Czytała książkę Passenta i ją zamurowało. Życie dziennikarki zmieniło się w jednej chwili
Daniel Passent odszedł 14 lutego w wieku 83 lat. Wspominając go na łamach "Wysokich Obcasów" dziennikarka Beata Salonek podzieliła się niezwykłą historią. W jego książce z 2012 r. natrafiła na informację, która zbiła ją z tropu.
W swoim felietonie Beata Salonek podzieliła się historią, która spokojnie mogłaby posłużyć za kanwę powieści lub filmu. Otóż w 2012 r. czytając książkę "Passa", napisaną przez Daniela Passenta i Jana Ordyńskiego, natrafiła na swoje rodzinne nazwisko.
Okazało się, że podczas okupacji rodzinę kilkuletniego Passenta ukrywała na warszawskiej Pradze Władysława Salonek, cioteczna prababcia dziennikarki.
"Gdy w książce przeczytałam swoje nazwisko, natychmiast zadzwoniłam do babci z pytaniem, czy to prawda. Gdy dostałam potwierdzenie, od razu poszukałam kontaktu do Daniela i napisałam do niego. Wiadomość ode mnie ucieszyła go. Ustaliliśmy, że się spotkamy, ale dopiero wtedy, gdy przeczytam książkę. I tak się stało" - pisze Salonek.
ZOBACZ TEŻ: Oni odeszli w 2021 roku
Dziennikarka "Gazety Wyborczej" opisała ich pierwsze spotkanie i uczucie, że rozmawia z "osoba bardzo bliską". Od tamtej pory Salonek i Passent utrzymywali serdeczny kontakt, spotykali się na różnych uroczystościach. Stali się dla siebie bliskimi ludźmi.
"Przez te wszystkie lata byłam traktowana przez Daniela jak rodzina, a on wielokrotnie mówił do mnie: 'moja wnuczka'. Łączyła nas pamięć. Czułam też duże porozumienie. Dobrze nam się rozmawiało" - wspomina Salonek.
O śmierci Daniela Passenta poinformowała "Polityka", z którą współpracował przez kilkadziesiąt lat.