„Twórca pisanej gwary stołecznej”, „Z mowy mówionej uczynił mowę pisaną” - pisali o Stefanie Wiecheckim językoznawcy. „Subtelny dżentelmen w okularach” - mówili o nim znajomi. Wiech, polski prozaik, satyryk, publicysta i dziennikarz, który literacko potrafił wyrazić wdzięk języka warszawskiej ulicy zmarł 30 lat temu. Bohaterowie jego felietonów w „Ekspresie Wieczornym” komentowali życie stolicy zarówno przed, jak i po wojnie.
Stefan Wiechecki Wiech zmarł 26 lipca 1979 roku.
Był autorem popularnych felietonów pisanych gwarą warszawską z okolic najbiedniejszych dzielnic warszawskiej Pragi - Targówka i Pelcowizny. Felietony, humoreski i reportaże Wiecha były wydawane również w zbiorach, m.in.: Ja panu pokażę! (1938), Wiadomo - stolica! (1946), Helena w stroju niedbałem (1949), Ksiuty z Melpomeną (1963), Śmiech śmiechem (1968), Dryndą przez Kierbedzia (1990). W felietonach Wiecha , które ukazywały się w „Expressie Wieczornym” zachował się świat specyficznej kultury biednych przedmieść, drobnych handlarzy, złodziei, przekupek.
Sam Stefan Wiechecki nie przypominał swoich bohaterów - ci, którzy go znali wspominają go, jako subtelnego dżentelmena w okularach. Pochodził też nie z Pragi, a z samego centrum Warszawy. Sklep jego ojca - Teodora Wiecheckiego - stał przy Marszałkowskiej, w okolicach dzisiejszego pasażu Wiecha. Stefan - najmłodszy z pięciorga rodzeństwa - urodził się 10 sierpnia 1896 roku i ukończył Gimnazjum Wojciecha Górskiego, gdzie jego kolegami byli między innymi Stefan Wyszyński i Stanisław Lorentz. Walczył w I Brygadzie Legionów oraz podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku w II Pułku Ułanów.
Twórczość artystyczną Wiechecki rozpoczął, jako człowiek teatru. W Teatrze Popularnym na Woli, w którego działalność zaangażowanych było kilku członków rodu Wiecheckich , Stefan był dyrektorem i jednym z aktorów. Gdy teatr padł, Wiechecki zaczął pisać jako reporter miejski i sądowy do gazet. W salach sądów grodzkich obserwował i słuchał warszawiaków i - jak wspominał po latach – zaczął zapisywać ich język, aby było zabawniej. Jego teksty szybko zyskały popularność. Jeszcze przed wojną pojawił się w nich Teofil Piecyk - postać komentująca rzeczywistość życia stolicy.
Wiech miał czytelników zarówno wśród prostych warszawiaków, jak i intelektualistów.
„Wolę książkę, która ma niepoważne zamierzenia i poważne osiągnięcia od dzieł, które mają poważne zamierzenia i niepoważne osiągnięcia” - taką ocenę twórczości Stefana Wiecheckiego zawarł Antoni Słonimski w uzasadnieniu zgłoszenia Wiecha do nagrody Akademii Niezależnych w 1937 roku.
Czas okupacji Wiech opisał w powieści Cafe pod Minogą, podczas Powstania Warszawskiego publikował w „Powstańcu”, po wojnie zaś jego felietony powróciły na łamy „Expressu Wieczornego”.
Do znanego jeszcze z czasów przedwojennych Teofila Piecyka dołączyli inni bohaterowie m.in. Walery Wątróbka i jego żona Gienia, brat Gieni - Piekutoszczak, wuj Wężyk z Grójca, Ciotka Kuszpietowska oraz Apolonia Karaluch. Wiech nie ograniczał się do pisania o sprawach doraźnych, do najzabawniejszych fragmentów należy jego wersja historii Polski, gdzie legendarna Wanda to ta, co nie chciała folksdojcza, Zygmunt III Waza w charakterze figury na słupie stajał, a Stanisław August Poniatowski lubiał wrąbać coś dobrego i niezależnie stołówkie w Łazienkach prowadził. Po wydania „Expressu Wieczornego” z felietonami Wiecha ustawiały się pod kioskami kolejki.
Po wojnie, w latach 50. i 60., Wiech był krytykowany przez polonistów m.in. Jana Błońskiego i Zygmunta Lichniaka za zaśmiecanie języka literackiego pospolitą gwarą, ale też za dość swobodne ingerencje autorskie w język bohaterów. Skrytykował go też na łamach „Życia Warszawy” Jacek Bocheński.
Wiech odpowiedział ironicznym esejem „Znakiem tego” w „Expressie Wieczornym”. Tekst opatrzony był rysunkiem, na którym Wiech trzyma esej Bocheńskiego a Walery Wątróbka pokazuje go palcem ze słowami „Śmiej się pan z tego!”.
Wiecheckiego bronili niektórzy językoznawcy. Prof. Bronisław Wieczorkiewicz, pisał w "Gwarze warszawskiej dawniej i dziś" o Wiechu : „Stał się on twórcą pisanej gwary stołecznej, potrafił z mowy mówionej uczynić mowę pisaną”. Wiechecki podkreślając, że stara się wiernie gwarę odtworzyć przyznawał się, że zdarza mu się niekiedy na kanwie istniejących zwrotów wyprodukować coś nowego.
Już podczas początków swej kariery dziennikarskiej, kiedy relacjonował posiedzenia sądu na warszawskiej Pradze Wiech wiernie notował, że jego bohaterowie mówili „musiem” i „zamiaruje”. Jednak pomysł określenia Zakładu Ubezpieczeń Społecznych „Chorą Ubezpieczalnią” to pomysł autora. W ustach bohaterów Wiecha posterunkowy to „postronkowy”, fata morgana to „fatamrugana”, a przepity głos to „sznaps-baryton” i bardzo trudno dojść, ile w tych konceptach jest obserwacji, a ile inwencji autora. Julian Tuwim nazywał jednak Wiecha „Homerem warszawskiej ulicy i warszawskiego języka”.
„O Wiechu można nawet powiedzieć, że jest wielkim filozofem” - pisał Michał Choromański .
Po wojnie Stefan Wiechecki mieszkał na warszawskiej Pradze na rogu ulic Stalowej i Inżynierskiej, gdzie prowadził niewielki sklepik ze słodyczami. Pisarz zmarł 26 lipca 1979 roku w wieku 83 lat.