Trwa ładowanie...
recenzja
29-05-2013 12:41

Pocyklonowe pejzaże

Pocyklonowe pejzażeŹródło: Inne
d1zum8t
d1zum8t

27 kwietnia 2008 roku nad Zatoką Bengalską uformował się cyklon Nargis, który zrazu miał być jedynie średnim huraganem zmierzającym na północ, nad wybrzeże Bangladeszu. Niespodzianie zawisł jednak groźnie między Indiami, Bangladeszem i Birmą, po czym skręcił na północny-wschód, by uderzyć z całą mocą w birmańską deltę Irawadi. Oficjalnie ogłoszono, że wskutek kataklizmu zginęło 84 537 osób, a 53 836 uznano za zaginione. Szacuje się, że liczby te były 3-4-krotnie wyższe, a podane publicznie dane stanowiły prawdę reżimową, z faktami nie mającą nic wspólnego, podobnie, jak większość tego, co trafiało w Birmie do oficjalnego obiegu. Jak się jednak okazało, Nargis nie tylko spustoszył miasta i wsie; przyczynił się również do erozji systemu trawiącego od lat ów kraj. Erozji, która skutkowała tym, że junta po raz pierwszy zdecydowała się otworzyć Birmę na pomoc z całego świata – z wolna, mozolnie, ale nieuchronnie. Dziś jej efektem jest, między innymi, obecność na szczytach władzy pierwszego cywilnego prezydenta od
czasu przejęcia rządów przez wojsko.

Emma Larkin postanowiła przyjrzeć się wydarzeniom, które przyczyniły się do tych zmian. Jest dziennikarką i pisarką, która ukończyła Szkołę Studiów Orientalnych i Afrykańskich w Londynie. Prawie przez całe życie mieszkała w Tajlandii, ale, jak powiedziała w jednym z wywiadów, zawsze interesowało ją, co się dzieje w sąsiedniej Birmie - ileż nieopowiedzianych historii musi skrywać ten kraj, odcięty od świata przez wojskowy reżim! Przez ponad piętnaście lat, regularnie, odwiedzała Birmę zbierając owe historie, obserwując i usiłując ją zrozumieć. Pokłosiem tych podróży jest, między innymi, praca: „Secret Histories: Finding George Orwell in a Burmese Tea Shop”, w której opisała, jak szukała birmańskich śladów Orwella. „Spustoszenie. Nieopowiedziana historia o katastrofie i dyktaturze wojskowej w Birmie”, wydana właśnie nakładem oficyny Czarne, to pochylenie się nad historią najnowszą, tą, którą doskonale znamy z doniesień prasowych.

Pierwsza część to opis spustoszenia fizycznego, materialnego, wtrącenia w niebyt całych wiosek, miast, istnień ludzkich; spustoszenia, jakie dosięgnęło Birmę wskutek uderzenia cyklonu Nargis. Rządy wielu państw zaoferowały swą pomoc – junta błyskawicznie ją odrzuciła, na wszelki wypadek uniemożliwiając poruszanie się po kraju cudzoziemcom, również tym należących do organizacji humanitarnych. Larkin odmalowuje iście postapokaliptyczne obrazy kraju przepełnionego bólem, tragedią i narastającym poczuciem anarchii. Znalazła się w samym jego centrum – tydzień po cyklonie rozpatrzono pozytywnie jej wniosek o wizę turystyczną. Wstrząsające relacje przeplatane są opowieściami o usilnej próbie udzielenia pomocy ofiarom kataklizmu, bez żadnego wsparcia rządu, za to podlegając wielu restrykcjom i ograniczeniom. Dopiero dwa tygodnie po uderzeniu cyklonu, szef junty stwierdził, że w zasadzie to faktycznie przydarzyła się poważna katastrofa żywiołowa. Kiedy już zezwolono na pomoc z zewnątrz, rozpoczęły się rabunki
transportów z pomocą humanitarną; to, czego nie zdążyli nakraść celnicy, trafiało do pazernych małżonek generałów. Wiza Larkin ważna była cztery tygodnie – jak napisała, miała za sobą miesiąc uganiania się za informacjami, które były nie do zdobycia i zadawania pytań, na które nie było satysfakcjonujących odpowiedzi. W tym czasie operacja ratunkowa postępowała w żółwim tempie, zaś zainteresowanie zagranicznych mediów zdążyło wygasnąć. Pierwsza cegła w murze została jednak wyrwana, choć, jak się wydaje, mało kto o tym jeszcze wiedział.

W części drugiej mamy do czynienia ze spustoszeniem moralnym, etycznym, kiedy junta pokazała swoją prawdziwą twarz podczas szafranowej rewolucji. Najpierw jednak autorka przygląda się poszczególnym szczeblom tamtejszej władzy, na czele której stał Than Shwe, dyktator – w przeciwieństwie do innych satrapów - nie lubiący pozostawać na świeczniku. Wizyta w ranguńskim Muzeum Sił Obronnych jest pretekstem do przybliżenia czytelnikom historii Birmy, wciąż rozszarpywanej przez kolejne zawieruchy dziejowe. Chodząc pomiędzy pamiątkami zebranymi na cześć (oczywiście, permanentnej) świetności kraju, skonstatowała, że muzeum wojska pozwala zobaczyć, jak reżim postrzega swoją rolę i miejsce w historii kraju. Podczas gdy cały świat widzi obłąkanie rządzącej junty, generałowie wierzą, że wielokrotnie uratowali państwo przed katastrofą. Wydaje się, że podobne przekonanie mieli i w 2007 roku, gdy, wskutek ogromnych podwyżek, ludzie zdecydowali się wreszcie wyjść na ulice. Wydarzenia te Larkin obserwowała zrazu z rodzinnego
Bangkoku, śledząc doniesienia pojawiające się w emigracyjnych serwisach internetowych. Było co śledzić – w Birmie, jak napisała, stanęły przeciwko sobie dwie potężne siły: buddyjscy mnisi i uzbrojona po zęby junta wojskowa. Rozpoczęła się masakra, po której mieszkańcy mówili, że reżim potraktował mnichów tak straszliwie, że nie można wyobrazić sobie czegoś straszniejszego. Pół roku później, w Birmę uderzył Nargis.

d1zum8t

Próbując zrozumieć birmańską juntę, autorka przyglądała się tamtejszej obyczajowości, przesądom i wierzeniom, opisując nie tylko tło historyczne, ale i to kulturowe. W „Spustoszeniu” przeczytamy również o budzących podziw aktach samotnego protestu – wiadomo, że skończą się długoletnim więzieniem, a nazajutrz nikt o nich nie będzie pamiętał, a mimo to ludzie decydują się na zamanifestowanie swojego niezadowolenia. Jak znakomicie Larkin ujęła, nałożony na fora publiczne reżimowy knebel unicestwia pamięć zbiorową, a prawda jest tylko jedna – ta w wydaniu dyktatury. Tu, aktualnych wydarzeń historycznych nie można czcić uczciwie i jawnie, nie sposób o nich rozmawiać, pamiętać. Historia ginie w wymuszanej, zbiorowej niepamięci oraz wszechobecnej paranoi. Wojskowi bali się otworzyć Birmę na świat, by społeczeństwo nie zobaczyło, jak bardzo ów świat poszedł do przodu, pozostawiając ich nurzających się w bagnie mrzonek o nowym, lepszym, socjalistycznym ładzie. Ładzie, który doprowadził do katastrofy gospodarczej i
demograficznej. Tak, jak w Korei Północnej i innych państwach trawionych przez chory system, władza wybrała wynaturzony izolacjonizm i permanentne tworzenie fikcji, przy której orwellowska Oceania jawi się jako całkiem demokratyczna kraina.

Pod koniec października 2008 roku, Larkin krążyła przez kilka miesięcy między Rangunem a deltą. Spisywała relacje pracowników organizacji humanitarnych i miejscowych, komponując ciąg dalszy cyklonowej sagi, opowieść o niewyobrażalnej utracie. Czasem udawało się z niej wyłuskiwać historie cudownego ocalenia, w większości jednak były to przerażające świadectwa o bezbrzeżnym, samotnym cierpieniu. Świadectwa o traumie pocyklonowej, wyzbyte nadziei, przepełnione nieszczęściem, kiedy po trudnym do pojęcia kataklizmie, trzeba było zmierzyć się z upokorzeniem i bezradnością. Cyklon wszak nie opuścił delty, jej mieszkańcy wciąż w nim żyli, on zaś żył wciąż w mieszkańcach.

Autorka stwierdziła, że wydarzenia historii najnowszej pozostają jedynie w postaci prywatnej – bywa, że przechowywane w samotności stają się tajemnicą, której nie sposób udźwignąć. Dwa opisane przez nią wydarzenia z dziejów Birmy wyrwały się do przestrzeni publicznej, dwa z nich, choć na chwilę, zaistniały w świadomości świata. Jedno przebiło się przez ścianę cenzury wraz z krzykiem tonących w delcie Irawadi, drugiemu zaś towarzyszył huk żołnierskich butów wdeptujących w ziemię ideały buddyjskich mnichów. Larkin postanowiła dotrzeć do wspomnianej pamięci prywatnej, do tych, którzy po wspomnianych dramatach zaczęli popadać w stupor, chować się wewnątrz siebie, gdy reżim polował na świadków. Znalazła ją tam, gdzie o ludziach, którzy poświęcili życie dla swojej ojczyzny, należy milczeć, a pamięć pielęgnuje się jedynie po kryjomu.

Zbierając historie gdzieś w przygnębiającym pejzażu delty, była pewna, że coś w końcu zaczyna się iskrzyć, a z iskier tych może wreszcie wybuchnąć pożar. Zarzewiem może być cokolwiek, nawet drobna, zwykła, powszednia krzywda. Miała rację – jak wspomniałem, Birma ma za sobą przemianę ustrojową, a w maju 2012 roku Unia Europejska zawiesiła nawet sankcje gospodarcze. Podczas szafranowej rewolucji rząd odsłonił swój upadek moralny, natomiast po przejściu cyklonu Nargis wykazał się biernością i nieadekwatnością działań. Wydarzenia te stały się katalizatorem zmian.

d1zum8t

Wydaje mi się jednak, że gdzieś tam, pod pogorzeliskiem będącym podwaliną nowego, lepszego świata, wciąż się tli płomień, który może zaprzepaścić wszystkie dotychczasowe zmiany. Pierwszy jego przejaw miał miejsce w marcu 2013 roku, kiedy buddyści zrównali z ziemią muzułmańskie dzielnice, mordując wczorajszych sąsiadów, z którymi przez lata żyli w zgodzie. Armia wciąż tłumi separatystyczne dążenia Kaczinów (co jakiś czas, przypadkowo, ostrzeliwując chińską granicę), a etniczny tygiel, jakim jest Birma, stanowi swoistą beczkę prochu. Analityk International Crisis Group, Jim Della-Giacomo powiedział ostatnio, że jest to kraj z dziesiątkami podziałów i rachunków krzywd, które dyktatura wyciszała. Obawiam się, że, wbrew optymistycznego wydźwięku posłowia wydawcy, podziały te przybiorą na sile i za jakiś czas świat znów usłyszy o Birmie, bezradnie patrząc, jak nieopowiedziana historia o katastrofie i dyktaturze wojskowej znajduje swoją kontynuację wówczas, gdy już ucichną okrzyki radości z obrania nowego,
politycznego kursu.

W swojej książce autorka nawiązuje do przypowieści o ślepcach i słoniu, w której to każdy może opisać jakąś część swojej prawdy, jednak nikt nie jest w stanie zobaczyć ni pojąć całego zwierza. Można przeto objąć wydarzenia lokalne, ale olbrzymie obszary rzeczywistości pozostają nieznane. Do niedawna było jeszcze trudniej, bowiem junta próbowała sama tworzyć obraz rzeczywistości, niemniej i współczesna Birma wciąż jest równie nierozpoznana, co nieprzewidywalna. Stąd też niezmiernie cieszy mnie, że powstają takie prace, jak „Spustoszenie. Nieopowiedziana historia o katastrofie i dyktaturze wojskowej w Birmie”. Prace, których tak bardzo brak na rynku księgarskim, przybliżające nam kraj, o którym słyszymy dopiero wówczas, gdy dokona się w nim, tytułowe, spustoszenie.

d1zum8t
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1zum8t