Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 10:53

Bar McCarthy'ego

Bar McCarthy'egoŹródło: Inne
d6b97jv
d6b97jv

Jest prawdą powszechnie znaną, że filmu drogi w Anglii nakręcić się nie da. Wszędzie jest zbyt blisko, w którąkolwiek stronę by ruszyć. Wczesnym popołudniem pierwszego dnia dojedziesz do końca i będziesz musiał zawrócić. Co innego w Ameryce, duchowej ojczyźnie filmu drogi, gdzie przestrzeń ciągnie się w nieskończoność – tam możesz jechać cały tydzień, a końca jak nie widać, tak nie widać.

Na pierwszy rzut oka odległości wchodzące w grę podczas podróży przez zachodnią część Irlandii mogą wydawać się niewielkie, paradoksalnie jednak jest to pierwszorzędne miejsce na film drogi, godne Kerouaca i Wendersa. Możesz jechać cały dzień, a droga wiedzie wciąż dalej i dalej, ponieważ większą jej część pokonujesz za ciągnikiem rolniczym poruszającym się z prędkością trzydziestu kilometrów na godzinę. Masz także praktycznie nieograniczone możliwości wyboru, jeśli chodzi o skręty nie tam, gdzie trzeba – luksus nieosiągalny dla tych, co w piątkowy wieczór tkwią w bezruchu na środkowym pasie M6 tuż za Birmingham. Zamiast do Arizony Thelma i Louise mogły równie dobrze uciec do Connemary, miałyby tu zresztą znacznie większy ubaw. Co innego West Midlands. Tego bym nie polecał.

Należy więc uzbroić się w cierpliwość. Nawet jeśli masz przed oczyma określony cel – Lough Derg na przykład – nie wolno dążyć do niego ze ślepą zawziętością przedstawiciela handlowego z Leicester, umówionego z klientem w Newcastle, a pragnącego zdążyć z powrotem do Bristolu na uroczystą kolację z dyrektorem do spraw marketingu i jego szponiastą żoną, która zanim wyszła za mąż, była kosmetyczką. Pod żadnym pozorem nie wolno też dzielić odległości przez sto dwadzieścia kilometrów na godzinę i twierdzić, że wtedy będziesz na miejscu – to najkrótsza droga do szaleństwa.

Dublin i jego stale poszerzająca się strefa wpływów coraz częściej odwołują się do obcych pojęć, takich jak wypełniony terminarz, czas zarezerwowany dla rodziny czy zgon na skutek stresu. Za to kiedy przekroczy się Shannon – mimo że z geograficznego punktu widzenia nie ujechało się zbyt daleko – zmienia się podejście do czasu, albowiem większość ludzi tutaj wciąż jeszcze pamięta, na czym polega największy sekret ludzkiego szczęścia – lepiej robić mniej rzeczy powoli, niż więcej w pośpiechu.

d6b97jv

Rozmyślam nad tą ponadczasową prawdą na trasie z Westport do Knock, huśtając się niczym jacht w bezwietrzny dzień za imponującą kupą intensywnie parującego obornika. Załóżmy, że jest to film drogi – jakże trzymałby w napięciu, gdyby parę mil za mną jechali ścigający mnie bandyci. Dokładnie w tej chwili z nogą na gazie naciskaliby klakson czarnego bmw, tkwiąc bez ruchu w samym środku procesji zmierzającej do groty Najświętszej Panienki, położonej opodal drogi. Czarny charakter – Tim Roth – pochyliwszy się do przodu, dotyka ramienia kierowcy.

– Ile jeszcze do Lough Derg?
Kierowca – wielki przerażający ryży typ z wąsem, wcielający się w psychopatów we wszystkich bez wyjątku filmach, których akcja toczy się w Glasgow – odwraca się w momencie, gdy samochód mija ksiądz w komży i birecie, na czarno odziana staruszka, kilka jałówek i sześciu ministrantów niosących figurę Matki Boskiej Bolesnej.

– Bóg raczy wiedzieć.
Ksiądz słyszy jego słowa i stuka w szybę umaczanym w święconej wodzie kropidłem. Psychol gasi silnik i kolejne minuty filmu rozpływają się w celtyckim eterze.

Tymczasem poza ekranem, parę mil dalej, cenny ładunek gnojówki skręcił już z głównej drogi, żeby zgodnie z zamówieniem stanąć przed wytwórnią karmy dla drobiu, ja zaś toczę się mozolnie pustą szosą z zawrotną prędkością sześćdziesięciu kilometrów na godzinę...

d6b97jv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d6b97jv