Agnieszka Jeż: Historie, które opisuję, są z życia wzięte
– Chciałabym, żeby czytelnicy moich książek poznali nowy kawałek świata, żeby opowieści, które im dostarczam, rezonowały w nich podczas lektury i po niej, żeby nie dawały im spokoju – zdradza Agnieszka Jeż, autorka kryminałów. I tak jest z jej najnowszą powieścią "Odpłata".
Sierżant Wiera Jezierska powraca, by zmierzyć się ze skomplikowaną zbrodnią. W poszukiwaniu rozwiązania wielopiętrowej intrygi jedzie na drugi koniec Polski – do Nowego Targu. Jak sobie poradzi w miejscu niezbyt przyjaźnie nastawionym do obcych? Czy uda jej się odnaleźć właściwy trop w gmatwaninie wątków i historii, także z odległych lat? Tego oczywiście Agnieszka Jeż nie zdradza.
Z autorką "Odpłaty" rozmawiamy natomiast o szukaniu inspiracji, niełatwej konstrukcji kryminałów i przygotowaniach do nowej historii, w czym dużą rolę odgrywa… japońska piła do drewna.
Monika Rosmanowska: Jeszcze do niedawna bliższa była Pani literatura obyczajowa, dziś czytelnicy dostają"Odpłatę", drugą część cyklu z sierżant Wierą Jezierską. Skąd ten zwrot?
*Agnieszka Jeż: *Lubię kryminały jako czytelniczka. Doceniam w nich zabawę intelektualną, nęci mnie sytuacja, w której autor jest o krok przed odbiorcą. Pisanie kryminałów nie jest łatwe, to wymagający gatunek. Zmierzenie się z nim było wyzwaniem, a ja lubię wyzwania. Jako autorka potrzebuję też odmiany, chciałam wyjść poza dotychczasowe ramy twórczości.
Każda powieść, bez względu na to, jaki gatunek reprezentuje, powinna mieć solidną podbudowę obyczajową. Skoro – jak mi się wydaje – dobrze opanowałam warsztat powieści obyczajowej, to po prostu dołożyłam ten element, który odróżnia kryminał od obyczaju, a więc zbrodnię.
Ma Pani swoich mistrzów kryminału?
Chętnie sięgam po skandynawskich autorów. Szczególnie cenię sobie Jussiego Adler-Olsena i jego bohaterów z Departamentu Q. Proporcje między obyczajem a kryminałem są tu takie, jak lubię. Mamy różnorodne postacie, doskonale osadzone w świecie. Akcja zazębia się powoli, nitki fabuły niespiesznie się splatają, a to, w jaki sposób bohaterowie są połączeni ze sobą oraz intrygą kryminalną, to majstersztyk. No i jest tu odpowiednia doza humoru i ironii. To nie jest książka, którą pochłania się w jeden wieczór, to powieść do smakowania. Za podobne cechy cenię kryminały czeskie, na przykład Ivę Procházkovą, powieści kryminalne Małgorzaty i Michała Kuźmińskich (tu dołącza nuta etnograficzna) oraz twórczość Roberta Małeckiego.
W Polsce co roku ukazuje się sporo ponad 500 powieści kryminalnych. Jak zaistnieć na tym rynku?
Jest mnóstwo podobnych książek, jeśli chodzi o warsztat literacki, wykonanie, a nawet fabułę. Jedni autorzy są znani i kupowani, a drudzy przepadają w tej masie. Nie znam odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Czasami to są absolutne sploty przypadków. W moim przekonaniu najważniejsza jest zgoda z samą sobą. Trudno pisać książki inne, niż samej chciałoby się czytać, trudno pisać wbrew własnym upodobaniom literackim, "pod publiczkę", próbując sztucznie "kupić" czytelników. Fałsz jest zawsze wyczuwalny. Piszę kryminały, o których pewien recenzent napisał "nietuzinkowe". Mam nadzieję, że ten wyróżnik będzie pomocny.
