Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:08

Droga żelazna

Droga żelaznaŹródło: Elibri
d1r9a0s
d1r9a0s

1

Odkąd tylko skończyła się wojna, aż do dzisiaj, wciąż jestem, jak to mówią, na tej trasie: długiej, krętej, ciągnącej się od Neapolu do mroźnej północy, trasie pociągów lokalnych, elektrycznych, taksówek i dorożek. Pory roku przesuwają się przed moimi oczami niczym zjawy. Poznałem tę drogę całym moim ciałem. Znam tu każdy pensjonat i każdą gospodę, każdą restaurację i każdy bufet, a także przeróżne pojazdy, które mogą zawieźć człowieka do najodleglejszych zakątków. Mogę teraz usiąść w jakimś bufecie i wyobrazić sobie, co się dzieje, na przykład, w odległym Hansenie, jak tam pada śnieg i miękkim całunem okrywa wąskie uliczki. Albo wyobrazić sobie „Café Anton”, gdzie od samego rana podają kawę, świeże bułeczki i konfiturę z wiśni. Właśnie w takich przez Boga zapomnianych miejscach drobne przyjemności na długie dnie pobudzają moją pamięć. Od dawna już wiem, że moje myśli, choćby nie wiem jak wzniosłe, w końcu przeminą z wiatrem, ale smak świeżej bułeczki, domowych konfitur, nie mówiąc o smaku papierosa,
pozostanie na długo. Czasem, by odpędzić od siebie złe myśli, wystarczy mi tylko wyobrazić sobie „Café Anton”. Uwielbiam takie małe, odległe miejsca. Dużych miast unikam jak ognia. Budzą we mnie strach, a nawet coś gorszego: melancholię.
Ludzie mają duże domy, sklepy, magazyny pełne towarów, a ja mam cały kontynent. W każdym opuszczonym zakątku czuję się jak u siebie. Znam takie miejsca, których nie da się znaleźć na żadnej mapie, miejsca, gdzie jest tylko jeden dom i jedno drzewo. Dawniej, kiedy zacząłem podróżować, myliłem drogi, gubiłem się, zatrzymywałem i czekałem nie wiadomo na co. Dziś wystarczy jeden telefon, by mnie wybawić z kłopotu. Teraz znam już wszystkie połączenia miejscowe, wiem, którzy szoferzy pracują w niedziele i święta. Wiem, kto odważy się wyjechać w czasie burzy śnieżnej, a kto jest beznadziejnie leniwy. Krótko mówiąc: kto jest moim przyjacielem, a kto nie.
W cudownym, małym Herbenie, o którym jeszcze przyjdzie mi opowiedzieć później, każdego piątego kwietnia, rok w rok, czeka na mnie mój stały szofer, Marcello. Radość mnie przepełnia, gdy widzę go z okna pociągu, mam uczucie, jakbym wracał do mojego utraconego rodzinnego miasta. Przecież to już ponad dwadzieścia lat Marcello czeka na mnie zawsze tego właśnie dnia. Gdy stoję w drzwiach wagonu, Marcello biegnie w moim kierunku, bierze ode mnie walizkę i zaprasza do swojej taksówki. Z małego Herbenu jedziemy do Górnego Herbenu, dwie i pół godziny drogi. W czasie jazdy opowiada mi o wszystkim, co wydarzyło się w Herbenie, o sobie samym i o swoich przyjaciołach, no i, oczywiście, o swojej byłej żonie, która już tyle lat wyciąga od niego alimenty. I tak co roku. Jest w tym rytuale jakaś dziwna nadzieja. Jakby koniec, który nas czeka, nie był wyniszczeniem, tylko swego rodzaju nieustannym odradzaniem się.
Dzięki pociągom czuję się wolny. Bez nich kim byłbym na tym świecie? Robakiem, bezmyślnym urzędnikiem albo – w najlepszym razie – właścicielem sklepu w jakiejś małej miejscowości, ludzkim płazem, wstającym codziennie rano, pracującym osiem godzin; wieczorem, goniąc resztkami sił, zamykałbym sklep i szedł do domu. A w domu co bym zastał? Wiecznie utyskującą żonę, nad wiek rozwiniętego, niewdzięcznego syna i stos rachunków do zapłacenia. Nie znoszę tych ponurych miejsc, zwanych domami. Wsiadam do pociągu i natychmiast unoszę się na skrzydłach wiatru.
Pociąg jest z natury swej ociężały, a nawet pokraczny. Ale nie zawsze. Na wolnej przestrzeni, gdy się rozpędza – przeobraża się, pokonuje siłę ciężkości i zaczyna się unosić. To unoszenie się nabiera szczególnego smaku zwłaszcza nocami. Wtedy nawet śpi się inaczej. Dawniej, w pierwszych latach moich podróży, taka jazda sprawiała, że doznawałem zawrotów głowy, czułem ucisk w piersi, wpadałem w panikę. Dzisiaj wsiadam do pociągu jak człowiek, który wraca do domu. Jeśli w pociągu jest wygodny wagon restauracyjny, sadowię się w nim, a jeśli nie, znajduję sobie miejsce koło okna. Puste wagony mnie cieszą. Sama myśl, że oprócz mnie w wagonie nie ma nikogo, sprawia mi dziwną przyjemność. Mam tylko jedną zasadę: żadnych kanapek ani termosu. Człowiek siedzący w pociągu, zajadający kanapkę i pijący z termosu jest w moich oczach kimś gorszym niż żebrak. Jestem gotów zapłacić pięć dolarów za filiżankę kawy, pod warunkiem, że zostanie mi podana. Już samo to, że ktoś mi podaje filiżankę kawy, odwleka moją depresję o całą
godzinę.

Zupełnie inna sprawa to muzyka. W ostatnich latach umieszczono w wagonach restauracyjnych ogłuszające głośniki radiowe. Bardzo lubię muzykę, ale musi ona być cicha. Nienawidzę bębnów. Doprowadzają mnie do szału. W pierwszych latach uciekałem od muzyki poważnej jak od pogrzebów, ale powoli nauczyłem się cenić jej tajemnicze przymioty. Owiewa mnie niczym delikatny narkotyk, jest jak eliksir: jeśli raz mu się ulegnie, nie można bez niego żyć. Po godzinie słuchania kwartetu smyczkowego staję się innym człowiekiem. Muzyka uspokaja moje zszargane nerwy, a ja na to reaguję, jeśli można się tak wyrazić, spokojem, zarazem nie litując się nad sobą.
Gdy wchodzę do wagonu restauracyjnego, najpierw słucham, jaką muzykę nadają, potem przyglądam się kelnerowi i gościom. Jeśli kelner wygląda na prostaka, opuszczam wagon; jeśli wydaje się życzliwy, próbuję go pozyskać: daję mu monetę albo dwie, a on wycisza bębny i nastawia muzykę klasyczną. Starsi kelnerzy znają mnie. Wiedzą, że zostaną wynagrodzeni.
Dobrze ogrzany wagon i muzyka – to lepsze niż pokój hotelowy. Hotele rozsiewają nastrój melancholii i rozpaczy. A pociąg nie, pociąg może wprawić w stan błogości całe moje ciało. Jeśli mam być szczery: moi rywale, moi wrogowie też roją się w pociągach, więc muszę być bardzo ostrożny. Moi rywale są szczupli i niscy; a także szybcy: nie dlatego, że są młodzi, ale dlatego, że boją się o swoje życie. Ich panikę najlepiej widać na odkrytych peronach. Natychmiast chowają się pod dach i znikają w pierwszym nadchodzącym pociągu. Są to, tak jak ja, doświadczone istoty podróżne.
Zdarza się, że mam ochotę podejść do nich i oznajmić im, że mnie ta rywalizacja już nie interesuje. Jestem gotowy do kompromisu, do podziału terytorium. Pod jednym warunkiem: koniec rywalizacji, koniec urazy. Tak sobie powiedziałem, to prawda, ale do tej pory nie zrobiłem nic, by z nimi porozmawiać. Przed kilkoma laty natknąłem się w ciemności na jednego z nich i zwróciłem się do niego w naszym języku: „Dlaczego ode mnie uciekasz, co złego ci zrobiłem?” A on się przeraził, zbladł i nie wykrztusił z siebie słowa. Od tamtej pory z żadnym z nich nigdy nie rozmawiałem. Wiem jedno, że nie ma ich wielu, sześciu, może siedmiu, i chyba jeżdżą tą samą trasą, co ja. Kiedyś zastałem jednego z nich w pustym wagonie. Był przykryty płaszczem i obiema rękami trzymał małą walizkę, jakby to było śpiące dziecko. Chciałem go obudzić i zaprosić na kawę, ale natychmiast się rozmyśliłem. Nie wolno budzić człowieka ze snu.
To prawda, czasami ogarnia mnie lęk, nagle przenika mnie trwoga, dziwny strach. Te nastroje, jakkolwiek by je nazwać, zazwyczaj mnie paraliżowały. Kilka razy zamykałem się w jakimś odległym hotelu, bo życie wydawało mi się ponure i bez sensu. Zima w tych okolicach jest szara i długa i wszystko poza własnym łóżkiem wpędza mnie w depresję. Kiedyś spędziłem w łóżku dwa tygodnie, bo wydawało mi się, że znowu wybuchła wojna. Muszę coś wyznać: wolę spać w dzień niż w nocy. Sama myśl o tym, że cały świat pędzi szaleńczo za swoimi sprawami, a ja wyleguję się w szerokim łóżku, otulony trzema miękkimi kocami, jest jakąś cząstką zemsty.
W ciągu długich lat nauczyłem się panować trochę nad swoimi lękami. Dzisiaj potrafię wstać rano, bez ociągania podejść do umywalki i zacząć się golić. Golenie jest czynnością budzącą optymizm. Czas spędzony przy umywalce przywraca mi chęć podróżowania, wskrzesza pamięć jazdy pociągiem. W chwili gdy wchodzę do wagonu, moje życie otwiera się. Czuję, że staję na pewnym gruncie.
Gdyby nie moje zajęcie, nigdy nie opuszczałbym stacji kolejowych. W pociągu jest wszystko: cudowna muzyka, wspaniałe widoki, i kiedy trzeba, nawet kobiety. Nie ma to jak miłość w pociągu. Czasem trwa jedną stację albo dwie. A najważniejsze, że już nigdy więcej nie zobaczy się tej kobiety. Czasami sprawy się komplikują i nagle człowiek – oprócz walizki – ma przed sobą kogoś ociężałego i zaspanego, kto nieustannie żąda kawy i papierosów. Powtarzam więc sobie: miłość na dwie stacje i nic więcej. Przelotne miłostki są pożyteczne i nie sprawiają bólu. Z miłością na jedną czy dwie stacje nie wiążą się żadne oczekiwania i szybko się o niej zapomina. Każdy dłuższy kontakt kala uczucia, zagraża i pozostawia urazy. Przykro mi powiedzieć, ale kobiety tego nie rozumieją. Szkodzą tym sobie i, oczywiście, mnie.

