Brudna prawda o wymarzonych pracodawcach. Rasizm, seksizm, dyskryminacja
- Patologie wynikają z popsutej kultury korporacyjnej. To pozwala ludziom na wysokich stanowiskach robić złe rzeczy bez żadnych konsekwencji - mówi w rozmowie z WP Anna Wiener, autorka książki o kulisach pracy w Dolinie Krzemowej.
Kobiety powinny się ostrzegać przed szefami, którzy mają skłonności do molestowania i żądać jawności płac, żeby było widać, że mężczyźni na tych samych stanowiskach zarabiają więcej od nich - to rady amerykańskiej pisarki dla pracownic firm, w których panuje seksizm. Anna Wiener przez kilka lat pracowała w modnych startupach w Dolinie Krzemowej, a kiedy nie mogła już znieść patriarchalnej kultury tej branży, zwolniła się i napisała o tym książkę.
Przemek Gulda: Jakie miałaś oczekiwania, kiedy kilka lat temu wyjechałaś z Nowego Jorku, żeby zacząć karierę w Kalifornii w branży nowoczesnych technologii?
Anna Wiener: Czułam, że to jest moment, kiedy tam jest bardzo "gorąco". Chciałam znaleźć pracę, która miałaby przyszłość. Nie wiedziałam wtedy zbyt wiele na temat startupów i Doliny Krzemowej jako takiej, ale miałam wrażenie, że ta branża oferuje bardzo dużo możliwości. Chciałam poczuć się ważna i potrzebna, być w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu.
Kiedy zapaliła się pierwsza lampka, która powiedziała ci, że rzeczywistość nie jest taka, jak twoje oczekiwania?
Myślę, że takich sygnałów było bardzo dużo od samego początku, ale wtedy, kiedy miałam zaledwie 25 lat, nie potrafiłam ich odpowiednio zinterpretować. W tamtym czasie wydawało mi się, że swego rodzaju dezynwoltura i brak odpowiedzialności to po prostu styl działania w firmach, rodzaj wolności w miejscu pracy.
Powiem szczerze, że wtedy mi się to nawet podobało, imponowało mi. Na początku wszystko było dla mnie nowe, ewidentnie byłam zauroczona i uwiedziona tymi wszystkimi historiami, które ta branża opowiada o sobie. Dopiero potem zaczęło mnie to niepokoić.
Zobacz: Najbardziej hardcorowa scena. Na sali zapadła głęboka cisza
Jakie było najgorsze doświadczenie, jakie przeżyłaś, albo o jakim usłyszałaś?
Pozwolę sobie nie odpowiedzieć na to pytanie. W swojej książce też staram się unikać taniej sensacji. Zdecydowanie bardziej wolę skupiać się raczej na codziennym doświadczeniu wielu ludzi, a nie na ekstremach.
Mówiłaś o niepokoju. Co niepokoiło cię najbardziej? Co najbardziej niszczy tę branżę?
Paradoks polega na tym, że ta branża wcale nie jest niszczona. Wręcz przeciwnie: nigdy wcześniej nie była tak potężna. Większość problemów, które można dostrzec w Dolinie Krzemowej, jest bardzo mocno zakorzeniona w modelach biznesowych i sposobach finansowania, na których opiera się działalność tamtejszych firm.
Bardzo destrukcyjne jest skupienie się na ciągłym wzroście i dużej prędkości realizowania planów. A to są wymogi narzucone przez inwestorów, łączące się z problemami pojawiającymi się na poziomie politycznym, takimi jak: deregulacja rynku czy brak zewnętrznego nadzoru. Nie ma wątpliwości, że sytuacja w branży nowoczesnych technologii w Stanach odzwierciedla szersze problemy społeczne i ekonomiczne w kraju.
O jakich problemach mówisz?
Chodzi mi o rasizm, seksizm czy dyskryminację ze względu na wiek. To wszystko jest nierozerwalnie powiązane z kapitalizmem, zwłaszcza w jego amerykańskim wydaniu.
