Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:04

Biały król

Biały królŹródło: Inne
d1s36rj
d1s36rj

TULIPANY

Wieczorem schowałem budzik pod poduszkę, żeby usłyszeć jego terkotanie i żeby matka się nie obudziła, ale nim zadzwonił, już nie spałem, tak się szykowałem do tej niespodzianki. Wziąłem z biurka niklowaną chińską latarkę, wyciągnąłem budzik spod poduszki, poświeciłem sobie, była za kwadrans piąta, wyłączyłem go, potem zdjąłem z oparcia krzesła przygotowane wieczorem rzeczy i szybko się ubrałem, cały czas uważając, by nie hałasować. Kiedy wciągałem spodnie, przypadkiem kopnąłem krzesło, nie przewróciło się na szczęście, tylko stuknęło o stół. Ostrożnie otworzyłem drzwi do pokoju, choć wiedziałem, że nie zaskrzypią, bo dzień wcześniej nasmarowałem zawiasy. Podszedłem do kredensu, bardzo wolno wysunąłem środkową szufladę, wyjąłem duże nożyce krawieckie, którymi matka zwykle obcinała mi włosy, potem przekręciłem zamek yale w drzwiach i bardzo cicho wyszedłem, do półpiętra nie biegłem, dopiero stamtąd puściłem się pędem w dół. Zanim znalazłem się przed blokiem, zdążyłem się rozgrzać i taki rozgrzany poszedłem w
kierunku skweru, bo tam, obok źródełka, rosły na klombie najpiękniejsze w mieście tulipany. Byliśmy wówczas już dobre pół roku bez ojca, a wyglądało na to, że wyjeżdża tylko na tydzień. Pojechał nad morze, do pewnej stacji badawczej, w niezwykle pilnej sprawie, kiedy się ze mną żegnał, mówił, jak bardzo żałuje, że nie może mnie wziąć ze sobą, zwłaszcza że morze teraz, późną jesienią, stanowi niezapomniany widok, jest dużo bardziej gniewne niż latem, potężne, żółtawe fale biją o brzeg, jak okiem sięgnąć jedna biała piana, ale nic straconego, obiecuje, że jak tylko wróci, to mnie tam zabierze i mi je pokaże, właściwie nie rozumie, jak to się mogło stać, że mam już dziesięć lat, a jeszcze nie widziałem morza, zresztą nieważne, kiedyś to sobie odbijemy, tak jak parę innych rzeczy, z niczym nie należy się spieszyć, na wszystko mamy czas, dużo czasu, bo życie przed nami. Było to jedno z ulubionych powiedzeń ojca, nie bardzo rozumiałem, co znaczy, a kiedy potem nie wrócił do domu, tym częściej nad nim rozmyślałem,
często też przychodziło mi do głowy tamto pożegnanie, chwila, kiedy widziałem go po raz ostatni, koledzy ojca przyjechali po niego szarym furgonem, właśnie wróciłem ze szkoły, kiedy ruszali, gdyby nie przepadła nam ostatnia lekcja, przyroda, nie spotkałbym się z nimi, akurat wsiadali do auta, kiedy dotarłem do domu, bardzo się spieszyli, koledzy ojca próbowali mu nawet przeszkodzić w rozmowie ze mną, ale ojciec twardo powiedział, żeby tego nie robili, sami też mają dzieci, wiedzą więc, jak to jest, pięć minut nikogo nie zbawi, i wtedy jeden z jego kolegów, wysoki mężczyzna o białych włosach, ubrany w szary garnitur, wzruszył ramionami i powiedział, dobrze, pięć minut już faktycznie nie ma znaczenia, no i wtedy ojciec podszedł do mnie, ale mnie nie pogłaskał ani nie objął, tylko, trzymając przed sobą w wyciągniętych rękach marynarkę, opowiadał tę historyjkę o morzu i że jest pilnie potrzebny w tym instytucie badawczym, będzie tam z tydzień, a jeśli sytuacja okaże się bardzo trudna, to trochę dłużej, dopóty,
dopóki nie uporządkuje wszystkich spraw, i znowu zaczął mówić o morzu, ale wtedy podszedł do nas ten jego wysoki, siwy kolega, położył ojcu rękę na ramieniu i powiedział, niech pan już idzie, panie doktorze, pięć minut minęło, musimy już iść, bo spóźnimy się na samolot, wtedy ojciec pochylił się, pocałował mnie w czoło, chociaż objąć, to mnie nie objął, i powiedział, żebym uważał na matkę, żebym był grzeczny, bo teraz ja będę w domu jedynym mężczyzną, muszę się więc dobrze sprawować, powiedziałem, że w porządku, będę grzeczny, i niech on na siebie uważa, a jego kolega popatrzył na mnie i powiedział, nie martw się, szczylu, już my będziemy uważać na pana doktora, i puścił do mnie oko, potem otworzył boczne drzwi furgonu i pomógł ojcu wsiąść, szofer tymczasem zapuścił silnik i kiedy drzwi zatrzasnęły się za ojcem, ruszyli, a ja wziąłem teczkę, odwróciłem się i poszedłem w kierunku klatki schodowej, bo właśnie udało mi się zdobyć nowego napastnika do mojej guzikowej drużyny piłkarskiej, chciałem się więc
