Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:46

Biedna pani Morris

Biedna pani MorrisŹródło: Inne
d1g8w2t
d1g8w2t

Kiedy bogowie chcą nas ukarać, spełniają nasze prośby. Oscar Wilde

Na Piątej Alei tego dnia jest wyjątkowo dużo samochodów. Pada deszcz i zapach benzyny miesza się z zapachem wilgoci, farby czy plastiku. Chemiczny zapach miasta. Przechodnie przeskakują kałuże, szeleszcząc parasolami. Znikają gdzieś szybko we wnętrzach domów, samochodów, za zakrętami ulic.

Jane usiłuje ominąć kałużę, ale źle wymierza i jej pięta wpada w sam środek wody. Woda co prawda nie jest lodowata, ale zetknięcie się stopy z mokrą pończochą zniechęca starszą panią do dalszej wyprawy. Woda ścieka po niej. Jest wilgotno i szaro.

Właściwie nie ma nic ważnego do załatwienia. Chciała tylko wyjść z domu.
Patrzy na swoje przemokłe buty i człapiąc, zawraca. W niewielkiej odległości od swojej ulicy zwalnia.

Dom - to miejsce, w którym przechowuje osobiste rzeczy, dostaje codzienną pocztę, głównie katalogi firm wysyłkowych, i własnoręcznie podpisane, powielone w tysiącach egzemplarzy listy od kongresmena - nie jest przyjaznym miejscem.

Czai się tu pustka, zamknięta w przestrzeni pełnej rekwizytów z przeszłości. Od czasu do czasu Jan e wydaje się, że widzi okrągłą postać w zielonej sukni, ale nie wierzy w duchy i wie, że to przywidzenie.

d1g8w2t

Jeżeli dzwoni telefon, to z pytaniem, czy nie chciałaby wymienić okien, lepiej zainwestować pieniędzy, dostać lepszej ceny za rozmowy międzymiastowe i zagraniczne. Te telefony przygnębiają Jan e najbardziej. Nie ma do kogo zadzwonić, za granicą ani w kraju. Jeżeli była gdzieś ostatnio zapraszana, to jedynie na wyprzedaże do sklepów. Nikt na nią nie czeka, nikomu nie jest potrzebna. Nie wie, co zrobiła źle.

Ma wrażenie, że obserwuje swoje życie jak kolejkę elektryczną, jeżdżącą w kółko po dywanie. Nie może do niej wsiąść, bo za każdym razem przegapia odpowiedni moment, na pewno zrobi to przy następnym okrążeniu. Chciałaby pójść potańczyć, ale ma spuchnięte nogi i żadne buty nie pasują.

Wszystko, na czym jej w życiu zależało, to kariera towarzyska. Miała być damą na salonach Kennedych, Vanderbiltów, Rockefellerów i Whitneyów, gdzie traktowano by ją z szacunkiem i podziwem. Mieć Waszyngton, Boston i Palm Beach u swoich stóp. Nadawała się do tej roli. Była bystra i atrakcyjna. Uważała, że przypomina z wyglądu Elżbietę I, królową Anglii, z jej wczesnych portretów: ten sam silny charakter, długie rude włosy i dziwni rodzice. W domu nikt nie śmiał jej się sprzeciwić.

Wiedziała, że kariera towarzyska będzie zależeć od nazwiska i reputacji jej przyszłego męża. Wybierała ostrożnie. Przede wszystkim to musi być ktoś, kto nie będzie chciał mieć dzieci. - Nie mogę ich ścierpieć - odważnie oświadczała przy każdej sposobności. Starała się trzymać jak najdalej od matek wnoszących aurę zadowolenia i dumy ze spełnionej misji w stosunku do własnego gatunku.

d1g8w2t

- Matki! Nie zdają sobie sprawy z banalności faktu. Komu chcą imponować. Nie ma nic prostszego, niż zajść w ciążę, czym tu się chwalić. W końcu wszystkie to robią.

Kobiety rozmawiające o dzieciach doprowadzały ją do trudnej do opanowania irytacji, starała się za wszelką cenę unikać ich towarzystwa. W gronie mężczyzn czuła się bezpiecznie i pewnie. Miała im do zaofiarowania swoją kobiecość, inteligencję, wykształcenie i doświadczenie. Od nich oczekiwała podziwu, zachwytu i adoracji.

Ale tylko zwierzęta były stałą, niepodważalną pasją jej życia. Egoistyczna i chłodna pani Morris stawała się przy nich pełną poświęcenia samarytanką. Łagodniała, jej głos był ciepły i kojący, wykazywała cierpliwość i uczucie nie znane większości jej otoczenia. Właściwie wszystko, co fruwało, skakało czy pełzało, mogło liczyć na jej uczucie i pomoc. Wyłączając człowieka.

d1g8w2t

Ze zwierzętami umiała się porozumieć, ufała im. Były wyzwoleniem, ucieczką od wszystkich trapiących ją ludzkich spraw i przeciwności losu. Działały jak terapia, pozwalały zapomnieć o przykrościach i niepowodzeniach. Taniec był drugorzędną, ale równie ważną pasją. W nim odfruwała do bardzo realnego świata, który stworzyła sobie w dzieciństwie.

No i oczywiście alkohol, życia bez niego również sobie nie wyobrażała. Farmakologia, narkotyki w ogóle nie wchodziły w rachubę. Jane była urodzoną konserwatystką i nie lubiła eksperymentów.

