Homeopatia, wynaleziona pod koniec osiemnastego wieku, jest dziś popularna jak nigdy dotąd. Według Światowej Organizacji Zdrowia jest integralną częścią systemów opieki zdrowotnej w wielu krajach, takich jak Niemcy, Wielka Brytania, Indie, Pakistan, Sri Lanka czy Meksyk [1] . Liczba pracowników londyńskiego szpitala homeopatycznego Royal London Hospital, należącego do angielskiego Narodowego Funduszu Zdrowia, jest zawrotna i wynosi sześć tysięcy. Homeopatię stosuje czterdzieści procent francuskich lekarzy, tyle samo lekarzy holenderskich, trzydzieści siedem procent brytyjskich i dwadzieścia procent niemieckich. Przedstawione w 1999 roku badania wykazały, że w ciągu poprzedzających je dwunastu miesięcy leków homeopatycznych używało sześć milionów Amerykanów. Tylko dlaczego? Oceniając homeopatię według kryteriów, jakie przykładamy do znanych zjawisk naukowych, musielibyśmy stwierdzić, że po prostu nie może ona działać. Nic dziwnego, że Sir John Forbes, nadworny lekarz królowej Wiktorii, nazwał
homeopatię „zbrodnią na ludzkim rozumie”.
Istnieje kilka szkół, ogólnie jednak homeopatia polega na dopasowaniu leku do choroby zgodnie z zasadą podobieństw, mówiącą, że powinna to być substancja znana z wywoływania identycznych symptomów, jak te, na które uskarża się pacjent. Następnie substancję tę rozcieńcza się w wodzie lub alkoholu do momentu, aż roztwór, który wręcza się pacjentowi, nie zawiera już cząsteczek pierwotnego lekarstwa. Mimo to lek został jednak „wzmocniony” przez regularne wstrząsanie lub uderzanie przy każdorazowym rozcieńczeniu (proces zwany dynamizowaniem). Homeopaci twierdzą, że tak dalece rozcieńczony roztwór jest bardziej skuteczny w leczeniu dolegliwości niż pierwotna, stężona substancja.
Sam pomysł wydaje się śmieszny i większość naukowców właśnie za taki go uważa. Proporcje rozcieńczeń jasno wskazują dlaczego. Typowe rozcieńczenie w homeopatii dokonywane jest w proporcji: jedna część substancji leczniczej na dziewięćdziesiąt dziewięć części alkoholu lub wody (w zależności od tego, czy dana substancja rozpuszcza się w wodzie). Proces ten powtarza się wielokrotnie, rozcieńczając kolejno jedną część uzyskanego uprzednio roztworu w dziewięćdziesięciu dziewięciu częściach wody lub alkoholu. Normalnie robi się to trzydzieści razy, co nosi nazwę potencji homeopatycznej 30 C. Oznacza to, że jeżeli zaczęliśmy od rozcieńczenia minimalnej ilości lekarstwa w jakichś piętnastu kroplach wody, to końcowy roztwór będzie równy rozpuszczeniu pierwotnego leku w wodzie o objętości pięćdziesięciokrotnie większej od rozmiarów Ziemi. Największy problem naukowcy mają z tym, że z chemicznego punktu widzenia nie ma najmniejszej szansy na to, by sprzedawane w aptece kilkumililitrowe fiolki takiego medykamentu mogły
zawierać choć jedną cząsteczkę substancji wyjściowej.
Jeśli zna się ciężar jakiegoś pierwiastka – powiedzmy węgla – to korzystając z obliczeń chemicznych na poziomie szkoły średniej, można sprawdzić, ile atomów będzie zawierać dana jego próbka. Gram węgla, na przykład, zawiera pięć razy dziesięć do dwudziestej drugiej atomów. Wygląda na dużo – i rzeczywiście tak jest: piątka z dwudziestoma dwoma zerami! Jednak w roztworze homeopatycznym 30 C niewiele z tych atomów pozostanie; jeśli został przygotowany z piętnastu kropli roztworu, będzie w nim nie więcej niż jedna dziesięciomilionowa atomu; ponieważ jednak atomu węgla nie da się rozbić (a przynajmniej nie w ten sposób), można całkiem bezpiecznie przyjąć, że węgla wcale tam nie ma. W leczeniu standardowym skuteczne działanie leku wynika z jego oddziaływania na biochemię naszego ciała, co oznacza, że cząsteczki lekarstwa najpierw muszą znaleźć się w organizmie. W homeopatii ich nie ma. Według wszelkich znanych nauce praw takie lekarstwo w żaden znaczący sposób nie może wpływać na biochemię naszego ustroju.
Samuel Hahnemann, ojciec założyciel homeopatii, dobrze zdawał sobie z tego sprawę; twierdził jednak, że nie chodzi w niej o właściwości chemiczne, lecz o „energię” leku przekazywaną wodzie. Ponieważ jednak „energia” ta nie jest znana nauce, dochodzimy do oczywistego wniosku, że jeżeli leki homeopatyczne mogą być skuteczne, to nie bardziej niż placebo.
Pierwsze naukowe zaprzeczenie takiego punktu widzenia nadeszło z laboratorium francuskiego immunologa Jacques’a Benveniste’a. W 1988 roku przekonał on magazyn „Nature” do opublikowania szczegółów doświadczeń, wykazujących, że właściwości wody zostają trwale zmienione przez cząsteczki, które kiedyś były w niej rozpuszczone [2] . Publikację zamieszczono pod warunkiem, że eksperyment zostanie powtórzony przez niezależne laboratoria. Wykonano go w Marsylii, Mediolanie, Toronto i Tel Awiwie. Po publikacji (ze sprostowaniem) „Nature” wyraził życzenie, by badania jeszcze raz powtórzyć, tym razem w obecności (i pod bacznym nadzorem) trzech niezależnych świadków. Ówczesny redaktor „Nature” − John Maddox, wraz z nim iluzjonista i zawodowy sceptyk, James Randi oraz Walter Stewart – chemik i specjalista od oszustw naukowych, spędzili tydzień w paryskiej pracowni Benveniste’a. Jest to naprawdę niesamowita historia, która w skrócie sprowadza się do tego, że wizytatorzy odkryli, iż Benveniste dał się
wyprowadzić w pole swojej asystentce, która selekcjonowała dane, by utwierdzić go w wierze w homeopatię.
„Nature” opublikował więc analizę krytyczną poprzedniego materiału [3] , na którą Benveniste odpowiedział ostro, porównując całą sytuację do prowadzonego w stylu McCarthy’ego polowania na czarownice [4] , nic jednak nie wskórał. W następnym roku jego pracodawca, francuski Narodowy Instytut Zdrowia, skrytykował go za łatwowierność, niefrasobliwe raportowanie wyników badań oraz nadużycie autorytetu naukowego. Dwa lata po feralnej publikacji w „Nature” Benveniste stracił pracę.
Na tym zasadniczo sprawę zakończono – do czasu gdy we wszystko włączyła się Madeleine Ennis. Ennis, profesor immunologii na Uniwersytecie Queens w Belfaście, twierdzi, że w kwestii homeopatii i badań Benveniste’a była wtedy zatwardziałym sceptykiem. Gdy swe wątpliwości wyraziła otwarcie, krytykując opublikowane wyniki testów pewnego leku homeopatycznego, producent środków homeopatycznych zaprosił ją do udziału w pracach zespołu, który starał się te wyniki powtórzyć. Ennis zgodziła się, sądząc, że zdobędzie nowe dowody przeciw homeopatii. Po zakończeniu badań zadeklarowała jednak, że jest „niewiarygodnie zdumiona” ich wynikiem [5] . Jak podał „Guardian”, powiedziała: „Mimo zastrzeżeń do wiedzy homeopatycznej wyniki badań zmuszają mnie, bym zapomniała o swoich uprzedzeniach i zaczęła poszukiwać racjonalnego ich wyjaśnienia”.
Testy, będące w gruncie rzeczy powtórką eksperymentu Benveniste’a, zostały przeprowadzone w czterech różnych laboratoriach we Włoszech, Belgii, Francji i Holandii [6] . Sceptycyzm Ennis nie stanowił jednak jedynego zabezpieczenia: roztwory homeopatyczne (i próbki kontrolne) przygotowywane były przez trzy niezależne laboratoria, niemające żadnych innych związków z prowadzonymi badaniami. W roztworach tych znajdowały się – a raczej były wcześniej obecne – cząsteczki histaminy.
Każdy, kto cierpi na katar sienny, zna działanie histaminy: jest ona odpowiedzią układu odpornościowego, wywołującą pokrzywkę, ból, swędzenie, opuchliznę, urywany oddech, katar i łzawienie oczu. A wszystko to przez pewne małe cząsteczki, występujące w niewielkich ilościach w naszym krwiobiegu. Każda kropla krwi zawiera mniej więcej piętnaście tysięcy białych ciałek, z których około stu pięćdziesięciu stanowią tak zwane granulocyty zasadochłonne, zawierające w środku maleńkie ziarenka histaminy.
Histamina ma duży wpływ na granulocyty, w których się znajduje. Po jej uwolnieniu obecność histaminy w otoczeniu blokuje dalsze jej wydzielanie. Zjawisko to było kluczowe dla przeprowadzonego przez Ennis eksperymentu.
Laboratoria, które przygotowywały wysoce rozcieńczone roztwory histaminy, wysłały probówki z wodą i z roztworem histaminy do laboratoriów przeprowadzających testy. Poziom rozcieńczenia histaminy odpowiadał stężeniu używanemu zwykle w homeopatii, tak więc roztwór w ampułkach nie zawierał żadnych cząsteczek substancji wyjściowej. Nie dało się również stwierdzić, które z nich zawierały wodę, a które roztwór homeopatyczny. W trakcie doświadczeń naukowcy zabarwili granulocyty zasadochłonne na niebiesko, po czym umieścili je w probówkach wraz z substancją zwaną antyimmunoglobuliną E (aIgE). Powoduje ona proces degranulacji, w którego wyniku kolor zanika, a ziarenka zaczynają wydzielać histaminę.
W wodzie tak się właśnie działo, jednak gdy naukowcy umieścili zabarwione ziarenka i aIgE w wysoce rozcieńczonym roztworze histaminy, do degranulacji nie doszło. „Wirtualna” obecność histaminy w roztworze homeopatycznym wystarczyła, by nie dopuścić do rozpoczęcia procesu.
Wyniki statystycznie znaczące uzyskano w trzech ośrodkach badawczych. W czwartym wynik był pozytywny (roztwór histaminy wstrzymał degranulację w stopniu większym niż woda), ale różnica nie była na tyle duża, by można ją było uwzględnić.
Ennis nie była tym usatysfakcjonowana: istniała szansa, że w ocenie, które granulocyty utrzymały zabarwienie, doszło do błędów, ponieważ naukowcy sprawdzali wszystko naocznie. Zażądała więc wykonania innego pomiaru, tym razem automatycznego. Tym sposobem, jeśli w zespole znajdował się jakiś fanatyk homeopatii, nie było już możliwości, by (choćby nieświadomie) mógł wpłynąć na wyniki badań. Granulocyty zostały oznaczone antyciałami, które sprawiały, że po wstrzymaniu wydzielania histaminy granulocyty zaczynały świecić. Światłoczuła sonda miała się zająć liczeniem – wynik był identyczny.
Zamieszczone w „Inflammation Research” sprawozdanie z eksperymentu kończyło się stwierdzeniem, że: „roztwory histaminowe, zarówno w postaci koncentratów farmakologicznych, jak i rozcieńczeń wykluczających jej zawartość, wywoływały statystycznie znaczące wstrzymanie aktywności granulocytów zasadochłonnych przez antyimmunoglobulinę E”.
Nie oznacza to jednak, że Ennis uznała wyniki swoich badań za bezdyskusyjne. Jak sama przyznała, były to małe testy i nikt jeszcze nie powtórzył ich rezultatów. Nie udało się to w słynnej próbie przeprowadzonej później przez zespół naukowców w nadawanym przez BBC programie Horyzonty [7] . Brała w nim udział także sama Ennis, lecz potem odcięła się od tego eksperymentu, twierdząc, że w trakcie jego przeprowadzania doszło do wielu błędów [8] . Badania przeprowadzone przez Adriana Guggisberga i jego zespół na Uniwersytecie w Bernie również nie stwierdziły żadnego działania homeopatycznego roztworu histaminy [9] . W dokonanej przez szwajcarską grupę analizie procedur i wyników, zamieszczonej w „Complimentary Therapies in Medicine” w 2005 roku, stwierdzono, że niewielkie różnice w sposobie przeprowadzania doświadczeń mogły prowadzić do znacznych różnic w uzyskanych wynikach; mogło to być skutkiem wpływu różnorodnych czynników, na przykład temperatury, w której
przygotowywano granulocyty, oraz tego, na ile wcześniej sporządzono roztwory homeopatyczne.
Jednym z głównych spostrzeżeń grupy berneńskiej, zamieszczonym w podsumowaniu artykułu, było to, że wyniki mogły zależeć od indywidualnych różnic między dawcami krwi. Homeopaci z pewnością zakrzykną teraz: „A nie mówiliśmy?”. Przecież zasada, że homeopatia ma działanie indywidualne i że lek u jednych ludzi będzie skuteczny, u innych zaś nie, stanowi główną wymówkę homeopatów podczas konfrontacji z negatywnymi wynikami testów klinicznych przeprowadzanych na środkach homeopatycznych. Prawie zawsze, gdy lek homeopatyczny nie wykazuje działania, jakiś przedstawiciel homeopatii stwierdza, że dobór lekarstwa homeopatycznego jest procesem skomplikowanym: objawy należy postrzegać w świetle innych aspektów osobowościowych i fizjologicznych, a odpowiedni lek na daną chorobę będzie zależał od szerokiego spektrum czynników. Gdy przykładowo spytamy homeopatę o lek na infekcję ucha, zapyta on: „A którego?”. Ciało bowiem nie jest symetryczne – wątroba i serce położone są z dala od centralnej osi i w przeciwieństwie do
nerek nie występują w parach – tak więc dolegliwości dotykające jednej części ciała będą mieć odmienną naturę od tych, które dotykają części drugiej, nawet jeśli prawe i lewe ucho wyglądają tak samo.
Z naukowego punktu widzenia brzmi to jak czcza gadanina. Dlatego też prawie każdy naukowiec przyzna w końcu, że homeopatia nie może działać – nawet wtedy, gdy uznaje on istnieje dowodów wskazujących na coś zgoła przeciwnego.
[1] „Bulletin of the World Health Organization” 77, 1999, s. 160.
[2] „Nature” 1988, nr 333, s. 816.
[3] „Nature” 1988, nr 334, s. 291.
[4] Joseph McCarthy – w latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku amerykański senator Partii Republikańskiej, inicjator maccartyzmu, ruchu przejawiającego się brutalnymi szykanami względem osób o poglądach lewicowych i liberalnych (przyp. tłum.).
[5] L. Milgrom, Thanks for the Memory, „Guardian”, 15 III 2001.
[6] „Inflammation Research” 2001, nr 50, s. 47.
[7] Por.: http://www.bbc.co.uk/science/horizon/2002/homeopathy.shtml.
[8] Por.: http://www.homeopathic.com/articles/view,55.
[9] „Complementary Therapies in Medicine” nr 2, nr 13, 2005, s. 91.