SPIS TREŚCI
Glosa autora do nowego wydania
Od wydawcy (nota edytorska do I wydania) 11
Dni walczącej Stolicy 13
Wykaz źródeł wykorzystanych przez autora 464
Aneks. Powstanie: zarys i dane ogólne 466
Indeks osób i pseudonimów 493
Indeks topograficzno-rzeczowy 510
O Autorze 525
Poniedziałek, 31 lipca 1944 Ostatni dzień przed burzą
„Sytuacja gospodarcza Warszawy jest prawie jak podczas oblężenia wobec całkowitego niemal odcięcia dowozu" - donoszą meldunki do Dowództwa AK i kierownictwa cywilnego podziemia. Wzrastają ceny podstawowych artykułów żywnościowych. Jednocześnie rosną ceny walut na czarnym rynku. Słonina kosztuje 600 zł, masło - 500 zł, dolar papierowy 300-400 zł, dolar złoty 2000 zł. Część sklepów jest zamknięta.
Z więzienia na Pawiaku zwalniają Niemcy w tym dniu około 150 mężczyzn i około 50 kobiet. Są to głównie chorzy i matki z małymi dziećmi, ale ponadto lekarze i pielęgniarki: Anna Czuperska, Maria Kopeć, Felicjan Loth, Anna Sipowicz-Gościcka, Zygmunt Śliwicki. Wszyscy oni, przebywający w ciągu kilku lat na Pawiaku jako więźniowie funkcyjni, działali wraz z niektórymi innymi pracownikami sanitariatu oraz w ścisłym porozumieniu z niektórymi funkcjonariuszami polskiej straży więziennej jako zorganizowana komórka konspiracyjna. Świadczyli pomoc więźniom i przekazywali systematycznie wiadomości z więzienia na zewnątrz.
Równocześnie ponad 100 mężczyzn i kobiet - Żydów uwięzionych na Pawiaku - przeniesiono do pobliskiego obozu koncentracyjnego na ul. Gęsiej. 31 lipca przybył też do Warszawy gen. por. Reiner Stahel, mianowany bezpośrednio przez Hitlera dowódcą wojskowym garnizonu Warszawy z rozkazem obrony węzła warszawskiego wszystkimi dostępnymi siłami i środkami walki przed ewentualnym powstaniem. Stahel miał opinię dowódcy stanowczego i energicznego, który umie likwidować takie powstania. Przydzielono mu do dyspozycji wiele formacji.
W sumie siły niemieckie w Warszawie liczyły w tym dniu około 20 000 ludzi, może nieco mniej, z czego około 11 000 żołnierzy Wehrmachtu, reszta zaś była to zbieranina różnych oddziałów - Schutzpolizei, żandarmerii, SS, SA i formacji kolaboracyjnych różnych narodowości, a także oddziały straży kolejowej i zakładowej (Bahnschutzu i Werkschutzu). W dzienniku działań bojowych 9. armii zapisano 31 lipca:
Oddziały znajdujące się w rejonie Świdra zostają wycofane na zachodni brzeg Wisły. [...] Planowane przez armię natarcie zgrupowania z dywizji pancernej „H(ermann) G(öring)" i zgrupowania 19. dywizji pancernej na Radzymin robi małe postępy.
Tego dnia przed południem codzienna odprawa Komendy Głównej AK przebiegła pod wrażeniem, że wejście Armii Czerwonej do Warszawy jest już bliskie, nie zapadła jednak żadna decyzja dotycząca rozpoczęcia akcji powstańczej. Nie przewidywano raczej jej rozpoczęcia w najbliższych kilkunastu godzinach. Następną odprawę sztabową wyznaczono w domu przy ul. Pańskiej na godz. 6 po południu.
Wydarzenia tych godzin popołudniowych tak oto utrwaliły się w pamięci dowódcy Armii Krajowej, gen. Tadeusza Komorowskiego-„Bora":
Wczesnym popołudniem komunikat niemiecki O.K.W (Oberkommando der Wehrmacht, Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu) powiadomił: „Dnia dzisiejszego Rosjanie rozpoczęli generalne natarcie na Warszawę od południowego wschodu". Komunikat sowiecki głosił pojmanie dowódcy 73. dywizji piechoty niemieckiej, stojącej na przyczółku. [...]
