*Co łączy litewskiego dziwaka Maciunasa z Yoko Ono? Fluxus, czyli osobliwe pomieszanie sztuk wizualnych z poezją i muzyką. * Lepsi ode mnie krytycy sztuki mają kłopoty ze zdefiniowaniem kierunku o nazwie Fluxus. Nawet na obszarze tak obfitującym w różne dziwactwa, jak powojenna awangarda artystyczna, wymyka się on wszelkim definicjom. Przypomina węgorza w wodzie lub krótkotrwałe olśnienie w japońskiej poezji haiku – czasem łatwo rzuca się w oczy, czasem znika. Doświadczenie mówi mi jednak, że taka nieuchwytność wiąże się najczęściej z pewną artystyczną wartością.
Sztuka z życiem
Wszyscy zgodzimy się co do jednego: Fluxus był czymś bardzo ważnym. Artyści, którym pomógł dojść do głosu – Joseph Beuys, Yoko Ono, Nam June Paik – to postacie dużego formatu w sztuce powojennej. Fluxus przyciągał tych, którzy się liczyli. Nie tylko stworzył nową koncepcję sztuki, ale uczynił to w ogromnie wpływowy sposób. Aby zrozumieć podstawy tego wpływu, nie trzeba nawet zwiedzać barwnej wystawy o Fluxusie, jaką otwarto w galerii Baltic w północnoangielskim mieście Gateshead (wystawa „George Maciunas: The Dream of Fluxus” będzie otwarta do 15 lutego br.; na zdjęciach powyżej przykłady artystycznych działań Fluxusu – przyp. FORUM). Wystarczy pobyć dłuższą chwilę w muzealnym butiku i rozejrzeć się wśród drobiazgów nadających się na prezent.
Małe składane scenki zimowe i słodkie domki z pierników z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku – to właśnie wpływ Fluxusu. Kartki świąteczne z zabawnymi i dość rozsądnymi życzeniami Davida Shrigleya – to też Fluxus. Wszystko, co można wysłać w kopercie lub złożyć w domu, wszelkie świadectwa osobliwego spojrzenia na społeczeństwo i pozornie naiwnych poglądów kulturalnych, nawet poczucie nieładu, szeroki wachlarz bibelotów jednorazowego użytku – temu torował drogę Fluxus. Jeśli odjąć mu buntownicze zamiary, otrzyma się sklepik pełen bibelotów.
Waldemar Januszczak
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.