Trwa ładowanie...
felieton
26-04-2010 12:21

Pierwszy felieton nocny: Noc, przy której nikogo z nas nie było

Stapiając w jedno tekst i obrazy, Quignard, nierzadko sięgając po śmiałe i nieoczekiwane zestawienia, nieustannie wytrąca czytelnika z jego przyzwyczajeń.

Pierwszy felieton nocny: Noc, przy której nikogo z nas nie byłoŹródło: Inne
d38fzf5
d38fzf5

Nie tak dawno rok 2008 zmienił się w rok 2009 w ciągu jednej – jak to ma w zwyczaju – nocy, a grube tysiące złotych poszybowały w niebo w postaci rac, petard i rakiet. Odpala to-to każdy, starzec i dziecię, trzeźwy i pijany w driebiezgi (stąd, jak co roku, urwane palce i wypalone oczy), mało kto jednak pamięta, czemu (w sensie głębszym niż płocha rozrywka) służą sztuczne ognie. Oto świat zmienia skórę, wychodzi ze starej wylinki i rośnie od nowa; jest słaby, skórę ma miękką, a wokół tłoczą się czyhające na ten moment demony. Dlatego też w tę właśnie szczególną noc należy czuwać, hałasować i rozświetlać mroki, aby demony nie miały dostępu do miękkiego świata.

Porę w ogóle mamy nocną, bo zimową – od nocy zadusznej, przez wigilijną i sylwestrową aż po Wielkanoc czyli czas zmartwychwstania (zbiegający się mniej lub bardziej z odrodzeniem wegetacji) ciemności kryją ziemię i pomyślałem sobie, że chciałbym Państwu napisać o trzech książkach nocnych, które w ostatnim czasie wywarły na mnie wrażenie.

Zacząć należy od Pascala Quignarda i jego Nocy seksualnej, bo to właśnie noc początku.

Noc seksualna, wydana przez gdańskie słowo/obraz terytoria w pięknej szacie graficznej i w równie pięknym (jak zwykle) przekładzie polskiego tłumacza Quignarda, Krzysztofa Rutkowskiego, to książka osobliwa: trochę album z reprodukcjami dzieł sztuki, trochę esej, trochę medytacja, trochę objet d’art, w którym obraz i tekst (biały na lśniących, czarnych kartach) stapiają się w jedno.

d38fzf5

Ale też sam Quignard jest pisarzem wyjątkowym. Przez ćwierć wieku pracował u Gallimarda: zaczął jako czytelnik spływających do wydawnictwa rękopisów, dwadzieścia lat później został członkiem dyrekcji, a rok później – sekretarzem generalnym. Oprócz tego był wykładowcą uniwersyteckim i tłumaczem z języków klasycznych i chińskiego, a także współzałożycielem (z Mitterandem) Festiwalu Oper Barokowych w Wersalu i prezesem jednego z najsłynniejszych zespołów muzyki dawnej na świecie, Concert des Nations. I nagle człowiek, który zajmował mnóstwo poczesnych stanowisk i urzędów, kulturalna szycha pierwszej klasy, zrezygnował ze wszystkiego – pracy w Gallimardzie, festiwalu, prezesowania orkiestrze. „Od kwietnia 1994 roku – mówi skromnie – wyłącznie czytam i piszę”.

Książki wydawał już w latach 70-tych; w 1991 roku Alain Corneau sfilmował „Wszystkie poranki świata” (wspaniałą opowieść o dwóch barokowych muzykach – samotniku, Panu de Sainte-Colombe i jego nieporównanie słynniejszym uczniu, karierowiczu Marinie Marais), które odniosły ogromny sukces dzięki znakomitym rolom Marielle’a i Depardieu oraz muzyce granej przez Jordiego Savalla i jego Concert des Nations. Zresztą, wtedy właśnie Savall trafił do szerszej publiczności – dostał Cesara i dwukrotną nominację do Grammy, a płyta ze ścieżką muzyczną z filmu sprzedała się w 500 tys. egzemplarzy i otrzymała status platynowej. Również Quignard stał się dzięki filmowi sławniejszy, również poza granicami Francji; wreszcie za Błędne cienie (2002, wyd. polskie 2004) dostał najważniejszą francuską nagrodę literacką, czyli Nagrodę Goncourtów.

Piszę o tym wszystkim, bo kiedy ogłoszono, że gościem jesiennego krakowskiego Festiwalu Conrada będzie właśnie Quignard, redaktorzy krakowskiego dodatku GW (dodatku kulturalnego, że uściślę) zrobili wielkie oczy i sondaż, w którym pytali internautów czy wiedzą, kto zacz, dając do wyboru dowcipne chyba w zamierzeniu odpowiedzi: „Nie, ale do listopada nadrobię zaległości” (22%), „Tak, wszystkie jego książki przeczytałem jednym tchem” (30%) oraz „Quignard? Czy to deweloper?” (bezdyskusyjny zwycięzca, 48%). Tymczasem w Polsce od końca lat 90-tych wyszło już sześć książek tego pisarza i jeśli czemuś się tu dziwić, to wyłącznie rzeczonym redaktorom, którzy czym prędzej powinni pognać do najbliższej biblioteki. Albo przenieść się z działu „Kultura” do działu „Motoryzacja”.

Noc seksualną trudno czytać w oderwaniu od pozostałych książek Quignarda, zwłaszcza w oderwaniu od Seksu i trwogi gdzie z niezwykłą swadą, w wywodach skrzących się nawiązaniami, cytatami z antycznych pisarzy, pozornymi sprzecznościami i błyskotliwymi (nad)interpretacjami Quignard nakreślił obraz seksualności starożytnych Rzymian z ich zabobonnym lękiem przed impotencją i obsesyjnym manifestowaniem męskiej siły (w czym autor widzi m.in. przyczynę rzymskiej manii podbojów). Można tu znaleźć również odbicia Tarasu w Rzymie, gdzie opisywał losy holenderskiego rytownika, osnuwając całą historię na kolejnych sztychach (rzecz jasna zmyślonych, podobnie jak sama postać artysty): widać tę samą namiętność w pochłanianiu obrazów, w doszukiwaniu się głębokich sensów w płótnie, tablicy, rysunku.

d38fzf5

Stapiając w jedno tekst i obrazy, Quignard, nierzadko sięgając po śmiałe i nieoczekiwane zestawienia, nieustannie wytrąca czytelnika z jego przyzwyczajeń: czasem tekst jest dokładnym odbiciem reprodukowanego obok dzieła, czasem się z nim leciutko rozmija, czasem wręcz stoi z nim w jawnej sprzeczności. A wszystko by opowiedzieć o niezwykłej, tajemnej i magnetycznej „nocy seksualnej”, czyli nocy, w którą każdy z nas został poczęty i której nikt z nas nie pamięta. To właśnie w tym momencie, a raczej – w naszej niewiedzy o tym momencie, o „scenie ukrytej” – Quignard upatruje źródeł całej twórczości artystycznej, a może nawet źródeł samoświadomości człowieka. „Tylko ludzie – pisze – łączą ze sobą spółkowanie i poród. Te sceny dręczą tylko człowieka. Wrażenia i emocje z tymi scenami związane mają charakter przerażający i wstydliwy, ale upewniają człowieka w pewnym przekonaniu. Przerażenie i wstyd odczuwane na widok tych scen świadczą, że pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem występuje wyraźna różnica. […]
Jesteśmy jedynym gatunkiem rozmnażającym się drogą płciową świadomie. Jesteśmy jedynym gatunkiem w przyrodzie, który ustanowił związek pomiędzy osobniczą śmiercią, zindywidualizowanym wychowem, macierzyństwem, a genitalną rozkoszą.”

Z kolejnych czarnych stronic atakują nas obrazy – japońskie drzeworyty i płótna XIX-wiecznych pompierów, średniowieczne iluminacje i sztychy Rembrandta, anonimowe ryciny z francuskich książek pornograficznych i studia anatomiczne Leonarda. Balthus sąsiaduje z Tycjanem, Bacon – z Friedrichem. Jednak pozorny chaos w miarę czytania układa się w całość, fascynującą właśnie swoim eklektyzmem. Noc seksualna przypomina nieco te graficzne zabawy, w których tysiące małych zdjęć układają się, jak piksele, w zupełnie inny obraz.

Oczywiście, taką książkę może stworzyć tylko erudyta (taki jak Quignard), tylko on bowiem skojarzy siedemnastowieczną akwafortę Mellana ze sceną z Chciwości von Stroheima albo zestawi na jednej stronie Tertuliana, Lacana, św. Tomasza i de Sade’a pisząc o przyjemnościach, wynikających z istnienia piekła; tylko ktoś, kto zna od podszewki antyczną mitologię (ale nie tę z wydania szkolnego), historię sztuki, kultury, psychoanalizę, antropologię, itp., itd. mógł napisać książkę, w której czarownice Goyi spotykają się z chińskimi pejzażami, mary Füsslego – z Pietą z Awinionu, a straszne wnętrza Beckmanna z – egipskim papirusem; słowem: książkę, w której czytelnik gubiąc się i zatracając zarazem się odnajduje.

d38fzf5

Noc seksualna wydaje się długą, męczącą i fascynującą zarazem wędrówką przez ciemności, rozświetlane jedynie obrazami i cytatami, wędrówką, która z pozoru niczego nie wyjaśnia – ale po przejściu wszystkich korytarzy tej książki, po niezliczonych powrotach, zakrętach, powtórkach ukazuje się obraz w intuicyjnie zrozumiały. Gdzieś w głębi czujemy, że teza Quignarda jest przekonująca: biblijne opowieści, książki, mity, sztuka, społeczne popędy i popędy prywatne wyrastają z podstawowego ludzkiego lęku, wynikającego z niepoznawalności chwili własnego poczęcia, z nieznajomości własnego początku. A nawet jeśli tak nie jest, to przejście przez kolejne teksty i obrazy (przedstawienia bóstw i kopulujących par, dręczonych przez demony świętych i krwawych morderstw, podglądanych piękności i ukrytych w macicy płodów) sprawia, że jesteśmy całkowicie otumanieni: coś ciemnego wygląda z czarnych kart Nocy seksualnej i bierze nas we władanie. Całkowicie.

d38fzf5
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d38fzf5