Tegoż dnia komendant Okręgu Warszawa-miasto, „Monter", oczekiwany był w kwaterze głównej o godzinie 6 po południu. Zjawił się niespodziewanie o 5-ej z wiadomością, że sowieckie oddziały pancerne wdarły się w przyczółek niemiecki, zdezorganizowały jego obronę i że Radość, Miłosna, Okuniew, Wołomin i Radzymin są już w rękach rosyjskich.
Po krótkiej naradzie uznałem, że nadszedł właściwy moment do rozpoczęcia walki o Warszawę. Rosyjskiego ataku na miasto można było oczekiwać z godziny na godzinę. Ze ocena ta była słuszna, potwierdziły to wydarzenia.
Nie przewidywaliśmy wprawdzie możliwości powstrzymania uderzenia rosyjskiego przez Niemców, ale z tą ewentualnością, jak się okazało, nie liczyli się i Rosjanie, których możliwości rozpoznania były niepomiernie większe. Chociaż wszystkie decyzje związane z planem „Burzy" należały do mnie, w tej wyjątkowej chwili, kiedy miał się rozstrzygnąć los stolicy, uzależniłem swą decyzję od zgody Delegata Rządu.
[...] Przedstawiłem mu krótko położenie na froncie niemiecko-sowieckim. Zdaniem moim walka, jeśli zaczniemy ją w tej chwili, uniemożliwi Niemcom wprowadzenie ewentualnych dalszych posiłków na bezpośrednie przedpole Warszawy i odetnie drogi zaopatrzenia ich wojsk, operujących na tym odcinku. Z drugiej strony, jeżeli Niemcy pod naporem Armii Czerwonej będą musieli cofnąć się na linię Wisły, czego każdej chwili można było oczekiwać, wtedy zagęszczenie ich sił w samym mieście uniemożliwi nam jakąkolwiek akcję. Sama stolica stanie się polem bitwy między Niemcami a Moskalami, która miasto obróci w gruzy. [...]
Moim zdaniem czas był właściwy do rozpoczęcia walki. Delegat Rządu, wysłuchawszy mnie, zadał jeszcze kilka pytań członkom mego sztabu, a uzupełniwszy sobie tym obraz sytuacji, zwrócił się do mnie i zdecydował następującymi słowy:
- „Dobrze, niech pan zaczyna".
W następstwie otrzymanego rozkazu płk „Monter" skierował do podległych sobie dowódców następujący rozkaz na piśmie:
Dn. 31 VII 1944, godz. 19.00. Alarm - do rąk własnych!
Nakazuję „W" dnia 1 VIII, godz. 17.00. Adres Miejsca) Postoju) Okręgu 35 72 26 62 85 (Jasna) 22 m. 20 czynny od godziny „W".
Stawić się na MP 1 godzinę przed „W". Otrzymanie rozkazu natychmiast kwitować.
(-) X
Rozkaz ten nie mógł dotrzeć tego samego dnia przed godziną policyjną do rąk wszystkich zainteresowanych. Spowodowana nim mobilizacja sił powstańczych dotyczyła 40 000-45 000 ludzi zorganizowanych w ośmiu obwodach podległych Komendzie Okręgu Warszawskiego AK oraz w różnych oddziałach wydzielonych. Te obwody to: Śródmieście pod dowództwem płk ,”Radwana"-(Franciszka) Edwarda Pfeiffera, Żoliborz pod dowództwem ppłk „Żywiciela"-Mieczysława Niedzielskiego, Wola - mjr „Waligóry"-Jana Tarnowskiego, Ochota – ppłk „Grzymały"-Mieczysława Sokołowskiego, Mokotów - ppłk. „Przegoni"-Aleksandra Hrynkiewicza, Praga ppłk „Andrzeja Bobera"-Antoniego Żurowskiego, powiat warszawski pod dowództwem mjr „Bronisława" - inż. (Kazimierza) Krzyżaka i Okęcie pod dowództwem mjr „Wysockiego"-Stanisława Babiarza. Oddziały wydzielone to przede wszystkim oddziały Kedywu i saperów Okręgu, oddziały zgrupowania ppłk. „Pawła"-Franciszka Rataja oraz oddziały Komendy Głównej AK pod dowództwem ppłk. „Radosława"-Jana Mazurkiewicza i pułku „Baszta"
pod dowództwem ppłk. „Daniela"-Stanisława Kamińskiego.
