Trwa ładowanie...
fragment
13-09-2010 17:46

Deszcze niespokojne

Deszcze niespokojneŹródło: Inne
d4czpsa
d4czpsa

Nie miał pojęcia, co go zbudziło. Łoskot powietrza szasującego balasty? Tupot nóg? Czy dopiero blaszane „czszwuum!” fal tłukących o kiosk.
Zerwał się na nogi.
– Co się dzieje?! Meldunki!
– Trochę się przejaśniło, na chwilę. Okazja gwiazdy strzelać, panie pierwszy. Drugi oficer poszedł z sekstansem na pomost. Będziemy mieli pozycję.
Reinhardt rozmasował zdrętwiałe policzki i powieki, jakby chciał wepchnąć do środka oczy. Póki się nie kładł, jakoś to jechało. Po trzech godzinach snu czuł się po prostu chory.
Wsunął nogi w grubych, sfilcowanych skarpetach w buty i namacał wiszącą na grodzi ciężką, skórzaną kurtkę podbitą filcem. Znalazł jeszcze wełnianą czapkę i poczłapał do centrali.
– Jeden na pomost?
– Można!
Zdążył tylko postawić nogę na szczeblach drabinki. Wszystko wydarzyło się naraz.
Najpierw operator radiolokatora wrzasnął:
– Lotnik! Nadchodzi! Kierunek dwieście! Osiem mil!
Równocześnie rozległ się wrzask: „Alarm!”. Drugi oficer zjechał mu po poręczach zejściówki prosto na głowę, za nim mat z centrali. Jazgot dzwonka zlał się z krzykiem zbierającego się z pokładu centrali Reinhardta.
– Zanurzenie alarmowe!
Mat wisiał już na korbie rygla i zamykał właz, woda waliła z góry jak z wodospadu.
– Cała naprzód! Sternik – ostro w prawo! Ster dwieście! Wszyscy na dziób! – wrzeszczał Reinhardt.

Okręt przechylił się wyraźnie na dziób. Otworzyła się jakaś szafka, coś wywróciło się z hukiem i potoczyło po podłodze. W mesie O z brzękiem posypały się jakieś naczynia. Okręt klasy XXI umiał wejść awaryjnie pod wodę w osiem sekund.
Słychać było, jak syczy powietrze wypychane ze zbiorników, skrzypi i jęczy kadłub, jak brzęczą silniki elektryczne. Okręt pochylił się na burtę, wykonując najciaśniejszy z możliwych skręt. Prosto pod nadlatujący samolot. Tak jest najbezpieczniej. Skrócić dystans. Niech hamuje, niech robi zwroty, niech wyrzuci go poza obszar ataku.
– Poszły dwie – oznajmił akustyk uroczystym tonem. Wszyscy przysiedli odruchowo, chowając głowy w ramionach. Reinhardt przytrzymał się tylko barierki.
Zapadła cisza.

