Schyłek dziewiętnastego wieku. Wielonarodowa i wielowyznaniowa Łódź, dynamicznie rozwijające się miasto przemysłowe, zaludniane kolejnymi tysiącami przybyszy poszukujących lepszego jutra. Dymiące kominy fabryk, hałas maszyn z setek tkalni, rolwagi z bawełną toczące się z rumorem po brukowanych ulicach, duszne zaułki czynszowych kamienic, nieustający gwar i tumult. Wyrazisty obraz blasków i cieni drapieżnego kapitalizmu – bajeczne fortuny krezusów wyrastające z morza nędzy mas pracujących. Na tym tle zmagania kilku bohaterów, którzy właśnie tutaj postanowili realizować swoje zawodowe aspiracje.
Brzmi znajomo? Czyżby któryś ze współczesnych pisarzy pokusił się o dopisanie wiekopomnemu dziełu Reymonta dalszego ciągu? A może prequela? Czy znajdziemy tu kolejny epizod losów Borowieckiego, Bauma i Welta? Okazuje się, że Krzysztof Beśka nie poszedł aż tak daleko. Jego najnowsza powieść Trzeci brzeg Styksu korzysta z całego bogactwa tła, oferowanego przez Łódź przełomu wieków, uwiecznioną przez polskiego noblistę w Ziemi obiecanej . Jednak „swoich” Lodzermenschów wplątał autor dla odmiany w diaboliczną intrygę kryminalną, sięgającą korzeniami do motywów starogreckiej mitologii.
Nadchodzi Wielkanoc 1892 roku. Najpierw z pałacu bogatego fabrykanta Friedricha Neumanna znika nocą jego kilkuletni syn. Bezsilna policja gubi się w przypuszczeniach, a do akcji wkraczają prywatni detektywi, i to aż trzech. Na pierwszy plan wysuwają się poczynania starego wygi Jewgiennija Riepina i jego energicznego asystenta Stanisława Raczyńskiego. Nim jednak uda im się poczynić postępy w śledztwie, w podobnych okolicznościach, jak młody Neumann, zostaje porwany synek inżyniera Szałkowskiego. Ślady pozostawione przez sprawców wiodą obu detektywów do cyrku. Trop okazuje się trafny...
Równolegle rozwijają się inne wątki. Do Łodzi przyjeżdża hrabianka Maria Potulicka, poszukująca swego brata Andrzeja. Ten, straciwszy rodzinny majątek, postanowił właśnie tutaj szukać swojej „ziemi obiecanej”. Od przyjazdu do miasta nie dał jednak znaku życia. Z kolei ceniony łódzki lekarz Kalczyński zostaje „łagodnie” uprowadzony, by leczyć tajemniczego pacjenta ukrywającego twarz pod maską. Trzeciego ze wspomnianych wyżej detektywów, przybyłego z Warszawy, nieznani sprawcy zwabiają w odludne miejsce. Tymczasem miasto dosięgają kolejne nieszczęścia. Dochodzi do zawalenia się kilku kamienic, przez co ich mieszkańcy tracą życie, dorobek i dach nad głową. Przy tych katastrofach wysychanie studni zdaje się być nieistotnym szczegółem. To wszystko staje się katalizatorem burzliwych zmian na szczytach miejskiej władzy.
Beśka znany był dotychczas z prozy opisującej i komentującej różne aspekty współczesności. W polu jego zainteresowań pozostawały szczególnie niedoskonałości stosunków społecznych i ułomność relacji międzyludzkich, będące produktem pozornych wartości korporacyjnego półświatka (* Wrzawa, * Bumerang). Nawet jeśli pisarz czynił wycieczki w przeszłość, to była ona nieodległa i silnie spleciona z jego biografią (* Fabryka frajerów, za którą otrzymał Literacką Nagrodę Warmii i Mazur „Wawrzyn”). Jeśli natomiast zdradzał prozę obyczajową na rzecz kryminału, to również rozgrywał go w na wskroś współczesnych realiach ( Wieczorny seans*).
Tym razem Beśka sięgnął po ten ostatni gatunek literatury popularnej i z premedytacją skorzystał z pełnego instrumentarium, przypisanego do jego konwencji.Dla skomplikowania intrygi rozmnożył wątki, posplatał je ze sobą i wplótł w misterną – nomen omen – tkaninę społeczno-obyczajowego tła. Sama intryga ma w sobie pierwiastek metafizyczny, ocierający się omalże o fantastykę (mitologiczna obsesja jednej z postaci). Z kolei motywów science fiction możemy się dopatrzeć w opracowywanych przez żydowskiego naukowca Izaaka Kona wynalazkach wyprzedzających swój czas (motorower, kamizelka kuloodporna). W tym względzie proza Beśki koresponduje z * Lalką* Bolesława Prusa , który swojemu bohaterowi kazał odkryć metal lżejszy od powietrza. Zresztą jedna z drugoplanowych postaci Trzeciego brzegu Styksu systematycznie spotyka się z Prusem . Literackich nawiązań do życia i twórczości wielkich polskich pisarzy tamtych czasów w książce Beśki znajdziemy więcej. Prócz wspomnianego na wstępie Reymonta dość wskazać Sienkiewicza czy Orzeszkową .
Beśka posługuje się bogatym językiem, obfitującym w metafory i opisy doznań zmysłowych, co pozwala czytelnikowi bezpośrednio poczuć klimat ukazywanych miejsc i sytuacji.Autor nie stroni też od dygresji, co nieco spowalnia akcję, ale pozytywnie wpływa na budowanie napięcia. Zapewne ze względu na brak doświadczenia na kryminalnej niwie, pisarz nie uniknąć też kilku potknięć. Jedno z poważniejszych to wysłanie – wychwalanego wcześniej za zawodowy profesjonalizm – detektywa na spotkanie z tajemniczym informatorem. Bohater udaje się na nie bez broni i nie zachowuje podstawowych zasad ostrożności.
Wielkim atutem powieści Beśki jest za to sugestywny i przekonujący obraz Łodzi – bogata w szczegóły historyczno-obyczajowa mozaika żywego urbanistycznego molocha, który niczym Metropolis z filmu Fritza Langa zawładnął swoimi mieszkańcami. Opisy miasta atakują nasze zmysły jaskrawymi barwami i wyrazistymi zapachami, rozbrzmiewając odgłosami codziennego życia i różnymi językami. Dynamizm i plastyczność tej pisarskiej wizji przenoszą nas na czas lektury w czasie i przestrzeni, by potem na długo zagościć w myślach. Jako się wcześniej rzekło, opis miasta daleki jest jednak od sielanki. W jego tle pobrzmiewa, charakterystyczna dla twórczości Beśki, krytyka odhumanizowanego kapitalizmu, w którym człowiek staje się jedynie niewiele znaczącym trybem machiny do generowania zysków dla wielkich tego świata. Społeczna wrażliwość w kryminale retro? Jak się okazuje, pisarzowi udaje się ją zgrabnie wpisać w ramy formuły gatunku.