A jakie książki Pani chce czytać?
Najchętniej takie, które są w kontrze do obecnie panującego nurtu szybkostrzelności, gdzie kryminał zaczyna skręcać w stronę sensacji i opiera się przede wszystkim na najprostszych emocjach. W tego typu książkach rozdziały są krótkie, przypominają listę dialogową do filmu, bez didaskaliów.
Myślę, że jest dziś wielu czytelników, którzy szukają w kryminałach czegoś więcej, na przykład warstwy obyczajowej. Interesuje ich nie tylko to, kto i w jaki sposób zginął – chcą poznać pobudki sprawcy, złożone emocje kierujące bohaterami. Chcą wiedzieć, co takiego się dzieje z człowiekiem, że decyduje się przekroczyć granicę moralności. Dla mnie takie podejście do zbrodni jest dużo ciekawsze. Oczywiście wiem, że mamy dziś dostęp do technologii, które pozwalają dużo szybciej i sprawniej niż kiedyś doprowadzić do wykrycia sprawcy, jednak w dalszym ciągu uważam, że są to tylko narzędzia pomocnicze. Rozwikłanie sprawy wydarza się w głowie śledczego i zależy od tego, jak dobrze zna on innych ludzi, jak dobrze rozumie ich psychikę i mechanizmy, które nimi rządzą.
A jeśli mowa o niekryminałach, to bardzo lubię literaturę angielską – Davida Lodge’a, Juliana Barnes’a, Kate Atkinson, Iana McEwana.
O czym jest "Odpłata"? Co jest tematem przewodnim książki?
Przede wszystkim jest to powieść kryminalna głęboko bazująca na emocjach bohaterów i ich poczuciu sprawiedliwości. Taką busolę prawdy każdy z nas w sobie ma, ale u każdego działa ona inaczej – wskazuje różne kierunki, cechuje się odmienną czułością.
"Odpłata" opowiada o sytuacji, w której ktoś czuje, że wystąpiono przeciwko niemu i to nie znalazło sprawiedliwego oddźwięku w świecie, krzywda nigdy nie została wyrównana. Co więcej, ta krzywda może przechodzić z pokolenia na pokolenie i wciąż zaburzać wewnętrzny spokój kolejnych osób. Pragnienie, żeby świat był skonstruowany sprawiedliwie, jest niezwykle silne. Niestety w konfrontacji z realnym życiem powstaje rozdźwięk. Jak w sytuacji krzywdy i nieodpłaty wymierzyć sprawiedliwość? Jakie emocje budzą się w człowieku, do jakich czynów go popychają, jeśli czuje się skrzywdzony? Co zrobić, jeśli uważamy się za ludzi prawych i mamy poczucie, że to, co nam oferuje system, nie pasuje do naszej wewnętrznej busoli sprawiedliwości? Jak wtedy żyć, którą ścieżką pójść, co wybrać? I jak wygląda odpłata, gdy bohaterowie biorą sprawy w swoje ręce?
Tytułowa odpłata, wokół której zbudowana jest fabuła mojej powieści, to są właśnie rozmaite rozterki (i czyny) kilkorga bohaterów, którzy postanawiają sami wymierzyć sprawiedliwość. Ich losy splatają się w zupełnie nieoczekiwany sposób. Historia zaczyna się tuż po II wojnie światowej. Wydarza się wówczas coś, co daje początek kolejnym zdarzeniom, absolutnie nieprzewidywalnym. Do fatum dołącza przypadek – to wybuchowa mieszanka.
Współczesna powieść kryminalna mówi wiele o społeczeństwie. W "Odpłacie", a wcześniej także w "Szańcu", pierwszej części cyklu, portretuje Pani małe społeczności. Czy to w takich niewielkich grupach skupiają się problemy tego świata? Tam widać je wyraźniej?
Badania pokazują, że aby ludzie mogli dobrze funkcjonować w grupach i mieć ze sobą jakąś relację, to nie mogą być one zbyt rozbudowane. Mówi się o 150–180 osobach. To właśnie w grupach o takiej liczebności relacje międzyludzkie są możliwe, powtarzalne i podlegają określonym regułom. W dużym mieście wszystko się rozmywa, można być anonimowym. W mniejszej społeczności nie da się uciec od interakcji, od drugiego człowieka. Trudniej jest też zmienić rolę, w jakiej zostało się obsadzonym, bo role są sztywno przypisane. Ciężko jest o awans czy zmianę. Mam wrażenie, że i emocje są w małej społeczności silniejsze. Jeśli już dochodzi do sytuacji trudnych czy konfliktowych, to wybuchają one z ogromną siłą. Niejednokrotnie towarzyszy im zmowa milczenia czy specyficznie pojęta lojalność. No i jest silny podział na "my" i "obcy". Wiera Jezierska jest kimś z zewnętrz. Dziewczyna z Mazur próbuje rozwiązać zagadkę na Podhalu. I choć sama wywodzi się z podobnej społeczności, to tu jest obca i dużo trudniej jest jej odkryć prawdę.
Szczególnie, że jest feministką, która trafia do patriarchalnego świata.
Rzeczywiście, Wiera jest feministką. Nie wiem tylko, czy ona sama ma taką świadomość.
Z zainteresowaniem śledzę, jak się ta postać rozwija. Przedstawmy więc Wierę bliżej. To młoda, silna, ale też samotna kobieta. Ambitna i aspirująca do lepszego świata. Z trudną przeszłością i o skomplikowanych relacjach rodzinnych.
Wiera często działa powodowana emocjami. Zachowuje się w określony sposób, podejmuje pewne decyzje, bo coś ją do tego pcha. Często rozumie już mechanizmy, które nią kierują. Wie, że pewne zachowania powtarza, a innymi manifestuje, że jest wbrew temu, co ją ukształtowało. Wciąż podąża drogą do samoświadomości. Im dalej na niej jest, tym lepszą policjantką się okazuje.
Czy Wiera ma swój pierwowzór?
Wszyscy moi bohaterowie mają swoje pierwowzory w świecie rzeczywistym. Nigdy nie jest to jednak proporcja jeden do jednego, to raczej zbiór cech kilku osób. Znam sporo kobiet, które nie doceniają samych siebie i pozwalają sobie wmówić, że są niedoskonałe, pełne wad. Mają kompleksy i podążają za opinią świata, który je w tych "niedoskonałościach" utwierdza, wbrew stanowi faktycznemu. W dalszym ciągu w Polsce trudniej jest być kobietą. Uważam, że każdy sam powinien wybierać swoją ścieżkę – nie taką, która jest mu przypisana zgodnie ze zwyczajowymi rolami, tylko taką, w którą wierzy, która jest jego wyborem. Wiera taką ścieżką podąża.
Podobnie jak Nina Warwiłow u Jędrzeja Pasierskiego czy Anastazja Pawłowna u Aleksandry Marininy. W powieściach kryminalnych pojawia się coraz więcej nietuzinkowych kobiet.
Mnie najbardziej inspirują kobiety, które mocno pracowały na to, kim teraz są. I to też jest jeden z elementów, które mnie pociągają w mojej pracy. Lubię patrzeć, jak moi bohaterowie się rozwijają, jak się zmieniają. Jak patrzą na świat i jakie wnioski wysnuwają z tych obserwacji. Lubię taką literaturę, która pozwala nam poznać kawałek świata i – co ważne – zrozumieć go. Moje kryminały są tak skonstruowane, aby czytelnik mógł się czegoś nowego o świecie dowiedzieć.
Bo kryminały to już nie tylko rozrywka. To skomplikowane portery socjologiczne i psychologiczne, to także wydarzenia czy wątki historyczne, o których większość czytelników nigdy nie słyszała. Pani także porusza ważne i wciąż niezałatwione tematy. W "Szańcu" kwestię pedofilii w Kościele, w "Odpłacie" – stosunki polsko-żydowskie tuż po II wojnie światowej. Skąd czerpie Pani inspiracje?
Historie, które opisuję, są z życia wzięte. Im bardziej wydają się nieprawdopodobne, tym większe prawdopodobieństwo, że się zdarzyły. Moje inspiracje zawsze wynikają z lektur. Bardzo dużo czytam, i często sięgam po literaturę popularnonaukową, opracowania historyczne czy artykuły, także w lokalnej prasie. Te lektury odkrywają przede mną kawałki świata, które wcześniej były mi nieznane lub znane fragmentarycznie, pobieżnie. To, co jest jednym z wątków fabularnych w "Odpłacie", nie jest historią powszechnie znaną, co więcej – budzi spore emocje, mimo upływu lat. Z kolei artykuł w "Tygodniku Podhalańskim" i opisana tam zbrodnia, po latach rozwikłana przez krakowskie Archiwum X, były inspiracją do innego wątku "Odpłaty". Życie naprawdę pisze najlepsze scenariusze.
Lubię wplatać do książek tematy społecznie ważne, ponieważ wpływają na nasze życie i są warte dyskursu. Spotkałam się z opiniami, w których pogratulowano mi odwagi podjęcia w "Szańcu" tak kontrowersyjnego tematu, jak pedofilia. Przyznam, że zdumiało mnie to, bo przecież pedofilia w ogóle nie jest kontrowersyjna, w tym znaczeniu, że kontrowersję mamy wtedy, gdy coś się wymyka jednoznacznej ocenie, jest zniuansowane. Pedofilia jest zero-jedynkowa. Jest krzywdziciel i ofiara. Tylko kary brak. I, z jakiegoś powodu, w odbiorze społecznym to przestępstwo jest tematem tabu.
Chciałabym, żeby czytelnicy moich książek dostawali ode mnie coś więcej niż tylko dobrą rozrywkę, żeby opowieści, które spisuję, rezonowały w nich zarówno podczas lektury, jak i po niej. Chciałabym, żeby nie dawały im spokoju, pobudzały do refleksji.
Jak się Pani przygotowuje? Jak wyszukuje i gromadzi informacje potrzebne do książki?
Jak już wspomniałam, wątek, który znalazł się w "Odpłacie", a więc kwestia stosunków polsko-żydowskich, był opisany w gazecie, a pod artykułem było odniesienie do opracowań naukowych. Ta historia mnie poruszyła, pomyślałam, że chciałabym się z nią zmierzyć. Jak to możliwe, że coś takiego wydarzyło się chwilę po wojnie? Że Żydzi, którym udało się przetrwać i cudem wrócić na Podhale, zginęli przed swoimi domami. Czytałam dokumenty z tamtych czasów, w tym zapiski z przesłuchań prowadzonych przez Milicję Obywatelską, i współczesne wpisy na forach internetowych – to też była wstrząsająca lektura. Skala absolutnie ślepej nienawiści wobec Żydów, obcych, innych jest nieprawdopodobna. Zresztą nienawiść płynie dziś szerokim strumieniem, jest jak wentyl bezpieczeństwa dla tego, co się ludziom kotłuje w głowach. Strach się bać, gdy wybuchnie to inaczej niż nienawistnym słowem. W ogóle mam wrażenie, że w Polakach budzą się demony… Potrzeba znalezienia wroga niektórym daje komfort zwalniający ich z odpowiedzialności za własne życie. "Nie ja jestem kowalem własnego losu, ten los jest sterowany przez bogatych, obcych, inaczej wierzących, inaczej kochających, to oni sprawiają, że mnie jest w życiu źle". Absurd, który mocno się trzyma.
Iluzja wolności słowa. Dziś każdy może powiedzieć, co chce, wydać opinię, skrytykować.
Słowo pisane, drukowane dawniej ograniczało możliwość wyrażenia myśli osobom, które nie mają do tego kompetencji intelektualnych czy moralnych. Oczywiście zawsze istnieje ryzyko reglamentacji, gdy mówimy o wolności słowa, ale miało to tę zaletę, że sądy pozbawione pierwiastka intelektualnego, podsycone emocjami, które są społecznie zabójcze, nie ukazywały się. Internet sprawił, że każdy może pisać i mówić o wszystkim. Opinie, które pojawiają się w sieci, są często celową manipulacją, która ma wciągnąć innych w machinę bezmyślności i nienawiści. I to jest niebezpieczne. Wielu ludzi, często młodych, nie odróżnia prawdziwych informacji od fake newsów.
I to jest przykre. Wracając do "Odpłaty", jak wygląda warsztat pracy autora kryminałów? Tworzy Pani dokładny plan powieści, a może pozwala sobie na większą spontaniczność?
Po skończeniu jednej książki przez pewien czas nie piszę. Dużo wtedy czytam i pracuję fizycznie. Przestawienie organizmu na inny tryb, uwolnienie się od myślenia "intencjonalnego" sprawia, że w głowie zaczynają się dziać różne niesamowite rzeczy. Tak było z "Odpłatą". Analizowałam przeczytaną historię o napaściach na Podhalu i sprawę dużo późniejszego morderstwa i w którymś momencie przyszło rozwiązanie, jak połączyć różne nitki fabularne, całość pięknie mi się splotła. A że jest to łącznie wielopiętrowe, zarówno jeśli chodzi o bohaterów, jak i czas akcji, to nie mogłam pozwolić sobie na dryfowanie, bo niechybnie wypłynęłabym na skały i się rozbiła.
Pisanie zaczynam od konspektu. Pierwsza wersja powstaje na poziomie absolutnie podstawowym, tzn. mam bohaterów intrygi, miejsca, w których dzieje się akcja, i określony czas fabuły. Następnie rysuję sobie drzewka, jak przy rozbiorze zdań, i patrzę, czy mi się to wszystko logicznie splata. Dopiero wtedy zaczynam tworzyć już dokładniejszy konspekt. I o ile w powieści obyczajowej jest to zwykle jeden arkusz, a więc 1/10 docelowej objętości książki, to w kryminale to są dwa lub trzy arkusze, czyli od 1/5 do nawet 1/3 finalnej objętości, a więc bardzo dużo.
Konspekt rozpisuję rozdział po rozdziale. Najpierw intrygę, uważając, by czegoś nie pominąć, nie zdradzić zbyt wcześnie. To dobry moment, by wyłapać ewentualne nieścisłości. Na tym szkielecie nadbudowuję scenki fabularne, taki świat dodany, który przybliża nam bohaterów i realia, w których żyją. Jeśli mam w głowie ciekawy dialog lub pomysł na dodatkową intrygę, to też umieszczam to w konspekcie. I to już jest solidna porcja tekstu, którą konsultuję z wydawcą. Dopiero gdy usłyszę, że wszystko w warstwie fabularnej się zgadza, zaczynam pisać. Na tym etapie mogę już sobie pozwolić na nadanie książce waloru literackiego, na czym bardzo mi zależy, czy dodanie pomysłów, dodatkowych smaczków, które fabuły do góry nogami już mi nie wywrócą, a mogą ją ubarwić.
Czy ma Pani swoją "wtykę" w policji? Kogoś, z kim może Pani skonsultować pracę śledczych?
Nie mam nikogo takiego. Czytam natomiast dużo dokumentów związanych z pracą policyjną, detektywistyczną. Często jest tak, że za informacją zawartą w kilku zdaniach, rzuconych niemal od niechcenia, na przykład przez patomorfologa w "Odpłacie", w odpowiedzi na pytanie, jak długo w danym miejscu leżały zwłoki, stoją godziny spędzone przeze mnie nad bardzo obrazowym opisem tego, co dzieje się z ciałami na trupiej farmie. Zależy mi, by moje książki były realne, mocno osadzone w rzeczywistości. Lubię czytać opisy spraw rozwiązywanych przez Archiwa X, wywiady z policjantami.
Tak samo rzecz się ma z topografią. Nigdy nie opisuję miejsc, których nie znam. Gdy nie jestem w stanie przywołać pewnych szczegółów z pamięci, wspieram się Google Maps. Wykonuję solidną kwerendę, by czytelnik miał poczucie, że jest na miejscu, że towarzyszy bohaterom. Ale ostrzegam, to nie są lukrowane historie. Nie ma u mnie przytulnych kawiarenek, zadbanych parków i ludzi, którzy czynią tylko dobro. To są bohaterowie z krwi i kości. I miejsca też są namacalnie prawdziwe.
A propos bohaterów z krwi i kości, ciekawą postacią jest również prokurator Maria Przyzwan.
Gdyby ktoś mnie zapytał, do którego z moich bohaterów mi najbliżej, to byłaby to właśnie prokuratorka. Myślę, że ona ma najwięcej ze mnie. We mnie też jest dużo niezgody na otaczającą rzeczywistość. Oddaję tej bohaterce odrobinę swojej irytacji, sporo ironii, ale też autoironii. Maria Przyzwan nie jest ideałem, ale ma niezawodną busolę, która bezkompromisowo prowadzi ją do prawdy. To wewnętrzne niezachwianie, jeśli chodzi o sprawy najważniejsze, tak Wierę pociąga.
Muszę przyznać, że Wiera też mi imponuje. Są osoby, które z racji miejsca urodzenia wydają się być stracone. Wiera chce się wyrwać od swoich traum, wspomnień, od tego, co ją boli, co ją krzywdziło. Jednak na samym buncie wobec tego, czego doznała, daleko by nie zaszła. Bunt to podstawa, pierwszy krok, potem musi być budowanie siebie od nowa; skuteczniejsze, jeśli wspierane przez kogoś życzliwego. Wiera ma szczęście do ludzi. Relacja między policjantką i prokuratorką pozbawiona jest rywalizacji, ale też czułości czy roztkliwiania się. Mamy tu siostrzeństwo, które wcale nie jest tak oczywiste i częste.
Nie pytam czy, ale kiedy możemy spodziewać się kontynuacji cyklu?
Obecnie jestem na etapie resetu. Zamówiłam japońską piłę do drewna i będę majsterkować w piwnicy. Przyjechały już dziesiątki opakowań z nasionami kwiatów i ziół na taras i do ogrodu. Dużo też spaceruję i czytam. Mam już pomysł na fabułę kolejnego kryminału i pozwalam się temu pomysłowi swobodnie rozwijać. Przy okazji – wszystkim chcącym przewietrzyć głowę, "odświeżyć" kreatywność, polecam długie, samotne spacery po lesie. Jak to działa! Zatem proces już się zaczął i jest nie do zatrzymania. Myślę, że do połowy marca będę miała gotowy konspekt, a później usiądę do pisania. Jesienią kolejna część historii kryminalnej z Wierą Jezierską powinna być gotowa.
* Agnieszka Jeż – pisarka, filolożka polska i lituanistka. Przez lata zawodowo zajmowała się książkami jako redaktorka i wydawczyni. W 2016 roku zadebiutowała esejem o międzywojniu "Kuchnia dwudziestolecia. Co i jak jadano" oraz powieścią "Nie oddam szczęścia walkowerem". Na swoim koncie ma już kilka powieści obyczajowych, a także kryminały z sierżant Wierą Jezierską w roli głównej – "Szaniec" oraz "Odpłatę". Z genów krakowianka i góralka, urodzona i wykształcona w Warszawie, mieszka w Sulejówku z mężem i trójką dzieci.