Barbara Grzegorzewska: Mikołajek wspaniale podpatruje rzeczywistość
W pełni docenić mogą osoby trochę starsze. W tej książce zawarta jest krytyka społeczeństwa, rodziny, sytuacji w szkole czy w pracy, cały wymiar socjologiczny, którego dzieci nie są jeszcze w stanie dostrzec – mówi Barbara Grzegorzewska, tłumaczka książek o Mikołajku.
WP: Jak to się stało, że zaczęła Pani tłumaczyć książki o Mikołajku?
Barbara Grzegorzewska: To jest długa historia. Odkryłam te książki w 1968 roku, kiedy byłam we Francji, jeszcze jako studentka. Wtedy jeszcze nie tłumaczyłam, to znaczy zaczynałam tłumaczyć, ale z polskiego na francuski. <#link|seria|17762|Mikołajek#> od razu mnie zachwycił i pomyślałam sobie, że książeczkę koniecznie trzeba będzie przełożyć na polski. Minęło jednak parę lat, zanim do tego doszło: kończyłam studia, a tłumaczyć na polski zaczęłam dopiero po odbyciu w 1976 roku seminarium dla młodych tłumaczy zorganizowanego przez Związek Literatów Polskich i redakcję Literatury na Świecie. Kiedy wreszcie, przekonana, że jestem odkrywczynią <#link|seria|17762|Mikołajka#>, zgłosiłam się do wydawnictwa, powiedziano mi, że książka już była tłumaczona! Faktycznie, w 1964 roku wyszedł podwójny tomik Rekreacje Mikołajka w przekładzie Elżbiety Staniszkis i Toli Markuszewicz. Bogu dzięki okazało się, że było to tłumaczenie tylko dwu pierwszych z pięciu tomików, które istniały, więc w
ten sposób pozostały mi jeszcze trzy: Mikołajek i inne chłopaki , Wakacje Mikołajka i Joachim ma kłopoty, którego tytuł został później zmieniony na Mikołajek ma kłopoty .
WP: Do księgarń wchodzą właśnie Nieznane przygody Mikołajka, wcześniej ukazały się dwa tomy Nowych przygód Mikołajka . Czy możemy spodziewać się kolejnych, nieznanych, niepublikowanych wcześniej opowiadań?
Barbara Grzegorzewska: Nic na ten temat nie wiem. Pierwsze opowiadania tłumaczyłam pod koniec lat 70. ze świadomością, że autor tekstu René Goscinny zmarł w 1977 roku; bardzo się tym martwiłam, ponieważ myślałam, że gdyby żył mógłby napisać jeszcze wiele wspaniałych rzeczy. Kiedy się okazało, że znalazły się jakieś nowe opowiadania i wyszły dwa dość grube tomy, była to wielka radość i wielkie szczęście, i ogromna niespodzianka. Przyznam, że już po przetłumaczeniu drugiego tomu Nowych przygód... wydawało mi się, że to jest już koniec. Kolejną niespodzianką było te dziesięć opowiadań, które wychodzą teraz. Nie potrafię powiedzieć, czy są jeszcze jakieś niepublikowane teksty, jest to tajemnicą córki pisarza, która jest jego spadkobierczynią. Nie wiem, czy dysponuje jeszcze jakimiś tekstami.Obawiam się, że te mogą być już ostatnie.
WP: Z jakiego powodu te nieznane opowiadania nie weszły do wcześniejszych wydań? Były słabsze literacko od pozostałych?
Barbara Grzegorzewska: Nic mi na ten temat nie wiadomo. Czasem jak porównywałam je ze starszymi opowiadaniami, myślałam, że faktycznie te pierwsze były najbardziej krwiste, ale szczerze mówiąc, ja wszystkie opowiadania lubię, ponieważ Mikołajek jest mi ogromnie bliski.
WP: Wiem, że uwspółcześniła Pani język opowiadań. Czy nie jest tak, że <#link|seria|17762|Mikołajek#> śmieszy nas również ze względu na ten staroświecki język?
Barbara Grzegorzewska: Jeśli wspominałam o uwspółcześnianiu, chodziło o zabiegi naprawdę „kosmetyczne”. Zawsze miałam poczucie, że <#link|seria|17762|Mikołajek#> powinien być opowiadany językiem ponadczasowym, to znaczy takim, który nie jest konkretnie usytuowany w latach 50. czy 60., czy współcześnie. Tym bardziej, że wszystkie nowości językowe mają to do siebie, że zwykle mają dość krótki żywot. Teraz mówimy, że coś jest wypasione; nie jestem pewna, czy za dziesięć lat będzie wiadomo, co to znaczy. Nie próbowałam uwspółcześniać tekstu tak, żeby język objął najnowsze powiedzonka. Zmiany polegały na przykład na wprowadzeniu określenia ‘super’ obok tych starszych jak ‘w dechę’, ‘fajne’ czy ‘fajowe’. To określenie już weszło do języka i można bez obawy go użyć. Unikałam również słów, które wydawały mi się archaiczne. Dwa pierwsze tomiki były przełożone przez poprzednie tłumaczki – panią Markuszewicz i panią Staniszkis – które wprowadziły sławetną fangę w nos. Wiem, że to powiedzenie ma wielu zwolenników.
Dla mnie nawet w latach 70. fanga była czymś zupełnie archaicznym i z tego powodu jej nie powieliłam. U mnie Euzebiusz już tylko daje w nos kolegom. Unikałam też form takich jak ‘aleśmy’, ‘kiedyśmy’; mnie się one bardzo podobają, ale mam wrażenie, że dziś żadne dziecko by tak nie powiedziało.
WP: Jak Pani sądzi, skąd wziął się tak wielki sukces Mikołajka? Jest przecież wiele opowieści dla dzieci i o dzieciach, które są przezabawne.
Barbara Grzegorzewska: Może nie aż tak? Na pewno z powodu tego wspaniałego humoru, jaki jest zawarty w <#link|seria|17762|Mikołajku#> i może z uwagi na to, że w <#link|seria|17762|Mikołajku#> opisane jest zwyczajne życie małego chłopca, jego codzienność, problemy w domu, w szkole, sprawy, które większość czytelników zna z własnego doświadczenia. Myślę, że to dzięki tym dwu aspektom: wspaniale podpatrzonej rzeczywistości i charakterom oraz poczuciu humoru autorów, i to obydwu, bo humor tekstu uzupełnia humor ilustracji.
WP: Co Panią najbardziej śmieszy w tych opowiadaniach?
Barbara Grzegorzewska: Trudno powiedzieć. Myślę, że wszystkie puenty.
Postacią, która wydaje mi się i śmieszna i wzruszająca, jest tata, który ma być mężczyzną w domu, ale jest jak w tym powiedzeniu o szyi, która kręci głową. Tam zazwyczaj mama przeprowadza swoje pomysły w sposób bardzo sprytny. Są to doświadczenia, które wszyscy znamy, jeśli nie z własnego domu, to z obserwacji rodziny czy znajomych. Właśnie te sytuacje „z życia wzięte” są chyba najbardziej zabawne.
WP: Czy opowiadania o Mikołajku są literaturą dla dzieci? Mam wrażenie, że Mikołajek bardziej śmieszy dorosłych czytelników.
Barbara Grzegorzewska: Wydaje mi się, że pisząc <#link|seria|17762|Mikołajka#>, Goscinny myślał o dzieciach. Ale uważam, że w pełni docenić <#link|seria|17762|Mikołajka#> mogą osoby trochę starsze. Dzieci śmieją się prawdopodobnie z innych rzeczy niż dorośli. Dorośli zauważają całą wielopoziomowość tych książek. Tam zawarta jest krytyka społeczeństwa, rodziny, sytuacji w szkole czy w pracy, cały wymiar socjologiczny, którego dzieci nie są jeszcze w stanie dostrzec.
Rozmawiała Marta Buszko.