment
01-10-2010 15:32

Gladiatorka

GladiatorkaŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

XXV

Wchodząc do triclinium – pomieszczenia jadalnego, Lysandra poczuła na sobie wzrok zgromadzonych tam osób. Nie byli to zwykli fani areny. Były to, w znacznej większości, najbogatsze i najbardziej wpływowe osobistości Halikarnasu. W normalnych okolicznościach czułaby się wielce zaszczycona, mogąc uczestniczyć w takiej kolacji, ale fakt, że przybyła tu w mało chwalebnym celu, nie pozwalał jej cieszyć się tym wydarzeniem. Pocieszała się myślą, że – choć dla zwykłej kobiety byłoby to traumatyczne doświadczenie – dzięki swej wewnętrznej sile i inteligencji uda jej się wyjść bez szwanku z tej upokarzającej próby. Była w końcu Achillą, nie – Lysandrą, pomyślała.

Triclinium było duże, swobodnie mieszczące tłum zaproszonych przez Frontyna biesiadników. Na środku pomieszczenia znajdował się ring zapaśniczy, na którym dwóch sportowców siłowało się ze sobą na oczach znudzonych dygnitarzy. Tu i ówdzie porozstawiane były ławy z wszelkiego rodzaju smakołykami, a w powietrzu unosił się zapach kadzidła maskujący rybi zapach garum – sosu uwielbianego przez wszystkich Rzymian. Leżanki dla biesiadników porozstawiane były tak pomysłowo, że goście mogli ze sobą swobodnie rozmawiać, a jednocześnie było wokół nich na tyle dużo przestrzeni, że usługujący im niewolnicy mogli poruszać się dyskretnie i niemal bezszelestnie.

Niewolników nie powinno być ani widać, ani słychać, pomyślała Lysandra. Tak jak heloci w dawnej Sparcie, służyli oni tylko do wykonywania różnych prac domowych. Lysandra pomyślała, że choć teoretycznie ona sama również jest teraz niewolnicą, jej status jest o wiele wyższy niż niewolnika od spraw gospodarczych. Była pewna, że zawdzięcza to swym umiejętnościom i spartańskiemu wychowaniu. Określenie „niewolnik" nie zawsze oznacza to samo, stwierdziła.

d4i7yg0

Czekające ją spotkanie z Frontynem mogłoby oczywiście sprawić, że poczułaby się gorszego rodzaju niewolnicą, ale Lysandra pomyślała nagle, że przecież to jej zręczność i uroda wzbudziła w tym mężczyźnie pożądanie. Było to wprawdzie obrzydliwe, ale zupełnie zrozumiałe. To, że podobała się mężczyznom, było faktem niezaprzeczalnym. Czyż Catuvolcos nie wyznał jej miłości i nie załamał się, gdy go odrzuciła? Widziała ponadto pożądliwe spojrzenia mężczyzn napotykanych w amfiteatrze i słyszała ich mniej lub bardziej przyzwoite propozycje. Przechodząc przez triclinium, Lysandra uświadomiła sobie, że wzywając ją do siebie, Frontyn robi po prostu to, co każdy wpływowy Rzymianin: okazuje swoją potęgę, sięgając po wszystko, na co tylko ma ochotę.

Z zamyślenia wyrwał ją starszy mężczyzna, który podszedł do niej szybkim krokiem, szeroko się uśmiechając.

– A oto Achilla ze Sparty – powiedział. Był od niej trochę niższy, a na jego twarzy wyraźnie widoczne były znaki upływającego czasu. – Jestem Sekstus Juliusz Frontyn.

– Witam – ukłoniła się Lysandra.

d4i7yg0

– Jesteś piękna jak Wenus – powiedział, stosując irytująco niepoprawne określenie greckiej Afrodyty. Lysandra uważała, że skoro Rzymianie tak jawnie skopiowali dla siebie cały helleński panteon, to mogli zostawić bogom ich pierwotne nazwy, a nie na siłę je zmieniać. – A może raczej jak Minerwa – ciągnął. – Czuję się, jak gdyby sama bogini wojny zstąpiła z Olimpu, by zaszczycić nas swą obecnością.

Co za ironia! Frontyn porównał ją do bogini, której sama niegdyś służyła... Lysandra zmusiła się do uśmiechu w reakcji na uwagę gubernatora, który nie miał nawet pojęcia o tym, że niechcący jej dopiekł.

– Jesteś panie niezwykle łaskawy – powiedziała, kiwając delikatnie głową. – Dziękuję za te słowa, gubernatorze Sekstusie Juliuszu Frontynie.

d4i7yg0

– Mów mi Sekstus – uśmiechnął się rozbrajająco. – Te potrójne imiona są stanowczo za długie, nie sądzisz?

– To bardzo rzymskie – odpowiedziała.

– Widzę, że nie przepadasz za Rzymem i Rzymianami – Frontyn podprowadził ją w stronę ułożonych w półokrąg leżanek. Lysandra pomyślała, że gdyby jego zamiary nie były takie, o jakie go podejrzewała, przebywanie z nim w tym miejscu byłoby dla niej ogromnym zaszczytem. – To zresztą zrozumiałe, biorąc pod uwagę twoją sytuację.

d4i7yg0

– Myli się pan, Gubernatorze – powiedziała, celowo stosując ten oficjalny tytuł. Zgodnie ze spartańskim zwyczajem, chciała zachowywać się kulturalnie, ale jednocześnie nie miała zamiaru mu się podlizywać. – Szanuję Rzym i traktuję go jak nieuniknione, choć trochę nieokrzesane przedłużenie helleńskich ideałów – gdy to powiedziała, Frontyn uniósł brwi i kazał niewolnikowi przynieść wino.

– Nieokrzesane? To słowo brzmi dziwnie w ustach Spartanki. Mówi się przecież, że pod względem kultury Sparta to najuboższe miasto w całej Helladzie.

Lysandra pociągnęła łyk wina, zerkając na niego ponad krawędzią pucharu.

d4i7yg0

– Jeśli przyjmiemy, że kultura to posągi, zagmatwana retoryka i władza demos, to twoja obserwacja, panie, jest słuszna. Dla nas są to „zjawiska" typowo ateńskie. Jeśli jednak mianem kultury określimy honor, męstwo, prostotę wypowiedzi i sztukę prowadzenia wojen, to nie znajdziesz panie polis bardziej wyrafinowanego niż moje – wiedząc, że Rzym był z natury wojowniczym państwem, Lysandra była bardzo usatysfakcjonowana swoją odpowiedzią.

Frontyn najwyraźniej także był z niej zadowolony. Podnosząc puchar z winem, upił łyk i uśmiechnął się.

– Ave, Victrix – powiedział. – Nie dziwię się, że wygrywasz na arenie, skoro twój miecz jest równie ostry, jak twój język.

d4i7yg0

– Dla mnie zakrawa to na bezczelność – wtrącił się jakiś młodzieniec.

– Gajusz Minerwin Walerian – przedstawił go Frontyn. – Trybun Legionu Drugiego Augusta.

– Co nazywasz bezczelnością, trybunie?

– To, że kobieta wypowiada się na tematy, które nie powinny jej interesować.

Lysandra zjeżyła się.

– Sam gubernator zaprosił mnie tutaj, trybunie, i to on wszczął dyskusję o tym, na czym akurat się znam. Nie widzę powodu, abym miała trzepotać rzęsami i chichotać jak idiotka udając, że nie mam na ten temat nic do powiedzenia – zerknęła szybko na Frontyna jakby chciała ocenić, jaki jest jego nastrój. Gubernator patrzył to na nią, to na trybuna i najwyraźniej dobrze się bawił obserwując ich sprzeczkę.

– Każdego można nauczyć kilku oklepanych formułek, droga pani, – szydził Walerian – a, jak widać, greccy niewolnicy uczą się bardzo szybko.

– To prawda. Niewielu Rzymian dorównuje nam bystrością – usta Lysandry wygięły się w ledwie widocznym uśmiechu.

Twarz Waleriana zaczerwieniła się ze złości.

– Słyszałem, jak rozmawialiście o spartańskiej waleczności – powiedział. – Skoro Sparta jest taką potęgą, to jakim cudem stała się tylko jedną z naszych prowincji?

– Po pierwsze, Sparta nie jest prowincją, ale niepodległym państwem w ramach Imperium – poprawiła go Lysandra. – A po drugie, stało się tak z woli Posejdona i dzięki postępowi technicznemu.

– Z woli Posejdona? – Frontyn podniósł rękę, powstrzymując Waleriana przed dalszymi złośliwościami.