przekonać, czy tak samo gładko przesuwa się po ceracie co po kartonie, nie zostałem tam i nawet nie pomachałem, nie patrzyłem za furgonem, nie poczekałem, aż zniknie u wylotu ulicy. Wyraźnie pamiętam twarz ojca, był zarośnięty, pachniał papierosami, wyglądał na bardzo, bardzo zmęczonego i uśmiechał się tak jakoś półgębkiem, dużo o tym myślałem, lecz nie sądzę, by wiedział z góry, że nie będzie mógł wrócić do domu, po tygodniu dostaliśmy od niego list, pisał, że sytuacja okazała się dużo trudniejsza, niż przypuszczali, o szczegółach, niestety, z uwagi na bezpieczeństwo państwa pisać nie może, ale musi tam jeszcze zostać czas jakiś, jeśli wszystko dobrze pójdzie, to może za parę tygodni dostanie dzień czy dwa urlopu, na razie jednak nie mogą się bez niego obejść. Od tamtej pory przysłał jeszcze kilka listów, jeden na trzy-cztery tygodnie, i w każdym z nich pisał, że niedługo przyjedzie do domu, ale potem nawet na Boże Narodzenie nie przyjechał, i w sylwestra też na próżno na niego czekaliśmy, i mieliśmy już
kwiecień, a tu nawet listy nie przychodziły, i zacząłem myśleć, że ojciec tak naprawdę uciekł za granicę, jak ojciec mojego kolegi ze szkoły, Egonka, który przepłynął Dunaj i dostał się do Jugosławii, a stamtąd na Zachód, lecz od tamtej pory nie mieli od niego żadnej wiadomości, nie wiedzieli więc nawet, czy żyje. Szedłem z tyłu, za blokami, bo nie chciałem się na kogoś natknąć, wolałem, żeby mnie nikt nie pytał, dokąd się takim bladym świtem wybieram. Przy źródełku na szczęście nikogo nie było, spokojnie więc przelazłem przez łańcuch i już byłem na klombie, wśród tulipanów, wyjąłem nożyce i zacząłem ścinać kwiaty, u samego dołu, tuż nad ziemią, babcia kiedyś mówiła, że im niżej się ścina, tym dłużej potem postoją, najlepiej jak się zetnie całe, razem z liśćmi, z początku chciałem ściąć tylko dwadzieścia pięć, ale tak gdzieś koło piętnastego straciłem rachubę, ścinałem więc jednego tulipana za drugim, całą kurtkę miałem mokrą od rosy, spodnie zresztą też, ale nie przejmowałem się tym, myślałem o ojcu, że on
robił mniej więcej to samo co roku, że każdej wiosny podobnie jak ja teraz ścinał tulipany, matka często opowiadała, że ojciec oświadczył się jej z bukietem tulipanów, że zalecał się do niej, przynosząc tulipany, i że rocznicę ich ślubu też zawsze świętował tulipanami, siedemnastego kwietnia robił jej niespodziankę, przynosząc ogromny bukiet tulipanów, rano, kiedy się budziła, zawsze czekały na nią w kuchni na stole, wiedziałem, że właśnie przypada piętnasta rocznica ich ślubu, chciałem więc, żeby matka dostała z tej okazji bukiet większy niż kiedykolwiek. Ściąłem tyle tulipanów, że ledwie mogłem je utrzymać, kiedy próbowałem przycisnąć do siebie kwiaty, bukiet mi się rozsypał, położyłem więc tulipany obok siebie na ziemi, otrząsnąłem nożyce z rosy i dalej ścinałem jedną łodygę za drugą, myślałem w tym czasie o ojcu, że on pewnie tymi samymi nożycami ścinał kwiaty, patrzyłem na swoją rękę i usiłowałem sobie wyobrazić rękę ojca, lecz na próżno, widziałem tylko własną chudą, białą dłoń, własne palce w
wytartych metalowych otworach, no i wtedy jakiś staruszek krzyknął na mnie, co robię, mam natychmiast przestać, co sobie wyobrażam, nie można tak po prostu ścinać kwiatów, i żebym wiedział, że zawoła milicjantów, trafię do poprawczaka, gdzie jest miejsce dla takich jak ja, popatrzyłem na niego, na szczęście nie był to nikt znajomy, odkrzyknąłem więc, żeby się zamknął, kraść kwiaty to nie grzech, potem schowałem nożyce do kieszeni, z trudem zgarnąłem z ziemi tulipany, parę sztuk nawet zostało, potem wyskoczyłem z klombu po drugiej stronie, słyszałem, jak za mną woła, że powinienem się wstydzić swoich słów, ale że i tak mi się nie upiecze, bo spisał z tarczy numer mojej szkoły, nawet się jednak nie obejrzałem, wiedziałem, że nie mógł tego zrobić, bo byłem w kurtce, na rękawie której akurat nie miałem naszytej tarczy, biegłem więc spokojnie do domu, oburącz trzymałem kwiaty, żeby się nie połamały, główki tulipanów uderzały o siebie, co jakiś czas dotykały mojej...

d1s36rj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1s36rj

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj