Trwa ładowanie...

Śmierć ma zapach i dźwięk. "Czuję to teraz, gdy rozmawiamy"

- Byłem przy tragediach, które pochłonęły ćwierć miliona ludzkich istnień w ciągu kilku minut, w czasie których ktoś zdążyłby zrobić sobie kawę - opowiada WP Robert A. Jensen, autor książki "Gdy opadnie kurz. Czego praca przy katastrofach nauczyła mnie o życiu".

Katastrofa samolotu nad TurcjąKatastrofa samolotu nad TurcjąŹródło: Getty Images, fot: 2003 Getty Images
d12zst2
d12zst2

Magda Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski: Jak pachnie śmierć?

Robert A. Jensen: Wydawałoby się, że to głównie woń rozkładających się zwłok. To też woń rozlanego wszędzie paliwa samolotowego. To ten specyficzny zapach kurzu, który przepełnia powietrze po zawaleniu się budynku. Śmierć nie tylko ma swój zapach, ale i dźwięk. To odgłos maszyn pracujących na miejscu katastrofy, młotów pneumatycznych i szlifierek, spod których lecą iskry.

Kiedy ostatnio to poczułeś?

Czuję to teraz, gdy rozmawiamy. Gdy w pobliżu lotniska czuję zapach paliwa, przypominam sobie o pracy. Gdy słyszę odgłosy z budowy, przypominam sobie o tragediach, których byłem świadkiem. Nie chcesz mieć takich wspomnień, jakie mam ja.

Zobacz: Ojciec Piotrka zginął na służbie. 22 latek opowiada, w jaki sposób godził się z jego odejściem

Spędziłeś większość życia, pracując przy największych katastrofach, w tym lotniczych.

Tak, to jest dla mnie już normalne.

d12zst2

Normalne?

To, co dla mnie jest normalne, zdecydowanie nie jest tym dla większości ludzi. Może to i dobrze… Gdy wchodzę do jakieś sali, pierwsze, co robię, to rozglądam się za wyjściem ewakuacyjnym. Gdy jestem na lotnisku, jak najszybciej przechodzę odprawę i idę do kontroli bezpieczeństwa. W hotelach zawsze sprawdzam, w którym miejscu są schody ewakuacyjne i gdzie są wyjścia. W głowie zawsze tworzę plan ucieczki, co pewnie nie jest normalne dla ludzi.

Bo nikt nie myśli ciągle o możliwych tragediach.

Nie myślą, bo tragedie trwają kilka godzin w mediach i sprawa się kończy. Przechodzimy do porządku dziennego, wracamy do swoich spraw. Dla wielu postronnych osób wypadek jest tylko urywkiem z rzeczywistości. Dla tych, którzy zajmują się sprawą, tak jak robiłem to wiele lat ja i mój zespół, trwa to tygodniami, czasem dłużej. Każda tragedia niesie za sobą konsekwencje. Musimy pomóc żywym uporać się z koszmarem, bo życie powinno toczyć się dalej. A gdy sprawa jest źle prowadzona, to wywołuje tylko kolejne traumy. Wiesz, cały czas przyglądam się konsekwencjom tragedii w Smoleńsku, która miała miejsce w kwietniu 2010 r. To wciąż nie jest zamknięty rozdział dla tak wielu osób.

d12zst2

Ze względu na politykę.

Sądzę, że 90 proc. to polityka, a 10 proc. to techniczne błędy, które popełniono zaraz po tragedii. Ale to nie tylko Smoleńsk. W 2003 r. w Turcji rozbił się samolot z żołnierzami misji pokojowej z Hiszpanii. Rząd Hiszpanii był skoncentrowany tylko i wyłącznie na odzyskaniu ciał ofiar. Nie dbali o prawidłową identyfikację zwłok. Naciskali rząd Turcji, by ten po prostu oddał ciała. I tak się stało. Rząd Hiszpanii sądził, że w ten sposób pomoże rodzinom zmarłych. Prawda jest taka, że nie dbali o własnych obywateli. W końcu wyszło na jaw, że rodziny pochowały nie te osoby, które powinny. Rząd Hiszpanii musiał wprowadzić zmiany. Trzy osoby, które odpowiadały za identyfikację zwłok po katastrofie, wysłano do więzienia.

Jak najprościej wyjaśnić, na czym konkretnie polega twoja praca?

Jest pięć głównych elementów mojej pracy. Poszukiwania. Identyfikacja. Oddanie rodzinom zwłok ofiar lub ich fragmentów, a także rzeczy, które do nich należały. To też stworzenie centrum wsparcia dla rodzin ofiar masowych tragedii, ale też zbudowanie call center dla mediów. Piąty ostatni element to komunikacja. Pomagam liniom lotniczym rozmawiać z rodzinami ofiar wypadków, wspieram w przekazywaniu tych najgorszych informacji. Najważniejsze moje zadanie to sprawienie, że przedstawiciele linii lotniczej powiedzą bliskim zmarłych proste "przepraszam".

Robert Jensen Materiały prasowe
Robert Jensen Źródło: Materiały prasowe, fot: Karrie Porter Bond

"Robert, wydarzyła się tragedia…". Od tych słów to zawsze się zaczyna, prawda?

Po katastrofie lotu Germanwings 9525 w 2015 r. najpierw dostałem telefon od dziennikarza, który zapytał mnie o możliwość wywiadu o wypadku. Po 60 sekundach miałem na linii drugą rozmowę z przedstawicielami linii lotniczych, którzy dopiero mieli mnie poinformować o katastrofie. Tak, zawsze zaczyna się od telefonu. Ostatni raz, gdy odebrałem taki, był w grudniu 2021 r. Wtedy sprzedaliśmy firmę. Styczeń 2022 r. był pierwszym miesiącem od czasów college’u, gdy nie byłem przywiązany do telefonu i nie musiałem spodziewać się rozmów o wypadkach.

d12zst2

Próbowałeś kiedyś policzyć, przy jak wielu katastrofach pracowałeś?

Liczyłem na samym początku, potem już nie było to możliwe. Byłem przy tragediach, które pochłonęły ćwierć miliona ludzkich istnień w ciągu kilku minut, w czasie których ktoś zdążyłby zrobić sobie kawę. Jedna z tych spraw to tsunami w Tajlandii w 2004 r., a druga to trzęsienie ziemi z 2010 r. Pracowałem przy pięciu lub sześciu wybuchach bomb. Przy ponad 40 katastrofach lotniczych. Przy trzęsieniach ziemi, huraganach, tragediach podczas masowych wydarzeń.

Po tsunami w Tajlandii w 2004 r. Getty Images
Po tsunami w Tajlandii w 2004 r.Źródło: Getty Images, fot: Chris McGrath

W książce wspominasz, że jeden z lekarzy, z którym zetknąłeś się po tsunami w Tajlandii w 2004 r., za każdym razem, gdy słyszy dźwięk uderzających o siebie kostek lodu, przypomina sobie chłodnie, którymi transportowano zwłoki zmarłych. Jak w tym ogromie tragedii zadbać o swoich własnych pracowników?

Najważniejsze jest to, by wybrać odpowiednie osoby do tej pracy. Niektórzy świetnie radzą sobie z pomaganiem rodzinom, ale nie są w stanie pracować wokół zwłok. Inni będą świetnymi technikami, ale nie będą w stanie obcować z bliskimi ofiar. Potem trzeba ludzi przygotować na to, co się stanie, co jest normą. Pracują przy kilku wypadkach, potem na 2-3 tygodnie muszą wziąć wolne, żeby się pozbierać, odpocząć. Zdarza się, że niektórzy nie dają rady wrócić, bo czują się zniszczeni psychicznie tym, co przeżyli w pracy.

d12zst2

Jedna z moich współpracowniczek pracowała ze mną wiele lat, gdy została wysłana razem z drugą osobą do katastrofy lotniczej w Indiach. Nie pracowała przy zwłokach, a przy rzeczach zmarłych. Kolega dzwoni i mówi, że ona grozi samookaleczeniem się. Momentalnie wysłaliśmy do niej ludzi, sprowadziliśmy do domu, potem od razu zapewniliśmy jej opiekę psychologa. Niektórzy po prostu tego nie wytrzymują. Każdy gdzieś ma swoją granicę wytrzymałości.

Gdzie leżała twoja?

Doszedłem do takiego momentu, że zdecydowałem się sprzedać firmę. Byłem wykończony. Wykończony odbieraniem telefonów i ciągłymi walkami z polityką, która miesza się w te potworne katastrofy. W mediach to wygląda inaczej, dla nas na miejscu – to przecież piekło. Gdy słyszę dźwięk młota pneumatycznego, mam przed oczami zamach bombowy w Oklahoma City z 1995 r. Jakbym znów tam był. W końcu wiedziałem, że czas zrobić sobie przerwę.

d12zst2

Komentujesz jednak cały czas katastrofy, doradzasz. Śledzisz to, co dzieje się w Ukrainie?

Tak, bo mam tam przyjaciół. Paradoksalnie w tym horrorze widzę nadzieję na przyszłość. Myślę, że rosyjski rząd jest skończony. Władimir Putin popełnił tak wiele kolosalnych błędów, że nie ma już drogi powrotu do jego dawnej bytności w światowej polityce. Od pierwszego dnia wojny wiedziałem, że Ukraina będzie musiała przetrwać tydzień, by pokazać, że są w stanie bohatersko walczyć. I tak się stało. Ich niesamowita walka udowadnia mi tylko, że Putin jest skończony.

Polska, wasi ludzie, pomagają w niesamowity sposób. Jesteście nr 1 we wspieraniu tych ludzi. Wiesz, co jest niezwykłe? To, że nazywacie Ukraińców gośćmi, przyjaciółmi, a nie uchodźcami. To będzie miało ogromny wpływ na przyszłość. Nad tą dziurą wykopaną przez Putina jeszcze zbudujemy most. Ja tu naprawdę widzę nadzieję.

d12zst2

"Nadzieja" nie była zbyt popularnym hasłem, szczególnie gdy odkryto masowe groby w Buczy. Porównywano to do tego, co stało się w Srebrenicy. Byłeś w Bośni i Hercegowinie. Widziałeś to.

Byłem tam w latach 90. i pracowałem z ekspertami, którzy identyfikowali zwłoki po masakrze w Srebrenicy. Jest wiele podobieństw tego, co wydarzyło się na Bałkanach do tego, co dzieje się dziś w Ukrainie, choć moim zdaniem tamta sprawa była bardziej wewnętrzna. Opierała się na skomplikowanej historii. Putin zaś próbuje przekonać wszystkich, że wywołana przez niego wojna ma podłoże historyczne, ale to bzdura.

Przypomina się też sprawa zestrzelenia samolotu MH17 przez prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy. Nie byłeś na miejscu, ale komentowałeś tę sprawę w mediach.

Najtrudniejsze było to, że nie chciano wydać ciał ofiar. Sprawa była niezwykle trudna. Toczyły się wojny o to, jak z szacunkiem zająć się zmarłymi. Co ja bym wtedy zrobił, to zwrócił się do przywódców religijnych. Ludzie zapominają o ich władzy, którą niewątpliwie mają. Zrozumiałem to po zamachach bombowych w Iraku. W siedzibie ONZ mieliśmy ciało kobiety, która należała do sunnitów. Jej rodzina chciała, by umyto i zaopiekowano się jej ciałem zgodnie z tradycją sunnicką. To nie było możliwe ze względu na rozmiar tej tragedii. Zapytałem, czy dla rodziny ulgą byłaby modlitwa w meczecie. Zgodzili się. Wystarczyło zapomnieć o polityce i po prostu porozmawiać.

W "Gdy opadnie kurz" opisujesz mnóstwo katastrof lotniczych. Czy te wszystkie tragedie, których doświadczyłeś w pracy, sprawiają, że poprawia się bezpieczeństwo? Że linie lotnicze reagują coraz lepiej?

Wielu ludzi uczy się na tych tragediach i tak, wprowadzane są nowe systemy reagowania po katastrofach. Są wciąż ludzie, którzy przejmują się tylko i wyłącznie pieniądzem. Zdarzy się tragedia? No cóż. Ważne, że nie wydali za wiele, odpowiadając ironicznie. Te najgorsze firmy lotnicze – wydaje mi się – rezydują tu, w Stanach Zjednoczonych. Warto sobie uzmysłowić, że stworzenie systemu pomocy ofiarom potencjalnych katastrof i zatrudnienie ekspertów jest bardziej opłacalne, niż radzenie sobie z katastrofą w totalnym chaosie i przy potężnej tragedii dla rodzin. Zawsze powinien być ktoś, kto poprowadzi za rękę tych, którzy doświadczyli tragedii.

"Gdy opadnie kurz" Materiały prasowe
"Gdy opadnie kurz"Źródło: Materiały prasowe
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d12zst2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Wyłączono komentarze

Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.

Paweł Kapusta - Redaktor naczelny WP
Paweł KapustaRedaktor Naczelny WP
d12zst2