Widzieli je. Na wewnętrznej stronie zaciśniętych powiek. Tak wyraźnie, jakby każdemu otworzyło się trzecie oko. Dwa obłe, lśniące kształty, które wbijają się coraz głębiej w atramentowoczarną wodę, ciągnąc warkocze fosforyzujących bąbelków powietrza. A potem zamieniają się w upiorne, małe słońca i rozdzierają toń pęcherzami zgazowanej wody.
Pierwsza eksplozja spadła nagle, jak uderzenie topora. Przeraźliwy łomot, światło zamigotało, ktoś wrzasnął.
– Spokój! – ryknął oburzony Reinhardt. – Przecież to nic nie jest! Kompletne pudło!
– Przeciek pod kolektorem szasu awaryjnego!
Kolejny grzmot. Okręt przebiegły fale wibracji, potem wstrząs, słychać było grzechot, z jakim podrzuciło podłogowe gretingi. Zapadła ciemność.
– Przedział maszynowy daje wodę!
– Bez histerii! Jak tak można!
Zapłonęło niebieskie światło awaryjne.
– No i tyle – oznajmił Reinhardt. – O co tyle wrzasku? Rąbnął w pianę pozanurzeniową. Po najmniejszej linii oporu. Zejść na sto osiemdziesiąt. Kurs sto dwadzieścia. Panie Wichtelmann, dlaczego stanowiska oerlikonów nie były obsadzone? Mogliśmy zdjąć tego drania.
– Kazałem wynurzyć tylko na chwilę, Herr Oberleutnant – tłumaczył drugi oficer. – Tylko żeby zdjąć namiary.
– I wystarczyło – skonstatował Reinhardt. – Już nie możemy nawet pokazać głowy na tym morzu? Aż niewiarygodne, co za pech. Wziął pan te namiary przynajmniej?
– Zdążyłem.
– Zostaniemy pod wodą jeszcze pół godziny. Potem wrócić na peryskopową i przejść na diesle.
– Ale jakim cudem w nocy? Przecież nie mógł nas zobaczyć! – indyczył się ktoś w przedziale podoficerskim.
– Człowieku! Oni od dawna mają radary w samolotach! Nie do wiary, jak można być takim wołem! Zajrzyj sobie w dupę i zobacz, czy tam jeszcze jesteś!
– Reinhardt, co się dzieje? Proszę o meldunek. – Ritter otworzył drzwi i wkroczył mężnie na plac boju. Brzęknęły bezpieczniki i znów zapłonęło światło.
Pierwszy westchnął.

Na miejsce dotarli następnego dnia o drugiej w nocy. Reinhardt kazał zastopować maszyny i stanęli w dryfie. Wysunęli peryskop, ale morze wokół było zupełnie puste. Przypadkowy kwadrat północnego Atlantyku, oznaczony na mapach czteroliterowym kodem. Niczego tu nie było. Ani statku zaopatrzeniowego, ani Royal Navy, ani nawet mew.
– Czifie, jak z paliwem?
– Niedobrze. Do domu na pewno nie wystarczy.
– Radionamiernik, pytam namiary?
– Nic, panie pierwszy.
– Akustyk?
– Nic.
– Czekamy – oznajmił Reinhardt. Splótł dłonie na dźwigniach peryskopu i oparł głowę o kolumnę. – Kuk, proszę o kawę!
– Oczywiście, że będą – oznajmił kapitan ostrym głosem. – Niech pan nie rozsiewa defetyzmu!

d4czpsa

Jakieś dwie godziny później Reinhardt polecił wynurzyć okręt i opływać powoli sektor. Sam wyszedł na górę i kazał sobie dać lampę sygnalizacyjną Aldissa.
Silniki mruczały.
Kapitan siedział oparty o pluszową kanapę w mesie ze szklanym wzrokiem wbitym w gródź i kontemplował nicość. Lekarz apatycznie tasował wyświechtane karty. Bez końca. Okręt zamienił się w gigantyczną poczekalnię gabinetu dentystycznego.
Wszyscy siedzieli na kojach albo w mesach i milczeli. Mniej więcej co dziesięć sekund ktoś spoglądał na ścienny zegar elektryczny. Niektórzy kładli się spać przepełnieni żołnierskim fatalizmem. Wiadomo, że niczego na wojnie nie da się przegapić. Obudzą. Póki się da, trzeba spać. A co ma być, to będzie. Dlatego skrzypnięcie włazu i kanonada żwawych wrzasków Reinhardta podziałały jak wybuch granatu w zamkniętej przestrzeni.
– Mała naprzód! Ster trzydzieści pięć! Załoga pokładowa na górę! Szykować okręt do cumowania! Biegiem! Obsada artylerii na stanowiska! Przygotować luki załadunkowe! Szykować cumy! Wysunąć polery! Ruszać się, ludzie! – Po czym normalnym głosem do centrali: – A ten radionamiernik to se pan w dupę wsadź!

d4czpsa
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4czpsa

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj