''Będąc zbyt miękkim, pozbawiłem swojego żółwia sportowych ambicji'' - przeczytaj drugi rozdział książki "Świat według Clarksona: Tak jak mówiłem...”
W swojej najnowszej książce "Tak jak mówiłem…" Jeremy Clarkson zgłębia mechanizmy rządzące naszym życiem – w skali lokalnej i globalnej – i odkrywa, jak je ulepszyć, by codzienność stała się przynajmniej znośna. Oprócz tego z najnowszego Świata według Clarksona dowiemy się między innymi: jak z wieszaka na ubranie zrobić wykrywacz idiotów? Dlaczego największe szanse na przeżycie apokalipsy mają najmniej męscy z mężczyzn? W jakiej branży najłatwiej zbić kapitał na oszustwie? Co Niemcom najbardziej przeszkadza w Anglikach?Jak powinna wyglądać nowa flaga Wielkiej Brytanii?
W swojej najnowszej książce " Tak jak mówiłem… " Jeremy Clarkson zgłębia mechanizmy rządzące naszym życiem – w skali lokalnej i globalnej – i odkrywa, jak je ulepszyć, by codzienność stała się przynajmniej znośna. Oprócz tego z najnowszego Świata według Clarksona dowiemy się między innymi: jak z wieszaka na ubranie zrobić wykrywacz idiotów? Dlaczego największe szanse na przeżycie apokalipsy mają najmniej męscy z mężczyzn? W jakiej branży najłatwiej zbić kapitał na oszustwie? Co Niemcom najbardziej przeszkadza w Anglikach?Jak powinna wyglądać nowa flaga Wielkiej Brytanii?
Dzięki uprzjemości wydawnictwa Insignis prezentujemy fragment książki „Tak jak mówiłem...”
Kiedy w zeszłym tygodniu rozkoszowałem się chwilą zadumy na tarasie południowoafrykańskiego hotelu, do stołów, na których podawano śniadanie, podszedł koczkodan tumbili. Usiadł, rozłożył nogi i pozwolił gościom dokładnie się przyjrzeć jego wspaniałym pastelowoniebieskim jądrom. Chwilę później wskoczył na stół i poczęstował się zawartością misy z torebkami z cukrem.
Ale uwaga: nie wziął wszystkich. Zabrał tylko saszetki ze zdrowym i pożywnym białym cukrem. Zignorował natomiast ohydne słodziki oraz lewicowy brązowy cukier wyprodukowany zgodnie z zasadami fair trade.
Oczywiście w świecie księżniczek i jednorożców jest to niezbity dowód na wyjątkową inteligencję koczkodana tumbili. Ja nie jestem tego taki pewien. Chociaż wspomniana małpa wie, żeby nie tykać słodzików, potrafi otwierać plastikowe saszetki, a kiedy nie ma na coś ochoty i jednocześnie nie chce, żeby to coś dostało się w łapy jej seksualnego rywala, wyrzuca daną rzecz do morza, to jednak nie potrafi napisać symfonii, skonstruować lokomotywy parowej ani nawet przeczytać najprostszej książki.
Być może koczkodan jest inteligentny w porównaniu z osą, ośmiornicą albo zmywarką, ale w porównaniu z nami? W tym zestawieniu wypada dość blado.
(img|698717|center)
Gdyby był naprawdę inteligentny, nauczyłby się mówić. Ma przecież zęby i język, więc teoretycznie powinien tego dokonać. Tymczasem udaje mu się z siebie wykrztusić jedynie głośne „łiiiiiiiiiiiii!”, oznaczające, jak się domyślam: „O nie! Kelner idzie tu z miotłą, żeby odgonić mnie od cukru”.
Ludzie twierdzą, że delfiny są inteligentne, bo podobno amerykańscy żołnierze wyszkolili je tak, że potrafią przenosić ładunki wybuchowe i przyczepiać je do wrażych lotniskowców. Ale gdyby te morskie ssaki były naprawdę bystre, powiedziałyby: „Serio? Naprawdę chcecie, żebyśmy coś takiego zrobiły?”. A potem odpłynęłyby pobawić się z kolegami.
Entuzjaści koni często przekonują swoich mocno znudzonych słuchaczy, jak to inteligentne są ich wierzchowce. Ale nie są, bo gdyby były, nie pozwoliłyby ludziom na sobie jeździć. Jeśli poprosicie najgłupszego nawet człowieka, żeby zafundował wam przejażdżkę na swoich plecach, bo nie chcecie zdzierać sobie nóg, to bez wahania każe wam spadać.
Podobnie wygląda sprawa z moim psem. Nie zdradzę wam, jak się wabi, ponieważ zostałbym prawdopodobnie oskarżony o rasizm, homofobię lub ludobójstwo. Tak czy inaczej, mój pies potrafi okazywać to, co nazywamy ludzkimi emocjami.
Czuje się winny, kiedy narozrabiał, a kiedy widzi, że wkładam kalosze, wpada w euforię. Ale gdyby był naprawdę mądry, sam wyprowadzałby się na spacer i biegałby sobie na wolności, a nie dawał sobie przywiązywać do szyi sznurek i pozwalał odciągać się na bok za każdy razem, gdy ma ochotę przyjrzeć się bliżej jakiejś owcy. Albo suczce.
(img|698718|center)
Tu zapewne odezwą się psiarze i stwierdzą, że psy potrafią okazywać miłość swoim właścicielom i że każde zwierzę, które jest zdolne do takich emocji, musi być inteligentne. To prawda, tyle tylko, że gdybyście obudzili się pewnego ranka i okazałoby się, że macie dwa centymetry wzrostu, ja zdumiałbym się i niezwłocznie wezwał lekarzy (oraz zatelefonował do CNN). Natomiast wasz pies po prostu by was zjadł. Bez chwili wahania.
Wszyscy uczestnicy toczącej się w wielu miejscach świata dyskusji na temat praw zwierząt powinni o tym pamiętać. Entuzjaści przyznania zwierzętom większych praw twierdzą, że wszystkie stworzenia małe i duże powinny być szanowane jak człowiek.
Dzięki „zbiorowemu wysiłkowi” chcą dążyć do świata, w którym „gatunkowizm” jest tak samo źle widziany jak rasizm; do świata, w którym zjedzenie kanapki z bekonem jest czymś nagannym moralnie, podobnie jak uratowanie z pożaru dziecka zamiast psa tylko dlatego, że dziecko należy do gatunku homo sapiens (jeśli nic z tego nie rozumiecie, BBC ma oczywiście odpowiednią stronę internetową, gdzie możecie dowiedzieć się więcej).
Ja tymczasem martwię się, że jesteśmy zbyt pobłażliwi dla zwierząt i że przez to stają się one jeszcze głupsze.
Mam wiele czworonogów i nawet najbardziej zaciekły obrońca praw zwierząt przyzna, że mają one u mnie wyjątkowo dobrze. Konie noszą burki, co chroni je przed lipcówką. Świnie mają swój domek oraz cieniste miejsce, gdzie mogą się wygodnie położyć i wypoczywać. Psy są karmione, kochane i często wyprowadzane na spacery. Mam też żółwia i nigdy nie zmuszam go do robienia czegoś, co mogłoby wywołać u niego stres (czyli np. do biegu przez płotki).
Skutek jest taki, że moje zwierzęta nie mają żadnych ambicji, bo nigdy nie stanęły przed koniecznością samodzielnego rozwiązania jakiegoś problemu. Siedzą sobie po prostu i czekają, aż człowiek przyniesie im coś, o czym w połowie przypadków nawet nie wiedziały, że jest im potrzebne.
(img|698488|center)
Założę się, że niejednokrotnie widzieliście w sklepach zoologicznych starsze panie kupujące swoim kotom drogie zabawki i karmę z najdelikatniejszym mięsem z delfina. To naprawdę okrutne, bo takim zachowaniem pozbawiają swojego biednego kota potrzeby robienia tego, czym z natury zajmują się koty: ignorowania ludzi i zabijania ptaków.
Podobnie rzecz ma się z rezerwatami dla dzikich zwierząt. Nie twierdzę w żadnym wypadku, że powinniśmy zostawić słonie na pastwę kłusowników – wręcz przeciwnie. Z ogromną chęcią zorganizowałbym polowanie na idiotów, którzy kupują kość słoniową; jednak urządzanie zawodów w rodzaju: „Kto najbardziej uprzyjemni życie słonika Dumbo?”, jest moim zdaniem głupotą.
Słonie ograniczają swoją aktywność do jedzenia, kopulowania i wyciągania uszu do przodu, kiedy się boją. Jeśli zapewnimy tym miłym stworzeniom jedzenie i bezpieczeństwo, cóż im pozostanie? Nie minie wiele czasu, a wszystkie staną się maniakami seksualnymi.
Pewne wydarzenia w Republice Południowej Afryki potwierdzają, że coś takiego już się dzieje. Otóż kiedy koczkodan tumbili objadł się rafinowanym cukrem (do którego dorzucił kilka pcheł z pępka), usiadł na balustradzie, podumał trochę i widząc, że nie ma nic innego do roboty, na oczach hotelowych gości zaczął się intensywnie masturbować.
Moim zdaniem to dosyć smutne.
29 czerwca 2014