Jan Karski: świadek Holokaustu, prawdziwy bohater
"Idąc chodnikiem, potykaliśmy się o kobiety, mężczyzn i dzieci. Byli ubrani tak nędznie, że nasze ubrania wydały mi się jakimiś strojami wieczorowymi. Byli wychudzeni, głodni i chorzy. Siedzieli na ziemi, usiłując żebrać lub coś sprzedać (...). Mijali nas ludzie o dzikim spojrzeniu błyszczących od gorączki oczu. Gdzieś biegli, śpieszyli się. Czegoś gwałtownie szukali. Może - kogoś. W powietrzu wisiało nienaturalne napięcie, chorobliwa aktywność, jakby przedśmiertne pobudzenie. Swoją sztuczną ruchliwością i zabieganiem chcieli oszukać śmierć?" - pytał Karski wspominając swój pobyt w getcie.
O niedoli ludności żydowskiej kurier przekonał się także podczas pobytu w niemieckim obozie tranzytowym w Izbicy pod Lublinem. Karski dostał się tam w przebraniu wartownika. Był wówczas przekonany, że trafił do obozu zagłady w Bełżcu (do którego transportowano Żydów z Izbicy), o czym pisał w swej książce "Tajne Państwo" opublikowanej w USA w 1944 r.