Dziewczyny górą w literaturze!
Słaba płeć pokazała swoją siłę i powoli spycha twórczych mężczyzn do narożnika... Czy da się wyjaśnić fenomen medialnej wrzawy wokół młodych pisarek? Istnieje podejrzenie, że kobiety po prostu znacznie lepiej od mężczyzn rozumieją, jak jest skonstruowany współczesny świat i jego kultura.
„Kobiety mówią szeptem” – zauważa Izabela Filipiak w jednym z wierszy. A kończy go uwagą: „Kobiety mówią szeptem, a potem śmieją się głośno”. Można chyba powiedzieć, że historia literatury – czy w ogóle kultury – współczesnej, przyznaje jej słowom rację. Nastał, jak się zdaje, czas kobiet. „Czas drapieżnych dam” – jak niedawno wieścił tygodnik „Polityka”. Słaba płeć pokazała swoją siłę i powoli spycha twórczych mężczyzn do narożnika. Język militarny jest tu chyba uzasadniony – autorka Kieszonkowego atlasu kobiet i Dzidzi Sylwia Chutnik w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” przyznała, że kobiety sobie taki status w y w a l c z y ł y.
Po głośnych kobiecych debiutach lat 90. (weźmy choćby Olgę Tokarczuk czy Manuelę Gretkowską ) nadeszła druga fala prozy pisanej przez kobiety. Od dobrych paru lat widać, że właśnie owa literatura osiąga większe sukcesy – artystyczne i komercyjne – niż ta firmowana przez mężczyzn. Mowa oczywiście o twórcach młodego pokolenia, którzy swoją pozycję zawodową dopiero budują. To książki Doroty Masłowskiej , Sylwii Chutnik czy – ostatnio – Małgorzaty Rejmer stają się głośne, dyskutowane i nagradzane. Proza Jerzego Franczaka , Mikołaja Łozińskiego czy Jakuba Żulczyka , choć udana, nie ma takiej siły rażenia. Najgłośniejszym pisarzem polskim młodego pokolenia jest za to Michał Witkowski , który – z całym szacunkiem dla jego talentu – orężem w walce o literacki parnas,
na równi z twórczością, uczynił swoją orientację seksualną, co bardzo elegancko podsumowuje jego występ na okładce książki Głośniej! Rozmowy z pisarkami Anny Dziewit i Agnieszki Drotkiewicz .
Debiutanci obojga płci
Czy jest to zatem kwestia mody na głosy, które do tej pory miały w u nas słabą reprezentację? Czy rzecz w zapotrzebowaniu na społecznie nośne tematy? A może chodzi o rzeczywistą jakość tej prozy? Zdania są podzielone. Co ciekawe, odkrywca najgłośniejszej polskiej pisarki ostatniej dekady, Doroty Masłowskiej , Paweł Dunin-Wąsowicz, który wydał także debiutancką książkę ostatnio nominowanej do „Paszportu Polityki” Agnieszki Drotkiewicz i wychwalaną Toksymię Małgorzaty Rejmer , uważa, że sukces to nie kwestia płci, a pierwszej książki. – Debiutant czy debiutantka są cenniejsi dla mediów niż ktoś, kto napisał dwie – trzy książki (o ile nie jest superstar) – mówi Dunin-Wąsowicz. – Można bowiem po raz pierwszy o takiej osobie napisać, skąd się wzięła i co w życiu wpłynęło na jej pisanie. Potem temat przestaje być interesujący, chyba że pracuje się nad tym tak usilnie jak Witkowski . Media w ogóle żądają identyfikacji autora z książką, Dukaj przebijał się bez tego ponad 10 lat.
Choć okruch prawdy w tej tezie zapewne tkwi, to nie da się ukryć, że debiuty autorów płci męskiej wzbudzają o wiele mniejszy rwetes niż książki pań. Głośne przecież Osiem cztery Mirosława Nahacza osiągnęło sukces o parę rzędów wielkości mniejszy niż Wojna polsko-ruska Masłowskiej , a Zrób mi jakąś krzywdę Żulczyka nie wyniosło autora na salony, jak stało się to z Sylwią Chutnik po Kieszonkowym atlasie kobiet .
Pełna wersja artykułu w aktualnym wydaniu „Dziennika”.