Trwa ładowanie...
fragment
18-04-2011 11:20

Ciemności, weź mnie za rękę

Ciemności, weź mnie za rękęŹródło: Inne
d4i7yg0
d4i7yg0

- Niby dlaczego Alec Hardiman chciałby ze mną rozmawiać?- Świetne pytanie - rzekł Bolton, ruchem ręki odpędzając sprzed twarzy dym z papierosa Devina. - Wszystko, co od tej chwili zostanie tu powiedziane, jest objęte najściślejszą tajemnicą. Rozumiemy się, panie Kenzie?Równocześnie z Angie pokiwaliśmy głowami.- Zatem gwoli ścisłości, jeśli wygadacie się przed kimś, o czym rozmawialiśmy, zostaniecie oskarżeni o utrudnianie śledztwa federalnego, za co grozi kara do dziesięciu lat pozbawienia wolności.
- Mam wrażenie, że sprawia wam to olbrzymią satysfakcję - powiedziała Angie.-Co?- Straszenie oskarżeniami o... utrudnianie śledztwa federalnego - dokończyła nienaturalnie grubym głosem.Bolton tylko westchnął.
- Panie Kenzie, zamordowana Kara Rider trzymała w ręku pańską wizytówkę. Jej ukrzyżowanie, jak zapewne już pan wie, nosi wiele cech podobieństwa do zabójstwa pewnego chłopca, do którego doszło w tej okolicy w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym czwartym. I chyba wie pan też, że sierżant Amronklin był wtedy funkcjonariuszem pracującym nad tą sprawą prowadzoną przez byłego sierżanta detektywa Glynna oraz inspektora Hardimana.Spojrzałem na Devina.
- Czy już tamtej nocy, kiedy wezwałeś mnie na wzgórze po odkryciu zwłok Kary, dostrzegałeś powiązania między jej zabójstwem a śmiercią Cala sprzed lat?
- W każdym razie miałem na uwadze taką możliwość.
- To dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś? Zdusił papierosa w popielniczce.
- Bo nie jesteś policjantem, Patricku. Nie do mnie należy wprowadzanie osób postronnych w policyjne dochodzenia. Poza tym wtedy taka możliwość tylko mi się kołatała po głowie. Nie traktowałem jej jeszcze poważnie.Zadzwonił stojący na barze telefon. Gerry spojrzał na nas i podniósł słuchawkę.- „Black Emerald”.- Pokiwał głową, jakby padło pytanie, którego się spodziewał.
- Przykro mi, ale nie. Bar będzie dzisiaj zamknięty. Wymieniamy rury w kuchni.
- Zamknął na chwilę oczy, po czym energicznie przytaknął ruchem głowy. - Skoro jest pan aż tak bardzo spragniony, to proszę iść do innego lokalu. Wybór jest duży. - Sięgnął do widełek, najwyraźniej chcąc przerwać połączenie.
- Nie słyszał pan, co powiedziałem? Zamknięte... Mnie też przykro. - Odłożył słuchawkę i wzruszyła ramionami.
- I jest następna ofiara? - zapytałem.
- Stimovich.
- Aha. Też został ukrzyżowany?-
Nie - odparł Bolton.
- Więc jak zginął? Agent FBI popatrzył na Devina, ten na swego partnera, a Oscar mruknął:
- Jakie to ma znaczenie? Można im powiedzieć. Będziemy potrzebowali wszelkiej możliwej pomocy, nim trupy zaczną się słać gęsto.
- Stimovicha przywiązano do uchwytów w murze, pasami zdarto z niego skórę, a następnie wypruto mu flaki, kiedy jeszcze żył - wyjaśnij Bolton.
- Matko boska... - syknęła Angie i przeżegnała się błyskawicznie, jakby nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co robi. Znowu zadzwonił telefon. Bolton zmarszczył brwi.- Czy nie mógłby go pan na jakiś czas odłączyć, panie Glynn? Gerry spojrzał na niego z kwaśną miną.
- Przy całym szacunku dla zabitych, agencie Bolton, gotów jestem zamykać bar tak długo, jak tylko będzie to panu potrzebne, to jednak mój interes i nic nie sprawi, że przestanę się troszczyć o swoich klientów.Bolton lekceważąco machnął ręką i Glynn podniósł słuchawkę. Przez kilka sekund w milczeniu kiwał głową, wreszcie rzucił:
- Posłuchaj, Bob, mamy awarię. Przykro mi, ale w kuchni na podłodze stoi pięć centymetrów wody... - Urwał, po czym dodał ze złością:
- Cóż ci mogę na to poradzić? Idź do Leary’ego albo „The Fermanagh”. Jakoś to przeżyjesz.Przerwał połączenie i znów skwitował je wzruszeniem ramion.
- Skąd wiecie, że Kary nie zamordował ktoś z jej znajomych? Na przykład Micky Doog? A może padła ofiarą jakiejś gangsterskiej inicjacji?Oscar pokręcił głową.
- Nic na to nie wskazuje. Wszyscy jej znajomi mają alibi, włączając w to Micky’ego Dooga. Poza tym nie wiemy nawet, co robiła po powrocie do miasta.
- Rzadko pokazywała się w tej okolicy - dodał Devin. - Jej matka także nie wie, dokąd chodziła. Zdołaliśmy ustalić jedynie, że wróciła trzy tygodnie temu i raczej nie nawiązała żadnych bliższych znajomości w Brookline.
- W Brookline? - powtórzyłem zdumiony, przypomniawszy sobie mój sen.
- Owszem. Wiemy, że wyjeżdżała tam kilka razy. Potwierdzają to rachunki opłat robionych kartą kredytową w markecie „Cityside” i paru restauracjach w bezpośrednim sąsiedztwie Uniwersytetu Bryce’a.
- Jezu... - mruknąłem.
- Co się stało?
- Nic. Co każe wam łączyć te sprawy, jeśli ofiary zginęły w zupełnie różny sposób?
- Fotografie - rzekł Bolton. Coś gwałtownie ścisnęło mnie w dołku.
- Jakie fotografie? - zapytała Angie.- U matki Kary znaleźliśmy stertę korespondencji, której kobieta nawet nie otwierała przez kilka dni poprzedzających śmierć córki - rzekł Devin. - Była tam między innymi zwykła biała koperta bez znaczka i adresu zwrotnego, zawierająca jedynie zdjęcie Kary. Zupełnie niewinne zdjęcie, nic poza tym...
- Gerry, czy mogę skorzystać z telefonu? - zapytała pospiesznie Angie.
- O co chodzi? - zainteresował się Bolton. Ale Angie już wybierała numer przy barze.
- A ten ostatni gość, Stimovich? - spytałem.
- Nikt nie odpowiada w jego pokoju w akademiku - oznajmiła Angie, szybko wybierając inny numer.
- Co się dzieje, Patricku? - odezwał się Devin.
- Opowiedzcie mi coś więcej o tym Stimovichu - zwróciłem się do niego, próbując opanować drżenie głosu.
- Pospiesz się, Devin.- Jego dziewczyna, Alice Boorstin...
- W biurze Diandry też nikt nie odbiera - przerwała mu Angie, cisnęła słuchawkę na widełki, ale zaraz ją podniosła i zaczęła wybierać kolejny numer. Jakieś dwa tygodnie temu dostała pocztą podobną przesyłkę. Tak samo koperta była bez znaczka i adresu zwrotnego, a w środku tylko zdjęcie.
- Diandra? - rzuciła Angie do słuchawki.
- Gdzie jest Jason?
- Może jednak zdradzisz, Patricku, co się dzieje? - rzekł Oscar.
- Przecież dostaliśmy rozkład jego zajęć - odparła zdenerwowana Angie.
- Miał dzisiaj tylko jeden wykład, który się skończył ponad pięć godzin temu.
- Nasza klientka dwa tygodnie temu dostała identyczną przesyłkę - powiedziałem. - Ze zdjęciem syna.
- Będziemy w kontakcie. Proszę czekać na telefon. Na razie nie ma się jeszcze czym martwić. - Angie przerwała połączenie, odwróciła się i syknęła: - Kurwa mać!
- Idziemy. - Wstałem od stolika.
- Nigdzie nie pójdziecie - zaprotestował Bolton.- A co? Aresztujesz nas? - warknąłem, ruszając za Angie do wyjścia.18Znaleźliśmy Jadę, Gabrielle i Lauren jedzących razem obiad w uniwersyteckiej stołówce, ale nie było z nimi Jasona. Wszystkie trzy obrzucały nas podejrzliwymi spojrzeniami, lecz bez sprzeciwu odpowiadały na pytania. Okazało się, że żadna nie widziała go od rana.Wpadliśmy do jego pokoju w akademiku, ale nie pokazywał się tu od wczoraj.

Jego współlokator otoczony kłębami dymu z marihuany, przekrzykując zawodzenie Henry’ego Rollinsa dobiegające z olbrzymich kolumn głośnikowych, rzekł:
- Nie, człowieku, nie mam zielonego pojęcia, gdzie on jest. Chyba polazł gdzieś z tym frajerem, no, wiecie...
- Nie, nie wiemy.- Z takim jednym. Spotyka się z nim od czasu do czasu.
- Takim szczupłym z bródką? - zapytała Angie. Chłopak pokiwał głową.
- I zupełnie tępym wyrazem oczu, jakby ożył i dopiero co wstał z grobu. Ale ma całkiem zgrabną dupcię, tyle że ja w takich nie gustuję. Dziwne, co nie?
- Ten frajer jakoś się nazywa?
- Nigdy nie słyszałem nawet jego imienia.
Kiedy wracaliśmy do samochodu, z mej pamięci wypłynęło pytanie, jakie Grace zadała mi kilka dni temu: „Czy te sprawy są w jakiś sposób ze sobą powiązane?”.Ależ tak, były. Tylko co to mogło dla nas oznaczać?Diandra Warren dostała pocztą zdjęcie syna, po czym intuicyjnie powiązała je z zagrożeniem ze strony mafiosa, któremu nieświadomie mogła wejść w drogę. Ale wyciągnęła błędne wnioski. Bo rozmawiała z oszustką. Do tego spotkały się w Brookline. Oszustka mówiła z silnym bostońskim akcentem i miała lekko kręcone blond włosy. Kiedy po dłuższej przerwie spotkałem Karę Rider, miała włosy świeżo ufarbowane. Wcześniej na pewno była blondynką, a do tego rachunki za opłaty kartą kredytową potwierdzały jej pobyt w Brookline mniej więcej w tym samym czasie, gdy rzekoma Moira Kenzie skontaktowała się z Diandrą.Doktor Warren nie miała w domu telewizora. Jeśli w ogóle czytała gazety, to prędzej „The Trib” niż „The News”. W tej drugiej opublikowano całostronicowe zdjęcie zamordowanej Kary. „The Trib”, stroniący od taniej
sensacji, zamieścił tylko krótką wzmiankę o zabójstwie, bez zdjęcia ofiary.Mieliśmy już wsiadać do samochodu, gdy przy krawężniku zatrzymało się beżowe audi Gaulta. Wysiadając, Eric popatrzył na nas z wyraźnym zaskoczeniem.- Co was tu sprowadza? - zapytał.- Szukamy Jasona.Otworzył bagażnik i zaczął wyjmować książki porozrzucane na starych gazetach.- Wydawało mi się, że zrezygnowaliście z prowadzenia sprawy.- Wynikło właśnie coś nowego - odparłem, uśmiechając się do niego przyjaźnie, choć ani trochę nie było mi do śmiechu. Popatrzyłem na stertę gazet w bagażniku auta.
- Znosisz je spod śmietnika?Pokręcił głową.
- Nie, wrzucam do bagażnika, żeby wywieźć je do skupu makulatury, kiedy już nic więcej nie mogę w nim zmieścić.
- Właśnie szukam gazety mniej więcej sprzed dziesięciu dni. Mogę zajrzeć?
- Proszę bardzo.
- Odsunął się od auta.Sięgnąłem do sterty egzemplarzy „The News” i w czwartym od góry ujrzałem zdjęcie Kary.
- Mogę? - zapytałem.
- Proszę bardzo - rzekł, zamykając bagażnik. - Jeśli szukacie Jasona, zajrzyjcie do „Coolidge Corner” i barów przy Brighton Avenue: „The Kells”, „Harper’s Ferry”... Studenci z Bryce’a często tam przesiadują.
- Dzięki.Angie wskazała książki, które trzymał pod pachą, i zapytała:
- Zwracasz je do biblioteki?Pokręcił głową i popatrzył na niezbyt odległy biały gmach uniwersytecki otoczony akademikami z czerwonej cegły.- Wziąłem zastępstwo.

W czasach obecnej recesji nawet my, specjaliści, musimy dorabiać, biorąc ponadplanowe zajęcia.Pożegnaliśmy się z nim i zajęliśmy miejsca w samochodzie.Eric pomachał nam ręką, zawrócił i ruszył w stronę kampu-su, pogwizdując coś pod nosem w zapadającym z wolna chłodzie.Sprawdziliśmy wszystkie bary przy Brighton Avenue, w North Harvard, a nawet kilka przy Union Sąuare. Jasona nigdzie nie znaleźliśmy.W drodze do domu Diandry Angie zapytała:
- Po co wziąłeś od niego tę gazetę? Powiedziałem jej o swoich domysłach.
- Chryste... - jęknęła. - To prawdziwy koszmar.
- Owszem.Kiedy wjeżdżaliśmy przeszkloną windą, w nabrzeże uderzyła potężna fala, która następnie cofnęła się w postaci wału o odcieniu czarnego tuszu. Dziwne kłucie w dołku, które dokuczało mi od pewnego czasu, nagle przybrało na sile do tego stopnia, że aż zebrało mi się na wymioty.Zaledwie Diandra wpuściła nas do środka, zapytałem pospiesznie:- Czy rzekoma Moira Kenzie w trakcie rozmowy z panią odznaczała się nerwowym ruchem zsuwania włosów za ucho, jeśli nawet miała krótkie włosy, które nie spadały jej na oczy? Kobieta popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- No więc tak czy nie? - Tak, tylko skąd... - Proszę sobie przypomnieć, czy miała też zwyczaj wyrzucać z siebie zdania jednym tchem, które kończyła głośnym przydechem, jak gdyby urywanym chichotem.Zamknęła na chwilę oczy.
- Tak. Rzeczywiście tak robiła. Podsunąłem jej pod nos wydanie „The News”.
- Czy to była ta dziewczyna?
- Tak.
- Szlag by to trafił - syknąłem ze złością.To Kara Rider rozmawiała z nią jako Moira Kenzie.Z mieszkania Diandry zadzwoniłem pod numer pagera Devina.
- Ciemne włosy. Koło dwudziestki. Wysoki. Dobrze zbudowany. Z charakterystycznym dołkiem w brodzie. Zwykle chodzi w dżinsach i flanelowej koszuli.
- Zwróciłem się do gospodyni.
- Ma pani tutaj telefaks?
- Tak.
- Devin, mogę ci przesłać zdjęcie faksem. Pod jaki numer? Podyktował.
- Będziemy mieli co najmniej setkę podejrzanych o zbliżonym wyglądzie, Patricku - rzekł.- Zgarnijcie nawet dwustu, dla mojego spokoju sumienia.Telefaks stał na biuru pod oknem. Położyłem na tacce zdjęcie Jasona, które Diandra otrzymała pocztą, a gdy nadszedł sygnał potwierdzenia transmisji, wróciłem do saloniku, gdzie Angie siedziała z gospodynią.Powiedziałem Diandrze, że jesteśmy zaniepokojeni, ponieważ uzyskaliśmy pośredni dowód, że ani Jack Rouse, ani Kevin Hurlihy nie mają nic wspólnego z odebranymi przez nią pogróżkami. Dodałem też, że skoro Kara Rider została zamordowana krótko po tym, jak wcieliła się w Moirę Kenzie, chcę natychmiast otworzyć zawieszoną sprawę. Nie wspomniałem tylko, że wszyscy, których zdjęcia wysłano najbliższym, wkrótce ginęli straszliwą śmiercią.
- Ale Jasonowi nic się nie stało? - spytała zaniepokojona, siadając na kanapie z podwiniętymi pod siebie nogami.
- Jak dotąd nic nam o tym nie wiadomo - odparła Angie. Doktor Warren pokręciła głową.
- Jesteście wyraźnie zaniepokojeni. To widać na pierwszy rzut oka. Poza tym coś przede mną ukrywacie. Proszę, powiedzcie mi prawdę. Muszę ją znać.
- To nic wielkiego - odparłem. - Po prostu bardzo mi się nie podoba, że dziewczyna, która w rozmowie z panią podała się za Moirę Kenzie i ewidentnie rozkręciła całą tę sprawę, została zamordowana.Najwyraźniej mi nie uwierzyła, gdyż pochyliła się, opierając łokcie na kolanach.- Jason dzwoni do mnie codziennie między dziewiątą a wpół do dziesiątej wieczorem, niezależnie od tego, gdzie przebywa.Spojrzałem na zegarek, było pięć po dziewiątej.
- Czy dzisiaj też zadzwoni, panie Kenzie?

Obejrzałem się na Angie, która wpatrywała się z uwagą w panią psycholog. Diandra zamknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła, zapytała:
- Czy któreś z was ma dzieci?Angie pokręciła głową. Mnie przed oczyma stanęła buzia Mae.
- Nie - powiedziałem.-
Tak myślałam.Wstała i podeszła do okna, splatając dłonie z tyłu. Gasnące światła w oknach sąsiedniego budynku sprawiły, że stopniowo pogrążyła się w mroku.
- Rodzice nigdy nie przestaną się martwić o swoje dzieci - powiedziała. - Nigdy. Pamięta się, kiedy dziecko po raz pierwszy wspięło się na drabinkę zabezpieczającą łóżeczko i wypadło na podłogę, i swoje pierwsze chwile przerażenia, że nie żyje. Pamięta się doskonale stan ducha, jaki ta myśl ze sobą niesie. A potem, kiedy dorasta, zaczyna jeździć na rowerze i łazić po drzewach, samemu chodzić do szkoły i przebiegać przez jezdnię tuż przed samochodami, nie czekając na zielone światło, człowiek zaczyna udawać, że wszystko jest w porządku. Powtarza sobie, że to tylko dziecko, że wszyscy postępują tak samo w tym wieku. Ale coś zawsze ściska za serce, co każdy stara się lekceważyć. I tylko się modli, żeby dziecka nie spotkało nic złego. - Odwróciła się od okna i spojrzała w naszą stronę. - Nigdy nie można uwolnić się od matczynej troski, od ciągłego lęku, nawet na chwilę. To nieodłączna cena wydania dziecka na świat.Przypomniałem sobie, jak Mae ostrożnie wyciągała rączkę do psa, którego chciała pogłaskać, i jak
byłem wtedy gotów rzucić się w ich stronę i urwać łeb temu szkockiemu terierowi, gdyby zaszła taka konieczność.Zadzwonił telefon. Spojrzałem na zegarek: kwadrans po dziewiątej. Wszyscy troje poderwaliśmy się na nogi. Diandra w kilku susach dopadła aparatu stojącego w drugim końcu pokoju. Angie spojrzała na mnie i z wyrazem ulgi wzniosła oczy ku niebu.Gospodyni podniosła słuchawkę i rzuciła z zapałem:
- Jason? To ty?Ale to nie był jej syn. Stało się to dla nas oczywiste, gdy tylko nerwowym ruchem przygładziła włosy i zamarła z ręką przy głowie.
- Słucham?! - rzuciła z niedowierzaniem.
- Chwileczkę. - Wyciągnęła słuchawkę w moim kierunku. - Ktoś do pana. Jakiś Oscar. Wziąłem od niej słuchawkę i stanąłem tyłem do pokoju, wbijając wzrok w jasne deski podłogowe, na których rozlewał się coraz głębszy mrok w miarę gaśnięcia świateł w sąsiednich budynkach. Z mocno bijącym sercem odebrałem wiadomość Oscara, że znaleziono zwłoki Jasona Warrena.W kawałkach.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj