– Co? Co się dzieje?! – zapytał zaniepokojony.
Kiedy zauważył niedowierzające spojrzenie doktor Fol-stom, ogarnęła go trwoga.
– Dziwne… Skóra jakby reagowała…
Cotland wstał z trudem, pobladły.
– Dziwne… – powtórzyła anatomopatolog. – Nigdy się z tym nie spotkałam: wygląda, jakby tutaj, w górnej części ud, pojawiła się gęsia skórka.
– Gęsia skórka? Tak jakby z zimna?
– Wiem, że to niemożliwe, ale…
Doktor Folstom odłożyła skalpel na stojący obok stolik na kółkach i nachyliła się nad zwłokami. Również zbladła.
Ramię denata zaczęło gwałtownie drżeć.
Jedne ze szczypiec umieszczonych w trzewiach poddawanego sekcji mężczyzny spadły na ziemię.
Natychmiast potem Jeremiah Fischer znieruchomiał. Ledwie trzymając się na nogach, Cotland podniósł dłoń do ust.
– Matko święta, ten człowiek nie może przecież być żywy?
– Niech pan nie mówi głupstw.
– Ale niech pani spojrzy: poruszył się i dostał gęsiej skórki, do diabła! – wykrzyknął Cotland. – Jak to pani wyjaśni?
Starając się za wszelką cenę zachować zimną krew, Sydney Folstom chwyciła małą latarkę.
– Prokuratorze Cotland, wie pan chyba, że zanim moi pacjenci znajdą się u mnie na stole sekcyjnym, są wcześniej przebadani przez lekarza sądowego. Wiadomo, że przestali oddychać, wiadomo, że nie mają pulsu i że ich źrenice nie reagują na żaden bodziec. Sama jeszcze raz to sprawdziłam niecałe pół godziny temu. Pomyłka jest wykluczona, proszę mi wierzyć.
Podniosła powiekę zmarłego i skierowała na oko światło latarki.
– Proszę spoj…
Słowa uwięzły jej w gardle.
Zachwiała się i poczuła, że jej dłonie w rękawiczkach spływają potem. Stała nad brzegiem bezdennej przepaści. Wpadała w czarną dziurę. Wszystko, czego się nauczyła, znikło, a wraz z wiedzą rozpłynęły się w nicości wszystkie pewniki. Utopiły się w oświetlonej latarką źrenicy.
Ty m razem drgnęło całe ciało Jeremiaha Fischera.
Sydney skamieniała. Nie mogła ruszyć nawet palcem u ręki. Zmieniła się w słup soli. Strach chwycił ją za gardło i zatamował oddech.
Wiedziała, że jeśli spuści oczy, zobaczy coś, od czego zwariuje.
Zwariuje na zawsze.