Trwa ładowanie...
recenzja
21-06-2010 12:49

Miłość się rodzi, miłość umiera… a właściwie dlaczego?

Miłość się rodzi, miłość umiera… a właściwie dlaczego?Źródło: Inne
d29mqa7
d29mqa7

Z pierwszego czytania tej powieści pozostało mi wrażenie ogromnego, przytłaczającego zmęczenia, skutecznie uniemożliwiającego zapamiętanie detali fabuły; zanim ktoś się na mnie obruszy i wygłosi hasło o rzucaniu pereł przed wieprze, niech pozwoli sobie wyjaśnić, że sama sobie byłam winna, porwawszy się z motyką na słońce, czyli ze stanowczo jeszcze niedoszlifowaną znajomością języka oryginału na coś, co wymagało znacznie bogatszych doświadczeń lingwistyczno-czytelniczych, niż „zaliczenie" paru okazów angielskiej klasyki w wersji uproszczonej dla dzieci i młodzieży. Znęciło mnie i nazwisko autora * Wielkiego Gatsby'ego, i groszowa cena, za jaką można było nabyć angielskojęzyczne wydanie powieści w ówczesnej Księgarni KMPiK, lecz efekt moich zmagań z książką okazał się, jak wspomniałam, mało satysfakcjonujący. *A jednak coś w niej musiało być, bo kiedy sporo ponad ćwierć wieku później ukazał się jej nowy polski przekład,
wiedziałam, że chcę do niej wrócić.

I rzeczywiście, nie mam w tej chwili żadnych wątpliwości, że warto było. Czuła jest noc to jedna z tych powieści, które, choć opisany w nich świat odszedł w przeszłość, wciąż niosą ze sobą niezmienny ładunek emocji i prawdy psychologicznej. Uczucia rozpalające się nagle, krótkie i gwałtowne niczym pożar wzniecony przez burzę, a potem już tylko tlące się żałośnie aż do całkowitego wygaśnięcia, lub odwrotnie, związki budowane długo i wytrwale, jak solidne konstrukcje mające przetrwać całe lata, a jednak w mgnieniu oka walące się z hukiem pod wpływem drobnego, zdawałoby się, wstrząsu; trójkąty i czworokąty miłosne, kłamstwa, wybiegi, zdrady; kunsztowne gry pozorów lub bezwstydne, ekshibicjonistyczne manifestacje chwilowych wahnięć emocjonalnych; małżeństwa dla zysku, romanse dla kariery, przyjaźnie dla wygody albo „dlatego-że-tak-wypada"... Wszystko to było, jest i będzie, póki ludzie będą ludźmi... Nic więc nie przeszkadza, że bohaterowie Fitzgeralda przeżywają swoje uczuciowe wzloty i upadki w
realiach dawno już minionych - są tak żywi, tak prawdziwi, jakby to wszystko działo się tu i teraz...

Oryginalna konstrukcja fabuły powoduje, że zamiast dowiadywać się wszystkiego po kolei, czytelnik zmuszony jest odkrywać prawdę warstwami, analizując to samo zjawisko po kilka razy, w miarę nabywania informacji o wcześniejszych faktach. Początkowo wydaje się, że osią wydarzeń będzie - udany czy nieudany, jeszcze nie wiadomo - romans młodziutkiej amerykańskiej aktoreczki, przybyłej na francuską Riwierę trochę dla odpoczynku, a trochę dla nawiązania nowych zawodowych kontaktów - ze sporo od niej starszym rodakiem, zakorzenionym tu na dobre wraz z całą grupą znajomych, których wspólną cechą wydaje się posiadanie niewyczerpanych funduszy i brak poważniejszych zobowiązań (jeśli nie liczyć więzów małżeńskich, dla wielu spośród nich również jednak dość umownych). Ten jest niespełnionym naukowcem, ów zapoznanym (choć jeszcze niestarym) artystą, inny żądnym przygód awanturnikiem, wyżywającym się jako najemny żołnierz, panie pełnią rolę mniej lub bardziej udanych ozdób towarzystwa, alkohol leje się obficie, a hamulce
moralne nie są niewzruszone... W takich warunkach spełnienie pragnień Rosemary wydaje się kwestią kilku dni, a jednak sporo czasu upływa, nim Dick ulegnie czarowi zakochanej osiemnastolatki. I tylko na krótko, ale czy dlatego, że związek łączący jego i Nicole sprawia wrażenie o wiele głębszego, niż relacje między pozostałymi parami? A może jest coś więcej, może to nie tylko miłość?...

I tu zaczyna się druga odsłona, w której narrator ogniskuje swoją uwagę na Dicku, równocześnie cofając akcję w czasie. Początkowo nie wiemy jeszcze, co ma wspólnego pierwsza praca młodego psychiatry z tym, co wydarza się osiem lat później w śródziemnomorskiej wiosce, i z tym, co nastąpi potem, ale stopniowo dowiadujemy się wszystkiego o małżeństwie Diverów, o wszelkich sprawach tajemniczych i wstydliwych, które sprawiły, że relacje między Dickiem i Nicole są takie, a nie inne. A potem znów następuje skok w czasie, tym razem w przód, i coraz bardziej staje się oczywiste, że nic już nie jest takie samo, jak owego pięknego lata 1925 roku, choć jeszcze do końca nie wiadomo, kto - i czy ktoś w ogóle - wyjdzie z tej uczuciowej matni nieposzkodowany...

d29mqa7

Przy czytaniu trzeba rzeczywiście dość mocno skupiać uwagę, by nie przeoczyć żadnego detalu dotyczącego drugo- i trzecioplanowych postaci, pojawiających się tłumnie na scenie w momencie zawiązania akcji i powracających następnie w różnych konfiguracjach; nie jest to jednak ani męczące, ani irytujące, a nawet pozornie nic nie znaczące epizody mogą okazać się ważne dla zrozumienia czegoś, o czym autor wspomina dużo później. I* tylko na pytanie, czy umierającą miłość można było jeszcze uratować - a jeśli tak, to w którym momencie i jakimi środkami? - musimy sami poszukiwać odpowiedzi...*

A ostateczne wrażenie jest więcej niż pozytywne: to dzieło, którego ponadczasowa problematyka, wyrazistość przekazu i piękny język powinny zadowolić każdego czytelnika, szukającego w powieściach czegoś więcej niż tylko wartkiej akcji.

d29mqa7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d29mqa7