Warto skupić się na seksizmie - dużo o tym piszesz w swojej książce. Czy branża była zdominowana przez mężczyzn, kiedy zaczęłaś tam pracować? Czy wynikały z tego jakieś problemy?
Jeśli chodzi o kadrę menedżerską - tak, to w zasadzie sami mężczyźni. Zajmują wszystkie pozycje, na których podejmuje się ważne decyzje. Tak jest dziś i tak było, kiedy zaczęłam pracować w tej branży w 2013 roku. Szerzej rzecz ujmując, byłam zdziwiona jak bardzo homogeniczne są ciała, przygotowujące rozwiązania, które mają być stosowane na całym świecie, przez bardzo różnych ludzi.
Inny paradoks polega na tym, że Dolina Krzemowa buduje o sobie mit, że jest wzorową merytokracją, czyli systemem, w którym wysoką pozycję społeczną zapewniają zasługi i wykorzystanie talentów. Mogę zapewnić wszystkich, że zasługi i talent mają w tej branży nie tylko mężczyźni.
Czy dostrzegasz w branży kobiecą solidarność? Czy kobiety pomagają innym kobietom, które mają problemy? Czy kapitalistyczna idea konkurencyjności jest jednak silniejsza niż empatia?
Tak, myślę, że rzeczywiście istnieje mechanizm kobiecej solidarności. Może ona działać w różny sposób. Wydaje mi się, że jedną z ważnych spraw jest jawność płac, która pozwala uświadomić sobie różnice między zarobkami mężczyzn i kobiet. Inna istotna kwestia to upublicznianie informacji o mężczyznach, którzy notorycznie dokonują seksualnych przekroczeń wobec koleżanek z pracy.
Jaka jest twoim zdaniem najlepsza strategia unikania różnych problemów w pracy albo konfrontowania się z nimi?
Myślę, że nie powinno być tak, że to na jednostki przerzuca się ciężar unikania problemów. Patologie wynikają z popsutej kultury korporacyjnej, zwłaszcza w firmach, w których nie ma sprawnego systemu odpowiedzialności. To pozwala ludziom na wysokich stanowiskach robić złe rzeczy bez żadnych konsekwencji. Działy HR skonstruowane są tak, żeby bronić firmy, a nie osób, które w niej pracują.
To często prowadzi do iście kafkowskich scenariuszy w sytuacjach, kiedy ofiary naruszeń próbują zgłaszać je swoim przełożonym. A jeśli chodzi o bezpośrednie konfrontowanie się z naruszeniami prawa, mam wrażenie, że to bardzo trudne. Nieco łatwiej jest, kiedy ofiary łączą siły i działają wspólnie. Firmie o wiele łatwiej jest zamieść pod dywan pojedyncze przypadki, niż ukryć sprawę wtedy, kiedy dotyczy ona dużej grupy pracujących w niej osób.
Jak branży udaje się budować i wciąż utrzymywać ten cały idylliczny obrazek wokół siebie? Szczęśliwi ludzie, funkcjonujący na równych prawach, realizujący swoje marzenia, pracujący w pięknych open-space'ach ze stołem do ping ponga stojącym w rogu?
To wszystko marketing. To bardzo potężna siła. Przez bardzo długi czas media pozwalały firmom z Doliny Krzemowej opowiadać o sobie historie, które one same kreowały na własnych warunkach. Owszem, pojawiały się krytyczne głosy, ale nikt nie poświęcał im należytej uwagi. Wygląda na to, że ludzie naprawdę bardzo chcieli uwierzyć w te wszystkie pozytywne historie i na ich podstawie budować sobie bardzo sielankowy obraz tej branży.
Czy wydaje ci się, że jest szansa, żeby branża technologiczna przeżyła swój własny "moment Weinsteina" - dużą aferę, która pozwoliłaby, tak jak afera Weinsteina w przemyśle filmowym, otworzyć wiele zamkniętych drzwi i ujawnić wiele naruszeń, do których dochodzi w tajemnicy każdego dnia?
