Trwa ładowanie...
d1ygo3x
fragment
15 kwietnia 2010, 10:05

39,9

d1ygo3x
d1ygo3x

1 stycznia – Dzień postanowień

Do moich czterdziestych urodzin powinnam: schudnąć znacznie, ale mimochodem, bo za bardzo skupiam się na sobie, i chciałabym też sprawdzić, czy mogę jeszcze działać na mężczyzn, a kiedy to sprawdzę, musi mi przestać na tym zależeć, żeby za bardzo nie skupiać się na mężczyznach, i muszę przestać być naiwna, a równocześnie mieć większe zaufanie do świata i do mojego męża, który jest dobrym człowiekiem i wcale niekoniecznie zamieni mnie już niedługo na swoją przeraźliwie młodą sekretarkę, a gdyby zamienił to nie przejmować się, ostatecznie przecież gramy z sekretarką w zupełnie innych ligach i muszę z godnością skończyć te czterdzieści lat, a równocześnie postarać się wyglądać młodziej, choć powinnam także w końcu dojrzeć i równocześnie nie czuć się tak bardzo stara i tak jakbym swoje życie przeżyła już ze sto razy, tym bardziej że życia szczęśliwie nie można przeżywać sto razy ani nieszczęśliwie, czego oczywiście żałuję, choć z drugiej strony jakież to musiałoby być męczące, i powinnam przestać być ciągle
zmęczona i smutna, bo jak będę taka smutna, a nie mam najmniejszego powodu, to zemści się na mnie Niebo i moje dzieci, szczególnie Antka, ale Klarę też, na pewno – odpukać – spotka coś bardzo złego, a to wszystko za karę, bo jest mnie za co karać, i muszę przestać być taka przesądna, bo przecież nie ma oczywiście żadnego nieba i nawet przeznaczenia nie ma, więc powinnam wreszcie zgodnie z moim światopoglądem, który jest zdecydowanie zbyt mało sprecyzowany jak na osobę w t y m w i e k u, przestać w chwilach nadmiernej i głupawej szczęśliwości, której we mnie jest stanowczo, ale to stanowczo zbyt mało, choć z drugiej strony dążenie do szczęścia to absurdalny wymysł nowych czasów, więc nie powinnam czuć się tak, jakby mnie niebo wybrało, bo niebo nie wybiera nikogo, a tym bardziej mnie, choć to nielogiczne, ale równocześnie prawdziwe i muszę być bardziej logiczna, i zarazem trochę mniej logiczna, tak żeby nie utracić reszty złudzeń, bo przecież nie wierzę wprawdzie w ludzkość, ale w człowieka wierzę, więc
zgodnie z tą wiarą powinnam nie zgadzać się z tym przeraźliwym stwierdzeniem, z którym się całkowicie zgadzam, że świat to jedna wielka restauracja, i muszę być mniej sentymentalna, bo to się kłóci z moimi poglądami, które zdają się odrobinę niespójne, i naprawdę intelektualnie nie zgadzam się z własnymi emocjami, kiedy wzruszam się na otwarciu olimpiady i wierzę w ludzkość i pokój między narodami, ale już bezwzględnie, ale to bezwzględnie powinnam pomagać ludziom, którym nie pomagam, ale pomagać tak, żeby moja lewica i tak dalej, i nie powinnam tego robić ani dla siebie, ani dla wiary, której nie mam, i powinnam nie skreślać dni w kalendarzu, tak jakbym wierzyła, że życie się jeszcze zacznie, bo co się ma właściwie zacząć, i powinnam być lepsza, dużo lepsza, i nie tracić wiary w siebie, jeśli temu wszystkiemu nie sprostam, bo przecież możliwe, że nie sprostam, a muszę się akceptować taką, jaką jestem, i równocześnie nie ulegać sobie w żadnym razie i na razie to w ogóle nie chce mi się wstawać z łóżka, bo
może za dużo wypiłam, ale to przecież był sylwester, i wciąż za dużo palę, ale muszę palić, bo inaczej przytyję, a powinnam schudnąć...

2 stycznia – Dzień ostrego słońca

Ranek. Światło pomnożone taflą zmrożonego śniegu. Słońce pożera śnieg i wydala światło, wypluwa światło – hektoluksy światła.

Ściana naprzeciw łóżka, jeszcze wczoraj zupełnie przyzwoita – teraz obnaża wszystkie, bruzdy, maźnięcia, plamy i tłuste łapy...

Staję. Zdejmuję koszulkę, a za przeciwnika mam lustro. Osąd będzie bezstronny.

d1ygo3x

Włosy – przerzedzone nieznacznie, spod farby u samej nasady wyziera mysi bezkolor, zmarszczki – nerwowe i cienkie nad nosem i w kącikach oczu, brwi – już nie tak regularne jak kiedyś, policzki z wgnieceniami poduszki, na nosie i wokół pęknięte naczynia, czerwonawa skóra, a właściwie jakaś nieznana na niej nadtkanka, jakieś nowe pieprzyki, piegi, kilka plam, pod brodą niewielkie coś, na czymś kilka krostek, dekolt i szyja – bez szczególnych punktów karnych, może jedynie za lekką nadobfitość, piersi – niesymetryczne (ale to zgodne z regulaminem), zbyt duże i jednak wiszą, poprzecinane bliznami po kolejnych postanowieniach odmiany, sutki – jakby znowu większe, brzuch (to zbyt bolesne – może się jednak wycofać), a więc brzuch – a właściwie dwa – górny i dolny – oba miękkie, białe, prawie sinawe, jakieś drobne wypryski, na niższym pożoga rozstępującej się skóry (pierwsza ciąża), niżej na granicy włosów (które nie wiedzieć czemu nie układają się w kokieteryjne zapraszam) blizna, ciągle zaczerwieniona z
nieregularnym wzniesieniem po lewej stronie (drugi poród), na plecach wielki szew po operacji (skolioza), pośladki i uda z cellulitem (druga grupa), nogi – stosunkowo nieźle, bo pozostały długie, ale nad kolanami niewielka oponka i uda już nie szczupłe. A stopy? Masakra.

Przegrywam – werdykt jest nieodwołalny.

Co robić z ciałem, kiedy staje się karykaturą ciała?
Co zrobić z sobą, kiedy stanę się karykaturą siebie?

Ostre słońce należy się młodym,
wyolbrzymia defekty,
wyostrza kontury,
tworzy proste podziały,
zagrzewa,
rozbudza,
czasem fantastycznie oślepia...

d1ygo3x

Dla takich jak ja pozostają już tylko tolerancyjne
przedwieczorne
retuszujące
półcienie.

3 stycznia – Dzień na Syrokomli

Pokoi było cztery: mamy, stołowy, dziadka i mój, urządzony na półkolistej werandzie, częściowo przeszklonej, z oknami na zdziczały ogród.

W każdym z pokoi było się inaczej. Na werandzie byłam „dzienną” dziewczynką. Pamiętam ciemnozielony wózek z budką, lalkę Dorotkę, małą kuchnię, małego lekarza i domek dla lalek. Na werandzie bawiłam się z koleżankami, także z Małgosią, która rządziła w przedszkolu, a ja podziwiałam ją i bałam się jej.

d1ygo3x

Z werandy przechodziło się bezpośrednio do pokoju mamy. Pokój mamy to było popołudnie bez mamy. W pokoju mamy byłam dorosłą kobietą, aktorką albo księżniczką oczywiście. Odwracałam bujany fotel i kroczyłam po stworzonych w ten sposób schodach w rajtuzowych warkoczach na głowie. W pokoju mamy stał adapter – szaroniebieski, obciągnięty skajem, z żółto-beżowym głośnikiem. Adapter był najważniejszym przedmiotem w całym domu i jeszcze płyty: Kopciuszek, Hanka Ordonówna, „Czy pani mieszka sama” – antologia przedwojennych szlagierów, Janusz Gniatkowski, Marlena Dietrich. Język tych płyt opanowałam perfekcyjnie, zanim nauczyłam się polskiego. „Ich bin fon kopf bis fus auf libe aingesztelt den das is maine welt und zonst garnichts”, „sam mi mówiłeś, że w moich oczach miłość gości... dlaczego dziś już nie prosisz...”, „wystarczy kilka słów i koniec już”, „tylko słuchaj pamiętaj na deszcz ten szalik noś..”, „śpiesz się, śpiesz, mój kwiatuszku, nie ma czasu niestety, trzeba zamknąć drzwi od karety i zakończyć baśń o
Kopciuszku” to wszystko frazy mojego ojczystego języka. Semantyka tej mowy całą swoją ckliwą żarliwością przekonywała, że kiedyś „to” się spełni, choć spełnić się nie może. Kluczem do „tego” będzie „miłość” wymawiana z „ł”, którego poza pokojem już nie ma. Wiedziałam też, że do „tego” potrzebne jest stworzenie nieznane, absolutnie tajemnicze i nazywane „mężczyzną”. W pokoju mamy było się bowarystką.

Do pokoju stołowego z pokoju mamy prowadziły rozsuwane drzwi, zastawione szafą. Trzeba więc było wchodzić z przedpokoju. W pokoju stołowym stał telewizor i było się wieczorami. Mamy nie pamiętam, a dziadek oglądał Sagę rodu Forsythe’ów i Kabaret Starszych Panów. W pokoju stołowym dostawałam na kolację krwawy befsztyk z zieloną sałatą i mocną herbatę. Pokój stołowy regularnie naśmiewał się z pokoju mamy. Pamiętam dziadka, jak przeciągając i zawodząc śpiewa „I znów mnie będziesz biłłł tej nocy, aż skooonam w krzyku, lecz iść od cieeebie nie mam sił, ty psie nędzniku”. To było bardzo śmieszne, tak śmieszne jak Starsi Panowie. Nie rozumiałam ani słowa, ale czułam, jak rodzi się we mnie wielka potrzeba dystansu. W pokoju stołowym usłyszałam też, że „po śmierci niczego już szczęśliwie nie ma, a jeśli by nawet było, to ateizm nie pozwoliłby uwierzyć”. W pokoju stołowym było się ironicznie.

Pokój dziadka był nocą. Z oknami wychodzącymi na ulicę. Pamiętam półmrok zapewne od światła latarni i rzadkie świetlne cienie przesuwających się samochodów. W pokoju stało wielkie biurko, na nim oprawione zdjęcia. Panował kojący zapach starszego pana. Przychodziłam tam, gdy się bałam. A bałam się często: Małgosi z przedszkola, i „tego”, co się nie spełni, a już najbardziej owego nic, które po śmierci. W swoim pokoju dziadek stawał się czuły, choć nigdy nie pytał, co mnie przestraszyło. Czasem zapalał lampkę i czytał baśnie Andersena. Właściwie jedną, bo zawsze prosiłam o Dziewczynkę z zapałkami.

Myślę dzisiaj o jego naiwnej wierze w kojącą dla mnie wizję babci, z którą dziewczynka odchodzi do sprawiedliwego i miłosiernego Boga. Jakże się mylił. Paradoksalnie uspokajało mnie tylko przeczucie bezsensu, własne łzy i ręka dziadka przesuwająca się po włosach z namaszczeniem – ostatnim. W końcu zapadałam w ciemność, żeby następnego dnia obudzić się jako mała dziewczynka.

d1ygo3x
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1ygo3x

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj