Trwa ładowanie...
fragment
10-08-2011 16:22

Dzieci Ziemi 5. Kamienne sadyby

Dzieci Ziemi 5. Kamienne sadybyŹródło: Inne
d1lcimm
d1lcimm

ROZDZIAŁ 1

Ludzie gromadzili się stopniowo na wapiennym tarasie, nieufnie przyglądając się przybyszom. Nikt nie witał ich choćby gestem, a niektórzy z zebranych dzierżyli w dłoniach włócznie w pozycji gotowości, jeśli nie jawnej groźby.

Młoda kobieta nieomal że wyczuwała ich niepewność i lęk.
Obserwowała z dołu, z kamienistej ścieżki, jak tłum gęstnieje, i wreszcie dotarło do niej, że grupa jest znacznie liczniejsza, niż się spodziewała. Nieraz już widziała tę niechęć w oczach ludzi, których spotykali podczas Podróży.
To nie ich wina, pomyślała, powitania zawsze wyglądają podobnie...
A jednak czuła zakłopotanie.

Wysoki mężczyzna zeskoczył z grzbietu młodego ogiera.
W jego postawie i ruchach nie było ani zakłopotania, ani niechęci, lecz i on zawahał się na moment, mocno ściskając w garści sznur uździenicy. Odwrócił się i zauważył, że kobieta stara się pozostać w tyle.

- Ayla, możesz przytrzymać Zawodnika? Wygląda na zdenerwowanego. Oni zresztą też - dodał, spoglądając ku górze, w stronę skalnej półki.
Kobieta skinęła głową, przerzuciła nogę nad grzbietem klaczy i zsunęła się na ziemię, by chwycić linkę. Nie tylko widok ciżby obcych ludzi niepokoił smukłego kasztana, ale i bliskość matki. Jej okres godowy wprawdzie już minął, ale z sierści unosił się jeszcze zapach ogiera-przewodnika stada, który krył ją tak niedawno.

d1lcimm

Ayla trzymała więc uździenicę krótko, tuż przy pysku Zawodnika, klaczy zaś pozwoliła odejść trochę dalej i na wszelki wypadek stanęła między nimi. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie puścić przodem Whinney, która nieco lepiej znosiła kontakt z obcymi ludźmi i zwykle przy takich okazjach zachowywała się nadzwyczaj spokojnie, tym razem jednak wyczuła nerwowość zwierzęcia. Taki tłum w każdym mógł wzbudzić obawę.

Kiedy pojawił się wilk, Ayla usłyszała pełne podniecenia, ostrzegawcze okrzyki dobiegające od strony półki skalnej ciągnącej się przed jaskinią - o ile w ogóle można to było nazwać jaskinią. Kobieta nie widziała przedtem niczego podobnego. Wilk otarł się o jej nogę i wysunął się nieznacznie naprzód, podejrzliwy i gotów bronić swej pani. Wyczuwała delikatną wibrację ledwie słyszalnego warkotu, który wydobywał się z jego gardzieli.

Drapieżca zachowywał się teraz wobec obcych ze znacznie większą rezerwą niż przed rokiem, gdy rozpoczynali długą podróż, ale wówczas był przecież tylko szczenięciem. Bolesne doświadczenia nauczyły go czujności i rozwagi w trudnej misji chronienia Ayli.

Mężczyzna nie okazywał strachu, idąc w stronę licznej grupy wyraźnie zaniepokojonych ludzi, lecz mimo to kobieta cieszyła się, że może zaczekać w bezpiecznej odległości i obserwować spotkanie, zanim sama będzie musiała stanąć twarzą w twarz z gospodarzami. Oczekiwała - i bała się - tej chwili od ponad roku, a przecież zawsze liczyło się pierwsze wrażenie... i to po obu stronach.

d1lcimm

Zgromadzeni wciąż trzymali się z daleka, gdy nagle wybiegła spośród nich młoda kobieta. Jondalar natychmiast rozpoznał siostrę, choć w ciągu tych pięciu lat, które upłynęły od rozstania, rozkwitła wspaniale i z ładnej dziewczyny zmieniła się w piękną niewiastę.

- Jondalarze! Wiedziałam, że to ty! - zawołała, rzucając się bratu na szyję. - Wreszcie wróciłeś do domu!
Wędrowiec przytulił ją mocno, porwał w powietrze i zawirowali w entuzjastycznym uścisku.
- Folaro, tak się cieszę, że cię widzę! - Postawił ją na ziemię i odsunął na odległość ramion. - Aleś ty urosła!
Kiedy wyjeżdżałem, byłaś ledwie dziewczynką, teraz wyrosłaś na piękną kobietę.... A ja wiedziałem, że tak będzie - dodał, z błyskiem w oku nie tylko braterskiej miłości.

Dziewczyna uśmiechnęła się, spojrzała w niewiarygodnie błękitne oczy brata i od razu poczuła ich magnetyzm.
Zarumieniła się - jednak nie z powodu komplementu, jak wydawało się świadkom powitania, ale pod wpływem nagłego pociągu, który poczuła do tego od lat nie widzianego mężczyzny, mimo że była jego siostrą. Słyszała często opowieści o swym przystojnym, wielkim bracie, o jego niezwykłych oczach, którymi potrafił oczarować każdą kobietę, lecz w jej pamięci Jondalar był jedynie wysokim, cudownym towarzyszem zabaw, bez wahania uczestniczącym w każdej grze czy psocie, jaka tylko przyszła jej do głowy. Teraz zaś, jako młoda kobieta, po raz pierwszy sama miała okazję doświadczyć zdumiewającego oddziaływania jego nieświadomej charyzmy. Mężczyzna dostrzegł jej reakcję - pełne uroku zakłopotanie - i uśmiechnął się ciepło.

d1lcimm

Folara spojrzała obok niego, w stronę małej rzeczki, nad którą rozpoczynała się wiodąca ku górze ścieżka.
- Jonde, kim jest ta kobieta? - spytała ciekawie. - I skąd się tam wzięły te zwierzęta? Przecież zawsze uciekają przed ludźmi... Dlaczego nie płoszą się na jej widok? Czy ona jest Zelandoni? Wezwała je? - Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Gdzie jest Thonolan? - Gwałtownie zachłysnęła się powietrzem, widząc grymas bólu na twarzy Jondalara.
- Thonolan wędruje już po następnym świecie, Folaro - odparł po chwili. - A i mnie nie byłoby tutaj, gdyby nie ta kobieta.
- Och, Jonde! Co się stało?
- To długa historia, a teraz nie pora na jej opowiadanie - odpowiedział surowo, ale nie potrafił powstrzymać uśmiechu na dźwięk imienia, którym zwracała się do niego.

Tylko ona używała kiedyś takiego zdrobnienia. - Nikt nie zwracał się do mnie w ten sposób, odkąd odszedłem. Teraz dopiero wiem, że jestem w domu. Jak się miewa rodzina? Co z matką? Z Willamarem?
- Oboje zdrowi. Matka napędziła nam strachu parę lat temu, ale Zelandoni użyła specjalnej magii i teraz już wszystko w porządku. Chodź, sam zobaczysz - dodała Folara, chwytając brata za rękę i prowadząc ścieżką pod górę.

Jondalar odwrócił się i pomachał do Ayli, próbując dać jej znak, że za chwilę wróci. Nie chciał zostawiać jej teraz samej ze zwierzętami, ale przede wszystkim musiał spotkać się z matką, na własne oczy zobaczyć, czy nic jej nie dolega.

d1lcimm

Zaniepokoiły go słowa Folary o "napędzeniu strachu"; zresztą i tak sprawa wprowadzenia zwierząt do obozu wymagała konsultacji z mieszkańcami. Zdążyli już z Aylą zauważyć, jak bardzo dziwacznym i przerażającym doświadczeniem jest dla większości ludzi spotkanie z wilkiem czy końmi, które nie uciekają na ich widok.

A przecież człowiek tak dobrze znał zwierzęta. Wszyscy, których Jondalar i Ayla spotkali podczas swej Podróży, potrafili polować, większość zaś oddawała zwierzynie lub jej duchom religijną cześć. Dziko żyjące istoty od niepamiętnych czasów były przedmiotem uważnej obserwacji. Ludzie zdążyli więc poznać ich zwyczaje i upodobania, szlaki migracyjne i pory letnich wędrówek, wiedzieli, kiedy rozpoczynają się okresy godowe u poszczególnych gatunków i kiedy nadchodzi czas na rodzenie młodych. A jednak nikomu nie przychodziło jakoś do głowy , że można choćby dotknąć Żywego zwierzęcia w przyjazny sposób. Nikt nie próbował obwiązywać głowy czworonoga linką i prowadzać go ze sobą.

