Trwa ładowanie...
recenzja
17-09-2014 13:11

Bo jak wiadomo: im dalej w las...

Bo jak wiadomo: im dalej w las...Źródło: Inne
d4m1zi9
d4m1zi9

Jill właśnie poukładała sobie życie. Za sobą ma wiele nieszczęść. Pierwszy mąż umarł niemal na jej oczach. Kochała go całym sercem. Nie zdążył zobaczyć swojej córki- gdy umierał Jill nawet nie wiedziała, że jest w ciąży. Gdy Megan miała kilka lat, Jill poznała Williama – przedstawiciela farmaceutycznego, przystojnego mężczyznę, o sile przyciągania większej niż magnes. Każdej kobiecie, obok której przeszedł, miękły nogi, każda jak wosk topiła się pod jego spojrzeniem. Wszystkie chciały go dosięgnąć, ale okazało się, że najdłuższe ręce ma Jill – młoda, obiecująca doktor pediatrii. Oboje z bagażem i oboje z dziećmi, postanowili być razem na przekór całemu światu. Megan nie znała innego ojca, niż William, Abby i Victoria, jego córki, przyjęły Jill w miejsce straconej mamy. Stworzyli rodzinę, która miała być silna życiowymi doświadczeniami. Była przez kilka lat, a potem nagle okazało się, że William nie jest taki, jakim się wydaje, że więcej w nim wad, niż zalet. Rozstają się i znów dziewczynki stają się
półsierotami. Jill, która pokochała Abby i Victorię prawdziwie matczyną miłością, traci córki – William zabrania jej kontaktować się z nimi.

Teraz jest tuż przed trzecim ślubem – Sam to mężczyzna, który jest ostatnią miłością Jill. Ma wszystko, czego Jill potrzebuje – odpowiednią dozę zdrowego rozsądku, poczucie humoru, ogromne pokłady czułości i opiekuńczości, niebywałą inteligencję. Do tego Megan jest z nim zaprzyjaźniona. Już nigdy pewnie nikogo nie uzna za swojego ojca, ale akceptuje Sama i nawet mówi mu, że go kocha. Na dodatek Jill będzie miała „kolejne dziecko” – pasierba, syna Sama. Rany przysychają, powstają blizny i stare pokrywa się warstewką kurzu. Do czasu, gdy pewnej nocy wyrwana ze snu Jill, słyszy głos Abby. Pośród deszczu i burzy wychwytuje ten jeden dźwięk – jej córka jej potrzebuje. Nieważne, że nie widziała jej kilka lat, nieważne są też więzy krwi, ważna jest nieprzebrana miłość, jaką Jill czuje do dziewczynki i to ona pozwala jej słyszeć w środku nocy niesłyszalny głos pasierbicy.

Wybiega przed dom i znajduje tam pijaną Abby. Dziewczyna jest roztrzęsiona i rozhisteryzowana. Nie potrafi się uspokoić. Od razu wpada w ramiona macochy. I tam, wśród łkań wyznaje, że William nie żyje. Dla Jill to szok. Jeszcze większym jest to, że Abby uważa, iż William został zamordowany. Policja nie podziela jej przypuszczeń – myślą, że to było samobójstwo albo nieszczęśliwy wypadek – mężczyzna wziął leki i popił je alkoholem, taka mieszanka go zabiła.

„Przecież wiesz, że on nigdy nie brał leków! Musisz mi pomóc, proszę!” - mówi Abby i od tych słów zaczyna się kolejny koszmar w życiu Jill – koszmar klejenia na nowo rozpękniętej rodziny, koszmar zwid i mar z przeszłości, koszmar upokorzenia, jakiego była ofiarą, gdy była żoną Williama i koszmar prywatnego śledztwa, które zaprowadzi ją w zupełnie nieoczekiwane rejony.

d4m1zi9

Ta książka nie jest zła, ale to nie jest też dobra literatura.

Bohaterowie najpierw wydali mi się żywi, ludzcy, a potem się odwrócili i zobaczyłam, że to tylko iluzja, że nie mają trzeciego wymiaru, że są cali z papieru. Kilkukrotne przemiany każdego z nich, zmiana zdania, postawy życiowej i przekonań nie mogą być wywołane sytuacją, w jakiej się znaleźli, są zbyt łatwe, nieokupione żadnymi wyrzeczeniami i pracą nad sobą – są ewidentnie wywołane scenariuszem powieści, podporządkowane potrzebie autorki – chciała coś pokazać, ładnie zakończyć historię, więc ciach! - komuś pozwoliła zmienić zdanie, komuś nakazała poprawę zachowania. Psychologicznie nieuzasadnione przemiany bohaterów bardzo rażą. Z papierowymi ludźmi nie da się wypić kawy, nie da się brać z nich przykładu, nie da się umieścić ich w realnym świecie, więc podchodzi się do nich z dystansem i nie da rady się z nimi zaprzyjaźnić. A to od razu stawia książkę stopień niżej w odbiorze, który grałby na emocjach.

Najpierw byłam zaciekawiona. Scottoline odpowiednio dawkowała napięcie i trzymała mocno za rękę moje zainteresowanie. Ale potem zaczęła za mocno zagęszczać intrygę, bez umiarkowania. A jak wiadomo – im głębiej w las, tym więcej drzew. I nagle przestała to być przyjemna przechadzka z dreszczykiem emocji, a zaczęła być nieprawdopodobna intryga z kiepskich kryminałów. W pewnym momencie przestałam być ciekawa jak to się skończy i zaczęłam po prostu wyczekiwać końca. A on się ciągnął i rozciągał, on się ślimaczył i nie mógł znaleźć swojego ogona. Gdy w końcu pojawiły się napisy końcowe, odetchnęłam z ulgą. I nie tęsknię za bohaterami, a humorystyczny akcent końcowy, pozostawiam bez uśmiechu.

d4m1zi9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4m1zi9