Etgar Keret: "Gdybym nie został pisarzem nie byłbym szczęśliwym i kompletnym człowiekiem"
"Gdybym nie został pisarzem nie byłbym szczęśliwym i kompletnym człowiekiem" o rodzicielstwie, śmierci ojca i życiu w Izraelu rozmawiamy z Etgarem Keretem, izraelskim artystą, autorem wydanej niedawno książki "Siedem dobrych lat".
"Ryzykowanie swojego życia i zabijanie innych na rozkaz rządu, który nieustannie unika negocjacji i często prowokuje konflikty, to stanowisko, które ciężko bronić". O rodzicielstwie, śmierci ojca i życiu w Izraelu rozmawiamy z Etgarem Keretem, izraelskim artystą, autorem wydanej niedawno książki "Siedem dobrych lat" .
Ewa Jankowska: Pana książka jest bardzo osobista. Pisze Pan o rodzicielstwie, przyjaźni, skomplikowanej relacji z siostrą oraz przede wszystkim o żegnaniu się z własnym ojcem. Wszystko w atmosferze niepokoju spowodowanego sytuacją w kraju. Czego nauczyło pana te siedem lat?
Etgar Keret: Zdałem sobie sprawę przede wszystkim z tego, czym różni się punkt widzenia dziecka, które jest chronione od punktu widzenia ojca – osoby, która je chroni. Bycie dzieckiem pozwala na życie tu i teraz, a bycie odpowiedzialnym rodzicem wymaga wzięcia odpowiedzialności za przyszłość, co stawia cię w bardzo interesującej filozoficznie, ale jednocześnie bardzo trudnej sytuacji.
Jak to jest być ojcem w kraju, w którym trwa ciągły konflikt?
Bycie ojcem to ciężkie zadanie - kropka. A wypełnianie tej roli w kraju, w którym panuje taka przemoc i co chwilę dzieje się coś złego właściwie bez żadnej racjonalnej przyczyny, czyni je jeszcze trudniejszym. Czasem staram się tłumaczyć synowi, dlaczego rząd podjął taką, a nie inną decyzję, ale najczęściej po prostu nie znajduję sensownego wyjaśnienia.
W jednym z rozdziałów pisze Pan: „Byłem kiepskim żołnierzem, miałem depresję, liczyłem dni do końca służby”. Pomimo to, w dalszym ciągu chciałby Pan, aby Pana syn poszedł do wojska. Dlaczego?
Ta decyzja będzie należała do niego. Moja intuicja zawsze podpowiadała mi, że jeżeli żyjesz w kraju, w którym służba wojskowa jest niezbędna, żeby kraj mógł przetrwać, to uniknięcie wojska w sytuacji, w której inni ryzykują swoje życie, jest moralnie problematyczne. Jednocześnie ryzykowanie swojego życia i zabijanie innych na rozkaz rządu, który nieustannie unika negocjacji i często prowokuje konflikty to stanowisko, które również ciężko bronić. To jedna z tych sytuacji, w których jesteś potępiony zarówno wtedy, kiedy coś zrobisz i wtedy, kiedy tego nie zrobisz. Ja postanowiłem pójść do wojska, ale jeżeli Lev podejmie inną decyzję, nadal będę go kochał.
Czy myślał Pan kiedykolwiek o tym, żeby opuścić Izrael?
Myślałem o tym wiele razy, ale tu jest mój dom i, jeżeli coś mi się w nim nie podoba, powinienem zrobić wszystko, żeby to zmienić, zanim całkiem się poddam. Za bardzo moi rodzice cenili to, że mogą mieć swój własny kraj, żebym tak łatwo się poddał i po prostu wyjechał.
Polskę nazywa Pan swoim drugim domem. Ma Pan nawet swoje lokum w postaci instalacji artystycznej na ulicy Chłodnej w Warszawie. Czy myślał Pan kiedyś, żeby może przenieść się do Polski?
Nie. Myślę, że nigdy nie przetrwałbym emocjonalnie waszej długiej i mroźnej zimy. (śmiech)
Dlaczego dał Pan swojemu synowi na imię Lev?
„Lev” po żydowsku znaczy „serce” i to było pierwsze uczucie, jakie pojawiło się w nas, kiedy się urodził - że wypełniał całe nasze serca.
W jednym z rozdziałów zastanawia się Pan, kim Lev będzie w przyszłości. Wtedy stawiał Pan, że mleczarzem. Jak Pan na to patrzy teraz? Czy chciałby Pan, żeby również został pisarzem?
Chciałbym, żeby był szczęśliwy. Kilka tygodni temu przyłapałem go na czytaniu jakiegoś dodatku ekonomicznego. Nie mogłem potem spać całą noc. Mam nadzieję, że nie zostanie bankierem inwestycyjnym.
Czy naprawdę jako dziecko dużo Pan płakał, a potem nagle przestał?
Jako dziecko bardzo dużo płakałem, najczęściej po usłyszeniu bajki na dobranoc albo obejrzeniu jakiegoś filmu. Pamiętam, że strasznie się rozryczałem po usłyszeniu po raz pierwszy opowiadania „Płaszcz” Mikołaja Gogola. Ale odkąd skończyłem osiem lat, nie płakałem właściwie aż do momentu, w którym zachorował mój ojciec. Ostatni raz, kiedy płakałem, był właśnie na jego pogrzebie.
Pisze Pan, że jak był dzieckiem, to ojciec opowiadał Panu wyłącznie historie o prostytutkach i pijakach. Czy którąś z nich Pan pamięta?
Pamiętam jedną. Opowiadała o dwóch silnych pijanych facetach, którzy wdali się w bójkę w burdelu. Obaj byli tak mocni, że żaden z nich nie mógł znokautować drugiego. Po kilku godzinach bijatyki postanowili, że wyłamią nogi z fortepianu i będą się nimi nawalać aż któryś w końcu padnie. Ale to też nie zadziałało. W końcu stwierdzili, że chyba najwyraźniej nie mają wyjścia i muszą się pogodzić. Tak byli mocni.
Co było najważniejszą rzeczą, jakiej nauczył się Pan od ojca?
Kiedy byłem dzieckiem, zapytałem mojego ojca, z jakiego swojego osiągnięcia życiowego jest najbardziej dumny. Po dłuższej chwili odpowiedział: „Najbardziej dumny jestem z tego, że walczyłem pięć lat, przez cały czas w piechocie, zawsze na pierwszej linii frontu, a mimo to, nigdy nikogo nie skrzywdziłem”. W pierwszej chwili nie za bardzo wiedziałem, o co mu chodzi, ale pozostało we mnie takie silne uczucie, że i ja taki chcę właśnie być: silny i zdeterminowany, ale i współczujący i przede wszystkim nigdy mściwy.
Nie jest Pan osobą religijną. Jak to jest mieć ortodoksyjną siostrę? Czy często popadacie w konflikty?
Bardzo rzadko się kłócimy. Każde z nas wie, że żyjemy całkiem inaczej, ale jednocześnie wyznajemy te same podstawowe wartości i oboje tak samo pragniemy harmonii. Pierwszą osobą, która do mnie zadzwoniła cała we łzach, kiedy młody Palestyńczyk został spalony na śmierć przez Żydów, była właśnie moja siostra. (więcej o tym głośnym morderstwie możecie przeczytać * TUTAJ*)
Jak Pan sądzi, dlaczego Pana książki są popularne nawet w takim kraju jak Polska, gdzie ludzie nie muszą konfrontować się z takimi problemami jak Pan i inni mieszkańcy Bliskiego Wschodu?
Myślę, że emocje leżące u podstaw konfliktów są wszędzie takie same. Tylko w niektórych miejscach ich natężenie jest o wiele większe. Wszyscy identyfikujemy się z Raskolnikovem w „Zbrodni i karze” , a przecież nikogo nie zabiliśmy. Rozumiemy jego emocje nawet, jeśli nie dopuściliśmy się takiego zła jak on.
Powiedział Pan kiedyś, że Izrael jest idealnym miejscem do życia dla pisarza, ponieważ panuje w nim konflikt, a konflikt to coś, co musi pojawić się w każdej dobrej historii. Czy zostałby Pan pisarzem, gdyby urodził się Pan w innym kraju?
Nie jestem pewien. Zacząłem pisać w reakcji na traumę, której doświadczyłem podczas pobytu w wojsku. Nie jestem przekonany, czy sięgnąłbym po pióro, gdyby moje życie było na tyle do zniesienia, że dawałbym sobie radę bez oparcia, które wtedy dawało mi pisanie.
Czy bycie pisarzem sprawia, że życie w Izraelu ma większy sens?
Myślę, że pisarze powinni być empatyczni. Nie można stworzyć jakiejś postaci bez umiejętności czy raczej odruchu wchodzenia w czyjeś buty. Na Bliskim Wschodzie, gdzie wszystkie narracje niosą ze sobą dużo bólu i strachu, ciągłe współodczuwanie może cię doprowadzić do depresji i frustracji. Ale nie wiem, czy mógłbym żyć inaczej.
Czy wierzy Pan w to, że można sprawić, aby ludzie nauczyli się współodczuwać?
Gdy tylko widzę dwóch ludzi, którzy nie potrafią się ze sobą porozumieć, czuję frustrację, złość i smutek. Ludzka tragedia polega na tym, że jesteśmy tak blisko społeczeństwa utopijnego, ale nigdy go nie osiągamy. Niby jest to w zasięgu ręki, ale tak naprawdę pozostaje niedostępne.
W rozdziale opisującym podróż na Sycylię, mówi Pan, że powinniśmy szukać perspektywy, z której można by życzliwie spojrzeć na brzydotę rzeczywistości - „trochę ją skomplementować i wywołać czułość dla bruzd i zmarszczek na jej pokrytej bliznami twarzy”. Czy to w taki właśnie sposób buduje Pan swoje historie i prowadzi Pan swoje życie?
Raczej buduję w ten sposób historie niż żyję. W prawdziwym życiu często popadam w rozpacz, ale tworząc fikcję, nie jestem w stanie napisać niczego wartościowego bez wiary w ludzkość i bez szukania w nim piękna.
Gdyby nie został Pan pisarzem, to kim by Pan był?
Nie w pełni szczęśliwym i nie w pełni kompletnym człowiekiem.