Zapadła ostatnia noc przed Powstaniem. Noc ostatnia Warszawy okupowanej i noc ostatnia dla paru tysięcy ludzi, którzy następnego dnia po godzinie „W", tak z utęsknieniem wyczekiwanej przez młodzież, mieli utracić życie.
Naprzód, do boju, żołnierze
Polski Podziemnej. Za broń!
Boska potęga nas strzeże,
Woła do boju Was dzwon.
Nieujawnionym dotychczas nigdzie autorem słów hymnu Polski Podziemnej, napisanych w okresie okupacji i konspiracji, był wybitny uczony, żołnierz Armii Krajowej, Kazimierz Kumaniecki.
Godzina pomsty wybija
Za zbrodnie, mękę i krew,
Do broni! Jezus Maryja!
Żołnierski woła nas zew!
Do broni...
Zorza wolności się pali
Nad Polską idących lat.
Moc nasza przemoc powali,
Nowy dziś rodzi się świat.
Godzina pomsty wybija...
Wtorek, 1 sierpnia 1944 Powstania dzień pierwszy
Łączniczki alarmowe przejęły rozkaz płk „Montera" 1 sierpnia o godz. 7 rano i ruszyły na miasto. Od rana krążyły również po mieście patrole policji niemieckiej, piesze i na samochodach opancerzonych. Megafony, zwane „szczekaczkami", odzywały się rzadko. Prasy hitlerowskiej nie było już drugi dzień. Jedynym źródłem informacji pozostawały więc wydawnictwa i rozkazy podziemia. We wczesnych godzinach południowych kilka tysięcy osób w Warszawie zajętych było przekazywaniem rozkazu o godzinie „W", przenoszeniem broni i amunicji.
Odczuwalne na ulicach podniecenie nadaje miastu wygląd jak gdyby odmłodzony. Nadal piękna pogoda, świeci słońce. Codzienny biuletyn radiowy „AR" kolportowany 1 sierpnia przed południem głosik jeszcze, jak podano „na prośbę miarodajnych czynników", ostrzeżenie następującej treści:
W ostatnich dniach zdarzyło się na terenie Warszawy szereg wypadków lekceważenia sobie środków ostrożności w stosunku do okupanta. Lekkomyślność ta pociągnęła za sobą wiele niepotrzebnych i bolesnych ofiar. Należy pamiętać, że nie czas jeszcze na dekonspirację.
Tymczasem około godz. 13.50 padają na Żoliborzu pierwsze strzały. Opowiada o tym znany krytyk muzyczny Zdzisław Sierpiński, wówczas żołnierz AK (pseud. „Marek Świda"), człowiek, który rozpoczął Powstanie Warszawskie:
Kiedy drużyna, którą prowadziłem z transportem broni, zbliżyła się z ul. Kochowskiego na ul. Krasińskiego, szeroką arterię na Żoliborzu, od strony Powązek nadjechał samochód z żołnierzami niemieckimi.
Muszę powiedzieć, że był właściwie taki moment, kiedy zupełnie wyraźnie obserwowaliśmy się wzajemnie i widać było, że Niemcy robią jakiś rachunek zysków i strat - czy zacząć starcie, zacząć walkę z nami, czy udać, że nie zwracają uwagi na kilkunastu młodych ludzi, już w butach z cholewami bądź ubranych przynajmniej od spodu w mundury, bo od góry, mimo gorącego dnia, w płaszcze, pod którymi schowana była broń: pistolety maszynowe, broń krótka, granaty. Jak gdyby zastanawiali się, czy doprowadzić do tego starcia, czy nie.
W pewnym momencie zdecydowali się i rozpoczęła się walka. Walka, z której wyszliśmy właściwie z pełnym sukcesem, ponieważ obrzuciliśmy samochód niemiecki granatami, sami nie ponieśliśmy strat. Samochód się zapalił, Niemcy zostali pokonani, nam udało się przeskoczyć przez ulicę i dojść na miejsce zbiórki, gdzie już była reszta 9. kompanii dywersyjnej, której stanowiliśmy jedną ze składowych części.
Zaalarmowane strzelaniną pogotowie policyjne interweniowało i przeprowadziło obławę. Zaskoczone nią w rejonie ul. Suzina, Harcerskiej i Słowackiego plutony Organizacji Wojskowej PPS wchodzące w skład sił Obwodu AK Żoliborz poniosły duże straty. Niemcy ostatecznie wycofali się, ale moment zaskoczenia odpadł. Formacje policyjne obsadziły teraz wiadukt nad Dworcem Gdańskim i główne skrzyżowania ulic Żoliborza. Utrudniło to poważnie ukończenie akcji mobilizacyjnej i kontakt Żoliborza ze Śródmieściem. Niemiecki dowódca wojskowy miasta Warszawy gen. Reiner Stahel zarządził około godz. 16.30 alarm garnizonu. Mniej więcej w tym czasie wybuchła przedwczesna strzelanina w Śródmieściu - na pl. Napoleona, na ul. Mazowieckiej i na pl. Dąbrowskiego. Zaskoczyła ona wielu ludzi zdążających na wyznaczone im punkty mobilizacyjne. Jednym z takich był znany już wówczas kompozytor, dziś kompozytor i literat Stefan Kisielewski:
W czasie okupacji, jako przedwojenny pracownik Polskiego Radia pracowałem w grupie radiowej przy Delegaturze Rządu. W dniu Powstania mieliśmy wyznaczone pogotowie i spotkanie w lokalu radiowym przy ul. Krakowskie Przedmieście 5, w mieszkaniu pani Ponikowskiej (to jest pałacyk, gdzie były pamiątki po Chopinie po wojnie).
Pamiętam, że bardzo wcześnie, bo chyba o godzinie wpół do trzeciej, znalazłem się na pl. Napoleona - dzisiaj pl. Powstańców Warszawy - przed Pocztą Główną, której śladu już nie ma. Masę młodzieży przemykało się wszędzie. Widać było, że mobilizacja jest w toku. Niemców prawie nie było. Zbliżałem się do Mazowieckiej, kiedy nagle z Mazowieckiej rozległa się salwa strzałów, jedna i druga, i tłum uciekający porwał mnie za sobą. Wpadliśmy do jakiejś bramy na Świętokrzyskiej. Byłem ogromnie zdziwiony, wiedząc, że jest jeszcze dużo czasu do przewidzianego rozpoczęcia. Zacząłem pytać jakiegoś jegomościa, co tam się dzieje. On odpowiedział: „Strzelają, panie, do gołębi, panie, do gołębi". No więc speszony tą odpowiedzią przestałem się głupio pytać. Pewien czas tkwiliśmy w tej bramie. Potem okazało się, że Mazowiecką iść nie można, wciąż słychać strzały, więc poszliśmy do Marszałkowskiej. Na Marszałkowskiej znowu strzelanina, bramy pełne ludzi, no i ja tak skokami, od bramy do bramy, dotarłem do ul. Królewskiej. Tam po
raz pierwszy zobaczyłem żołnierzy AK z biało-czerwonymi opaskami, ale ciągle miałem w głowie, że muszę się dostać na ten nasz punkt, na Krakowskie Przedmieście.
Zacząłem dalej bramami, korytarzami przekradać się w stronę pl. Saskiego. Będąc już blisko zobaczyłem, że pl. Saski - wtedy Adolfa Hitlera, dzisiaj Zwycięstwa - pełen jest Niemców Na środku stały czołgi, samochody ciężarowe, ale zobaczyłem też jakąś grupkę cywilów, która przemykała się z białą chorągiewką. Postanowiłem ich naśladować. Wziąłem do ręki chustkę, podniosłem ją do góry i zacząłem powolutku defilować przed szkopami uzbrojonymi. Oczywiście duszę miałem na ramieniu, ale oni nie zwracali na mnie żadnej uwagi. Patrzyli jakimś pustym wzrokiem gdzieś na dachy czy na niebo, no i ja tak powoli, powoli dopełzłem do Krakowskiego Przedmieścia.
Tam nie było nikogo, rzuciłem się biegiem w stronę Traugutta. Ulica była zupełnie pusta, tylko kule klaskały po bruku i pamiętam, że nagle odezwał się głośnik, tzw. szczekaczka, zainstalowany na rogu Traugutta, który grubym głosem, na cały regulator przemawiał, że w Warszawie działają bandyci, że rozpoczęto akcję przeciwko nim, i że każdy cywil, który się znajdzie na ulicy, będzie zastrzelony. Pamiętam do dziś: nie "rozstrzelany", tylko „zastrzelony".
O przygotowaniu do akcji powstańczej niektórych komórek Komendy Głównej AK na terenie Śródmieścia opowiada profesor Uniwersytetu Warszawskiego Aleksander Gieysztor, prezes Polskiej Akademii Nauk, wówczas oficer AK, pseud. „Borodzicz":
Byłem przed Powstaniem kierownikiem Wydziału Informacji Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej Armii Krajowej i z tego tytułu zostałem wyznaczony przez „Prezesa", czyli płk. Jana Rzepeckiego, szefa BIP-u, do tego, aby razem z nim zająć w momencie wybuchu Powstania miejsce przy „Monterze", ażeby BIP Komendy Głównej AK był możliwie najbliżej osoby prowadzącego walkę w Warszawie. Stąd też dowiedziałem się prawie jednocześnie z „Prezesem"-Rzepeckim, kiedy mamy stanąć na kwaterze wyjściowej.
I sierpnia znaleźliśmy się najpierw na ul. Boduena w domu, w którym mieszkał Kaden-Bandrowski (nie przypominam sobie, czy to było jego mieszkanie, ale mogło być jego mieszkanie) i stamtąd, już pod strzałami, dostaliśmy się na teren hotelu „Victoria" (Jasna 26), który zresztą był w tym samym czasie jeszcze zdobywany przez nasze oddziały, ponieważ tam znaczny opór stawiali lokatorzy wojskowi tego hotelu, wówczas używanego przez Niemców.
Trzeba było zorganizować pracę, która polegała z mojej strony na łączności z dwiema radiostacjami Wydziału Informacji. W jednej z nich był dowódcą „Rafał"-Kazimierz Moczarski, w drugiej - „Olesza", czyli dr Kazimierz Ostrowski. Właśnie w tej radiostacji z dr. Ostrowskim przebywał wówczas jako jego pracownik Władysław Bartoszewski. Oddały one już w pierwszych godzinach walki znaczne przysługi „Monterowi". W związku z trudnościami ustalenia normalnej łączności bojowej służyły też informacji o tym, co dzieje się w mieście, a także i o poszczególnych punktach walki.
Najmocniejszym wspomnieniem jest na pewno noc z 1 na 2 sierpnia, kiedy wydawało się nam, że ważyły się losy Powstania. Jak wiadomo, założeniem było zajęcie możliwie dużego obszaru i możliwie szybkie zlikwidowanie gniazd oporu nieprzyjaciela. Tej nocy miało się to dokonać. Z sąsiedniego pokoju dochodziły głosy meldujących się u Szefa Sztabu. Już tej nocy było wiadomo, że niezrealizowanie w pełni założenia wstępnego spowoduje dłuższą walkę. Liczyliśmy na walkę kilkudniową, tak bowiem obliczano możliwości amunicyjne Warszawy.
W Śródmieściu wraz z Powiślem i Starym Miastem podjęto z powodzeniem wiele akcji atakowania obiektów przewidzianych do zdobycia, wśród nich Poczty Głównej na pl. Napoleona i Prudentialu, zwanego wówczas drapaczem chmur, najwyższego budynku w Warszawie. Był widoczny z daleka, także z odległych przedmieść, toteż fakt, że już w pierwszych godzinach Powstania powiała na jego dachu flaga biało-czerwona miał doniosłe znaczenie psychologiczne i moralne dla ludności. Zdobyto też i zabezpieczono budynki elektrowni na Wybrzeżu Kościuszkowskim wraz z rozległym zapleczem, co miało dla całego miasta ogromne znaczenie.
Załamał się jednak szturm na pl. Zamkowy, nie opanowano mostów Kierbedzia i Poniatowskiego. Zawiodły również całkowicie opłacone poważnymi ofiarami natarcia w rejonie tak zwanej dzielnicy policyjnej - al. Szucha, pl. Zbawiciela i pl. Unii Lubelskiej.
Na Ochocie nie powiódł się szturm na koszary policji niemieckiej w Domu Akademickim na pl. Narutowicza i na kilka innych ważnych obiektów Był to więc dla całej tej dzielnicy bilans zdecydowanie ujemny.
Na Mokotowie nie zdołano opanować linii ul. Rakowieckiej, nie powiódł się atak na pole wyścigowe na Służewcu i na koszary w szkole przy ul. Woronicza 6.
Na Okęciu odwołany został w ostatniej chwili koncentryczny atak na tereny lotniska. Nieświadomy tego oddział ze zgrupowania por. Romualda Jakubowskiego („Kuba") stracił w natarciu 3/4 stanu w ogniu karabinów maszynowych nieprzyjaciela.
Na Pradze Powstanie praktycznie się załamało. Obsadzono wprawdzie na Targówku i Bródnie wiele budynków, zdobyto pocztę i mennicę na Ząbkowskiej oraz gmach Dyrekcji Kolei przy zbiegu Targowej i Wileńskiej, ale nie powiodły się ataki ze strony praskiej na mosty Kierbedzia i Poniatowskiego, a obsadzone w tej dzielnicy pozycje pozostały wyizolowane i oddalone od głównego terenu objętego działaniami powstańczymi.
Najlepiej udały się nasze natarcia na Woli. Tam znalazły się „ostrzelane" już w czasie okupacji w akcjach dywersyjnych i bojowych oddziały Kedywu pod dowództwem ppłk. Jana Mazurkiewicza-„Radosława". Na Woli zresztą była siedziba Komendy Głównej AK, przy zbiegu ulic Okopowej i Dzielnej w fabryce Kamlera. Przebywał tam między innymi gen. „Bór" i inni członkowie sztabu oraz przedstawiciele władz cywilnych. Bataliony „Zośka", „Parasol", „Miotła" i „Czata" spełniły na Woli znaczną część powierzonych im zadań, a oddział por.(Stanisława) Sosabowskiego („Stasinek") z Kedywu Okręgu Warszawskiego opanował magazyny żywności i mundurów niemieckich na Stawkach (bardzo cenna była to zdobycz) oraz szkołę przy ul. Niskiej, gdzie uwolniono około 100 uwięzionych tam Żydów węgierskich i zdobyto nieco broni i amunicji.
Ostatecznie uznać można było pierwsze działania powstańcze w Warszawie za uwieńczone tylko częściowym powodzeniem.
Straty oddziałów własnych wyniosły 1 sierpnia ponad 2000 ludzi, straty nieprzyjaciela - według oceny niemieckiej dość poważne - co najmniej 500 żołnierzy zabitych lub rannych i kilkuset jeńców.
O godz. 23.00 rozpoczęła się w Skierniewicach narada w sztabie dowódcy 9. armii niemieckiej, gen. wojsk pancernych Nikolausa von Vormanna. Do dziennika bojowego 9. armii wniesiono zapis:
Oczekiwane powstanie Polaków (A.K.) w Warszawie zaczęło się o godz. 17.00. Na obszarze całej Warszawy toczą się walki. Bezpośrednia arteria zaopatrzenia XXXIX korpusu pancernego jest przerwana. Szczęśliwie, trzymanie warszawskiej centrali telefonicznej umożliwia połączenie z komendanturą Wehrmachtu oraz z XXXIX korpusem pancernym. A.O.K. 9 (dowództwo 9. armii) zażądało sił policyjnych dla zgniecenia powstania.