Urodziła się w stanie Tennessee w latach dwudziestych xx wieku. Była jedynym dzieckiem bogatego adwokata, pana Somersa, i jego żony Edny. Przodkowie pana Somersa, powiązani z europejskimi rodzinami, sięgającymi czasów Tudorów i Bourbonów, zalęgli się w głowie małej Jane.

d1g8w2t

Aczkolwiek trudno byłoby ustalić tę genealogię, od dziecka wierzyła, że jest wcieleniem królowej Elżbiety I. Związki rodzinne z francuskim oficerem Somersem, który przypłynął do brytyjskich kolonii z generałem Lafayette'em w 1777 roku, aby walczyć przeciwko Anglikom w wojnie o niepodległość, miały prawne dowody. Antoine Somers urodził się w Paryżu z ojca Anglika i matki Francuzki. Większość życia spędził we Francji, czuł się Francuzem i mimo protestów ojca stanął przeciwko Anglikom, za co został wydziedziczony i do domu nie miał już po co wracać.

Dlatego ożenił się z córką bogatego plantatora trzciny cukrowej w Georgii i zapomniał o problemach z ojcem. Do Europy nigdy już nie wrócił. Urodziło mu się dużo dzieci, wnuków i prawnuków. Niektórzy z nich powiększyli rodziny murzyńskich niewolników. W pierwszej połowie XX wieku rodzina ograniczyła się do pana Somersa i jego żony Edny.

Rodzice Jane nie byli już najmłodsi, kiedy pani Somers, Zlludzona monotonią małego miasteczka, postanowiła poddać się eksperymentowi, o którym słyszała różne opinie. Nie zawsze pochlebne. Podobno był jednak skuteczny na nudę. Pani Somers zdecydowała się na dziecko. Ani brydżowy klub zamężnych kobiet, ani sobotnie wieczory w kółku artystycznym, ani nawet organizacja charytatywna nie dostarczały jej już rozrywek i nie dawały satysfakcji. Każda innowacja była mile widziana.

d1g8w2t

Eksperyment nie spełnił pokładanych w nim nadziei, o czym w odpowiednim czasie powiadomiła córkę, przestrzegając ją przy okazji, że macierzyństwo jest przeżyciem mało przyjemnym i raczej nieciekawym. Jane wzięła to sobie do serca. Od samego początku czuła się rozpieszczana, ale nie kochana. Matka traktowała ją jak lalkę. Stroiła codziennie w inne sukienki: z falbankami, aksamitne, koronkowe. Wplatała kokardy w jej długie rude włosy i sadzała na kanapie, zostawiając ją tam często samą na wiele godzin. W konsekwencji Jane, odkąd pamięta, zawsze próbowała jak najszybciej wyrwać się z domu.

Pierwszy raz uciekła, kiedy miała trzy lata.
Przyłapali ją po drugiej stronie ulicy. Chciała mieć swoje życie, być niezależna. Na fotografii z tego okresu widać wyraźnie jej buntownicze nastawienie do świata. To zdjęcie stoi oprawione na kominku w jej domu, z dopisanym nie wiadomo przez kogo komentarzem:

"Niech no tylko ktoś spróbuje mi mówić, co mam robić".

d1g8w2t

W małej wystrojonej lalce rozwijał się człowiek z silnym charakterem, zdeterminowany szukać szczęścia na własną rękę. Pani Somers odetchnęła z ulgą, kiedy pewnego popołudnia zobaczyła córkę tańczącą na środku salonu, z kwiatami wpiętymi we włosy. Przekonana, że nikt jej nie widzi, Jan e zrzucała z siebie sukienkę, czasami wybiegała na łąkę, z dala od domu, owinięta w chusty, obrusy, wszystko, do czego mogła mieć dostęp, a co nadawało się na przebranie. Matka obserwowała ją z okna swojej sypialni, niepewna, czy dziecko utrzymuje się w granicach wymaganego rozsądku, ale zadowolona z widoku pląsającej lalki.

Pokojówka i kucharka chichotały na widok tańczącej w salonie Jane, a rodzice w końcu po- traktowali serio popisy córki i zapisali ją na balet. Okazało się, że brakuje jej wytrwałości, aby znieść rygor wielogodzinnych .ćwiczeń, że preferuje swobodę ekspresji, a co najważniejsze, że nie ma w tym kierunku wielkich zdolności. Jane bez porozumienia z rodzicami sama przeniosła się na taniec towarzyski.

Miała siedem lat, kiedy z małą dziecinną walizeczką wsiadła do autobusu jadącego do Kalifornii. Wściekłą i obrażoną policjant przyprowadził do domu, a matka posadziła ją z powrotem na kanapie. Stosunki między nimi coraz bardziej się pogarszały. Obie strony zrozumiały, że nie ma co udawać. Skończyło się przebieranie w koronkowe sukienki i zakręcanie długich loków. Za to przez parę następnych lat Jane, mimo ostrzeżeń matki, że rudzi nie opalają się, tylko czerwienieją, spędzała długie godziny na słońcu.

Malowała się jej szminkami, podkradała z baru dżin.
- Zawsze dawałam sobie sama radę. Już jako dwu nastolatka mogłam komuś nieźle przyłożyć, jeśli było trzeba - wspominała po latach. Uczyła się dobrze, dużo czytała, ale w szkole nie miała przyjaciółek i jedynie od czasu do czasu pozwalała zapraszać się chłopcom do kina albo na lody i wybierała tylko takich, nad którymi miała przewagę.

d1g8w2t
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1g8w2t

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj