Trwa ładowanie...
dzbxl1d
04-02-2020 07:38

Rzeźnik z Niebuszewa. Seryjny morderca i kanibal czy kozioł ofiarny władz PRL-u

książka
Oceń jako pierwszy:
dzbxl1d
Rzeźnik z Niebuszewa. Seryjny morderca i kanibal czy kozioł ofiarny władz PRL-u
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

TEJ PRZERAŻAJĄCEJ HISTORII NIKT NIE WYMYŚLIŁ!
11 września 1952 roku, godzina 22:30. Wezwani do mieszkania cieszącego się w okolicy złą sławą Józefa Cyppka milicjanci napotykają makabryczny widok – poćwiartowane i bezgłowe zwłoki kobiety. Denatką okazuje się jego sąsiadka, 20-letnia Irena Jarosz, mężatka i matka kilkumiesięcznego dziecka.
Władza ludowa w obawie przed wybuchem niepokojów sprawę załatwiła szybko. Proces rozpoczął się 17 września 1952 r. i zakończył tego samego dnia. Cyppkowi udowodniono tylko jedną zbrodnię, ale okrzyknięto go pierwszym seryjnym mordercą w powojennej Polsce. Został skazany na karę śmierci. Pochowano go potajemnie na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie. Z przecieków ze śledztwa narodziła się legenda o psychopacie
i kanibalu, według której zabił kilkadziesiąt osób, a ludzkie ciała po przemieleniu sprzedawał niemieckim handlarzom na bigos. Swoje tajemnice zabrał do grobu. Do dziś nie wiadomo, ile jest prawdy w opowieściach o serii przypisywanych mu zabójstw.
Książka jest opartą na aktach sprawy rekonstrukcją najpotworniejszej
zbrodni w powojennej historii Szczecina.
Na podstawie historii Rzeźnika z Niebuszewa został nakręcony film w reżyserii Pawła Lewandowskiego Miasto nocą, którego premiera planowana jest na rok 2020.

Rzeźnik z Niebuszewa. Seryjny morderca i kanibal czy kozioł ofiarny władz PRL-u
Numer ISBN

978-83-66217-92-8

Wymiary

145x205

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

400

Język

polski

Fragment

„Rok 1952 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia” – tak można by strawestować z sienkiewiczowska fakt błyskawicznego ujęcia mordercy i jeszcze szybszego procesu z wydanym wyrokiem śmierci na Józefa Cyppka, który zyskał przydomek „Rzeźnika z Niebuszewa”. Sprawna akcja organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości mogła wydawać się ogromnym sukcesem, gdyby nie szereg wątpliwości, które pojawiły się wkrótce po egzekucji seryjnego zabójcy.

Był wczesny upalny poranek 12 czerwca 2018 roku. Jechałem do Archiwum Państwowego w Szczecinie, gdzie udało mi się w końcu zlokalizować akta sprawy. Po pierwszej, nieskutecznej kwerendzie w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, z odpowiedzi na pismo skierowane do Prezesa Sądu Okręgowego w Szczecinie dowiedziałem się, że potrzebne mi do książki dokumenty o sygnaturze IV K 163/52 od 2015 roku znajdują się w szczecińskim Archiwum Państwowym przy ulicy św. Wojciecha 13 (nr zespołu 351, sygn. 1078).

Józef Cyppek to chyba najbardziej mroczna ze wszystkich legend Szczecina, a na pewno dzielnicy Niebuszewo. Od wielu lat historia tego mężczyzny wzbudza sporo emocji i inspiruje twórców. Powstają również liczne mutacje tego zdarzenia, najczęściej inspirowane raczej plotkami niż historyczną analizą. Krążące po Szczecinie pogłoski i ludzkie domysły wykreowały obraz pierwszego powojennego polskiego seryjnego mordercy-kanibala, który zabić miał nawet kilkadziesiąt osób.

Do dziś krąży o nim więcej legend, niż jest wiadomych sprawdzonych faktów. Ile prawdy jest w opowieściach przekazywanych przez najstarszych mieszkańców miasta? Czy Cyppek naprawdę ćwiartował swoje ofiary, a ich mięso sprzedawał na miejskim bazarze? Czy ten dziwak i samotny inwalida z powojennego Szczecina słusznie zyskał przydomek „Rzeźnika z Niebuszewa”? Odpowiedzi miały mi udzielić akta, które właśnie położyłem na stoliku w pracowni naukowej Archiwum Państwowego.

Byłem ciekaw, ile jest prawdy w spekulacjach, zgodnie z którymi Józef Cyppek był kozłem ofiarnym, a nie sprawcą. Nie ukrywam, że nawet nie znając całości sprawy, miałem wątpliwości, czy takie zastrzeżenia nie są po prostu „zagrywką” mającą na celu spotęgowanie zainteresowania gawiedzi zawsze żądnej sensacji i kontrowersji. Autorzy publikacji prasowych i internetowych twierdzili bowiem, że proces mordercy został przeprowadzony w podejrzanie ekspresowym tempie, śledztwo było tendencyjne i spartaczone, pominięto wiele zastanawiających okoliczności i faktów… Nie przesłuchano kluczowych świadków…

Otworzyłem teczkę z dokumentami. Co w niej znajdę? Materiał na bestseller czy historię patologicznego oprycha, który pod wpływem alkoholu zabił sąsiadkę, bo nie „chciała mu dać”? Oto, czego się dowiedziałem.

Była mniej więcej godzina 22.30 dnia 11 września 1952 roku. Wtedy milicjanci poszukujący zaginionej 20-letniej Ireny Jarosz weszli do mieszkania przy ulicy Wilsona 7/3 w Szczecinie, które zajmował niejaki Józef Cyppek. Mundurowi, mąż zaginionej i kilku lokatorów kamienicy mieli ujrzeć coś, co zostanie im w pamięci do końca życia – poćwiartowane zwłoki kobiety, bez głowy i części kończyn. Jeden z funkcjonariuszy, sierżant Zygmunt Woźniak, o godzinie 23.40 sporządza notatkę służbową[1]:

„Dnia 11.IX.1952 r. zgłosił się o godz. 20.30 do tut. Komis. M.O. w Szczecinie ob. Jarosz Józef, zam. Szczecin, ul. Wilsona 7/2, który to zameldował, że przybył z pracy wieczorem i w mieszkaniu nie zastał swej żony, oraz stwierdził brak pierzyny, koca, prześcieradła z pokoju sypialnego, oraz garnituru i zegarka, po rozpytaniu i upewnieniu się, że nie było żadnych nieporozumień pomiędzy małżeństwem udałem się na miejsce, gdzie stwierdziłem na podstawie zeznań rozpytanych osób, jak Szafernoga Józefa, zam. Szczecin ul. Sportowa nr 2 m. 7, która zapodała, że o godz. 14.00 11.IX.52 r. przybyła do znajomej Jarosz Ireny, drzwi mieszkania zastała zamknięte, gdy poczęła dzwonić, nikt się nie odzywał, a jedynie słyszała płacz dziecka, gdy wzięła za klamkę, drzwi otworzyły się i weszła do mieszkania, gdzie to zastała w niem jedynie płaczące dziecko, natomiast Jarosz Ireny w domu nie było, za którą to czekała do godz. 16.00, gdy ta nie przychodziła, zabrała dziecko do siebie, drzwi zamknęła na klucz, jaki znajdował się w drzwiach od strony wewnętrznej i powiadomiła sąsiadów, by powiedzieli, że dziecko znajduje się u niej, gdy ktoś przyjdzie.

Następnie ob. Tonder Wanda zam. Wilsona 7 m. 12 zapodała, że rozmawiała z Jarosz Ireną o godz. 9.00 i od tego czasu jej już nie widziała. Ja poleciłem wówczas, by Jarosz Józef sprawdził u krewnych, czy nie ma tam jego żony, co zostało wykonane z wynikiem negatywnym. Jak dalej dowiedziałem się z rozmów sąsiadów, to pod zapodanym adresem m. 3 odbywała się libacja, gdzie wówczas nasunęło mi się podejrzenie, że Jarosz I. mogła zostać tam zaproszona, upita do utraty przytomności i zgwałcona, gdzie to wysłałem w celu kontroli 4. funkcj. M.O. wraz z Kier. Ref. IV.go st. sierż. Krupeckim, którzy to powrócili po paru minutach i oświadczyli mi, że w mieszkaniu jest ciemno i nie ma tam nikogo, lecz obecny z funkcj. Jarosz Józef rozpoznał przez okno swoją pierzynę, co też ja poleciłem im obserwować dane mieszkanie i o ile zgłosi się tam ktoś, by dał natychmiast znać, gdzie to około godz. 22.30 otrzymałem wiadomość, że właściciel tegoż mieszkania jest, ja ponownie natychmiast wysłałem 3. funkcj. jako d-ą sierż. Koryzmą A. z zadaniem przeprowadzenia kontroli co za osoby znajdują się w mieszkaniu, wylegitymowania ich i ewentualnego doprowadzenia do komisariatu M.O. Po upływie około 15 minut od wysłania funkcj. zostałem powiadomiony telefonicznie z kina Młoda Gwardia, że pod zapodanym adresem znajdują się zwłoki kobiety poćwiartowane. Gdzie natychmiast powiadomiłem Kierownika Komis. M.O. i Z-cę, oraz powiadomiłem dyżurnego K-ndy M.O. m. Szczecina”.

Notatka jak notatka, sporządzona w charakterystycznym, służbowym stylu. Jednak moje zdziwienie rośnie z minuty na minutę, wprost proporcjonalnie do liczby przeglądanych dokumentów. Po przejrzeniu około 150 stron (chudziutka teczka liczy ich trochę ponad 200) natrafiam na listę powołanych na rozprawę świadków. Po przeczytaniu tego, co mieli do powiedzenia sąsiedzi, trudno pojąć, dlaczego uznano za ważne zeznania Wandy Tonder i Marii Nachmanowicz, które de facto do sprawy nic istotnego nie wniosły, a zamordowaną widziały ostatni raz w godzinach porannych.

Jeszcze bardziej zastanawiające jest, dlaczego milicja nie przesłuchała ani Jadwigi Pieślak i jej konkubenta Mariana Jankowskiego, z którymi część dnia miał spędzić podejrzany Józef Cyppek. Dlaczego nikogo – oprócz medyków – nie zastanowiła fachowość poćwiartowania zwłok (bo sam fakt pocięcia ciała, co ułatwiało przeniesienie i ukrycie, jest zrozumiały) i po co podejrzany oddzielał organy wewnętrzne ofiary? I na koniec, dlaczego utajniono proces?

Nie na wszystkie te pytania znalazłem odpowiedź, bo w życiorysie „Rzeźnika” jest mnóstwo luk i nieścisłości. Ba, w toku studiowania archiwaliów miałem coraz więcej zastrzeżeń co do pracy organów zarówno ścigania, jak i sprawiedliwości. Przeanalizowałem również przerażającą legendę, która zaczęła żyć swoim życiem na ulicach i podwórkach Szczecina. Mówi ona o makabrycznym kanibalu, który miał handlować ludzkim mięsem. Ile w niej prawdy? Aby to zrozumieć, należy zacząć od historii Niebuszewa, gdzie doszło do zbrodni.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dzbxl1d
dzbxl1d
dzbxl1d
dzbxl1d