Nikt nie usiłował oswajać dzikiej bestii, ani nawet wyobrażać sobie, że w ogóle jest to możliwe.
Pobratymcy Jondalara cieszyli się z jego powrotu z Podróży - zwłaszcza że niewielu z nich spodziewało się ujrzeć go żywym - lecz oswojone zwierzęta były tak niezrozumiałym fenomenem, że niemal wszyscy zareagowali na ich widok strachem. Stanowiły zjawisko tak dziwaczne i przekraczające zdolność pojmowania, że nie mogło być naturalne. A skoro tak, musiało być nienaturalne, wręcz nadnaturalne. Jedynym powodem, dla którego większość obecnych nie uciekła w popłochu, by szukać schronienia, i nie próbowała zabić budzących lęk stworzeń, był fakt, że Jondalar, którego tak dobrze znali, sam je tu przyprowadził, a teraz szedł z siostrą spokojnie ścieżką znad Leśnej Rzeki, skąpany w ciepłym blasku słońca.

d1lcimm

Folara wykazała się sporą odwagą, występując przed tłum i biegnąc bratu na spotkanie, lecz była to brawura właściwa tylko młodym. Dziewczyna tak bardzo tęskniła za ulubionym bratem, że dłużej po prostu nie mogła czekać. A J ondalar nie wyglądał przecież na przerażonego obecnością zwierząt i nigdy nie pozwoliłby, by jego siostra znalazła się w prawdziwym niebezpieczeństwie.

Ayla przyglądała się z dołu, jak ludzie otaczają powracającego, przytulają go, uśmiechają się, całują, poklepując, wymieniając uściski obu rąk i niezrozumiałe z tej odległości słowa. Wypatrzyła wyjątkowo tęgą kobietę, mężczyznę o ciemnych włosach, którego Jondalar serdecznie objął, oraz starszą kobietę, którą powitał ciepło, otaczając ramieniem.

To pewnie jego matka, pomyślała, i zaraz zaczęła zastanawiać się, co też pomyśli o niej sędziwa niewiasta.
Była to rodzina Jondalara, jego krewni, przyjaciele, ludzie, z którymi dorastał. Ayla zaś była przybyszem, niepokojącym przybyszem sprowadzającym obłaskawione zwierzęta, a wraz z nimi zapewne także obce zwyczaje i niemożliwe do przyjęcia idee.
Czy są w stanie ją zaakceptować?
A jeśli nie? Nie było odwrotu. Lud Ayli pozostał zbyt daleko, o rok wędrówki na wschód. Jondalar obiecał jej wprawdzie, że odejdzie wraz z nią, jeśli tylko zechce - lub zostanie zmuszona - opuścić te strony, ale to było przedtem, zanim doszło do tego serdecznego powitania. Co myślał teraz?

d1lcimm

Poczuła na plecach lekkie szturchnięcie i sięgnęła ręką za siebie, by pogładzić mocny kark Whinney.
Była wdzięczna za ten gest przyjaźni, który przypomniał jej, że nie jest sama. Gdy mieszkała w dolinie, wkrótce po opuszczeniu Klanu, przez dłuższy czas klacz była jej jedyną towarzyszką.

Ayla nie wyczuła, że sznurek służący za wodze zwisa luźno, póki Whinney nie stanęła tuż za nią, na wszelki wypadek dała jednak nieco więcej swobody Zawodnikowi. Klacz i jej potomek zwykle odnosili się do siebie przyjaźnie i wzajemnie dodawali sobie odwagi, lecz okres godowy, który niedawno dobiegł końca, wyraźnie zakłócił ich zwykłą zażyłość.

Coraz więcej ludzi - jakim cudem mogło ich być aż tak wielu? - spoglądało w stronę Ayli. Tymczasem Jondalar, pogrążony w szczerej rozmowie z mężczyzną o ciemnobrązowych włosach, tylko machnął ku niej ręką i uśmiechnął się.