To możliwe, kto wie. Wiele rzeczy może się jeszcze zdarzyć, ale trzeba zawsze pamiętać o jednym - ta branża zbudowana jest na systemach stworzonych w taki sposób, żeby chronić tych, którzy są u władzy. W 2018 roku odbył się protest pracownic i pracowników Google'a. Zarzucali kierownictwu, że w niewłaściwy sposób załatwia sprawy związane z naruszeniami seksualnymi.
Impulsem do tak radykalnego działania był przypadek Andy'ego Rubina, jednego z najwyżej postawionych pracowników w firmie - kiedy na jaw wyszło, że dopuścił się molestowania seksualnego, został, owszem, zwolniony, ale jednocześnie otrzymał odprawę w wysokości 90 milionów dolarów. To wystąpienie załogi było ważnym momentem i mogło wiele zmienić, ale koniec końców chyba nikt nie miał poczucia, że okazało się rewolucją, która przyniosła trwałe zmiany w Dolinie Krzemowej.
Czemu koniec końców zdecydowałaś się zrezygnować z pracy w tej branży?
To była decyzja, która dojrzewała we mnie bardzo długo. Nie było jakiegoś punktu zwrotnego. Moje odejście nie było też żadnym heroicznym wyczynem. Po prostu w pewnym momencie poczułam, że przestałam widzieć przyszłość w pracy w tej branży. Dostrzegłam za to możliwość, żeby zacząć zarabiać i pracować na pełnym etacie jako pisarka. Cieszę się, że dziś robię coś, co mnie kręci, ale nie czuję, że jestem tzw. sygnalistką. Po prostu opisałam swoje doświadczenia: to, co widziałam na własne oczy, to co się działo, kiedy tam pracowałam.
Zdecydowałaś, żeby nie używać w swojej książce żadnych nazw firm. Czy chodziło o uniknięcie ewentualnych pozwów czy raczej o to, żeby nie robić im dodatkowej reklamy?
To była decyzja podyktowana względami stylistycznymi. Koniec końców nie ma to żadnego znaczenia, w jakich firmach dzieją się rzeczy, o których piszę. Jestem pewna, że podobne albo wręcz takie same przypadki miały miejsce w różnych firmach. Miałam wrażenie, że ważniejsze jest skupienie się na tym, co się tam dzieje złego, a nie na firmach samych w sobie.
Czy kiedy dziś patrzysz na tę branżę, widzisz, że coś się w niej zmieniło? Czy problemy, które opisałaś nadal tam tkwią?
Bardzo poruszające są dla mnie niedawne przypadki wewnętrznych protestów i wspólnych akcji podejmowanych przez pracowniczki i pracowników wielu firm. W branży działa coraz więcej związków zawodowych. To bardzo ważne. Tam pracuje bardzo dużo ludzi, ale przez całe dekady byli bardzo słabo zorganizowani. To oczywiście wciąż za mało, żeby dokonała się jakaś strukturalna reforma. Do tego potrzeba zmian na najwyższym poziomie, na najwyższych stanowiskach.
Bo dziś nikt, kto tam zasiada nie jest zainteresowany nawet najmniejszym przesunięciem, które mogłoby go kosztować choć część wpływu, władzy i bogactwa. Zmiana musi polegać na przesunięciach w kwestii posiadania akcji czy składu rad nadzorczych. Najważniejsze problemy są niemożliwe do rozwiązania przez jednostkowe decyzje, to musi być szerszy proces. A więc wciąż jest bardzo dużo pracy do zrobienia, bo wszyscy, którzy tam pracują, zasługują na coś lepszego, niż dostają. Być może optymizm w tej sprawie jest naiwny, ale wierzę, że świat może się zmienić.
Anna Wiener, Dolina niesamowitości, wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2020.