Dzień z życia Jerzego Pilcha
"Obudziłem się jak zwykle o piątej rano, jak zwykle jak wilk głodny. Było ciemno, pognałem do kuchni, puściłem Radio Nieśmiertelne Kawałki, kończyła się zażarta dyskusja polityczna, potem buchnął (nie tylko z powodu, że galopująco głuchnę, radio nastawione jest na definitywny full) w sensie ścisłym nieśmiertelny i zawsze studziennie mnie wzruszający przebój "Naprawdę jaka jesteś...?", tym razem byłem jednak tak wściekle głodny, ciało moje i duch mój były tak totalnie głodne, że nie było miejsca nawet na sprawdzone zachwyty" - czytamy w "Drugim dzienniku".
Dalej Pilch opisuje nawet jak z precyzją psychopaty kroi chleb, smaruje grzanki dżemem cytrynowym, na wierzch kładzie po dwa plastry sera gouda light. I dalej: "Boże mój, kiedyś piąta rano była godziną śmierci, teraz gdy śmierć ruszyła z kopyta, jest godziną życia".
Pilch wspomina także o zażywaniu kolejnych lekarstw: "Zjadłem, zażyłem number one, położyłem się z powrotem [...]; gdy godzina minęła, zażyłem number two - teraz będzie trochę gorzej, number two ma silne działanie uboczne, łącznie z halucynacjami i nieoczekiwanymi utratami przytomności, z drugiej strony będzie trochę lepiej, w swoistej omdlewczości całego ciała i na pewno części duszy wyostrzają się władze poznawcze".