Mówiłem, że taką miłość zapomina się szybko, ale teraz odwołuję to, co powiedziałem. Pamięć jest moim nieszczęściem. To zapieczętowana studnia, z której – jak mówi stara sentencja – nie wycieknie ani jedna kropla. Nic jej nie zniszczy. Moja pamięć jest jak potężna machina, przechowująca i przywołująca bez przerwy utracone lata i twarze. Dawniej wierzyłem, że podróże stępią moją pamięć. Myliłem się. Wraz z upływem czasu, muszę to przyznać, pamięć moja stała się jeszcze ostrzejsza. Gdyby nie pamięć, moje życie byłoby inne – lepsze, przynajmniej tak mi się wydaje. Pamięć wypełnia mnie całego, nieomal dławi, przywołując bezustannie obrazy dnia i obrazy nocy. Cóż to za zła obfitość, przytłaczająca mnie, nawet gdy śpię. Pamięć zapuściła korzenie w całym moim ciele, najmniejsza rana, najmniejsze draśnięcie przywołuje nadmiar obrazów. W ostatnich latach nauczyłem się trochę to zło zwalczać. Na przykład kieliszek koniaku potrafi na jakiś czas uwolnić mnie od mojej pamięci. I wtedy czuję taką ulgę, jakby mi przeszedł
silny ból zęba.

d1r9a0s
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1r9a0s

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj