Trwa ładowanie...
recenzja
29-07-2014 22:35

Muzykoterapia zamiast mezoterapii

Muzykoterapia zamiast mezoterapiiŹródło: Inne
d14kg65
d14kg65

Marek Hłasko twierdził, że z dobrą kobietą nie boli życie. Po lekturze „Kobiety metamuzycznej”, zbioru rozmów z dwunastoma Polkami, którym o coś naprawdę chodzi, wydaje mi się, że pisarz miał sporo racji.

Dlaczego bohaterka książki Artura Cieślara jest metamuzyczna? Bo - jak tłumaczy autor - „przekracza ramy muzyki. Podąża za nią, uprawia ją, śpiewa, muzykuje, opisuje ją, analizuje, dostrzega dźwięk i jego moc, ale jednak rzadko przedkłada muzykę nad samo życie – jego smak, niepowtarzalność, wyjątkowość”. W tomie, pięknie wydanym przez Barbelo, mówi o swoich marzeniach, ale i o momentach niełatwych, w których okazywało się, że nie jest słaba i bezradna, jak wcześniej myślała. Zwierza się z tego, co zmieniały w niej trudne doświadczenia – rozstania, choroby, śmierci najbliższych. I choć muzyka zawsze w takich chwilach ją wzmacniała, pomagała wyrazić smutek, najczęściej jednak – o czym fascynująco opowiada Kasia Nosowska – to dzieci dawały jej siłę. Liderka zespołu Hey wyznaje, że gdy przyszedł wielki sukces, była szczęśliwa, ale i przerażona, myślała, że tego, co się wiąże z popularnością, nie udźwignie. To ciąża sprawiła, że podołała. „Dopiero wtedy poczułam się naprawdę silna, jakbym otrzymała jakąś ochronę.
Poczułam się zdolna do walki”. I dodaje: „Choćby cały świat mnie odrzucił, to zawsze będę miała tą bliskość i wyjątkowość”.

Znane Polki opowiadają Cieślarowi o tym, jak muzyka leczy ludzi. Zastanawiają się, po co wychodzą na scenę. Choć w różny sposób to artykułują, każda z nich marzy, by słuchacze wierzyli jej emocjom, żeby w nich znajdowali też swoje. Żeby zobaczyli, że ktoś czuje podobnie, a jeśli szukają ukojenia, by je znaleźli.

Urszula Dudziak mówi na kartach „Kobiety metamuzycznej”: „jestem górą spełnionych marzeń”. Ania Dąbrowska zdradza: „Każda moja nowa płyta powstaje tak, że najpierw tworzę nowe piosenki, a potem to one pokazują mi, w jakim kierunku zmierzam i czy się rozwijam, czy też stoję w miejscu”. Maria Szabłowska przypomina sobie słuchaczkę, która opowiedziała na antenie, że po śmierci męża chodziła na jego grób i włączała „Niech żyje bal”, jego ulubioną piosenkę. Dzięki temu czuła, że jest połączona z ukochanym. Katarzyna Groniec wyjawia, że śpiewanie daje jej poczucie schronienia. Grażyna Łobaszewska zwierza się: „Moje straty to straty w ludziach”. To muzyka pozwoliła jej najpełniej wyrazić żal po każdej z nich.

d14kg65

Jedna z najlepszych rozmów w tym tomie to ta z Kasią Nosowską. Piosenkarka po raz kolejny potwierdza, że czuje nie tylko dźwięki, ale i słowa: „Muzyka jest substancją, która wypełniła wszystkie szczeliny, które w sobie nosiłam. Ona mnie scaliła (...) Jestem szczęśliwa, że mam coś takiego, co mnie dopełniło. Nie chcę jednak powiedzieć, że muzyka jest dla mnie wszystkim. Bo nie jest”. Artystka przyznaje się do nałogu czytelniczego. Jej zdaniem w dowiadywaniu się o sobie rzeczy ważnych, w stawaniu się lepszym pomaga przede wszystkim literatura i rozwijanie w sobie uważności.

Elżbieta Zapendowska dzieli się z Arturem Cieślarem obserwacjami dotyczącymi tego, co wyzwala blichtr show-biznesu. Twierdzi, że popularność wykoślawia charaktery, jest jak choroba, na którą potrafią się uodpornić tylko nieliczni. Wtóruje jej profesor Jadwiga Rappé. Podkreśla, że artysta, by nie skołtunieć, musi wiedzieć, co jest esencją jego zawodu, a co iluzją. Choć Rappé wie, czym jest bujne życie zawodowe, najbardziej lubi być „ubrana w futro swojej rodziny”.

Sława Przybylska opowiada o tej części swojej pracy, o której chyba niewiele osób wie - o wykonywaniu utworów klezmerskich. Piosenkarka, wychowana na Podlasiu, jako dziecko była świadkiem mordowania współobywateli o żydowskim pochodzeniu; nic wtedy nie mogła zrobić. Włączenie po latach do repertuaru piosenek Żydów, którzy zostali zabici bez sensu i bez powodu, „to był wewnętrzny imperatyw, silna potrzeba zbudowania im pomnika pamięci”.

Moc tej książki to jej bohaterki, które momentami porywająco opowiadają o muzyce, o pracy na emocjach. Z tego powodu czytelnik nie pożałuje, że wybrał tę lekturę. Mam do „Kobiety metamuzycznej” jednak kilka zastrzeżeń. Wydaje mi się, że byłaby lepsza, gdyby autor wywiadów zrezygnował z pisania do nich wstępów, w których mowa o okolicznościach, w jakich doszło do spotkania z każdą z pań, i o tym, czego chciał się dowiedzieć. Do wywiadu, który jest formą bardzo pojemną, nie trzeba przedmowy ani postscriptum, bo na przegadaniu po prostu traci. Poza tym za dużo w tych wstępach przymiotników. Przed rozmową, w której Krystyna Janda pokazuje się jako kobieta bardzo konkretna, nie znosząca wielosłowia, Cieślar pisze o aktorce, że „to wizjonerka pracująca na hiper pełnych obrotach, mega ambitna”.

d14kg65

Dziennikarz chce stworzyć klimat sprzyjający zwierzeniom. Udaje mu się to, jest w tych rozmowach ciepło, momentami jednak Cieślar idzie za daleko – trudno uwierzyć, że dorosły mężczyzna może mówić z taką egzaltacją. Niemal każdy z wywiadów kończy życzeniami dla jego bohaterki. Na przykład takimi: „Pięknej i długiej jawy, radości i afirmacji życzę Pani z całego serca”. Jak mawiają doświadczeni redaktorzy: mniej znaczy więcej. I jeszcze jedna rzecz: przecinki. Korektor naprawdę się nie popisał.

W „Kobiecie metamuzycznej” jest miejsce na refleksje dotyczące przemijania, w którym bohaterki książki widzą sporo piękna. Bo przecież człowiek mądrzeje z czasem. Magda Umer wyznaje, że od dzieciństwa fascynowali ją starzy ludzie, te przeżycia, które mają wypisane na twarzach. Artystka zauważa: „Młodość ma w sobie element trwonienia. Wydaje się, że wszystko będzie trwać wiecznie. Dojrzałośc to umiejętność doceniania każdej chwili”. Zdaje się, że prawd, do których dokopały się wraz z upływem lat, rozmówczynie Cieślara nie zamieniłyby na barwne przygody, ale i niepokoje z młodości. Z radością stwierdzają, że już się tak nie szarpią, czas dał im więcej spokoju ducha. Urszula Dudziak przyznaje, że dopiero teraz jest jej „dobrze w sobie samej”.

Życie nie kończy się po trzydziestce, jak chcieliby nam wmówić specjaliści od reklamy. Jędrna skóra jednak przegrywa z jędrnym umysłem. Jak dobrze, że są tacy, którzy zamiast w mezoterapię inwestują w muzykoterapię. Ciekawe, kto zyska więcej.

d14kg65
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d14kg65