Prof. Andrzej Friszke (we wstępie do książki):
Pisarz, dramaturg, intelektualista i działacz katolicki. Symbol chrześcijańskiej lewicy, a zarazem symbol oporu przeciw stalinizmowi w kulturze. Jeden z najbliższych przyjaciół kardynała Stefana Wyszyńskiego, ale też chrześcijanin niepogodzony z formą religijności upowszechnianą przez Prymasa Wyszyńskiego. Jedyny katolik w peerelowskiej Radzie Państwa, ale też jedyny, który z sejmowej trybuny po Marcu 68 rzucił wyzwanie władzy. Polityk czy człowiek zagubiony w świecie polityki? Te określenia opisują Jerzego Zawieyskiego, postać niegdyś bardzo znaną, dziś niemal zapomnianą.
[...]
W styczniu 1949 w Szczecinie odbył się IV Zjazd Związku Zawodowego Literatów Polskich. Zasadniczy referat wygłosił wiceminister kultury Włodzimierz Sokorski. Stwierdził, że Zjazd PZPR określił istotę walki klasowej, a tym samym pozycję i rolę literatury polskiej. Nie istnieje neutralna postawa pisarza, pomimo nieraz subiektywnej jego woli. Żółkiewski w kolejnym referacie postulował, by literatura wzbogacała duchowo budowniczych socjalizmu. [...]Sformułowano postulat realizmu socjalistycznego jako kryterium oceny i normy estetycznej. Zjazd odbywał się w atmosferze terroru. W dyskusji nikt, poza reprezentującymi nurt katolicki Zawieyskim i Turowiczem, nie odważył się zaoponować. [...] Zawieyski nie spełniał żadnego z wymienionych w Szczecinie kryteriów i nie zamierzał się im poddać. Zabierając głos, choć uczynił to w delikatnej formie, sam deklarował się jako oponent. W konsekwencji jego sztuki przestały być wystawiane, a książki wydawane.
[...]
Zawieyski znajdował się oczywiście „w zainteresowaniu” Urzędu Bezpieczeństwa. W połowie 1956 roku jeden z agentów informował swojego oficera: „Materialnie Zawieyskiemu jest b. ciężko, bowiem ubranie nosi i ma jeszcze przedwojenne, obiady dostaje u sióstr zakonnych na Ursynowskiej i to chyba gratisowo. [...] Kilkakrotnie były próby wciągnięcia go do pracy pisarskiej, jednak on współpracę z «Paxem» odrzucał.” Był jedną z nielicznych osób, do których listy — naturalnie drogą nieoficjalną — przekazywał internowany Prymas Polski.
[...]
Cykl wielkich wydarzeń politycznych rozpoczął w lutym 1956 XX Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i tajny referat Nikity Chruszczowa o zbrodniach Stalina, a zaraz potem śmierć przywódcy polskiej partii — Bolesława Bieruta. Nowym I sekretarzem KC PZPR został Edward Ochab, bliski znajomy Zawieyskiego z młodości. „U mnie w domu Ochab urządzał zebrania partii, o czym nie wiedziałem — zapisał w dzienniku 13 listopada 1956. — Gdy został zaaresztowany, u mnie była rewizja i dwa dni spędziłem w urzędzie śledczym na Daniłowiczowskiej.” Te zaszłości sprzed 20 lat nie miały jednak wówczas znaczenia. Stopniowy powrót Zawieyskiego do życia literackiego, którego etapy odnotowuje w dzienniku, był wynikiem ogólnej odwilży ogarniającej kraj.
[...]
W styczniu 1957 Zawieyski został wybrany do sejmu jako jeden z pięciu posłów wspieranych przez „Tygodnik Powszechny” i uważanych za ludzi prymasa Wyszyńskiego. Następnie został powołany do Rady Państwa, czyli kolegialnej głowy państwa jako jedyny przedstawiciel społeczności katolickiej. Znalazł się formalnie na szczytach władzy. Miał bezpośredni dostęp do Gomułki, premiera Cyrankiewicza i innych dygnitarzy, bywał na przyjęciach w ambasadach, także sowieckiej. Już wcześniej, nim doznał takiego awansu, niektórzy widzieli w nim postać o dużej pozycji politycznej.
[...]
Pozycja Zawieyskiego w ruchu „Znak” była trwała i niezagrożona. W pierwszych tygodniach istnienia Klubu Inteligencji Katolickiej, dzięki swym kontaktom na szczytach władzy, załatwił Klubowi obszerny lokal w centrum Warszawy na ulicy Kopernika 43, a także środki finansowe pozwalające rozpocząć prace. Był aż do śmierci prezesem KIK-u w Warszawie, skupiającego najważniejszych działaczy ruchu i z pewnością mającego pozycję centralną.
