Trwa ładowanie...
recenzja
27-08-2013 17:20

Dziurawy płot Arkadii

Dziurawy płot ArkadiiŹródło: Inne
d4f2fem
d4f2fem

Zapach rozgrzanej słońcem trawy, plusk płynącej nieopodal rzeki, skrzypiący pod butami śnieg, gorąca łza na policzku – najnowszą książkę Kazimierza Orłosia Dom pod Lutnią wypełniają zapachy, smaki, widoki i dźwięki; doznania tak znane i sycące ciepłem, jak miękki sweter w zimowy wieczór, słodkie jak zrywane podczas wakacji jabłka. Rozkoszny urok sielanki uwodzi i choć bardzo trudno mu się oprzeć, nie jest to bynajmniej jedyna zaleta tej powieści.

Kilka lat po wojnie młoda kobieta przyjeżdża ze swym dziewięcioletnim synem Tomkiem na mazurską wieś, aby oddać chłopca pod opiekę jego dziadkowi, byłemu pułkownikowi Wojska Polskiego. Ojciec chłopca, były akowiec, przebywa w więzieniu, a rodzina żyje w atmosferze niepewności i strachu przed represjami. Tymczasem Lipowo to miejsce magiczne. Pięknie opisane sensualne doznania przetykają codzienność mazurskiej wsi na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych: Tomek spotyka ukrywających się w lasach partyzantów, kłusowników, oficerów Urzędu Bezpieczeństwa składających dziadkowi niespodziewane wizyty. Ich pojawienie się jest zresztą na równi ważne z trwającą całą noc burzą z piorunami, które wywołują u chłopca, kto wie czy nie większy lęk. Tomek szybko znajduje kolegów, bawi się także z córką gospodarującej u dziadka pięknej Urszuli, na którą w domu mówi się „Lili Marleen”, a nauka jazdy konnej i pływania przebiega pod opieką furmana Wasyla. Lipowo i okoliczne wsie to zresztą miejsca, w których na równi z
językiem polskim mówi się po niemiecku, po ukraińsku, choć najczęściej mazurzy i lekko zaciąga. Dla ucha chłopca to dźwięki egzotyczne tylko na początku, dla czytelnika – podobnie. Bowiem wszystko tu ma swoje miejsce, niezależnie od tego, czy porządek świata zmienił się na lepsze czy na gorsze. Pory roku następują po sobie z niewzruszonym spokojem – takim samym, jak ten, którym zdaje się emanować dziadek Bronowicz. Oprócz przedwojennej kindersztuby Józef Bronowicz uczy wnuka czegoś jeszcze, co definiuje jego spojrzenie na świat: przyzwoitości i szacunku. Ten szacunek to cecha wykraczająca znacznie poza stereotypowo pojmowaną grzeczność wobec starszych – to uważność i empatia, zarówno wobec świata ludzi, jak i świata zwierząt oraz nieokiełznanej przyrody. Drugiemu człowiekowi należy się szacunek, zdaje się mówić Orłoś ustami swego bohatera, niezależnie od wyznawanej przez niego religii, niezależnie od pochodzenia, języka, w którym myśli i opcji politycznej. Niełatwe wybory, przed którymi staje Bronowicz, to
często efekt właśnie tego nonkonformistycznego jak na ówczesne czasy (czy tylko?), stoickiego spojrzenia na świat, a odpowiedź na to, jaką drogę należy obrać, daje właśnie przyzwoitość.

Nie da się ukryć, że to wszystko jest celową kreacją, że to świat-kokon, przestrzeń najbezpieczniejsza, regularnie i świadomie odcinana od rzeczywistości przez samych bohaterów – a dokładniej przez Bronowicza, zbiega z aż nazbyt wielu przestrzeni: z powojennej Warszawy, z nieudanego małżeństwa, ze świata podziałów i „hartowania stali”. Próba utrzymania siebie i swego otoczenia, najbardziej zaś Tomka, w sielankowej krainie szczęśliwości przebiega pomyślnie – ale do czasu. Silna więź, jaka rodzi się pomiędzy dziadkiem i wnukiem sprawia, że dla chłopca związek starego mężczyzny i znacznie młodszej od niego kobiety nie wydaje się czymś nienaturalnym. Ale przez dziurawy płot Arkadii Tomkowego dzieciństwa wkracza rodzina, oburzona zachowaniem Józefa. Tomek ma natychmiast wracać do Warszawy. Orłoś nie ocenia w swej powieści nikogo, nie stara się usprawiedliwiać zachowań swych bohaterów, pozostawiając wszystko decyzji czytelnika. Nie ma tu tworzenia na siłę „wielkiej i jedynej miłości”, nie ma patosu i banalnego
mielenia schematu – pozostaje jedynie spokój narracji, piękno starannego języka.

Świadomie nie piszę o kulturowym kontekście Domu pod Lutnią – o „Róży” Smarzowskiego ani o Dolinie Issy Miłosza , choć to najbardziej oczywiste i nasuwające się od razu odniesienia, a więc pewnie będzie o nich często i dużo. Świadomie odcinam się od literackich interpretacji – to chyba właśnie efekt działania tej prozy. Przebija z niej niezwykła czułość i troskliwość, uważność wobec szczegółu i powolny rytm każdego zdania. Ze spokojem zanurzam się w świat zapachu, dźwięku i smaku szczęścia.

d4f2fem
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4f2fem