Kuferek wymyślił chyba jakiś skąpiec, który trząsł się nad swoją garścią monet. A ten pomysłowy gość, który wymyślił w kuferku drugie dno, swoją garść groszaków pomnożył pewnie stukrotnie.
Ale jeśli myślimy, że „kanały przerzutowe” oznaczają w handlu narkotykami walizki z podwójnym dnem i kurierów, łykających gumowe woreczki – cóż, myślimy tak, jak mają myśleć czytelnicy popularnej prasy. Drobni urzędnicy. Szeregowi policjanci. Bierzemy przynętę za grube ryby.
Rozmówca Luki Restello opowiada o kanałach przerzutowych z prawdziwego zdarzenia. Dziesiątki kilogramów, setki kilogramów, tony białego proszku. Tyle z pewnością nie zmieści się w walizce… Szmugiel na wielką skalę wymaga karkołomnych przedsięwzięć, z pozoru szalonych pomysłów, tańca na linie. Reporterska relacja niepostrzeżenie przechodzi w powieść łotrzykowską pełną anegdot, dygresji, malowniczych postaci jak z najlepszych lat latynoamerykańskiego boomu, z Hemingwaya czy Cendrarsa .
Narrator tej historii, niepoprawny optymista i współczesny baron Münchhausen, nie ma chwilowo zbyt wielu rozrywek. Siedzi w więzieniu od dawna i posiedzi jeszcze długo, pielęgnując swój wizerunek pełnego fantazji lekkoducha, życiowego hazardzisty wymyślającego koronkowe scenariusze i nie brudzącego sobie rąk łapówkami, krwią i białym proszkiem. Narrator, podobno kompilacja kilku autentycznych postaci, jest specem od logistyki, pomysłowym gościem w dobrym garniturze i z wiarygodną legendą, który sam nie strzela i nie wciąga kresek białego proszku. Płacą mu za myślenie, za kreatywność, elastyczność i, ciśnie się pod pióro słowo „uczciwość”, ale niech będzie: lojalność. I gdyby nie myśleć, co z tym białym proszkiem działo się przedtem, i co będzie się działo później, to można by tego brata-łatę nawet polubić. Niektóre historie są okrutne, krwawe, a opisywane z nazwiskami. Właściciele nazwisk nie zaprotestują, bo na ogół już nie żyją. Przynajmniej pod dotychczasowym nazwiskiem. A narrator zmyśla przecież, to
nie może być prawda… Na przykład o tym, że dopiero wojna służb amerykańskich i międzynarodowych z kartelami narkotykowymi spowodowała, że produkcja koki z trzech południowoamerykańskich państw rozpełzła się na cały kontynent. Albo, że to w dużej mierze góry pieniędzy do wyprania rozdęły bańkę nieruchomościową. I że wszystkiemu winna prohibicja…
Cóż, po przeczytaniu Przemytnika doskonałego otaczający świat stracił trochę ze swej niewinności. Pokazał skrawek podszewki, drugie dno.