[...]
Rysem charakterystycznym osobowości Zawieyskiego była pewnego rodzaju prostoduszność. Nie akceptował twardych reguł walki politycznej, egoizmu rządzących, konfliktu interesów, przeciwstawiał im szukanie dialogu i kompromisu. Wierzył w dobre intencje i rozumność rządzących, w tym zwłaszcza Gomułki. W osobistych z nim rozmowach, przejmująco opisanych na kartach dziennika, cierpliwie znosił pretensje i wybuchy gniewu, zarzuty dwulicowości, kierowane do niego jako człowieka Kościoła i Prymasa. [...]
Maria Dąbrowska zapisała wrażenia po obiedzie u Zawieyskiego: „Trzypokojowe mieszkanko w nowym bloku na Polnej. Mieszka z «przyjacielem» (dopiero parę lat temu dowiedziałam się, że i on jest homoseksualistą), też już niemłodym panem, bardzo sympatycznym psychologiem wieku szkolnego. [...] Ale nastrój tego «męskiego domu» jest jakiś przyjemny i mimo wszystkie okropności chwili, o których Z. wciąż napomyka — jakiś wesoły. Zawieyski w swej roli członka Rady Państwa robi dużo dobrego ludziom i jako sposobność do tego traktuje tę całą swoją posadę. Jest też mediatorem między Gomułką a Prymasem”.
Homoseksualna orientacja Zawieyskiego nie była tajemnicą, gdyż mieszkał przez wiele lat z przyjacielem Stanisławem Trębaczkiewiczem. W tym pokoleniu literatów nie była to skłonność wyjątkowa, ale w środowisku katolickim kłopotliwa, choć nie wykraczała poza ścisłą prywatność.
[...]
Kiedy 8 marca na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego został rozpędzony wiec protestujących studentów, zanotował w dzienniku: „Jestem w rozpaczy, rozbity moralnie. Gomułka prowadzi wojnę na wszystkie strony. Z młodzieżą nikt jeszcze nie wygrał. Polityka samobójcza i ohydna, dyktatorska, chamska, obrażająca młodzież, która ma prawo do buntu i protestów. Straszna sytuacja! Nie wiem, co robić. Czy iść do Gomułki, czy do niego napisać, czy od razu podać się do dymisji? Ciężkie, upiorne godziny”.
11 marca posłowie Koła „Znak” ułożyli interpelację do premiera, w której ujmowali się za bitą młodzieżą. Był to jedyny i odosobniony w oficjalnym życiu publicznym głos w obronie studentów.
Zawieyski z obrzydzeniem obserwował rozpętaną przez władze kampanię antyżydowską. [...] Studencki ruch protestu był już zduszony, gdy premier Cyrankiewicz na posiedzeniu sejmu 10 kwietnia odpowiadał na interpelację Koła Posłów „Znak”. To przemówienie, ale w o wiele większym stopniu przemówienia kolejne — były namiętnym atakiem na posłów „Znaku”. [...] W stenogramie sejmowym zapisano, że Zawieyski wszedł na mównicę o 18.20, jako pierwszy po przerwie.
„Polityka może być traktowana w bardzo różny sposób — mówił. — Polityka jest także szkołą upokorzenia i tę szkołę upokorzenia Koło Poselskie «Znak» — a ja z nim, z moimi przyjaciółmi — nie raz znosiliśmy. [...]
Muszę zaprotestować, na ile mnie tylko stać, z całej duszy, że nasza interpelacja, która podyktowana została porywem serca, rozumu i sumienia, nie była adresowana do żadnej międzynarodówki, takiej czy owakiej. [...] Sytuacja, jaka zaszła w marcu — to wielka tragedia narodowa, której nie można zbywać dowcipami. [...] Powiedzenie Ozgi-Michalskiego, że Koło Posłów «Znak» jest resztówką reakcji w sejmie, należy do wątpliwej jakości dowcipów.”
[...] Była to mowa, która przeszła do historii. W Sejmie PRL dotychczas nikt tak nie przemówił.
[...]
Po raz drugi w swoim życiu Zawieyski powiedział rządzącym „nie”. W porównaniu ze zjazdem szczecińskim z 1949 roku, teraz to „nie” zostało wypowiedziane o wiele głośniej, bo w sali sejmu. W diariuszu zapisał: „Dzień dany mi przez Boga i Bogu zawdzięczam odwagę wypowiedzenia swojej mowy z pamięci, mowy, która dała satysfakcję całemu narodowi, nie tylko naszemu środowisku. Za ten dzień Bogu gorąco dziękuję”. Był to istotnie najważniejszy moment na politycznej drodze Zawieyskiego, czyniący go postacią znaną, symboliczną — dzięki temu gestowi przeszedł do historii.