Skąd my to znamy...
Hmm, kolejne dziwne zdarzenia w znanym miejscu (tym razem Kapitol, nie Luwr), kolejny sekret, kolejne tajemnicze stowarzyszenie... Prawda, że brzmi to znajomo.
Jednak ani owe powtórzenia, ani niezrozumiałe motywacje głównych bohaterów, ani nawet wrażenie, iż Brown w czasie pisania książki traktował Wikipedię jako jedyne źródło wiedzy, nie mają większego znaczenia. Liczy się przede wszystkim wartka akcja, której umiejętnością tworzenia Brown popisywał się w swych wcześniejszych publikacjach. Wielu krytyków przyznaje, że powieść wciąga od pierwszych stron tak, że nie sposób odłożyć jej na bok. Nawet jeśli ceną jest wyłączenie myślenia…