Słowo musi mieć sens; musi coś oznaczać, coś zawierać, jeśli nie samo w sobie, to w połączeniu z innymi słowami. Może służyć do komunikacji na poziomie elementarnym, nie przekazując nic ponad swój sens słownikowy, ale może też wyrażać treści bardzo złożone, wychodzące daleko poza podstawowe znaczenie. A oprócz narzędzia bywa tworzywem, z którego powstaje najwspanialsza ze sztuk, jakie ludzkość wynalazła od początku swego istnienia: literatura.
I właśnie artyści pracujący w owym tworzywie są podmiotem zainteresowania autorki "Słowa i sensu". Rozmowy z pisarzami od lat są specjalnością Janiny Koźbiel; znajdziemy je w archiwalnych numerach licznych czasopism o tematyce społeczno-kulturalnej, a część – w wydanym przed kilku laty zbiorze "Słowa i światy". Tym razem grono jej interlokutorów jest nieco szczuplejsze, licząc jedynie osiem osób, lecz równie zróżnicowane pod względem wieku (najstarsza rozmówczyni liczy sobie 95 lat, najmłodsza – świeżo po debiucie – 32), płci (proporcja kobiet do mężczyzn 5:3), dominującego gatunku uprawianej twórczości (przeważa – co nie znaczy, że występuje jako jedyna – proza, ale jest też poezja, reportaż, esej, scenariusz teatralny) i stopnia komunikatywności wypowiedzi (czytelnikom z wykształceniem literaturoznawczym czy też filozoficznym pewnie nie sprawi trudności zrozumienie takich sformułowań, jak "zetknąć eksperymentalnie ten osobisty fantazmat z fantazmatem roussoistycznym", "transgresyjność jest istotą sztuki";
na szczęście dla tych pozostałych większość artystów pióra, których tu spotykamy, wypowiada się w sposób nieco przystępniejszy).
Co najważniejsze, niezmieniony pozostaje najważniejszy element, bez którego żadna z rozmów nie byłaby tym, czym jest: dziennikarski profesjonalizm, obejmujący perfekcyjne przygotowanie merytoryczne (bo niby to oczywiste, że nie powinno się rozmawiać z pisarzem, nie znając jego utworów, jednak, kiedy czytamy wywiady z twórcami zamieszczane na łamach popularnej prasy, możemy czasem nabrać uzasadnionych podejrzeń, że nie każdy pytający jest dostatecznie zorientowany w temacie; autorki nie da się przyłapać na nieznajomości żadnego tytułu, padającego w trakcie rozmowy, co więcej, sposób, w jaki mówi o poszczególnych książkach, wyraźnie wskazuje, że wie o nich niemalże tyle, ile ten, spod którego pióra wyszły) i umiejętność nawiązywania i prowadzenia rozmowy. Zadawania pytań – które z jednej strony wydają się głęboko przemyślane, z drugiej zaś korygowane na bieżąco, w zależności od treści, jakie rozmówca zawarł w poprzedniej wypowiedzi – mogliby się od p. Koźbiel uczyć młodzi adepci dziennikarstwa: nie żadne tam
trywialne "nad czym pan/-i teraz pracuje" czy "jakie są pana/-i odczucia po otrzymaniu nagrody takiej-to-a-takiej", ale na przykład: "Co sprawia, że jest pani istotą wewnątrzsterowną?" (pytanie do Olgi Tokarczuk)
, "Czuję ogromną tremę i muszę pani o tym powiedzieć. (...) Z powodu Jaspersa" (zagajenie rozmowy z Hanną Krall)
. Ten sposób konwersacji sprawia, że zamiast uzyskiwać banalne informacje, jakie równie dobrze możemy znaleźć na skrzydełkach książek czy stronie internetowej danego twórcy, obserwujemy, jak odpowiadający człowiek pod wpływem kolejnych pytań otwiera się, niemalże wykłada na stół swoje myśli i/lub tajniki swojego warsztatu pisarskiego. Kiedy się dokładniej przyjrzymy kwestiom wygłaszanym przez dziennikarkę, odkryjemy, że – czy to z premedytacją, czy może czysto instynktownie – ich styl i język dostraja ona w finezyjny sposób do osobowości i sposobu wypowiadania się interlokutora. Filozofującego eseistę zagadnie: "Czy ten kształt piękna jako swego rodzaju dźwigni człowieczeństwa w człowieku
jest u pana rodem z Platona?", do poetki będącej w każdym calu damą powie: "Nawet kiedy pani pisze o codzienności – a często tak jest – to jakąś odświętność pani w pisaniu zachowuje", autora "męskich" powieści i reportaży literackich, słynącego z dosadnego języka, zapyta: "A ten kościotrup skąd?".
Nie ma w tej książce tekstów "lepszych" i "gorszych" – są najwyżej takie, do których czytelnik z trudem będzie się mógł ustosunkować, nie znając lub za mało znając twórczość danej osoby (co jest wszak możliwe, zwłaszcza gdy należy ona do najmłodszego pokolenia lub reprezentuje bardziej hermetyczną dziedzinę literatury) lub takie, przez które miejscami może mu być niełatwo przebrnąć ze względu na specyficzny język, o czym wyżej (ale gdyby nawet, to i tak lepiej zapoznać się z nimi nawet we fragmentach, niż je pominąć).
Za to bezpośrednim skutkiem lektury, pomijając zdobytą przy okazji wiedzę oraz przyjemność ponownego spotkania z lubianymi literatami i zaznajomienia się z nieznanymi, jest trudna do powstrzymania chęć napisania do autorki listu z propozycjami kolejnych osób, z którymi rozmowy chętnie by się przeczytało. A potem - może nie tylko oczami wyobraźni ujrzymy następny tom, dwu-albo i trzykrotnie grubszy...