Kiedy wreszcie ruszył ścieżką w dół, towarzyszyła mu młoda kobieta, ów nieznajomy i kilkoro innych mieszkańców osady. Ayla wzięła głęboki wdech i zastygła w oczekiwaniu. Im bliżej podchodziła grupka prowadzona przez Jondalara, tym głośniejszy warkot wydobywał się z zębatej paszczy wilka. Kobieta schyliła się, by przytrzymać zwierzę przy nodze.

- Już dobrze, Wilku. To tylko krewni Jondalara - powiedziała cichym, spokojnym głosem.
Łagodny dotyk jej ręki był dla drapieżnika sygnałem: miał przestać warczeć i przybrać mniej groźny wygląd. Niełatwo było wpoić Wilkowi tę umiejętność, ale opłaciło się, pomyślała. Szczególnie w takiej chwili. Ayla żałowała jedynie, że nie zna takiego dotyku, który uspokoiłby ją samą.

Skromny orszak pod wodzą Jondalara zatrzymał się w bezpiecznej odległości. Zelandonii bardzo starali się nie okazywać lęku i nie przyglądać się zbyt ostentacyjnie zwierzętom, które bez trwogi stały tam, gdzie im kazano, i otwarcie patrzyły prosto w oczy obcych ludzi. Jondalar wystąpił o krok przed delegację swoich pobratymców.

- Wydaje mi się, Joharranie, że powinniśmy zacząć od oficjalnego powitania - powiedział, odwracając się w stronę ciemnowłosego mężczyzny.
Ayla wypuściła z dłoni linki, szykując się do formalnej ceremonii wymagającej użycia obu rąk. Konie cofnęły się o krok, za to wilk nawet nie drgnął. Jasnowłosa kobieta zauważyła błysk strachu w oczach Joharrana - choć, sądząc po jego posturze, wątpiła, by wiele było rzeczy, które wzbudzają w nim obawę - i natychmiast przeniosła wzrok na Jondalara, zastanawiając się, jakiemu celowi ma służyć tak szybko zaaranżowane oficjalne powitanie.
Mierząc nieznajomego uważnym spojrzeniem, odkryła nagle, jak bardzo jest podobny do Bruna, przywódcy klanu, w którym dorastała: potężny, dumny, inteligentny i nieustraszony - jeśli nie liczyć kontaktów ze światem duchów.
- Aylo, oto Joharran, przywódca Dziewiątej Jaskini Zelandonii, syn Marthony, byłej przywódczyni Dziewiątej Jaskini, zrodzony przy ognisku Joconana, byłego przywódcy Dziewiątej Jaskini - oznajmił z powagą płowowłosy mężczyzna, po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Nie wspominając już o tym, że to brat Jondalara, Wędrowcy Do Dalekich Ziem.

Krewni uśmiechnęli się przelotnie. Dowcipny komentarz Jondalara rozładował nieco napięcie. Podczas formalnej prezentacji należało w zasadzie wymienić pełną listę imion i więzów rodzinnych, podkreślających pozycję danej osoby, a także tytułów honorowych i osiągnięć.

Co więcej, w niektórych przypadkach nie zapominano nawet o ważniejszych krewnych i szczegółowym wyliczeniu ich zasług. W praktyce tak pełnej prezentacji dokonywano jedynie podczas najbardziej uroczystych spotkań; zwykle zaś zadowalano się wymienieniem najważniejszych imion i koneksji.

Jednakże nie należało do rzadkości dodawanie żartobliwych uwag do długich i często nudnych recytacji, a tym razem Jondalarow; zależało na tym, by przypomnieć bratu o dawnych dobry czasach, kiedy na jego barkach nie spoczywał jeszcze ciężar odpowiedzialności za Dziewiątą Jaskinię.
- Joharranie, oto Ayla z Obozu Lwa Mamutoi, córka Ogniska Mamuta, wybrana przez Ducha Lwa Jaskiniowego i chroniona przez Niedźwiedzia Jaskiniowego.
Mąż o ciemnokasztanowych włosach zbliżył się do Ayli i wyciągnął ku niej otwarte, uniesione dło~ie, w powszechnie znanym geście powitania i przyjaźni. Zaden z tytułów wymienionych przez Jondalara nie był mu znany, toteż zastanawiał się, który z nich może być najważniejszy.
- W imieniu Doni, Wielkiej Matki Ziemi, witam ci Aylo z Mamutoi, córko Ogniska Mamuta - odezwał się wreszcie.

d1lcimm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1lcimm

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj