Bohaterskie niebohaterstwo Gombrowicza
Tradycja zachodnia – a zwłaszcza dziewiętnastowieczna – skłania nas do szanowania myśli tym wyżej, im bardziej jest ona właściwie obca myślicielowi. Jeśli myśl jest z nim rzeczywiście zespolona, jeśli jest jakby jego oddechem, pożywieniem, stajemy się podejrzliwi. Myśliciel jest dla nas jak sklepikarz: ma coś „na sprzedaż”. Stąd nic bardziej naturalnego dla współczesnego człowieka jak rozdział pomiędzy prawdą a tym, który ją wypowiada. W tym kupieckim sensie Gombrowicz nie jest „myślicielem”: jest zawsze sobą samym, myśl jego przylega ściśle do jego życia. Dlatego trzeba przebić barierę pewnego uprzedzenia, aby móc go traktować „poważnie”. Myśl ta nie przenika do nas bowiem w swej „czystej”, logicznej i abstrakcyjnej (a więc sztucznej) formie. Niesie ją nurt wrażeń, obrazów, anegdot, doświadczeń, uczuć. Nurt ten jest bodaj najbogatszy w Dzienniku, w którym nie stosuje Gombrowicz eliminacji nieodzownej w dziele sztuki (a raczej: stawia sobie ambitne zadanie stworzenia dzieła sztuki, nie eliminując z siebie
niczego). „W ten worek wkładam wiele rozmaitych rzeczy (pisze Gombrowicz o swoim Dzienniku), pewien świat, do którego przyzwyczaicie się o tyle, o ile zdobędzie nad wami przewagę; póki co, wiele z tego wyda się wam niepotrzebne, a nawet będzie was zdumiewać, że się to kwalifikuje do druku”. Celem tego szkicu jest nieznaczne choćby przyśpieszenie procesu przyzwyczajania do świata Gombrowicza.
Gombrowicz trafia w sedno współczesnej filozofii Gombrowicz zrugał mnie w Dzienniku za wskazanie pewnego powinowactwa pomiędzy nim a Pirandellem i Sartre’em. Wie on doskonale, co miałem na myśli, ale słusznie uznał to za błąd natury taktycznej: „Zbyt często się zdarza w specyficznych warunkach naszego polskiego obcowania, że ktoś za pomocą tych «rozgłośnych nazwisk» usiłuje mnie lekceważyć i, nadymając się Sartre’em, mówi z politowaniem: Gombrowicz”. Ale Gombrowicz sam pisze: „We mnie pewne idee, będące w powietrzu, którym wszyscy oddychamy, związały się w pewien specjalny i niepowtarzalny sens Gombrowiczowski – i jestem tym sensem”. Niech więc go nie dziwi radość czytelnika, który znane sobie motywy odnajduje w formie odmiennej i oryginalnej. Nic nie ma nigdy w Gombrowiczu „z drugiej ręki”. Nie pozwoliłby mu na to choćby jego narcyzm. Żadna myśl nie może spodobać się Gombrowiczowi, zanim, przechodząc przez Gombrowicza i zmieniając go, nie wyjdzie z tego nieco zmienionego Gombrowicza sama na jego obraz
przemieniona. Stąd zresztą pewne ograniczenia Gombrowicza. Odrzuca on dzieła „nieprzeżuwalne”, będące „rzeczą” ostateczną. Gombrowicza nudzi Kafka. Paradoksalnie można by powiedzieć, że Gombrowicza nudziłoby Ferdydurke, gdyby było napisane przez kogo innego.