Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 10:38

Bezpłodna era

Bezpłodna eraŹródło: Inne
d3uy3c6
d3uy3c6

24.04.2023
Piszę po kilkudniowej przerwie, w czasie której często myślałam o tym, co przeżyli nasi mężczyźni w mieście. Nic nie zapowiadało wstrząsu, jaki nas czekał przy końcu relacji z wyprawy. Leon, kontynuując swoje sprawozdanie, krótko opisał, jak przez wybity otwór weszli do korytarzyka, który prowadził do obszernego pomieszczenia. Znajdowały się w nim artykuły spożywcze, alkohol oraz inne rzeczy, które potem przywieźli na farmę. Ponieważ nie udało im się przywieźć wszystkiego za pierwszym razem, po resztę Leon ze Stefanem pojechali drugi raz.
Rzeczy z drugiego transportu mają być rozdzielone w późniejszym terminie. Leon podkreślił, że trafienie na magazyn wojskowy, który prawdopodobnie był przygotowany na wypadek stanu wyjątkowego, było szczęśliwym przypadkiem i na powtórzenie takiego cudu nie powinniśmy liczyć. Dlatego ponownie wezwał nas do oszczędnego gospodarowania tym, co otrzymaliśmy. Przygotował też listę przywiezionych za drugim razem zdobyczy, abyśmy wszyscy wiedzieli, czym dysponujemy. Było tego dosyć dużo. Potem wrócił do opowieści o pierwszej wyprawie.
Ponieważ nie chcieli jechać ze znalezionymi rzeczami do miasta, zamaskowali wejście do piwnicy i ruszyli w dalszą drogę. Zdecydowali się na to, ponieważ prawdopodobieństwo, aby ktoś zajrzał do opustoszałego obozu było minimalne.
Przy wjeździe do miasta napotkali kilka grup z różnych farm, które również szukały "skarbów" w prawie ogołoconym mieście. Stosunki między poszukiwaczami były poprawne. Z jedną z grup zaznajomili się na tyle, że wymienili się adresami i postanowili utrzymywać ze sobą łączność. Tamci, niestety, nie mieli żadnych istotnych wiadomości o tym, co się dzieje na świecie. Za to dali naszym adres składu optycznego, w którym mogli zaopatrzyć się w okulary i dobre lornetki. Ostrzegli ich także przed zbliżaniem się do dzielnicy położonej nad rzeką.
Było tam kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy ludzi, wprawdzie starych, ale przez swą liczbę i determinację bardzo niebezpiecznych. Podobno jakaś grupa, która zapuściła się tam, już stamtąd nie wróciła. Mimo ostrzeżenia Robert i jego towarzysze postanowili bardzo ostrożnie sprawdzić, jak naprawdę wygląda sytuacja. Ponieważ było jeszcze widno, upatrzyli trzydziestopiętrowy wieżowiec, do którego mogli dojść niepostrzeżenie, korzystając z przylegającego do niego parku.

Weszli na dwudzieste piętro (dalej nie mieli sił). Z okien rozciągał się widok na duży odcinek rzeki, wokół której koncentrowało się życie. Z prawej i lewej strony dzielnicy było pusto. Dzięki lornetkom widzieli wszystko tak dokładnie, jak gdyby byli nad samą rzeką. To, co zobaczyli przeraziło ich.
Na ulicach leżało mnóstwo ludzi, ale nie można było dostrzec czy spali, czy osłabieni nie mogli wstać, czy też może już nie żyli. Wśród nich kręcili się ludzie-szkielety, podobni do tych wyzwolonych z obozów koncentracyjnych w czasie drugiej wojny światowej. (Kto zwiedzał wystawę w Muzeum Ludzkości na pewno pamięta wrażenia z wędrówki po pawilonie poświęconym tej wojnie i obozom zagłady. Jeszcze nie tak dawno, w normalnych czasach, też widzieliśmy podobnych, wycieńczonych głodem ludzi w krajach afrykańskich, nawiedzonych suszą i walkami wewnętrznymi).
Nad rzeką dostrzegli także takich, którzy byli w lepszej kondycji. Ci przy pomocy siatek i puszek łowili ryby. Koło palących się gdzieniegdzie ognisk co jakiś czas wybuchały bijatyki. Nie wiadomo, czy chodziło o wywalczenie sobie miejsca do gotowania, czy o zdobycie ugotowanej już potrawy. Widać było szamotanie się, rękoczyny z użyciem kamieni i prawdopodobnie morderstwa. Jedne twarze pełne wściekłości i agresji, inne rozpaczy.
To był straszny widok. Walka szkieletów o łyżkę strawy, o jeszcze jeden dzień życia. Dno niedoli ludzkiej. Kobiety prawdopodobnie zostały już wycofane z gry o życie, bo nie widzieli żadnej. Leon uzasadniał ich wypad do dzielnicy tym, że powinniśmy wiedzieć, co dzieje się poza naszą enklawą. Wtedy też upewnił się, że jesteśmy zobowiązani dążyć do zapewnienia ludzkich warunków tym wśród nas, którzy już nie potrafią dbać o siebie.
Czy mogli coś zrobić dla tamtych? Doszli do wniosku, że nie. Gdyby oddali im wszystko, co znaleźli w magazynie wojskowym, przypadłoby tam na człowieka kilka albo i mniej gramów żywności, i to tylko w wypadku, gdyby zorganizowany podział był możliwy. Ale najprawdopodobniej skończyłoby się to tym, że zanim dojechaliby do centrum dzielnicy ich konie zostałyby zabite i rozszarpane przez głodny tłum, oni również, a żywność przepadłaby, rozrzucona i wdeptana w ziemię. Ich pomoc byłaby absolutnie nieskuteczna. Tam nie uratowaliby nikogo, a nasze szanse przeżycia zostałyby zredukowane. Ci ludzie muszą być pozostawieni swojemu losowi. Pierwszy raz widziałam Leona tak poruszonego, powiedziałabym nawet, wstrząśniętego. Myślę, że jednak byłoby lepiej, gdyby wrażenia z tej podróży zachowali dla siebie. Po zebraniu rozeszliśmy się w ciężkim nastroju. Robert poprosił mnie, abym nigdy więcej nie wracała do tego tematu.

03.01.2026
Miesiąc temu umarła nasza gospodyni. Tak jak prosiła, postawiliśmy krzyż na jej grobie. Cmentarz znajduje się w pobliżu izby chorych. Jeszcze w tamtym roku mężczyźni wykopali tyle dołów, ilu członków naszego zespołu. Wymyślił to Leon, jak zwykle zapobiegliwy, przewidując, że będziemy coraz słabsi i w przyszłości nikt z nas nie będzie się nadawał do wykonania takiej pracy. Staram się nie chodzić tamtędy, bo puste groby bezlitośnie przywodzą myśl, że któryś jest dla mnie, Roberta, całej reszty...
Czasem myślę - żeby tylko nie być ostatnią. W historii nierzadko zdarzało się, że oprawcy zmuszali swoje ofiary do kopania własnych grobów, ale między przygotowaniem grobu, a jego "wypełnieniem" czas był bardzo krótki. Pierwszy chyba raz zdarza się, aby ludzie własnoręcznie przygotowywali dla siebie miejsce wiecznego odpoczynku na kilka albo kilkanaście lat z góry, w przewidywaniu, że w przyszłości fizycznie nie będą do tego zdolni, a nie będzie komu wyręczyć ich w tej pracy. Obecnie nie mamy kłopotów z grzebaniem zmarłych: ciało owija się w prześcieradło, chowa do grobu i zasypuje ziemią.
Rozważaliśmy możliwość palenia zwłok, ale większość odniosła się do tego niechętnie, mimo że w normalnych czasach była to praktyka powszechna. Ludzie, mimo że nie wierzą w zmartwychwstanie, chcą, aby zostało z nich coś więcej niż garstka popiołu. Stosunek do Boga i religii w ciągu ostatnich kilkunastu lat uległ przemianie. Na początku naszej "bezpłodnej ery" nastąpił powrót do wiary, modlono się wiele publicznie i prywatnie, powstawały różnego rodzaju sekty, które uważały, że właśnie one mają najlepsze dojście do Decydującego Czynnika.
Pątnicy i nawiedzeni głosili przepowiednie, chętnie wysłuchiwane, jak to zwykle bywa w okresie zagrożenia i niepewności. Oficjalne Kościoły zwalczały tych "fałszywych proroków" i groziły ich wyznawcom wiecznym potępieniem. Wszystkie drogi przebłagania Boga i próby odwrócenia kary, jaka nas spotkała - zawiodły.
W miarę upływu czasu, gdy stało się jasne, do czego zdążamy, zainteresowanie Bogiem i religią zmniejszało się. Wśród członków naszego zespołu farm jedynie gospodyni pozostała gorliwie wierząca. Myślę, że główną przyczyną zaniku wiary jest brak nadziei. Wiara bez nadziei nie ma racji bytu. Bóg, skazujący na zniszczenie tych, których ponoć stworzył na wzór i podobieństwo swoje, nie jest także moim Bogiem, nawet, jeśli istnieje. Żyjemy bez nadziei i nie możemy pocieszyć się tym, że Bóg nas doświadcza, aby nasze cierpienia odkupiły grzechy świata.
Chrystus cierpiał i umarł na krzyżu, aby zbawić ludzkość, my dźwigamy nasz krzyż zamykający dzieje ludzkości bez aspiracji zbawczych. Miałam zamiar napisać krótko o śmierci naszej gospodyni, a rozpisałam się o Bogu, wierze i nadziei, a właściwie jej braku. Przeczytałam kiedyś, że jeśli ktoś, kto tak jak ja uważa się za ateistę, a prowadzi rozważania podobne do moich, jest w rzeczywistości wierzący. Porozmawiam na ten temat z Robertem. Chociaż nie wiem właściwie, po co. Profesor kiedyś powiedział: "Dlaczego tak boimy się śmierci, przecież już raz byliśmy w nicości". Może i byłam w nicości, ale boję się powrotu do niej.

d3uy3c6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3uy3c6