– Posejdon wydał na nas wyrok, zsyłając trzęsienie ziemi. Po wojnie z Atenami, Sparta wysunęła się na czoło Hellady, co było wówczas jednoznaczne z wysunięciem się na czoło światowej areny. Populacja Sparty nigdy nie była jednak zbyt duża, dlatego straty w ludziach, na jakie naraziły nas katastrofy naturalne i liczne wojny, które w tym czasie toczyliśmy, okazały się niepowetowane. Sparta nigdy nie odzyskała już swej pozycji. Choć, jak wiadomo, nasi żołnierze wciąż nie mają sobie równych na polu bitwy.

– A postęp techniczny? – zachęcał ją Frontyn, przy czym Lysandra miała wrażenie, że słuchając jej inteligentnych wypowiedzi gubernator patrzy na nią jak na psa, który potrafi mówić.

– Wojsko opiera się na technice, gubernatorze. Helleńska falanga nie była już tak skuteczna, gdy nasi dowódcy zaczęli rekrutować do wojska zwykłych wieśniaków. Było nas za mało i nie mogliśmy dłużej pozwolić sobie na to, by w naszych szeregach walczyli tylko wysoko wykwalifikowani żołnierze. Lżejsza piechota składała się praktycznie z samych nowicjuszy, coraz częściej wcielano ich również do kawalerii. Dzięki Filipowi Macedońskiemu falanga przeszła kolejny, zupełnie naturalny etap rozwoju i stała się najdoskonalszą wojenną machiną, jaką do tej pory wymyślono. To, że jego syn rozniósł w pył perskich barbarzyńców świadczy nie tylko o geniuszu Aleksandra, ale też o skuteczności reform wojskowych wprowadzonych przez jego ojca – wbrew swej woli, Lysandra również dobrze się bawiła, uczestnicząc w tej rozmowie. Dawno już nie miała okazji dyskutować na takie tematy z kimś kompetentnym.

– Chwileczkę – wtrącił się znów Walerian. – Jak możesz twierdzić, że macedońska falanga to najdoskonalsza machina wojenna, skoro Rzymianie regularnie spuszczali jej manto? – zakończył z triumfalnym uśmiechem, zadowolony z tego, że historia potwierdza jego rację.

– Chodzi o technikę, trybunie – powiedziała Lysandra tonem, jakim mówi się do dziecka. – Falanga musiała stale dostosowywać się do oddziałów, z którymi dane jej było walczyć. To dlatego sarissa, czyli włócznia – Lysandra przetłumaczyła helleńskie słowo na łacinę – została wydłużona do niebotycznych rozmiarów i stała się bronią uniwersalną, choć nie takie było pierwotnie jej przeznaczenie.

Walerian próbował zbić ją z tropu:

– Nie uważałaś na zajęciach z taktyki, droga pani. Macedońskie włócznie miażdżyły idącego na nie wroga. Jak możesz zatem twierdzić, że nie były używane zgodnie ze swym przeznaczeniem?

– Zadaniem włóczniarzy było wciągnięcie wroga do walki, ale śmiertelny cios miała mu wymierzyć ciężka kawaleria. Tak, jak to było pod Cheroneją i w każdym innym miejscu, gdzie Aleksander i Filip stoczyli zwycięskie bitwy.

– Wciąż nie wyjaśnia to żałosnej porażki falangi w starciu z naszymi legionami – powiedział zacietrzewiony Walerian. – Unikasz sedna sprawy, gladiatorko.

Lysandra spojrzała na niego jak na łajno, w które właśnie wdepnęła.

– Jak już mówiłam, falanga, która stanęła do walki z Rzymem była zaledwie słabym cieniem swej poprzedniczki. Gdyby dopiero raczkująca Republika Rzymska stanęła do walki z Filipem lub Aleksandrem, zajmowałabym teraz pana miejsce przy tym stole.

– Poniżasz mnie!

– Nie, to pańska niekompetencja i chęć postawienia na swoim pana poniża... trybunie. Oficerowie rzymskiej armii powinni wszak znać jej historię. Hannibal i Pyrrus omal nie zmietli Rzymu z powierzchni ziemi i to falangą o wiele słabszą niż ta, jaką dowodził Aleksander.

– Cóż za genialna niewolnica! – szydził Walerian, podając niewolnikowi puchar do napełnienia. – Jesteś zatem nie tylko doskonałym taktykiem, ale i historykiem?

– Oczywiście – Lysandra pozwoliła sobie na próżność. – W Świątyni Ateny odbieramy staranne wykształcenie – przerwała, świdrując Waleriana wzrokiem. Miała nadzieję, że to zakończy dalszą dyskusję.

– Byłaś kapłanką? – wtrącił się Frontyn, który postanowił interweniować zanim ta sprzeczka przerodzi się w awanturę.

– Tak, gubernatorze – odwróciła się do niego Lysandra. – Zanim stałam się tym, kim jestem, całe życie spędziłam w służbie Ateny.

– Słyszałem o waszym Zakonie – powiedział Frontyn ku jej zaskoczeniu. – Typowo spartański – dodał. – Trenują was tam tak samo jak mężczyzn. To wyjaśnia, skąd wiesz tyle na temat sztuki wojennej i dlaczego tak dobrze walczysz.

– Istotnie – potwierdziła Lysandra.

– Dlaczego twoje siostry-kapłanki nie szukały cię i nie wykupiły twojej wolności?

– Myślą zapewne, że nie żyję i rzeczywiście: chyba umarłam już dla swego dawnego życia – powiedziała Lysandra zaszokowana, że coś takiego wyszło z jej ust. Uświadomiła sobie jednak, że to najprawdziwsza prawda. – Nie mogłabym tam wrócić po tym wszystkim, co się stało. Był czas, kiedy nie mogłam pogodzić się ze swym losem, ale pewien mędrzec – kapłan, powiedział mi, że mogę czcić Atenę również w tym, co teraz robię. Owszem, jestem niewolnicą, ale która niewolnica, która kobieta może składać bogom takie ofiary jak ja i zasiadać przy stole z gubernatorem Azji Mniejszej? Jedna z moich towarzyszek powiedziała kiedyś, że arena daje kobiecie wolność, jakiej normalnie nigdy by nie zaznała, i ja się z tym w zupełności zgadzam.

– Śmiesz twierdzić, że jesteś wolna, niewolnico? – próbował dokuczyć jej Walerian.

– Nie muszę skakać wokół żadnego mężczyzny – ciągnęła Lysandra nie odrywając oczu od Frontyna. – Żyję z walki i jestem w tym bardzo dobra. Nie tracę swych najlepszych lat życia na niańczenie dzieci i dogadzanie mężowi. Zamiast tego doskonalę umiejętności, które zdobywałam od dzieciństwa. Taka jest, jak mniemam, wola mojej bogini, a skoro jej służę, nie mogę czuć się niewolnicą.

– Nie musisz skakać wokół żadnego mężczyzny? Mylisz się. Może nie chcesz w to uwierzyć, ale jesteś niewolnicą, a ja jestem Rzymianinem. Jeśli ci każę, pościelisz mi łóżko, a potem do niego wskoczysz, żebym mógł udzielić ci twardej lekcji pokory.

Lysandra poczuła, że dłużej nie wytrzyma. Dobre maniery to jedno, ale ten nadęty młodzik przekroczył granicę dobrego smaku.

– Jesteś pijany, trybunie – uśmiechnęła się szyderczo – i obawiam się, że twoja lekcja nie byłaby wystarczająco twarda.

Walerian wychylił się gwałtownie do przodu, chcąc wymierzyć Lysandrze policzek, ale nim zdołał to zrobić, ona zerwała się na równe nogi. Jej oczy płonęły zimnym ogniem. Puchar Lysandry z głośnym brzękiem roztrzaskał się na posadzce, a oczy wszystkich biesiadników zwróciły się na leżankę gubernatora. Czując na sobie ich wzrok, rzymski oficer zawahał się przez chwilę i opuścił rękę. Zwracając się twarzą do gubernatora ukłonił się sztywno:

– Wybacz, panie, ale muszę opuścić to zgromadzenie. Właśnie przypomniałem sobie, że mam ważne spotkanie.

Frontyn posłał mu zimny uśmiech i wyraził zgodę kiwnięciem głowy. Gdy odchodzący chwiejnym krokiem trybun znikł mu z pola widzenia, gubernator odwrócił się z powrotem do Lysandry.

– Chodź ze mną – powiedział, wstając z leżanki.

Lysandra mierzyła go przez chwilę wzrokiem, po czym kiwnęła potakująco głową. Nie złapała go jednak za rękę, którą ku niej wyciągnął.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj